X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Kronika starań po stracie - nowa nadzieja?
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5
WSTĘP
Kronika starań po stracie - nowa nadzieja?
O mnie: Jestem z moim cudownym mężem od 7 lat, od 30 sierpnia 2014 jesteśmy małżeństwem i ciągle szczerzę się do siebie z radości na samą myśl o tym. Mam fioła na punkcie moich 2 kotów (ale mój mąż jeszcze większego, więc nie czuję się kompletnie nienormalna) i stanowczo za mało półek na książki (pomimo że właśnie dokupiłam w Ikei dwie kolejne). Bardzo, bardzo chciałabym dołączyć dziecko do mojej kochanej menażerii.
Czas starania się o dziecko:
Moja historia: Zaczęliśmy się starać dwa miesiące po ślubie, w listopadzie, i udało nam się w pierwszym cyklu. Cieszyliśmy się jak dzieci i baliśmy jednocześnie. Pierwsze USG 22.12 - jest serduszko, a na monitorze mały alien. Rozmiary idealnie zgodne z wiekiem ciąży, wszystko rozwija się wspaniale. Kolejne USG 9 stycznia, pierwsze z mężem - i wzrok doktora, po którym wiem, że nie będzie dobrych wieści. 12 stycznia zabieg. 12 kwietnia 2015 po raz kolejny dwie kreseczki na teście - niedowierzanie, radość i strach. Nie zdążyłam nacieszyć się długo - 21 kwietnia beta znacząco spadła i już wiedziałam, że znowu nie wyszło... 22 kwietnia zaczęło się krwawienie. Powrót do punktu 0 okazał się jeszcze bardziej bolesny niż poprzednio. 2016 rok zaczął się lepiej niż myślałam - lubię moją nową pracę, wyszłam z depresji, dostałam umowę na czas nieokreślony - i 11 lutego zobaczyłam znowu dwie kreski na teście. Czy tym razem skończy się dobrze?
Moje emocje: Po dwóch stratach ciężko podejść do ciąży z beztroską - ale ostrożnie zaczynam się cieszyć. Nie wiem tylko, jak nie zwariować z niepokoju w kolejnych miesiącach.

13 marca 2015, 00:44

W sobotę powinnam dostać @ jeżeli wszystko wróciło do normy sprzed ciąży. To był pierwszy normalny cykl po poronieniu, owulacja jak zwykle u mnie późno, w 16 lub 17 dc (16 wg aplikacji na telefon, 17 wg ovu, ufam trochę bardziej tej na telefon, bo moim zdaniem lepiej odgadła owulację w szczęśliwym cyklu ciążowym).
Mój mąż bardzo się przejął ostrzeżeniami mojej mamy, że powinniśmy odczekać parę miesięcy po poronieniu żebym doszła do siebie. Chciał czekać pół roku (dziękuję, mamo! wrrr!), ale wytargowałam odczekanie 3 cykli i wznowienie starań od drugiej połowy kwietnia. Czasami myślę, że zwariuję od tego czekania.
Mam podstępne plany, żeby przekonać go do starań już w nadchodzącym cyklu - na USG wszystko ok, ja czuję się świetnie, jaką różnicę zrobi miesiąc w tą czy w tamtą - ale chwilę później opada mnie jednak strach - a co jeżeli mama ma rację? Sama przeszła przez dwa poronienia zanim udało jej się donosić ciążę ze mną i później moim bratem, poza tym wszyscy lekarze których do tej pory widziałam kazali czekać te 3 cykle :/ Do tego dochodzą względy praktyczne - powinnam załatwić kwestie ósemki, lepiej by było chwilę poczekać ze względu na pracę, jakbym teraz zaszła możliwa wizyta na porodówce w święta, kiedy większość lekarzy szusuje na nartach... Ech, zwariuję sama ze sobą :)

14 marca 2015, 18:01

Ech, psychika starającej się dziewczyny jest kompletnie porąbana,przynajmniej tak stwierdziłam na własnym przykładzie. Jeżeli mój cykl wrócił do normy, powinnam dzisiaj dostać okres. Jak dotąd - ani śladu @. Szanse na ciąże praktycznie zerowe, bo w tym cyklu się jeszcze zabezpieczyliśmy, ale raz, już po dniach plodnych, było spontaniczne przytulanie bez zabezpieczenia i przy tym obecnym zaledwie kilkugodzinnym opóźnieniu @ już jak diabeł z pudełka wyglada nadzieja - a co jeśli owulacja była jednak chwile pózniej i będziemy mieli niespodziankę?

Druga myśl - mama mnie zabije, tak mi do głowy kładka, ze mamy poczekać przynajmniej 3 cykle po poronieniu!

Trzecia myśl - myślałam, ze doszłam już do etapu w życiu gdy nie będę się bała powiedzieć rodzicom o niespodziewanej ciąży :D

Oczywiście wszystkie te rozważania są absolutnie bezcelowe, bo owulacja na pewno była w terminie, a teraz tempka spada i wysypalo mnie na twarzy, wiec okres prawdopodobnie pojawi się dziś wieczorem lub jutro. Ale co szkodzi pomarzyć czekając na rozpoczęcie właściwych starań w kwietniu :)

15 marca 2015, 12:38

No i @ przyszła, 1 normalny okres po poronieniu dłuższy o 1 dzień niż normalnie - 27 zamiast 26 dni, więc nie ma tragedii :) Wg aplikacji w telefonie faza lutealna 11 dni, wg ovu 10 dni, którakolwiek zgodna z prawdą - faza lutealna w normie choć krótka, więc nie powinnam się o to martwić :)

Mój ukochany niestety chory i to w paskudny sposób - zapalenie chrząstki stawu kolanowego, kolano boli go tak, że nie może chodzić ani spać :(

15 marca 2015, 23:34

Ech, miałam pracować przez weekend i znowu mi się nie udało, zbyt zmęczona jestem. W sobotę dwie godziny na pogotowiu z moim kochanym biedactwem i jego kolanem, dzisiaj cały dzień czułam się senna i rozkojarzona, nie mogłam skupić się na lekkiej powieści, o pracy nawet nie wspominając. Boję się pomyśleć, co będzie jutro :( Najgorsze jest to, że z samego rana jadę do Warszawy na projekt, cały tydzień z dala od męża, kiedy jest chory i mnie potrzebuje :( Załatwiłam z rodzicami, że w razie czego mu pomogą z transportem do lekarza lub zakupami, ale i tak jestem nieszczęśliwa, że tak go opuszczam. Głupi projekt, od początku mnie wkurzał.

21 marca 2015, 19:19

Wczoraj wróciłam z tygodniowej delegacji w Warszawie... i chyba mój mąż się stęsknił, bo było przytulanie, i to bez zabezpieczenia :) spytałam później, czemu nie nalegał i odparł, że przecież chcemy mieć dziecko, więc nic się nie stanie :)

Oczywiście jestem ponad tydzień przed owulacją, więc z tego przytulania nic nie będzie, ale jestem taka szczęśliwa, że przestał nalegać na czekanie z wznowieniem starań :) Dziś przepełnia mnie spokój i pewność, że niedługo musi się udać zajść w ciążę po raz kolejny, tym razem ze szczęśliwym finałem. Może będę miała prezent na urodziny w kwietniu, może na Dzień Matki, może na wakacje - nie spinam się, przynajmniej dzisiaj, że musi się udać jak poprzednio w pierwszym cyklu. Może zajmie to kilka miesięcy, ale dziś przynajmniej wierzę, że będzie dobrze :)

23 marca 2015, 14:47

Ech, za tydzień owulacja i zaczynam robić się nerwowa. Boję się, czy faktycznie już próbować zajść w ciążę czy to jeszcze za wcześnie. Boję się, że coś się stanie dziecku. Boję się, że nie przeżyję psychicznie drugiego poronienia. Boję się, co będzie z pracą. Boję się, że coś jest nie tak ze mną lub z mężem i tylko jeszcze tego nie odkryliśmy.

Generalnie jestem dzisiaj jednym kłębkiem nerwów.

Moja mama mówi, że powinnam odczekać dłużej ze staraniami, bo teraz jak zajdę w ciążę to będę świrować, że coś jest nie tak. Ale ja widzę, że im dłużej czasu mija, tym bardziej się boję. Wcale nie wierzę, że jeżeli w kolejną ciążę zaszłabym latem, a nie teraz wiosną jak planowaliśmy, to byłoby lepiej. Ja już teraz zawsze będę się bała.

Najgorsze w tym, co się stało, było dla mnie jak kompletnie nieoczekiwana była wiadomość, że ciąża obumarła. Nie miałam żadnych objawów - żadnego plamienia, żadnego bólu, żadnych skurczy. Czułam się świetnie całą ciążę, z objawów miałam tylko bolące piersi i senność. Mój organizm nie wysłał mi żadnego sygnału, że dzieje się coś złego. Wiem, że na tym etapie ciąży nawet gdybym zauważyła coś wcześniej nic by się nie dało zrobić, ale nie o to chodzi. Wiem, że kiedykolwiek zajdę ponownie w ciążę nie będę już mogła uspokoić mojej paranoi myślą, że przecież czuję się dobrze, nie plamię, nic mnie nie boli - bo co z tego, że czuję się dobrze, to nic nie znaczy!

Nie wiem, co robić. Czy próbować już w tym cyklu, czy poczekać i liczyć, że z czasem podejdę do tego spokojniej? Tylko nie wiem, na czym miałabym budować ten mój spokój...

24 marca 2015, 16:02

Dzisiaj rano powiedziałam sobie, że skoro mam jeszcze takie wątpliwości, to może powinnam odczekać ten jeden cykl jeszcze i zacząć w kwietniu, tak jak początkowo uzgodniliśmy z mężem. Niepotrzebnie otworzyłam się w ogóle na możliwość wcześniejszych starań, tylko mam przez to jazdy :/

W zasadzie jedyne, co mnie kusi we wcześniejszych staraniach to fakt, że gdyby się udało, dostałbym dodatni test ciążowy na urodziny. Trochę głupi powód na rozpoczęcie starań wbrew lekarzom, którzy wszyscy uparli się na standardowe wytyczne pod tytułem "3 cykle po poronieniu".

No, byłaby jeszcze jedna potencjalna zaleta, maleństwo urodziłoby się przed świętami (z przyczyn zdrowotnych będę miała cesarkę, więc nie byłoby zbytniego ryzyka przenoszenia ciąży) i nie musiałabym się denerwować, że wyląduję w szpitalu w święta, gdy wszyscy najlepsi lekarze szusują na nartach.

Idę zaraz po pracy na konsultację w sprawie ósemki, więc to mi tak naprawdę odpowie na pytania co do starań w weekend - jeżeli umówię się na zabieg w przyszłym tygodniu, to raczej i tak trzeba będzie się wstrzymać :)

24 marca 2015, 20:04

Update po wizycie - nie muszę usuwać ósemki!!! Ząb załatwiony przed owulacją, nie ma przeszkód do starań w tym cyklu. Zobaczymy jak wyjdzie, ale przynajmniej tym nie muszę się już stresować :)

Potrzebowałam tych dobrych wiadomości, bo tuż przed wizytą dowiedziałam się, że moja dawna koleżanka z pracy jest w ciąży i ma termin dokładnie taki, jaki ja miałam mieć. Potrafię cieszyć się z ciąży koleżanek, autentycznie ucieszyłam się, gdy zaszła moja przyjaciółka, która starała się 1,5 roku. Ale ta wiadomość uderzyła mnie podwójnie. Po pierwsze, nigdy tej dziewczyny nie lubiłam, więc trudniej było mi ucieszyć się z jej szczęścia. Po drugie, dlaczego jej udało się zachować ciążę a mi nie? Wiem, że na to pytanie nie ma odpowiedzi, wiem, że nie powinnam tak myśleć, ale bardzo trudno jest mi słyszeć o ciążach z tego samego terminu co moja.

29 marca 2015, 20:19

Udało się, udało się, udało się - dzisiaj rozpoczęliśmy starania :) Nie było łatwo przekonać mojego ukochanego, ale w końcu udało się :) Teraz spokojnie czekam na @ - i mam nadzieję, że nie przyjdzie :)
Termin wypada dokładnie w moje 30te urodziny i mam szczerą nadzieję na najpiękniejszy prezent w postaci 2 kresek :)

A jeżeli się nie uda w tym cyklu, starania w następnym mogłyby mieć rezultat w postaci prezentu na Dzień Matki, więc też byłoby pięknie :)

Jakie to cudowne uczucie, że wreszcie robię coś w kierunku ciąży!!!

30 marca 2015, 19:37

Masakra... dziś pewnie dopiero owulacja, jeszcze dwa tygodnie do testowania, a ja już zaczynam się nakręcać. Wyszło czy nie wyszło? A jak wyszło to co? A jak nie wyszło to co? Dlaczego trzeba aż tyle czekać żeby się dowiedzieć?????!!!!!

A tak sobie obiecywałam, że wrzucę na luz i nie będę się przejmować... <oj, naiwna, naiwna>

Na moim ulubionym wątku starających się po poronieniu ostatnio prawdziwy wysyp ciąż, aż mi się cała gęba śmieje z radości jak na to patrzę :) Pomimo opisanych powyżej schizów czuję coraz większą pewność, że już niedługo dołączę do brzuchatego grona. Jak nie w tym cyklu, to w następnym :)

I wtedy dopiero zacznę schizować...

31 marca 2015, 13:21

Ech, czuję się zdradzona przez własny organizm. 17 dzień cyklu, owulacja powinna być wczoraj, a tu temperatura zamiast w górę pikuje w dół :( Śluz rozciągliwy (mało go było, ale definitywnie przeźroczysty i rozciągliwy) ostatni raz pojawił się wczoraj rano, od południa wczoraj i dzisiaj kremowy. Ja już nic nie rozumiem, ale wygląda na to, że albo owulacja się opóźnia (czemu? nigdy mi tego wcześniej nie robiła!) albo ten cykl w ogóle będzie bezowulacyjny.

Nie chodzi nawet o to, że z tego cyklu nic nie będzie, bo i tak się nie nastawiałam, że znowu uda nam się za pierwszym podejściem, ale o to, że myślałam, że znam już mój cykl i potrafię go przewidywać, a tu taki numer :( normalnie jakby moje ciało pokazało mi wielką figę :/

7 kwietnia 2015, 16:35

Święta spędziłam tak pracowicie, że przydałby mi się urlop, żeby po nich odpocząć. :) Byliśmy z mężem u teściów w Niemczech, droga w jedną stronę ponad 8h, ale przynajmniej wybudowali nam S8, więc i tak o 2h szybciej niż poprzednim razem.

U teściów spęd rodzinny w celu oglądania zdjęć ze ślubu - tłok jak nie wiem, teść ma 6 rodzeństwa 0_0 Ale bardzo serdecznie i miło, wszyscy komplementowali nasz ślub i wesele, aż się poczułam mile połechtana :) I fajnie było popatrzeć na nas, takich ślicznych i zakochanych :) Nikt nie może powiedzieć, że byłam nieszczęśliwa wychodząc za mojego męża, bo szczerzyłam się jak głupia całą ceremonię :D

Niestety było też trochę smutnych momentów. Moja teściowa ma okropne kłopoty z sercem, miała wszczepiony rozrusznik, ale okazał się źle skalibrowany i popsuł jej serce jeszcze bardziej. Teraz nosi zewnętrzny rozrusznik 24h na dobę póki serce nie zregeneruje jej się trochę i lekarze nie stwierdzą, że jest wystarczająco silna, żeby wszczepić jej nowy rozrusznik. Na dodatek dowiedzieliśmy się, że jedną z ciotek mojego męża musiało zabrać pogotowie tuż przed świętami - też problemy z sercem, a jeden z wujków miał sercowe problemy po podróży na nasz ślub. Teść jest po dwóch zawałach, boję się o mojego męża, zwłaszcza że ma sporą nadwagę :/

Jeszcze gorsza była wizyta u babci mojego męża w domu opieki. Dom opieki był bardzo fajny, wyglądał znacznie lepiej niż to sobie wyobrażałam, ale straszne było widzieć jak postarzała się jego babcia i jak mało zostało z jej osobowości. Ma zaawansowaną demencję i gaśnie strasznie szybko. Kiedy poznałam ją kilka lat temu tylko osoby bardzo jej bliskie dostrzegały, że coś jest nie tak, teraz nie pamięta do czego służy dzwonek do drzwi i rozmawia o tym, kim chce być jak skończy szkołę :( Mój mąż strasznie to przeżywa, bo zawsze był bardzo związany z babcią i z jednej strony ma wyrzuty sumienia, że mieszka tak daleko od niej, a z drugiej czuje ogromną ulgę, że nie musi na to patrzeć i jest w tym wszystkim strasznie rozdarty.

Z wieści z frontu ciążowego wygląda na to, że w końcu miałam owulację. Wg owu w 19dc, wg aplikacji w telefonie 18dc (najpierw apka w telefonie wyznaczyła mi owulkę w 21dc, ale przypomniałam sobie, że powinnam zignorować temperaturę, którą mierzyłam w zeszły weekend po 11). Hmm, zobaczymy, co z tego będzie. Serduszkowanie zakończone szczęśliwym finałem udało nam się w 15dc (rano) i 18dc (wieczorem). To 15dc pewnie było więc za wcześnie, z tym 18dc mogłam trafić równo w owulację, ale boję się, czy nie za późno z kolei. No nic, wszystko okaże się w przyszłym tygodniu i żadne analizy wykresu z mojej strony tego nie przyspieszą. Raczej nastawiam się na starania w kolejnym cyklu, ale tak chciałabym wiedzieć na 100% już, teraz, zaraz. Nigdy nie należałam do cierpliwych :)

8 kwietnia 2015, 14:36

Zwariuję w ciągu następnych paru tygodni w pracy. Mam takie tyły, że nie wiem, w co ręce wkładać, generalnie pracuję nad tym projektem, na którym jest największe zagrożenie, że manager mnie zabije. Czuję się, jakbym nieustannie gasiła pożary, była w ciągłym niedoczasie i nie miała chwili dla siebie.

Najgorsze jest to, że w ten weekend mama uparła się świętować moje urodziny w Krakowie. Generalnie super, uwielbiam Kraków, a kolacja z rodzicami i potem romantyczna noc z mężem w hotelu brzmią cudownie, ale jak pomyślę, że mogłabym w weekend nadrobić część tych koszmarnych zaległości, a tak cały mi przepadnie, to płakać mi się chce :(

10 kwietnia 2015, 12:55

Okeeej, 8dpo i wykres poszybował w górę jak orzeł :) męczy mnie tylko przeczucie, że za dwa dni równie pięknie będzie pikował w dół... :( Dzisiaj pierwsze mierzenie temperatury prawie przyprawiło mnie o zawał, 36,38 - cooo??? Zrobiłam się nieco bardziej przytomna z tego szoku, włożyłam termometr bardziej porządnie do ust i okazało się, że jednak 36,74 - uff! Tak to jest mierzyć temperaturę w półśnie :) Na wszelki wypadek zmierzyłam jeszcze dwa razy, żeby się upewnić, że tym razem robię to prawidłowo, ale kolejne wyniki potwierdziły, że tempka, jak na razie przynajmniej, grzecznie trzyma się w górze :)

Cóż, jeżeli w tym cyklu się nie udało zafasolkować, to przynajmniej ten piękny wykres potwierdza, że hormony wracają do normy po poronieniu :) Nie ten cykl, to może następny? Ale jeżeli udało się w tym cyklu, to data serduszkowania wypadłaby 1 kwietnia, poczęcia na Wielkanoc, a przewidywana data porodu według mojej aplikacji w telefonie to byłby 24 grudnia :)

Z rzeczy pozaciążowo-staraniowych, Kraków odwołany. Za nic nie zdołałabym wyrobić się z robotą. Więc mój urodzinowy dzień spędzę zakopana w papierach przy laptopie. Ech... Z drugiej strony wieczorem wyrwę się na wieczór panieński mojej przyjaciółki, więc nie jest najgorzej :) A urodziny z rodzinką poświętujemy z lekkim opóźnieniem i kto wie, jak dobrze pójdzie może będę im miała jakieś nowiny do zakomunikowania? Nadzieja umiera w końcu ostatnia!

12 kwietnia 2015, 11:26

Denerwuję się. Miałam się nie nakręcać, ale chyba nie udało mi się tego uniknąć. Dzisiaj temperatura nieznacznie spadła i od razu myśl - a więc nic z tego! I to uczucie rozczarowania :( Powtarzam sobie, że spadek minimalny, w poprzednim cyklu już wyraźnie leciała w dół, więc nadzieja jest. Dzisiaj 10dpo, moja faza lutealna to 10-11 dni, więc o ile dobrze wyłapałam ovu, wszystko wyjaśni się za jakieś dwa dni.

Jutro idę do nowej ginki i tym też się trochę stresuję, choć zupełnie nie mam czym. Ale nie wiem, od czego zacząć, jak wyjaśnić, czego w zasadzie oczekuję. Głównie chyba tego, żeby znaleźć lekarza, z którym poczuję się bezpiecznie. A wiem, że jak tylko zajdę faktycznie w ciążę, zacznie się etap strachu o maleństwo. Bo jak się nie bać, kiedy poprzednio wszystko szło tak dobrze, a maleństwo straciłam?

12 kwietnia 2015, 22:18

1e9537d2314097f6med.jpg

12 kwietnia 2015, 22:18

Ciąża rozpoczęta 15 marca 2015

Nie wierzę... Zrobiłam test ciążowy, bardziej z niecierpliwości - nie mogłam znieść tej niepewności, udało się czy nie - a tam blada, ale wyraźna druga kreska!

Wiadomość wyedytowana przez autora 12 kwietnia 2015, 22:16

Przejdź do pamiętnika ciążowego i czytaj kontynuację mojej historii

23 kwietnia 2015, 21:13

Ciąża się skończyła tak szybko jak zaczęła... Nie zdążyłam się nią tym razem nawet porządnie nacieszyć. Może to i dobrze, bo po pierwszej gwałtownej rozpaczy podchodzę do tego spokojniej niż do mojego styczniowego poronienia. Jednak inaczej traci się ciążę, która była tylko drugą kreską na teście i numerkiem na wynikach bety niż taką jak moja pierwsza, gdy widziałam bijące serduszko na USG. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, o ile gorzej jest gdy spotyka to dziewczyny na dalszych etapach ciąży.

Dziś wierzę, że jeszcze nam się uda. Że zrobimy badania, może konieczne będą leki, może po prostu było za wcześnie po poronieniu i organizm nie był gotowy albo była to wina stresu w pracy i nadgodzin w ostatnich tygodniach. Nie wiem. Może nigdy się nie dowiem. Ale dzisiaj przynajmniej wierzę, że jeszcze zostaniemy rodzicami. Chcę to dzisiaj napisać, żeby mi przypominało w dni, kiedy będzie mi bardzo trudno odnaleźć znowu ten optymizm i spokój - bo wiem, że te dni, kiedy cały świat jest smutny i nieprzyjazny i chce mi się wyć z tęsknoty za moim maleństwem, które w sierpniu miało się szykować na świat - te dni na pewno jeszcze nie raz nadejdą.

24 kwietnia 2015, 16:42

Dzisiaj mam gorszy dzień. Wiedziałam, że wczorajszy dobry nastrój się nie utrzyma.

Do tej pory powtarzałam sobie, że muszę tylko odczekać do rozpoczęcia starań, a jak zajdę w ciążę, wszystko będzie dobrze. Pierwsze poronienie miało pozostać jedynym, wypadkiem przy pracy, czymś co się często zdarza i o niczym nie świadczy. A teraz?

Nawet nie mogę sobie powiedzieć, że w tym cyklu wznawiamy starania, bo nie odważę się na to teraz zanim nie porobię badań. Ale co jeżeli w badaniach nic nie wyjdzie? Następne badania, następni lekarze? Jak uwierzyć, że z następną ciążą będzie wszystko dobrze, skoro z dwiema już nie było?

Co z tego, ze zachodzę w ciążę tak szybko i bez problemów, skoro jak na razie nie potrafię jej utrzymać?

7 maja 2015, 12:11

Długo nie pisałam, bo nastrój niestety utrzymywał się paskudny :( Jakoś się trzymałam w pierwszych dniach po poronieniu, ale 25 kwietnia byłam na weselu przyjaciółki, gdzie zostałam posadzona przy jednym stole z dziewczyną w zaawansowanej ciąży, termin parę tygodni przed terminem mojej pierwszej ciąży. Możecie sobie wyobrazić jak dobrze się bawiłam :(

Na dodatek dowiedziałam się, że przez moją depresję po poronieniu najprawdopodobniej stracę moją ukochaną pracę. Pracuję w korporacji, gdzie wymagania co do zaangażowania i jakości są bardzo duże. A ja, co tu ukrywać, widać po poprzednich postach, nie dawałam w ostatnich miesiącach rady psychicznie. Zdawałam sobie sprawę, że nie jest najlepiej, ale myślałam, że będę miała gorszą ocenę, pewnie polecą mi po bonusie rocznym - niestety, jest gorzej niż myślałam.

W rezultacie tego wszystkiego ledwo miałam przez ostatnie dwa tygodnie siły i motywację, żeby zwlec się z łóżka.

Od wczoraj jest trochę lepiej. Zaczynam znów wierzyć, że w końcu będzie dobrze. Third time lucky - do trzech razy sztuka. Byłam u hematologa, robię badania na zespół anytfospolidowy, zapisałam się na 5.06. do poradni genetycznej. Moja mama poroniła dwie pierwsze ciąże, moja teściowa też, a obie doczekały się potem dwójki zdrowych dzieci. Ja też muszę wierzyć, że będę miała takie zakończenie.

Praca... Nie wiem jeszcze, co zrobię, ale też sobie poradzę.
1 2 3 4 5