Jutro odbieram wyniki badań, które robiłam w piątek. Całe cztery dni czekania, dłużące się niemiłosiernie... Mam nadzieję, że okażą się dobre, że nie ma wielkich przeszkód do tego, żebym już niedługo nosiła pod sercem naszego maluszka. Mam nadzieję, że w naszym domu za kilka miesięcy pojawi się ta cudowna istotka, która zmieni nasze życie, pokaże nam jak mocno można kochać kogoś, kto będzie częścią mnie i mojego męża. Tylko tego brakuje nam żeby być w niebie.
"Tam, gdzie nie ma dzieci, brakuje nieba." Algernon Charles Swinburne
Krzywa glukozowa (obciążenie 75 g glukozy)
*na czczo 4,12 (norma 3,89-5,83)
*po 1 godzinie 7,60
*po 2 godzinach 2,12
I od razu się zaczęłam zastanawiać dlaczego tak duży spadek w drugiej godzinie. A jeszcze lepsze są te wyniki:
Anty TPO- 68,89 (norma do 5,61)
Anty TG- 6,35 (norma do 4,11)
Witamina D 18,40 (norma 30-80)
I jedno pytanie w głowie- wykryta kolejna przeszkoda w zajściu w ciążę? Muszę czekać do piątku na resztę wyników a później aż mój mąż zdecyduje się na kolejne badanie nasienia. Wiem, że mu ciężko, że jest to dla niego wstydliwa sprawa ale mam taką nadzieję, że jego wyniki powiedzą, że przynajmniej z nim jest wszystko ok.
Dziś pozwolę sobie na małą chwilę smutku i rezygnacji. Ale i tak jutro podniosę się z nadzieją, że wszystko będzie dobrze.
Dziś odebrałam wyniki reszty badań.
Insulina po obciążeniu 75 g glukozy:
*na czczo 10,2 (norma 2,6-24,9)
*po 1 godzinie 69,1
*po 2 godzinach 17,3
AMH 7,22
Androstendion 2,96 (norma 0,30-3,30)
DHEA-S 195,90 (norma 148-407).
Zaraz zabieram się za przekopanie Internetu żeby wiedzieć co to oznacza. Ale AMH chyba wskazuje na PCOS.
Mój mąż chyba dziś dopiero zrozumiał, że on też musi zrobić badania żeby wiedzieć czy przeszkoda w zajściu w ciążę (naszą wspólną ) jest tylko we mnie. Stwierdził, że robi badania po wypłacie. Załatwiłam sobie już skierowanie do endokrynologa i w poniedziałek się rejestruję.
Może to absurdalnie zabrzmi ale teraz jestem spokojniejsza odrobinę. Wiem co mi jest, że można to wyleczyć i że muszę zacząć działać. Może i ciężka droga przede mną ale jestem już na jej początku a nie gdzieś poza nią. Wcześniej myślałam, że powodem jest tylko podwójna macica i że żeby zajść w ciążę wystarczy, że "trafię w odpowiednią" jak stwierdził ginekolog, który mnie raz badał. Teraz wiem, że to nie tylko to i trzeba zacząć leczenie. Nie błądzę jak dziecko we mgle zastanawiając się co mi jest.
Dziś słoneczko pięknie świeci i resztę dnia poświęcam na relaks z książką w ręce . Walczyć zaczynamy od poniedziałku
Chociaż szczerze powiedziawszy wrzuciłam trochę na luz. Obserwuję swoje ciało, mierzę temperaturę, robię testy owulacyjne, zażywam Inofem i Witaminę D ale nie nastawiam się, że się uda. Tak robiłam w poprzednich cyklach i nic z tego nie wychodziło a ja ryczałam w dniu @, że znowu przyszła. Nie przyspieszę zajścia w ciążę, mogę tylko zwiększać swoje szanse i tym się teraz zajmuję . Będzie dobrze, wierzę w to choć w głębi serca na pewno jest lęk.
Serduszkujemy z mężem kiedy mamy tylko ochotę . Śluz i ten jeden test wskazują jakby były dni płodne więc może w tym cyklu owulacja będzie i coś z niej wyniknie? Jeśli nie to czuję, że świat się nie zawali- dużo lepsze podejście w tym cyklu niż w poprzednich .
Teraz już wiem, że podwójna macica to najmniejszy problem choć moje ciało bawi się ze mną w kotka i myszkę- wczoraj bardziej czułam lewy jajnik a dzisiaj prawy. I traf tu człowieku w odpowiednie miejsce . Ale kiedyś trafimy czuję to .
W poniedziałek byłam u przyjaciółki, która ma cudowną miesięczną córeczkę. Jak ona się do mnie śmiała, słoneczko kochane . Myślałam, że będzie mi ciężko (ona ma już dwójkę dzieci a ja nic), ale nie miałam jakoś żadnego problemu, po prostu cieszyłam się jej szczęściem . Malutka zdrowa, duża dziewczynka z niej i taka kochana, synek chodzi do przedszkola- mały, kochany urwis . Niech rosną zdrowo
We wtorek byłam u Pani Endokrynolog i tak sceptycznie trochę podchodzę do tej wizyty. Nie zrobiła na mnie jakiegoś specjalnego wrażenia. Pierwsze pytanie było dlaczego w ogóle robiłam badania tarczycy więc mówię kulturalnie, że staram się o dziecko od ponad roku i nic z tego nie wychodzi. Pyta mnie Pani ładnie czemu nie chodzę do ginekologa na nfz a ja pięknie odpowiedziałam, że właśnie Pani Ginekolog z nfz skierowała mnie do lekarza prywatnego ze względu na podwójną macicę. Więc zaczęła się na ten temat mnie wypytywać (powiedzcie mi co to ma za znaczenie przy tarczycy?). No i jak na razie zleciła badanie prolaktyny, które zresztą zrobiłam już dzisiaj. Wyniki najpóźniej we wtorek a więc wtedy będę się umawiać na wizytę. I wtedy mam mieć robione usg tarczycy. Więc jak na razie to z tarczycą jeszcze nic nie jest ruszone.
A w środę mój mąż prawie doprowadził u mnie do zawału- uszkodził sobie rękę w pracy ale na szczęście kości całe. Teraz siedzi na zwolnieniu więc podejrzewam, że na ukochaną żonę będzie czekał z obiadkiem (mam taką cichą nadzieję). Niech odpoczywa sobie w domu i kuruje się- już ja mu w tym pomogę .
Dziewczyny, dziękuję za wszystkie komentarze jakie zostawiacie . Jest mi niezmiernie miło, ze ktoś do mnie zagląda i wspiera .
Ja dziś leniuchuję, z książką w ręce . Słoneczko pięknie świeci, akurat mi się pogoda na wolnym udała i zbieram siły na piątek i sobotę w pracy bo niedziela jak zwykle wolna. Także uciekam czytać sobie dalej .
Dziś mam dzień wolny w pracy i staram się doprowadzić dom do stanu używalności . Przez ostatnie dni przychodziłam z pracy i kładłam się spać a mąż bawił się w rycerza od śpiącej królewny i mnie budził żebym coś zjadła i szła dalej spać . Dziś mam przypływ energii więc staram się go wykorzystać.
Zauważyłam u siebie lekkie plamienie dziś. Na @ zdecydowanie za wcześnie- mam długie cykle więc to może owulacja? Mam taką cichą nadzieję, że tak a więc jak mąż wróci do domu to działamy . Pojechał tylko po buraki, które będziemy robić do słoików- tylko po to a nie ma go półtorej godziny . Ach ci mężczyźni .
Czekam na @. Mam nadzieję, że przyjdzie już niedługo. Chcę już zacząć nowy cykl z nową energią (mam taką nadzieję). Już mam dość tego cyklu- ewidentnie widać, że jest bezowulacyjny. Już już była owulacja w 24 dniu cyklu (super śluz, dzień wcześniej nawet pojawił się rozciągliwy co u mnie dawno się nie zdarzył w tym dniu spadek temperatury a na następny dzień wzrost o 0,25). I co? I ku*wa nic! W trzecim dniu spadła temperatura i teraz raz góra, raz dół. Z każdym kolejnym dniem już mam mniejszą ochotę w ogóle ją mierzyć.
Powiem wprost miałam duże nadzieje w tym cyklu. Dlaczego?
1. Serduszek bardzo dużo- wiadomo w każdym cyklu się staraliśmy ale w tym to już szczególnie męża męczyłam żeby się udało.
2. Zaczęłam mierzyć temperaturę= poznaję swoje ciało, będę wiedzieć kiedy ta owulacja i dni płodne będą i wtedy to już w ogóle ostro działamy.
3. Zaczęłam robić testy owulacyjne- a nuż wskażą, że owulacja się zbliża a tu jej nie ma choć testy były pozytywne. Specjalnie kupiłam te, które pokazują LH od 25 lub 30 mlU/ml. Czytałam gdzieś, że przy PCOS testy mogą kłamać tzn. będą dodatnie cały czas więc stwierdziłam, że jak kupię te, które wykrywają wyższe stężenie to mniejsza szansa na pomyłkę.
4. Biorę Inofem- może on pomoże żeby komórki dojrzały i doszło do owulacji a później do zapłodnienia?
5. Plamienie w środku cyklu- do tej pory miałam tak raz w ostatnim cyklu ale wtedy nici z działań- oboje mieliśmy grypę i jak wracaliśmy z pracy to marzyliśmy o spaniu. A w tym cyklu serduszka i to dużo!
6. Śluz rozciągliwy- dawno go nie było bo pojawiał się tylko wodnisty przez kilka cykli a w tym cyklu był.
7. Wzrost temperatury po domniemanej owulacji- przez dwa dni żyłam nadzieją, że owulacja była i my wtedy działaliśmy.
8. Częściej staraliśmy się do lewej macicy niż w poprzednich cyklach- ciężko w nią trafić i seks nie jest wtedy dla nas przyjemny ale jeśli będzie owulacja z lewej macicy to musimy również tam działać.
9. Mój mąż nie musiałby robić badań nasienia bo przecież wtedy byłoby wiadomo, że jego plemniczki są w stanie wykonać swoją pracę . Wiadomo dla niego mniejszy stres bo wiem jak się stresował przed i po poprzednim badaniu nasienia. I też kwestie finansowe mają tu do rzeczy bo te badania dużo kosztują.
10. Na nasze urodziny (moje i mojego męża) mielibyśmy najlepszy prezent pod słońcem- wtedy usłyszelibyśmy bicie serca naszego maleństwa, ja z pracy spokojnie odeszłabym na chorobowe po inwentaryzacji w listopadzie i przed przedświątecznym szałem w pracy. Nasze dziecko urodziłoby się na przełomie maja/czerwca więc fajnie cieplutko na świecie. Tak wiem jestem głupia, że takie rzeczy sprawdzałam ale nie mogłam się powstrzymać.
Jak widać z powyższych punktów w tym cyklu miałam ogromne nadzieje a tu organizm mój wyciął mi taki numer i owulacji nie było. No i jak się tu nie denerwować?
Dobra koniec biadolenia. Zaczynam coś robić w domu żeby zająć myśli.
Dalej czekam na @ i nie mogę się doczekać. Boję się, że zrobi mi taki psikus i będzie po 40 albo 50 dniach cyklu . Nawet mi przeszły objawy nadchodzącej @ tzn. nie boli mnie brzuch choć wczoraj cały dzień go czułam.
@ nadchodź jak najszybciej...
Edit: no i poczułam brzuch ale tak bardzo delikatnie- raz z prawej strony, raz z lewej, raz w podbrzuszu a raz jeszcze niżej . Nie mogą się coś te moje macice zdecydować czy mają się już okresować
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 września 2016, 21:02
Leniuchujemy sobie z mężem w domu i zbieramy siły na cały tydzień. @ ani nie widać ani nie słychać za to przez kilka dni mam płodny śluz ale dopiero od wczoraj działamy. W tygodniu byłam tak zmęczona, że zasypiałam o 21, 22 co u mnie jest zdecydowanie za wcześnie . Dziś też zmieniłam termometr do pomiaru i miejsce. Miałam poczekać do @ ale po pierwsze: nie wiem kiedy raczy przyjść a po drugie: ta temperatura poniżej 36,00 mnie załamywała. Ale dalej też mierzę w ustach tylko zapisuje sobie na kartce- tak na wszelki wypadek.
Jutro zalewamy płytę i koniec już w tym roku z inwestycjami budowlanymi. Mąż robi w październiku badania nasienia a później jedziemy do ginekologa i wtedy będziemy wiedzieć co dalej. W tym tygodniu rejestruję się też do endokrynologa bo wraca już z urlopu i zobaczymy co będziemy robić z tą tarczycą. No i jak tam wygląda moja prolaktyna- doktorka mnie kierowała więc wynik jest u niej.
Dziś jestem większą optymistką (może temu, że mam cichą nadzieję, że teraz jest owulacja albo, że w końcu będziemy mieć pieniądze na badania męża i ruszymy do przodu). Będzie dobrze- mam taką nadzieję .
Wpisałam do wykresu temperatury jakie miałam gdy mierzyłam tak jak przez cały cykl- w ustach i termometrem rtęciowym. Pojawiło się lekkie brązowe plamienie dziś u mnie więc @ chyba już niedługo dlatego też stwierdziłam, że już nic nie mieszam w tym cyklu a zmienię sobie jak tylko zacznie się następny cykl. Nigdy nie miałam takich plamień przed @ no ale cóż kiedyś musi być ten pierwszy raz. Niech tylko się @ skończy a dalej działamy.
Mam dziś wolny dzień od pracy z czego jestem bardzo zadowolona bo mogłam sobie na spokojnie posprzątać w domu (jeszcze nie skończyłam więc zaraz ruszam do roboty) i szykowałam z teściem opał na zimę. Mąż poszedł dziś pierwszy dzień do pracy po chorobowym i wróci dopiero po 22.00 a ja w tym czasie mogę sobie spokojnie pracować w domku . Może upiekę mu jakieś ciasto do kawki? Choć przyznam sama chętnie bym zjadła .
Czekam na @ a ona jak na złość nie chce się pojawić. Czekam aż mąż zrobi badanie nasienia żeby móc jechać do ginekologa. Czekam na ciążę, na to, że będę mamą. Czekam na urlop żeby trochę odpocząć. Jedno wielkie czekanie w moim życiu teraz...
Byłam u Pani endokrynolog i zrobiła mi USG tarczycy a tam wszystko w porządku. Prolaktyna lekko podwyższona ale też w porządku. Mam jeszcze się zgłosić do niej, stwierdziła, że na spokojnie przejrzy w domu wszystkie moje wyniki więc mam dzwonić do niej pod koniec miesiąca. Przepisała mi metforminę ale jej nie biorę. Nawet nie wiem czy jest mi potrzebna a przyznam szczerze, że nie mam jakoś zaufania do tej lekarki. Sama dawka mnie przeraża- 750 mg, tabletki o przedłużonym działaniu choć na początku przepisała mi 850 (w aptece dzwonili do niej bo nie ma Glucophage XR 850 mg a tak mi zapisała i wtedy zmieniła, że ma być 750). I tak jak czytałam to dużo osób zaczyna od dawki 500 mg a nie tej co ja mam. Więc na razie się wstrzymuję z tym ale jeszcze pójdę do niej bo jestem ciekawa co dopatrzy w tych moich wynikach.
Mąż dalej nie zrobił badań nasienia choć wiedział, że chciałam w czasie urlopu jechać do ginekologa razem z nim. Później ciężko mi będzie wziąć wolne więc wizyta znowu się odroczy. Ale on ma to gdzieś i mijają dni a on nic nie robi z tym. Nie mam siły z nim dyskutować na ten temat.
Chciałabym już wiedzieć, w którą stronę zmierza ten cykl tzn. albo @ albo ciąża choć w to drugie za bardzo nie wierzę. No bo owulacja tak późno? To jakiej jakości jest ta moja komórka jajowa, co? Także czekam co z tego wszystkiego wyniknie.
14 dpo (?)
Dziś mamy rocznicę ślubu . Myślałam, że mojemu mężowi zrobię taką cudowną niespodziankę i pokażę mu pozytywny test ciążowy. A tu nic z tego. Ani @ ani ciąży .
Trzymam za was mocno kciuki! Trzeba walczyć!!
Witaj :-*