X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Maluj kolorami, które zostały Ci dane.
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5 ››
WSTĘP
Maluj kolorami, które zostały Ci dane.
O mnie:
Czas starania się o dziecko: W sumie to już ponad 7 lat, ale w końcu się udało :)
Moja historia: Starania zaczęliśmy 3 miesiące przed ślubem - bez rezultatu. Potem kolejne 3 miesiące bez efektów. Pierwsze badania hormonów w normie. Z ginekologiem ustalamy plan działania. Kolejne badania i pierwsza przyczyna niepłodności znaleziona - wynik aTPO 1212,7, czyli Hashimoto. Dodatkowo ANA w sporym mianie we krwi oraz Chlamydia i Mycoplasma (3 miesięczna kuracja antybiotykami dla obojga - starania wstrzymane). Powrót do starań, badanie męża (wyniki wzorcowe). Monitoring owulacji, wspomaganie się estrofermem (3 miesiące) potem też dupkiem (kolejne 3 miesiące) - brak efektów. Laparoskopia i kolejne przyczyny znalezione - zrosty na lewym jajowodzie, kilka ognisk endometriozy, niedrożne oba jajowody. Cykl przerwy (cykl z laparo był cyklem bezowulacyjnym). W 2 cyklu po laparo - ciąża biochemiczna... Załamanie, niedowierzanie... Dwa cykle na clo (za każdym razem 3 pęcherzyki) - nieudane, inseminacja - nieudana. Cykl przerwy na urlop, potem na leczenie bakterii... Koleny cykl - tabletki anty, histeroskopia i masa badań... Wreszcie decyzja - kwalifikujemy się do in-vitro. Pierwsze podejście - pobrano 7 komórek, 6 udało się zapłodnić. Transfer 2 dwudniowych zarodków zakończony niepowodzeniem. Z pozostałej czwórki tylko jeden przeżył do stadium blastocysty. Cykl przerwy i transfer naszego jedynego mrozaczka - ponownie nieudany... Cykl przerwy i cykl na anty, a potem kolejna stymulacja - tym razem 5 zarodków. Ponownie transfer 2 dwudniowy zarodków (pozostała 3 przeżyła i poszła do mrożenia). Beta pozytywna, ale pojawiły się krwawienia – pierwszy z zarodków stracony od razu, drugi jakiś czas później (puste jajo). Potem kolejne transfery, badania – immunolog + genetyk. Znaleziona kolejna przyczyna – brak hamowania. Ale nasza psychika była na wykończeniu, wiec zapadła decyzja – czas na przerwę. Po jakimś czasie wróciliśmy do tematu na dwa sposoby – adopcja + in-vitro. Kolejna transfer bez powodzenia. Kolejne badania, kolejne propozycje leczenia. W między czasie szkolenia na rodziców adopcyjnych. Co będzie dalej? Nie wiem… A dalej zdarzył się cud i po 7 latach zaszłam w ciążę :) Aktualnie oczekujemy na naszego syna :) A teraz czekamy na jego braciszka :)
Moje emocje: Czasem pogodzona z losem, znacznie częściej rozgoryczona... Może kiedyś będzie lepiej... Jest lepiej :)

3 grudnia 2013, 08:45

Pomyślałam, że może zacznę tu pisać... Czasem człowiek musi się wygadać, a nie ma po prostu komu.
Z mężem oczywiście rozmawiam, na temat prób i naszych starań. On zawsze powtarza, że mnie kocha i że mam się nie przejmować - uda się to się uda, nie to staramy się dalej, a gdyby okazało się, że dzieci nie możemy mieć, to zawsze możemy adoptować.
Jestem mu bardzo wdzięczna za te słowa i to co dla mnie robi, ale... rozum swoje a serce swoje. Wiem, że ma racje. Wiem to... ale tak bardzo chciałabym mieć "swoje" dziecko...
Mogłabym też o moich pragnieniach porozmawiać z przyjaciółkami ale... dwie z nich dopiero co urodziły (miesiąc i dwa miesiące temu). Z nimi teraz nie da się rozmawiać o niczym innym jak o dzieciach. I za każdym razem pytają się kiedy ja będę miała dziecko (a to strasznie boli). Inne przyjaciółki/koleżanki? Cóż kolejna nie chce mieć dziecka, wiec nie rozumie mojego bólu. Następna jest w rozpaczy po rozstaniu (planowali ślub) i każde wspomnienie o moim ślubie, staraniach itp. bardzo ją boli.
Inne koleżanki? Nie jestem z nimi na tyle blisko, aby o tym swobodnie rozmawiać.

Dlatego, postanowiłam pisać tutaj. Przed obcymi ludźmi, którzy tak na prawdę nie wiedzą kim jestem. Mogę pisać jako anonimowa kobieta. To dodaje mi trochę pewności, oraz pozwala napisać to czego boje się powiedzieć wprost (nawet mężowi).
Pragnę się tylko wygadać i... mam nadzieję, że pisanie tu chodź trochę mi pomoże.

5 grudnia 2013, 08:38

Jest mi coraz ciężej...
Ostatnio w czasie mojej przerwy w pracy, wpadła do mnie na chwilę koleżanka - szła ze swoim maluszkiem (miesiąc temu urodziła) na kontrole do przychodni niedaleko mojej pracy. Oczywiście nie obyło się bez tradycyjnych pytań - kiedy wasze? chcesz małego potrzymać? itp... Na szczęście moja przerwa się kończyła... Wiem, że ona nie miała złych intencji. Ale... gdybym wzięła to dziecko na ręce, chyba bym nie wytrzymała...

Za to wczoraj...
Moja ciocia urodziła dwa tygodnie temu. Do tej pory jakoś się migałam od odwiedzenia jej - wpierw ona w szpitalu była, a jak wyszła to mój mąż był w delegacji. No ale w końcu trzeba było ich odwiedzić. Poza tym jestem mamą chrzestną jej starszego (ma 2 lata) syna - Piotra. Długo się psychicznie przygotowywałam - byłam pewna, że da mi Małego na ręce, albo że będzie mnie namawiać abym go nakarmiła (Mały je z butelki). W końcu gdy Piotr był mały to tak robiła... Na szczęść Maluszek przez całą naszą wizytę spał.
A ja? Jak zawsze zostałam zaciągnięta do zabawy - budowanie domku z klocków, potem ułożyliśmy wokół domków tory kolejowe. Nawet mój mąż się do nas przyłączył...
I oboje nas ogarnęło takie dziwne uczucie... Z jednej strony byliśmy "szczęśliwi", fajnie się bawiliśmy a z drugiej... czuliśmy pustkę i lekki żal, że to nie "nasze".
No i wtedy na scenę wkroczył Wujek ze swoimi tekstami... "Jak ładnie się bawicie","Skoro tak dobrze idzie wam opieka, to... kiedy swoim się zajmiecie", "No to na kiedy mamy zbierać pieniądze na prezent?". Ciotka zaraz też się przyłączyła...
Ciężko było mi zachować pozory - odparłam jak zwykle, że na razie studia chce skończyć, że nie dam rady pogodzić wychowania dziecka, studiów i pracy takiej jak moja...
Wizyta uległa skróceniu. Powołaliśmy się na psa. Że długo już sam w domu. Że to jego pora spaceru. Ale... za tydzień znowu do nich jadę - raz w miesiącu jadę do nich na całe popołudnie i zajmuję się Piotrem - bawimy się w domu, chodzimy na spacery itp (uważam, że jako chrzestna mam pewne obowiązki). Nie wiem jak kolejną wizytę zniosę. Oby Maluch znowu spał cały czas...

Wiadomość wyedytowana przez autora 5 grudnia 2013, 08:38

7 grudnia 2013, 21:34

Zaczynam się coraz bardziej stresować i martwić...
Ból jajników mija, szyjka zaczyna się obniżać i zamykać, a temperatura... dalej stoi w miejscu :( Czyży szykował się cykl bezowulacyjny... Mam nadzieję, że nie...
Tak bardzo bym chciała, aby jutro temperatura jutro rano podskoczyła. Żeby tym razem się udało... To byłby najpiękniejszy prezent jaki można sobie wymarzyć na święta.
To jedyne czego teraz pragnę...

9 grudnia 2013, 08:35

No i teraz już wszystko jasne... Wczorajszy skok temperatury nie był spowodowany owulacją... To wina tego, że później wstałam albo tego, że mąż jak rano z psem poszedł to przykrył mnie dodatkową kołdrą, albo... oba te czynniki na raz... Tak czy siak dziś już temperatura wróciła do standardowych 36,6...
Czas się przygotować na cykl bezowulacyjny... Może to i dobrze. W końcu okres ma mi wypaść gdzieś w okresie świąt. Lepiej teraz pocierpieć, że na bank nie będę w ciąży niż wpaść w deprechę podczas wigilii...

Teraz jak mierzę temperaturę to naszła mnie jedna myśl. A może ja ostatnie cykle też miałam bezowulacyjne? Co prawda mam okresy regularnie, ale.. znając moje "szczęście" należę do tej garstki która mimo braku owulacji ma regularne cykle...
Cóż... zaczekam do końca tego cyklu. Potem poobserwuje kolejny. Jak znowu przebiegnie bez owulacji, wtedy idę do lekarza. Bo, to że ten cykl będzie bezowulacyjny to już wiem... Takie już moje zakichane szczęście...

10 grudnia 2013, 11:25

Chyba popadam w jakąś paranoje...
Przedostatniej nocy dość często się budziłam. I miałam dziwne sny. A raczej jeden sen. Śniło mi się jedno i to samo, tyle że w różnych... "odsłonach". Śniła mi się pobudka i... poranne mierzenie temperatury. Raz skakała niewyobrażalnie do góry (40 stopni), innym razem termometr mi tam utknął, innym razem pękł...
Na szczęście dziś już w miarę normalnie spałam. Obudziłam się tylko raz koło 5. Za to bzdury mi się dalej śniły... No i podobno strasznie się wierciłam (mąż tak twierdzi). Więc dzisiejszą minimalnie wyższą temperaturę uważam za skutek niespokojnego snu i wiercenia się...

11 grudnia 2013, 12:03

Temperatura dalej minimalnie wyższa. Nie chce sobie robić nadziei zwłaszcza, że mąż znowu w delegacje jedzie... Na szczęście tylko na 3-4 dni. Tylko jeśli to faktycznie jest ovulka, to... to chyba najgorszy moment na jego wyjazd :(

12 grudnia 2013, 08:21

No i chyba wszystko jasne, tzn. jeśli zaufać temperaturze. Bo według niej owulacja była w poniedziałek - 14 dc. Szczyt szyjki natomiast był 10 dc, śluzu 12...
Tak czy siak, teraz pozostaje teraz tylko czekać i mieć nadzieję.

13 grudnia 2013, 09:39

No i ovu przesunęło mi dzień owulacji na 15 dc i tym samym przesunęło Małpę na 23 grudnia... Ale mnie się wydaje, że przyjdzie szybciej. Mam wszystkie moje objawy przed-okresowe. Czyli:
Sutki bolą przy dotyku; lewa pierś się powiększyła, krzyże zaczynają boleć, brzuch już pobolewa, do tego dochodzi osłabienie i ogólne zmęczenie.
Wiecie co jest najgorsze? Że moje wszystkie objawy przed-okresowe pokrywają się niemal w 100% z pierwszymi objawami ciąży (nie licząc oczywiście zatrzymania miesiączki). No ale, objawy ciąży nie pojawiają się po 3-4 dniach, wiec... czas szykować się na okres...

16 grudnia 2013, 12:28

Kurcze... Ten cały detektor oznak ciąży co się uaktywnił trochę mnie dobija. No i chyba źle działa. Wczoraj miałam całe 2 punkty. Dzisiaj dostałam +6 i mam łącznie... 12 punktów :D Normalnie jakaś nowa matematyka :P
Tak czy siak, teko detektora nie biorę zbyt poważnie - takie objawy mam zawsze przed okresem... Co prawda z różnym stopniem nasilenia, ale z takim jak mam teraz już kiedyś miałam. I okres który po tych objawach przyszedł był najgorszym jaki miałam - z bólu mdlałam/wymiotowałam. Żadne leki nie pomagały bo i tak je zaraz zwracałam. Dopiero na pogotowiu mi podali leki domięśniowo i się polepszyło. Dlatego też zaczynam się obawiać. Jak małpa przyjdzie teraz gdy męża nie ma, a ja sama w domu... chyba się do rodziców na parę dni przeniosę.

17 grudnia 2013, 08:11

Czas pozbawić się złudzeń. Temperatura spadła, dreszcze i lekki kaszel się pojawia - za 3-4 dni będzie okres... Jedyne pocieszenie w tym, że mąż wrócił wcześniej z delegacji (wczoraj wieczorem zrobił mi niespodziankę), przynajmniej tym razem nie będę płakać w samotności.

18 grudnia 2013, 10:58

Teraz to już nie wiem co myśleć... Temperatura wystrzeliła do góry. Tu dziewczyny pocieszają, że ten spadek związany był z zagnieżdżeniem, a gdzie indziej czytam, że przy zagnieżdżeniu spadku żadnego nie ma...
Pozostaje czekać...

20 grudnia 2013, 08:39

Temperatura leci na łeb na szyję...
A ten głupi detektor pokazuje 36/100 punktów i 35% na pozytywny test. I to mnie dobija. Bo czuje że nic z tego. Że nie ma już po co nadziei żywić. Dobijające to jest :(

21 grudnia 2013, 21:39

No i się zaczęło... Małpa uderzyła z wielką siłą w czasie wykładu...
Cóż... przynajmniej nie w święta. Do świąt już nie będę obolała. A po świętach do 7 stycznia mam urlop - w czasie którego będzie owulka. Może tym razem nam się uda.

8 stycznia 2014, 21:24

Oficjalnie ogłaszam, że nasze społeczeństwo jest po prostu CHORE!
W trakcie świąt było źle - zwłaszcza, że było dwoje małych dzieci (2 latek i 2 miesięcznik). Aluzje, pytania, dowcipy, wszystko wokół jednego tematu - kiedy wy będziecie mieć malucha. Jakimś cudem to przeżyłam.
Ale dziś... cóż okres się zbliża, a więc staje się płaczliwa i bardziej wrażliwa... I właśnie dziś w pracy odwiedziła mnie koleżanka z 2 miesięcznym synem, zachwalając macierzyństwo i dopytując się kiedy ja będę miała swoje. Potem u rodziców (dziś ich odwiedziłam po pracy) wysłuchałam jak to koleżanka mamy z pracy dostała cudowny prezent pod choinkę od swojej zamężnej córki - zdjęcie usg wnuka przewiązane karteczką z podpisem "mam tylko 2 cm a już sprawiam mamie problemy". I na koniec... koleżanka dzisiaj urodziła...
A ja siedzę i czekam na okres... i mam ochotę po prostu strzelić sobie w łeb...
Czemu wszyscy uważają, że to coś dziwnego, że 4 miesiące po ślubie nie jestem jeszcze w ciąży?! Czemu nie mogą dać mi spokoju?! I kto im dał prawo wtrącać się do mojego życia i mojej sypialni?!

Mam dość... gdyby nie to, że jutro (jak co dzień zresztą) jadę autem do pracy, to poszłabym się upić... A tak... po prostu wszystko pierd**e... nie mam siły się uczyć do kolosów//egzaminów. nie wiem jak jutro znajdę siłę by wstać... Mam po prostu wszystkiego dość...

10 stycznia 2014, 08:57

Temperatura idzie do góry a ja... ja jestem smutna. Cykl temu też pięknie szła, a potem poleciała na łeb na szyję i okres... Chciałabym się cieszyć, ale boje się, że znowu nic z tego nie będzie. Chce mi się płakać... Najchętniej olałabym dzisiaj prace i studia, wróciłabym do domu i zakopałabym się pod kołdrą. Niestety to nierealne...
To czekanie w końcu mnie dobije...

15 stycznia 2014, 10:30

Kocia_melodia -> domyślam się że chciałaś dobrze, ale... ja nie wierzę w niewidzialny byt mający wpływ na nasze życia, potocznie nazywany Bogiem. Bóg czy wiara nie mają dla mnie żadnej wartości. Zresztą wszystkie "święte" księgi (w tym biblia) czerpią z wcześniejszych "świętych" ksiąg (jak chociażby epos o gilgameszu). Wszystko to tylko jeden wielki bełkot bez żadnej podstawy, w dodatku co chwile zmieniany (w sensie coraz więcej z biblii usuwają i cenzurują)
Elinka85 -> zwracałam już uwagę lekarzom, ale żaden lekarz jej nie stwierdził. Co prawda laparoskopii czy innego specjalistycznego badania mi nie robili, ale po usg stwierdzili, że nic nie ma.

Co jeszcze chciałabym powiedzieć? A no niewiele - dziś 11 dc, czyli powinien się nowy zacząć. Na okres już się czuję, ale... jeszcze nie dostałam. Testu nie robię - temperatura wcześniej wyglądała zachęcająco, ale teraz spadła na łeb na szyję... Pozostaje czekać :(

16 stycznia 2014, 08:21

Elinka85 -> jak znajdę nowego gina to pewnie mu to zaproponuje. (A ty z jakich okolic jesteś? Bo ja szukam teraz dobrego ginekologa...)
Na razie za radą lekarki rodzinnej idę zbadać co innego. Zasugerowała bym zrobiła proste badanie z krwi na chlamydie - ona co prawda głównie srogo płciową się przenosi, ale... można się nią również na basenie zarazić... No i przy okazji jednego kłucia chce z mężem zrobić kilka prostych podstawowych badań aby stwierdzić, czy z nami na pewno wszystko ok.

Ale to wszystko dopiero w przyszłym tygodniu jak... okres mi minie... Teraz idę po herbatkę i tabletkę i... czas do pracy.... Trzymajcie za mnie kciuki abym w pracy nie zdechła....

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 stycznia 2014, 08:57

21 stycznia 2014, 09:54

Na rodziców zawsze można "liczyć". W niedzielę zaprosili nas na obiad. I zeszło na temat urlopu i tego gdzie chcemy jechać. Powiedziałam, że pewnie w bory tucholskie pojedziemy, na co ojciec się musiał wtrącić, że... przecież nie wiadomo czy z brzuchem nie będę albo z dzieckiem (musiałabym być już w co najmniej 3 miesiącu ciąży...). Matka mu oczywiście wtórować zaczęła, że przecież teraz to są pampersy i samochody i że damy sobie rade z małym dzieckiem...
Po prostu już nie mam z nimi siły... Nie ważne o czym rozmawiamy, oni i tak zawsze temat dziecka i mojej ewentualnej ciąży wplatają... A ja czuje się pod presją całej rodziny. No i jeszcze ciotka wysyłająca mi co chwile zdjęcie chrześniaka i jego młodszego brata... A i nie zapominajmy o facebookowych mamuśkach wrzucających 50 zdjęć swoich dzieci dziennie... Miałam taką jedną znajomą - z czasów podstawówki, teraz kontakt praktycznie zerowy. Urodziła i od tego czasu codziennie wrzucała po kilkadziesiąt zdjęć swojego dziecka w stylu:
- zarzygane dziecko z podpisem -> "Małemu Wojtusiowi chyba nie smakowało"
- dziecko od pasa w górę a obok pampers zasra... -> "Mały Wojtuś zdobił zdrową kupkę *.*"
- 20 zdjęć dziecka jak leży w wózeczku, każde z innej perspektywy i obarczone podpisami -> "Wojtuś z przodu/boku/góry/po skosie/itp :*"
Jak ją wywaliłam ze znajomych od razu napisała - czemu. Jak stwierdziłam, że mam dość oglądania zdjęć jej dziecka stwierdziła, że po prostu jej zazdroszczę takiego cudownego dziecka i jestem bezduszną dzi**ą. Skąd się tacy ludzie biorą?

22 stycznia 2014, 13:05

No i znowu... Składam, życzenia babci z okazji jej dnia i co słyszę? Prawnuka bym chciała... Grrryyyyy normalnie krew mnie już zalewać zaczyna...

A ja jutro/pojutrze idę się kłuć... A jak otrzymam wyniki to idę do nowego lekarza (trochę mi ich na forum poleciłyście :)). No i wczoraj mi też testy ovu przyszły - co prawda skok temp potwierdza ovulkę ale lekarka (rodzinna, ta sama co mi komplet badań zleciła) stwierdziła, że testy też warto robić, tak na wszelki wypadek.
Trzymajcie kciuki :)

24 stycznia 2014, 13:54

Kocia_melodia -> wszystko płatne. Podstawowe badania krwi i moczu, poziom hormonów tarczycy, chlamydia trachiośtam IgG IgM, na obecność przeciwciał toksoplazmozy itp. Na razie zrobię tylko tę chlamydię, tarczyce, morfologie krwi, płītki krwi i badanie moczu.

Ostatnio mam straszne wahania nastrojów. Przedwczoraj miałam mega płaczliwy nastrój - do pierwszej w nocy siedziałam i płakałam praktycznie bez powodu (mój kochany mąż też nie spał tylko mnie tulił). Wczoraj mnie wszystko denerwowało, a dziś... rano zadowolona a teraz smutek mnie dopadł... No i to cholerne zimno.... Nie lubię izmy, jest taka... zimna. Siedzę praktycznie przyklejona do kaloryfera. W pracy osoby w krótkim rękawku chodzą lub w długim, a ja? Ja mam podkoszulek, długi rękaw i sweter i... mam gęsią skórkę... Głupie niskie ciśnienie :(
1 2 3 4 5 ››