X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Nadzieja to plan... on ziści się nam?
Dodaj do ulubionych
‹‹ 2 3 4 5 6 ››

17 września 2016, 13:11

20 dc, 6dpo?

Siedzimy sobie z m. w górach. Mieliśmy się w końcu zrelaksować i odpocząć, ale niespecjalnie nam to na razie wychodzi. Leje jak z cebra, czyli wszystko w tegorocznej normie... Nocy prawie nie przespałam, za sprawą innych mieszkańców kwatery, którzy tłukli się chyba do 2, a później wcześnie wstawali nie dając szansy na odespanie (to też jest tegoroczna norma naszych wypadów). Od kilku dni w ogóle się nie wysypiam, chodzę ledwo żywa, co może mieć niestety negatywny wpływ na implantację (nie mogę o niej przestać myśleć!) i wprowadza mnie w nerwowy nastrój:( Żeby jeszcze temperatura chciała ładnie wzrastać, ale nic z tego. Stoi na podobnym poziomie jak w poprzednich cyklach. Najwyraźniej magiczny pociąg szczęśliwego ciążowego cyklu już odjechał, a ja nie załapałam się na wolne miejsce...

22 września 2016, 22:16

Piiiiiiiiiip! Dzisiaj będzie niecenzuralnie. Nie potrafię inaczej. Muszę to z siebie wyrzucić.

Jak mogło ludzi aż tak pop******ić, żeby w ogóle przygotować i złożyć w sejmie projekt ustawy, która chce karać więzieniem kobiety, które poronią???!!! Bo nie tylko chcą karać te, które dokonają aborcji z różnych przyczyn, ale również te, które dziecko straciły nie z własnej woli! Szlag trafia mnie również, gdy zmusza się kobietę do urodzenia dziecka, które ma wadę uniemożliwiającą przeżycie po urodzeniu (nawet po leczeniu). To powinien być jej wybór! Dlaczego człowiek człowiekowi funduje tyle cierpienia?? Dlaczego ludzie są tak bezwzględni?:( W jakim kraju my żyjemy??:(

Na złoszczenie się o ustawę praktycznie niszczącą in vitro w Polsce nie mam już dzisiaj siły. Brakuje mi słów i chce mi się płakać..................

Wiadomość wyedytowana przez autora 23 września 2016, 11:06

25 września 2016, 20:06

2dc, pora na 2 IUI!

Nowy cykl - nowe nadzieje! Wybłagana w ostatnich dniach @ nadeszła! Oczywiście wredna jedna musiała wybrać najgorszy termin z możliwych, czyli sobotę, gdy odbywałam całodniową podróż i warunki, by sobie z nią poradzić były dalekie od komfortowych... Ale co tam. Najważniejsze, że chyba w końcu perfekcyjnie trafimy z kliniką! Wygląda na to, że tym razem 12-13dc, czyli dni, kiedy ostatnio miewałam owu wypadną w dni robocze, a nie w weekend/święto itp., gdy klinika lub nasza dr nie pracują. Zaraz zamierzam wystukać maila do koordynatorki i zaklepać terminy badań USG, co by nie zostały nam później same wczesne pory i kolejna nerwówka związana z urywaniem się z pracy. Póki co łykam już od rana Lamettę (uzgodnione z naszą dr), celem wystymulowania 3 dorodnych pęcherzyków;) Rośnijcie moje kochane! Rośnijcie! W rekompensacie za utracone miejsce w szczęśliwym pociągu, żądam w tym cyklu bliźniaków!;)

3 października 2016, 21:25

10dc, 1USG przed 2 IUI

Dzień pełen emocji. Złości na to co chce zgotować nam obecny rząd, wzruszenia widząc jak ludzie w moim mieście i innych w całej Polsce w końcu się jednoczą i walczą o to by dało się w tym kraju normalnie żyć. Zgodnie z ideą "czarnego poniedziałku" zrobiliśmy sobie dzisiaj z m. wolne od pracy i wzięliśmy sprawy również we własne ręce...

Tuż przed 2 protestem wstąpiliśmy jeszcze na umówioną wizytę w klinice, gdzie nasza dr zrobiła mi 1 USG w tym cyklu. Wygląda na to, że przeceniałam lamettę. W pierwszym stymulowanym cyklu było tak cudownie z pęcherzykami, iż uwierzyłam, że zawsze już tak będzie! Niestety w drugim do dnia inseminacji dotrwał tylko 1 niedostatecznie dojrzały pęcherzyk, czyli właściwie wyhodowałam tylko 1 prawidłowy, który pękł dzień wcześniej, więc z IUI były nici. Głupia pomyślałam sobie jednak: to na pewno jakiś felerny cykl, wyjątek od reguły! W następnym znowu będzie pięknie! Teraz jednak, próbując kolejny raz podejść do 2 IUI i widząc efekty stymulacji powoli tracę złudzenia odnośnie cudownego działania lametty na mój organizm:( Na bliźniaki chyba nie mamy co liczyć...

Prawy jajnik: 1x15mm
Lewy jajnik: 1x16.7mm
Endometrium: 7.1mm

Nasza dr twierdzi, że do IUI nada się raczej tylko jeden. Sprawdzamy jednak jutro czy aby ten pierwszy nie pozazdrościł koledze i nie postanowił nagle cudownie go dogonić... Trzymajcie kciuki!

6 października 2016, 20:24

13 dc - INSEMINACJA NR 2 WYKONANA!!!:)

UDAŁO SIĘ! Normalnie nie wierzę...

Mam ochotę schować się pod stół przypominając sobie co wczoraj odstawiłam w związku z planowaną na dzisiaj IUI. Szczegółów lepiej nie będę przytaczać, bo stwierdzicie, żem wariatka;) Nadzwoniłam się w każdym razie co niemiara, do wszystkich w klinice (nikt nie odbierał przez wiele godzin), żeby tylko przyspieszyć o dobę zabieg. Dlaczego? - bo byłam święcie przekonana, że jeden z pęcherzyków pękł, mimo iż od wstrzyknięcia zastrzyku minęło dopiero 9h... Tyle cykli ostatnio straciliśmy, nie pojechaliśmy nawet na ważny pogrzeb, wiążący się z daleką wyprawą, byle tylko w końcu doprowadzić do IUI, a tu miałoby wszystko pójść na marne?! Nie mogłam do tego dopuścić! Niestety nie udało się dogadać z kliniką, więc wpadłam w straszliwego dołka... Próbując jakoś się z niego wygrzebać, pochlipując co chwilę w duchu i fizycznie, postanowiłam chwycić się sprawdzonych ponoć przez kobiety cudownych sposobów radzenia sobie ze stresem i chandrą... Okazało się jednak, iż wydawanie pieniędzy na bzdety jest mocno przereklamowane, na słodycze traci się w takim momencie apetyt (a poza tym zawsze gdzieś z tyłu głowy wredny potwór krzyczy "pójdzie Ci to w dupsko i będziesz gruba!"), a wino też jakoś przestało cieszyć, tak, że nawet do otworzenia butelki się nie zmusiłam...
Ileż to było rozpaczania, nerwów, a tu dzisiaj w klinice na USG okazało się, że... nadal mam 2 piękne, całe i zdrowe pęcherzyki! Po jednym w każdym jajniku. Urosły do 20 i 21mm:) Ani się więc obejrzałam i już byłam w pokoju zabiegowym:) Dostałam nawet zdjęcie z USG, na którym widać całą procedurę! Trochę się prawdę mówiąc dziwnie poczułam, bo wyglądało jak zdjęcie ciążowe, a przecież ja w ciąży jeszcze nie jestem, więc nie zasłużyłam na takie prezenty... Miałam wrażenie jakbym coś ukradła i spore wyrzuty sumienia (craaaazyy!). Z drugiej jednak strony przyszła mi do głowy myśl, że może to jakiś znak (craaaazyy?)? Może to będzie moje pierwsze wspomnienie dotyczące nowego członka rodziny...? Tak bardzo bym chciała...

No nic, teraz tylko pozostaje dmuchać i chuchać na siebie i czekać...:)

13 października 2016, 23:36

20 dc, 7 dpo, 7 dpi

Temperatura jak zacementowana tkwi od 7 dni na tym samym poziomie. Tak źle to już dawno nie było:( Powoli tracę wiarę, że coś się jeszcze z tego cyklu wykluje poza kolejnym rozczarowaniem... Pocieszam się niby, że przecież zagnieżdżenie statystycznie następuje między 4-9 dniem po owulacji, więc mam jeszcze 2 dni czasu. Czuję jednak jakby ktoś mi nóż do gardła przystawiał i z każą chwilą zagrożenie nieuchronnie rosło...
W dniu inseminacji zrobiłam powtórne badanie AMH. Niestety nie pobrałam numerka do sprawdzania wyników online. Ciekawe jak przedstawiają się wyniki i ile czasu jeszcze mi zostało... Mam same najczarniejsze przeczucia:(

Edit:
8 dpi również nie przyniósł zmiany, a dodatkowo zaczęło mnie rozkładać... Dobrze, że już weekend! Sytuacja zaczyna jednak wyglądać beznadziejnie. Aplikuję sobie zabójcze dawki wit. C, mleko z miodem, herbatki malinowe i staram się wygrzać pod kocem, ale jest tylko coraz gorzej... W takim momencie! Grr!

Wiadomość wyedytowana przez autora 14 października 2016, 20:46

15 października 2016, 06:38

22 dc, 9 dpo, 9dpi

No i doigrałam się! Chciałam żeby tempka skoczyła? Chciałam. No to mam skok o 8 kresek, a do tego potworny ból głowy, katar, ból gardła, łamanie w kościach i dreszcze... Końskie dawki wit. C na nic się zdają. Walczę ze sobą, żeby nie brać paracetamolu, bo wyczytałam, że jednak do 3 miesiąca powinno się go unikać, ze względu na ryzyko wystąpienia wad rozwojowych u dziecka. Pewnie jedna tabletka za wiele by nie zmieniła, ale wiecie jak to jest... człowiek boi się nawet odrobinę zaryzykować w tym względzie, byleby się udało.
Miałam iść dzisiaj na ślub (tylko do kościoła), ale chyba sobie odpuszczę. Gorzej, że wieczorem czeka mnie mecz i opłacona już wizyta na stadionie, gdzie przy obecnej pogodzie pi*** jak diabli. Co tu robić? Może jakbym się bardzo ciepło ubrała i pozapinała z każdej strony to jakoś bym przetrzymała? Z drugiej strony to zawsze ryzyko, że się rozłożę na amen:( Eh...

17 października 2016, 23:08

24 dc, 11 dpi

NIE BĘDĘ SOBIE ROBIĆ NADZIEI, ŻE JESTEM W CIĄŻY! NIE BĘDĘ SOBIE ROBIĆ NADZIEI, ŻE JESTEM W CIĄŻY! NIE BĘDĘ SOBIE ROBIĆ NADZIEI, ŻE JESTEM W CIĄŻY!

ARGUMENTY PRZECIWKO:
- pęcherzyki do IUI mogły być niedojrzałe, bo nie pękły w ustalonym (dość szerokim) zakresie czasu, a ich wzrost i rozwój zostały zahamowane przez zastrzyk, w efekcie czego dalsze etapy nie miały szans zaistnieć,
- nie wiadomo czy pęcherzyki w ogóle pękły, a tym razem nie zlecono mi zrobienia USG,
- temperatura wzrosła w momencie, gdy zaczęłam brać progesteron i trzymała się bezlitośnie na równym poziomie do czasu przeziębienia, dopiero wtedy raczyła zaliczyć wzrost,
- dzisiejszy pomiar temperatury może być zaburzony przez fakt, że od 4:00 praktycznie nie spałam i wstawałam z łóżka, a poza tym w przeciwieństwie do poprzedniego dnia (gdzie temp. zaliczyła spadek) odkręciłam kaloryfer, który nagrzał się jak porządny piecyk,
- przeziębienie znacznie osłabia organizm co może utrudniać zagnieżdżanie, a pewne wyjątki w postaci ovufriendowiczek lub ich rodzin, mogą być tylko cudownymi wyjątkami od smutnej reguły:(,
- od rana męczy mnie coraz większy kaszel, powodujący znaczne skurcze brzucha, a to przecież podczas zagnieżdżania nie wskazane:(
- nie mam praktycznie żadnych objawów świadczących o tym, że coś się dzieje inaczej niż dotychczas...


NIEŚMIAŁE WĄTPLIWOŚCI ZA, KTÓRE MUSZĘ PRZEPĘDZIĆ:
- może choć częściowo, choć jedna z temperatur powyżej 37 stopni jest jednak związana z faktem zagnieżdżenia, które nastąpiło w ostatnich dniach pomimo niesprzyjających warunków??
- może te dzisiejsze poranne mdłości to podwyższony progesteron, a nie wynik pierońskiego bólu zatoki nosowej i bólu głowy, które były wynikiem przeziębienia???


Moja druga gin. nie chciała mi dać dzisiaj skierowania na potrzebne do następnej IUI badania (wszystkie wkrótce mi wygasają), twierdząc, że "nie będziemy zapeszać". Dostałam jedynie skierowanie na betę, którą zgodnie z zaleceniami kliniki mam zrobić 20.10. No to czekamy...

18 października 2016, 06:22

25 dc, 12 dpi

A jednak temperatura spadła: 36.41......


Ryk rozpaczy.......


Nie wiem jak ja dam radę dłużej to ciągnąć.

21 października 2016, 23:06

Odebrałam dzisiaj wyniki.

Beta <2.0 mIU/ml - czyli standard, który przewidywałam:(

AMH 0,74 ng/ml (kwiecień 2016 - 0,86 ng/ml) - z jednej strony spadek wolniejszy niż w statystykach, czyli może modulator homocysteiny lub koenzym Q10 coś zdziałały, z drugiej jednak strony, gdyby nadal obowiązywała refundacja in vitro, byłabym na granicy kwalifikacji - to chyba coś oznacza? Czyżby zaczynało być aż tak źle, że już nawet specjaliści nie mają pewności czy się uda? Mało budujące:( Eh...

Zaczęliśmy dzisiaj z m. rozważać czy nie należałoby już wystartować z procedurą adopcji, (która może ciągnąć się latami) póki jeszcze mamy siłę i odrobinę względnej młodości... Na początku i tak przechodzilibyśmy roczny (o ile dobrze m. przeczytał) kurs, w trakcie którego moglibyśmy jeszcze przemyśleć sprawę... Bo co jeśli zmarnujemy kolejny rok i okaże się, że jednak nie ma szans na nasze własne? To może być nasza jedyna szansa...... Nie mogę uwierzyć, że jednak dotarliśmy do tego momentu:(((((

24 października 2016, 11:41

3 dc, czas na 3IUI?

Chyba łapię jesienną depresję... Coraz gorzej się czuję. Nie mam ochoty chodzić do pracy, nie mam ochoty jeść, jestem coraz bardziej zmęczona fizycznie, a do tego ciągle tylko ryczę... Czasem ludzie oderwą mnie od myślenia i jest trochę lepiej, ale potem znowu wszystko wraca.

Wzięłam dzisiaj urlop, żeby trochę odpocząć psychicznie, ale marnie mi idzie. Z samego rana dostałam wiadomość, że zmarła moja babcia:( Myślałam, że wydobrzeje, a tu... Dobrze, że niedawno do niej pojechaliśmy i zdążyłam się pożegnać:(

Od wczoraj znowu biorę Lamettę, aby wystymulować więcej pęcherzyków. W piątek jedziemy na 1 USG w nowym cyklu i oby okazało się, że lek coś zdziałał, bo kolejnego ciosu chyba nie zniosę.....

1 listopada 2016, 11:26

11 dc, jutro 3 IUI

Coś straciłam zapał by tu regularnie pisać... Trzeba jednak się zmusić, by była dokumentacja działań na przyszłość!
2 USG przedinseminacyjne już za nami. Wczoraj podjechaliśmy do szpitala do naszej lekarki by podejrzeć pęcherzyki ostatni raz. Nadal rosną 3 dominujące, choć jeden powoli odpuszcza:
Prawy jajnik: 16,1mm, 14mm.
Lewy jajnik: 15,9mm.
Endometrium: 6,9mm (kiepsko jak na mnie:().

Dzisiaj ok. 9-tej m. zrobił mi zastrzyk Ovitrellu (nowa strzykawka, stresu co nie miara!) i jutro po 16-tej działamy z 3 IUI.
Lekarka zaproponowała nam scratching endometrium, ale dowiedziawszy się, że już zdążyłam wziąć cały blister Lametty (nic nie mówiła po 2IUI, że następnym razem mam nie brać!) stwierdziła trochę niezadowolona, że szkoda marnować ładnie wystymulowane pęcherzyki. Odłożyliśmy więc na następny miesiąc. Wychodzi na to, że 4IUI (ostatnią) zrobimy dopiero w grudniu, kiedy to planowaliśmy odpocząć, aby nabrać sił na in vitro po Nowym Roku... Wracając do scratchingu to trochę się boję, bo lekarka mówiła, że boli:( Ktoś wychlasta mi kawałek ciała od wewnątrz, w bardzo wrażliwym na ból miejscu, jak więc ma nie boleć? Skoro jednak podejrzewałam, że coś może być nie tak ze mną na etapie zagnieżdżania zarodków, a tym zabiegiem mogę pomóc (ponoć szansa na zagnieżdżenie wzrasta dwukrotnie) to trzeba go wykonać...


Na koniec bombowa nowina. Zebrałam się w końcu by zrobić badania na boreliozę, którą od kilku miesięcy podejrzewałam u siebie biorąc pod uwagę 3 kleszcze zebrane latem i boreliozę zdiagnozowaną u m. Zbiedniałam aż o 193zł (sic!), robiąc dokładniejsze testy Western Blot, bo jak już wydawać pieniądze to chciałam mieć jak największa "pewność" (WB 50-70%, test Elisa daje tylko 30%), że jest to cholerstwo w moim organizmie lub go nie ma. Wczoraj wieczorem dostałam wstępne wyniki na maila: IgG Borrelia - wynik dodatni... Pięknie. Niby się spodziewałam, bo ryzyko było spore, skoro kleszcze pochodziły z tych samych rejonów co kąsające m., poza tym od kilku miesięcy coraz częściej drętwiały mi ręce lub dłonie zupełnie bez powodu i powoli zaczynało mnie to niepokoić, mimo to jednak wyniki trochę mną wstrząsnęły z racji starań... Jak ja niby mam teraz wziąć antybiotyk, skoro jutro inseminacja? A co jeśli się uda?? Mam nadzieję, że nasza lekarka coś jutro wymyśli:/

Wiadomość wyedytowana przez autora 1 listopada 2016, 11:28

2 listopada 2016, 21:38

12 dc, 3 IUI

No i znowu czekamy... Inseminacja wykonana ok. 16:30 zupełnie bezstresowo. Powoli te wszystkie procedury zaczynają być dla nas rutyną. Na ostatnim przed zabiegiem USG zobaczyłam 3 dorodne pęcherzyki:

prawy jajnik - 19.3mm, 20.4mm (mam zdjęcie!);
lewy jajnik - 19mm (brzydkie kaczątko o nieidealnym kształcie, ale może okaże się czarnym koniem?;)).

Endometrium: 8,94mm.

36h od zastrzyku, po których jest szansa, że któryś z pęcherzyków pęknie przypada na 21:15, czyli mniej więcej w chwili, gdy piszę. Nic jednak nie czuję... Może postanowiły jeszcze trochę podrosnąć?

Gdybym wiedziała, ze choć jeden pęcherzyk jest już w pełni dojrzały - byłabym w siódmym niebie. Niestety nie wiem, bo w klinice nie mają procedur, które nakazywałyby im sprawdzanie poziomu estradiolu. Zrobiłam badanie rano w mojej przychodni na własną rękę. Wyniki jutro. Ciekawe co pokażą. Muszę poczytać gdzieś na forach jakie wyniki uznawane są za prawidłowe. Tak czy siak na pewno się przydadzą jeśli (tfu! tfu! tfu!) do trzech razy sztuka się nie sprawdzi i... Uh, nie potrafię nawet tego napisać, bo boję się zapeszyć...

5 listopada 2016, 12:22

15dc, 3dpo

W czwartek odebrałam wynik Estradiolu robionego w dniu inseminacji i od tej pory nie mogę przestać o nim myśleć. 262 pg/ml przy normie dla fazy owulacyjnej 63.9-356 pg/ml. Wszystko byłoby pięknie, gdybym miała w tym dniu 1 pęcherzyk, a ja miałam 3 pęcherzyki... Aby pęcherzyk był dojrzały powinno się mieć w dniu inseminacji przynajmniej 200 pg/ml, przy 3 pęcherzykach powinnam mieć ok. 600 pg/ml. Niektórzy dopuszczają 150 pg/ml/pęcherzyk, ale nawet tu się nie mieszczę w normie:( Wygląda więc na to, że albo miałam 1 dojrzały i 2 puste, albo wszystkie 3 pęcherzyki były do niczego (gdyby dzieliło się w miarę po równo)!:(((((

Czy to moje AMH na poziomie 0,74 ng/ml ma aż taki wpływ na jakość pęcherzyków?:/ Jeśli tak to nic dziwnego, że ostatnie inseminacje się nie udawały, pomimo posiadania nawet 2 pęcherzyków w dniu zabiegu. Zastanawiam się, ile w ogóle komórek zdołałabym wyprodukować, gdybyśmy podeszli do in vitro. Skoro teraz jest tak cienko... Nawet jeśli uda się wyprodukować ze 3 to ile z nich się zapłodni? Nie jest dobrze:( Jestem pełna obaw:(

13 listopada 2016, 18:16

23dc, 11dpi

No i temperatura poleciała na łeb na szyję, a wraz z nią nadeszło mocne plamienie... Zaznaczyłam jako niepewną, bo wstawałam z łóżka 1.5h przed godziną pomiaru, trochę źle mierzyłam i przez to pomiar mógł zostać zafałszowany, ale kogo ja oszukuję? To tylko beznadziejne naciąganie rzeczywistości w obliczu niewygodnej prawdy... Zgodnie z przewidywaniami 3 IUI także się nie powiodła:( Na nic zdało się dmuchanie i chuchanie na moją osobę. M. tak się starał by mnie przy wielu rzeczach wyręczać, by tylko się udało...:( Eh. Nie pomogło także kilkudniowe odstresowanie się w górskim domku, z dala od naszych miejskich hałasów, smrodu spalin i wszystkich problemów. Brutalna prawda w końcu do nas dotarła. Z IUI dzieci nie będzie. Straciliśmy wiarę w tę metodę. Dalsze próby nie mają już sensu. Rezygnujemy z czwartej IUI. Wychodzi na to, że jedyną szansą jest dla nas in vitro. Na dniach zamierzam ustalić termin wizyty w klinice, byśmy mogli przedyskutować z naszą lekarką kwestię estradiolu oraz ewentualnego scratchingu przed zabiegiem. Wywalając multum kasy na in vitro, musimy zrobić wszystko by zwiększyć szanse na powodzenie całej operacji. Tymczasem zaciskamy pasa i staramy się jak najwięcej odłożyć, by jak najmniej uszczuplać oszczędności, które miały pójść na inny cel...

26 listopada 2016, 15:36

12dc, 25cs z OF

Wczoraj byliśmy w klinice pogadać o naszych planach z in vitro. Ustaliliśmy, że w następnym cyklu, tuż przed Sylwestrem robię scratching z 4h kroplówką, a w pierwszym styczniowym cyklu nowego roku podchodzimy do IVF. Prawdopodobnie wybierzemy droższą metodę IMSI (ze względu na morfologię nasienia poniżej normy) oraz dodatkowo Embrio Glue (na zagnieżdżenie), żeby zwiększyć nasze szanse. M. upiera się jeszcze nad nowym lekiem, który kosztuje ok. 800zł i także wspomaga zagnieżdżanie zwiększając znacznie szanse na sukces, ale ja się trochę boję. To kolejne 4h kroplówki, dodatkowe obciążenie finansowe, a w dodatku nasza klinika dopiero rozpoczyna "przygodę" ze stosowaniem tego leku. Podobno tylko w Białymstoku (o ile dobrze zapamiętałam) mają z nim większe doświadczenie. Lekarka uspokajała nas, że jest bezpieczny, że stosuje się go także w zagrożonej, zaawansowanej ciąży, by wyeliminować skurcze macicy, więc na pewno mi nie zaszkodzi. Co więcej, większość IVF z jego udziałem kończy się pozytywnie, ale przecież brało go stosunkowo niewiele pacjentek, więc może trafiło akurat na te, które i tak miały zajść w ciążę? Eh nie wiem czy dam radę, czy warto się szarpać.

Póki co zaczynam przygotowania organizmu do in vitro. Mam jak najszybciej zacząć przyjmować DHEA Eliot i zwiększyć ilość przyjmowanego modulatora homocysteiny, aby trochę podrasować moje komórki. Obym wyprodukowała ich wystarczająco dużo, by starczyło na 1 podwójny zabieg, a także w przypadku ewentualnego (tfu tfu tfu!) niepowodzenia na 2 podwójny.

Wczoraj zrobiliśmy także USG, które wykazało, że:
- w lewym jajniku rosną pęcherzyki: 14,4mm i 12,4mm (jest szansa, że przynajmniej 1 dojrzeje)
- w prawym jajniku rosną pęcherzyki: 8.88mm, 7.24mm, 6.01mm (nic z nich już nie będzie...).
Przy moim tempie rośnięcia pęcherzyków, ovu przewiduję od wtorku/środy wzwyż.

Miło byłoby zostać zaskoczoną i w pierwszym naturalnym cyklu od dawna zajść w ciążę, odganiając tym samym widmo kłucia, sztuczności oraz sporych wydatków... Ciekawe czy los uzna, że zasłużyłam?

Wiadomość wyedytowana przez autora 27 listopada 2016, 19:00

23 grudnia 2016, 11:14

11dc, 26cs z OF

Ależ ten czas leci! Już prawie miesiąc mnie tu nie było... Jutro Wigilia i rozpoczynają się ukochane przeze mnie Święta Bożego Narodzenia, chciałam więc Wam wszystkim życzyć duuużo zdrowia i aby Wasze marzenia o potomkach się spełniły, a tym co się już udało zajść w ciążę - aby dziecięcia rosły zdrowo i wszystko układało się po Waszej myśli;) Wszystkiego dobrego!

A co u mnie? Ostatnimi czasy jestem potwornie zalatana i zestresowana. Jedna impreza rodzinna goni kolejną imprezę rodzinną, w międzyczasie jarmarki, wyjazdy urodzinowe, a tu przecież trzeba jeszcze wysprzątać mieszkanie przed świętami, napiec ciast na imprezy, kupić prezenty... Młyn straszny. Obawiam się, iż nie sprzyja to produkcji zdrowych komórek, ale niestety nie jestem w stanie nad tym zapanować. Biorę codziennie DHEA Eljot i zwiększoną dawkę Modulatora Homocysteiny tak jak przykazała pani dr w klinice licząc, że może choć one coś poprawią w kwestii mojego stanu zdrowia.
W 22 dniu zeszłego cyklu zrobiłam badanie progesteronu, którego wyniki 6 ng/ml zwaliły mnie z nóg i sprawiły, że straciłam wiarę iż kiedykolwiek doczekamy się potomstwa:( POTWORNIE boję się, że zabieg in vitro, któremu poddaję się w styczniu nie zakończy się pozytywnie. Nie ma dnia żebym o tym nie myślała, co chwilę ryczę z bezsilności... Niby pod koniec obecnego cyklu robimy scratching + intralipidy, dodajemy Embrio Glue do zabiegu i chyba jakieś dodatkowe 4h kroplówki wspomagające zagnieżdżenie, ale czy to i tak nie za mało skoro moje komórki i progesteron są w koszmarnym stanie? W dodatku m. zaczął mniej dbać o siebie niż w ostatnich miesiącach\latach i boję się, że nasienie także będzie miało gorsze parametry... Chyba też już powoli ma dość wszystkiego:( Coraz częściej zaczynam się obawiać, iż (tfu tfu tfu!) znajdzie sobie lepszy, niewybrakowany model:( Wiem jak bardzo chce dziecka, a ze mną mu jakoś nie wychodzi:( Ehh. Dobra. Koniec tego smęcenia! Święta to powinien być radosny czas, więc spróbujmy do tego doprowadzić!

Jeszcze raz wszystkiego dobrego!

31 grudnia 2016, 14:15

Niedługo rozpoczniemy 4 rok świadomych starań. Wydaje mi się, że minęła już wieczność. Co prawda w pierwszym roku kilka cykli było straconych z powodu mojego chorowania tudzież wyjazdów, które w ostatniej chwili okazywały się wypadać akurat w TYCH dniach, ale jednak mam wrażenie, że gdyby miało się naturalnie udać to udałoby się w którymś z pozostałych cykli...

Coraz częściej myślę o styczniowym IMSI. Wielokrotnie nie mogłam zasnąć z powodu przerażenia dotyczącego czekających mnie wielogodzinnych kroplówek, zastrzyków igłą o wiele grubszą niż do tej pory przy Ovitrellu oraz obawami, czy wyprodukuję odpowiednią ilość komórek i czy w ogóle się zapłodnią... We wtorek jedziemy na scratching + 4h intralipidów dożylnie. Strasznie się boję! Miejmy nadzieję, że dzięki temu zarodek z łatwością wskoczy w endometrium i moje cierpienie nie pójdzie na marne. Wzięłam już sobie urlop na ten dzień, dzięki czemu po zabiegu będę miała trochę czasu by dojść do siebie i nie będę stresować się ewentualnym wyciekiem inf. o staraniach do kadr, a może i reszty firmy (przypadek L4).

Nie mogąc znieść bezczynnego oczekiwania zrobiłam sobie test szans na powodzenie IVF, przygotowany przez brytyjskich profesorów, którzy zgromadzili dane 144 tysięcy par podchodzących do procedury. Udostępniono go w Internecie - łatwo znaleźć wpisując w wyszukiwarce "ivf predict calculator". Oto co nam wyszło:

Your chance of a live birth per IVF attempt is: 35.7%.


Teraz pytanie: czy to dobrze? A może jednak nie do końca? Średnia europejska to 30%, Polska 35%, więc na tym tle wypada po prostu średnio. Jeśli jednak doliczyć podłoże Embrio Glue, które zamierzamy zastosować (badania mówią, iż zwiększa liczbę ciąż o ok. 8%) oraz fakt zastosowania metody IMSI (ponoć daje 55% wskaźnik ciąż), a do tego scratching w cyklu poprzedzającym (statystyki pokazują, że ilość ciąż zwiększa się dwukrotnie wśród kobiet, które mają problem z zagnieżdżaniem zarodka, a to podejrzewam u siebie) - to wszystko pozwala wierzyć, że szansa jest spora i trochę uspokaja... Eh chciałabym, żeby było już po wszystkim i żebyśmy mogli wreszcie się cieszyć!

3 stycznia 2017, 21:22

I po scratchingu endometrium + kroplówce. Bolało. Bardzo bolało. Ketonal i Nospa chyba nic nie pomogły, a jeśli zadziałały to nie chcę myśleć co by było, gdybym ich nie dostała... W dodatku ten wenflon w żyle przez 4h........ Żeby było milej okazało się, że pani doktor wcześniej nam nie mówiła, ale tą kroplówkę będę musiała powtórzyć jeszcze 2 razy przed transferem... 2x4h z wenflonem w żyle! Poza tym okazało się, że zastrzyki do stymulacji, które miałam dostawać tylko co 5 dni ponoć nie działają i jakieś stowarzyszenie medyczne odradza ich stosowanie, więc pani doktor rozpisała mi caaaaaaałą długą listę zastrzyków raz lub 2 razy DZIENNIE + dodała inne leki, o których wcześniej nie wspominała (ponoć konieczne przy niskim AMH). Także nie dość, że się pierońsko boję tak częstego kłucia i aż mi słabo na samą myśl to jeszcze doszły nam nieprzewidziane koszta, wizyty. Eh, szkoda pisać. Mam dość. Naprawdę dość...... Nie wiem czy dam radę:(

6 stycznia 2017, 20:41

No to dzisiaj poczułam pierwsze bóle "przedmałpowe", a temperatura zaliczyła spadek o 0.2°C... Czekam więc z niepokojem na @. Wg naszej pani dr przychodzi ona ok. 5-7 dni po zabiegu, ale ja raczej cienki Bolek jestem ostatnimi czasy i obawiam się, że mogę nie dotrwać. Niepokoję się wraz m. głównie dlatego, iż w 1 dc mam rozpocząć zastrzyki i bardzo ważne jest, abym miała 100% pewność, że to właściwy 1 dc, czyli progesteron <1. A jak sprawdzić progesteron gdy się ma przed sobą święto kościelne wolne od pracy, a potem weekend, w który też wszystkie laboratoria w mieście są zamknięte? No właśnie... Jeśli to nastąpi, będziemy zmuszeni jechać do miasta, w którym jest nasza klinika, bo tam ponoć w szpitalach wykonują badania 7 dni w tygodniu oraz co ważne - wyniki dostaje się tego samego dnia. Problem w tym, że to jednak kawałek drogi, a nasz budżet z powodu procedury i całego leczenia został dość mocno nadszarpnięty. Każda dodatkowa wyprawa wpędza nas w większy stres. Kolejna sprawa, że zupełnie nie znamy tych szpitali, nie wiemy czy coś się nie wydarzy i być może nie otrzymamy wyników (tfu tfu tfu!) za późno... Eh! Obym wytrzymała z @ do poniedziałku! Nie sądzę jednak by to było możliwe, biorąc pod uwagę dzisiejsze bóle i znaczny spadek temperatury.

Jeśli chodzi o leki, które wskoczyły u mnie na tapetę to dostałam zalecenia by brać:
- DHEA Eljot 25mg 3x1 (kontynuacja)
- Modulator homocsteiny 2x1 (kontynuacja)
- Medrol 2x 1/2
- Agapurin 2x1

a od 1-2 dc (nowego):
dziabnięcie Gonapeptylem x1

3dc:
dziabnięcie Gonapeptylem x1 + Gonalem w dawce 150j

od 4-6 dc:
dziabnięcie Gonalem w dawce 150j

Potem 7 dc kontrola i ew. dalej Gonal F + Cetride.


Nie wiem jak ja to przeżyję!!! Jeszcze niedawno miało być tak pięknie - tylko jedno dziabnięcie na 5 dni!:( Gdzieś w okolicy 7 dc czeka mnie również kolejna 4h kroplówka z intralipidów oraz kolejny scratching...:(

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 stycznia 2017, 20:39

‹‹ 2 3 4 5 6 ››