X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Niemożliwe
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5

26 czerwca 2014, 17:04

To trudne...dlaczego tak się dzieje, że po owu jestem taka...dziwna. Wkurza mnie wszystko, że mam ochotę kogoś zabić, leci ze mnie coś dziwnego wodnistego i już wiem, że się nie udało...dlaczego doszukuję się objawów? To coś normalnego? Nie chcę! Nie chcę się nakręcać, bo i po co? Ale nadzieja zawsze jest. Kto wie, może inne będą objawy bo ten cykl jest zupełnie inny. ALe jakoś umarła we mnie nadzieja, że się uda... mąż dopytuje co sie ze mną dzieje, a ja?? Znowu zamykam się w sobie bo wiem co powie "przestań się nakręcać!" a jak ja mam się nie nakręcać, skoro czuję jak życie ze mnie uszło w dniu kiedy dowiedzieliśmy się, że ciąża się nie rozwija... i jak ja mam mu to powiedzieć, że sens życia umarł.. staramy się drugi miesiąc a ja już mam dość...wkurwia mnie fakt, że rodzą się dzieci a moje się nigdy nie urodzi! Głowa mnie boli...spać...chcę spać i już nigdy się nie obudzić..nigdy! ;(

27 czerwca 2014, 10:58

Dziękuję dziewczyny za wsparcie :) trochę mi lepiej. Psychicznie, bo fizycznie już gorzej.


Strasznie się czuję, jak zombi. Źle śpię,głowa mnie boli, czuję się jak by mnie choroba pobierała...cudownie. Zawsze o tym marzyłam, żeby się rozchorować :) Wparłam z głowy myślenie o ciąży....nie chcę, wiem, że się staraliśmy, ale co ja teraz mogę? Nie poprawiam swojego samopoczucia. Wczoraj miałam cały dzień pracy i aż tyłek mnie boli :( mąż postanowił zakupić mi fotel do pracy ;) bo na razie mam taborecik, taki twardy i bez oparcia.

Na razie skupiam się na pracy... mam jej dużo. A dziś o 20.10 mam wizytę u lekarza gin-endo. Zobaczymy co powie, muszę przygotować swoje wyniki. Muszę pamiętać aby zapytać o te plamienia w dniu owulacji i dzień po. Mam nadzieję, że będzie to tylko dobry znak. Wczoraj koleżanka zasugerowała, że to może wynik zagnieżdzenia(???) jak to? Przecież owulkę miałam w poniedziałek. Cholera wie... zobaczymy. Nrazie uciekam do pracy. Dziś trochę dużo jej mam :)

Dziękuję kochane!!! Nie zapomnę Wam tego! :* dałyście mi emocjonalnego kopa.
:*:*:*:**:*:*:*:*:*:*:*:*

27 czerwca 2014, 16:47

I jak ja mam się smucić?? Z Wami nie da rady ;P DZIĘKUJĘ!!!!!! :*

Od teraz będą same pozytywne wpisy! :)

28 czerwca 2014, 01:45

Ok wizyta nic nie wniosła do mojej obszernej wiedzy ginekologicznej :)) lekarz przesympatyczny pokazałam mu wynik histopato powiedział, że bardzo mu przykro, że tak się stało...ale. No właśnie. Rozrysował mi to jak to.wyglądało. że nasze dziecko było genetycznie idealne ale kosmki które miały tworzyć naczynia i łożysko później nie było poprawne.... także uspokoił mnie. I powiedział coś co moge ze szczerego serca powiedzieć każdej, która ma wyznaczony czas do starań- NIE MA NIC WSPÓLNEGO CZAS ODCZEKANIA ZE STARANIAMI A PRAWIDŁOWĄ CIĄŻĄ. to zapytałam się ile on by kazał czekać. CYTUJE "Kochanie odrazu" :)) cudownie,że drugi lekarz potwierdza nasze podejście, że jak ma się udać to się uda... Nasze organizmy są mądrzejsze niź myślimy ;)))

Kocham Was dziewczynki i ja wierze, że możemy i będziemy rodzicami najlepszymi na świecie :))

28 czerwca 2014, 12:07

Optymizm optymizmem...po nocy gdzieś mi się ulotnił...rany jakie ja mam wahania nastrojów...śmieje się, zaraz płaczę..po roku prób, walki o donoszoną ciążę chyba można się załamać, prawda? Tyle się działo, że mam wrażenie, że już nigdy nie będzie mi dane cieszyć się dzieckiem...myślałam o rozpoczęciu szkoleń do adopcji...wiem, że to trwa, ale nigdzie mi się nie śpieszy..już straciłam nadzieję, że będę nosić pod sercem swój własny cud...
Wiem, że ten cykl się nie udał, bo nie miałam jednego z istotnych objawów, który jako pierwszy się u mnie pojawiał dwa razy... mianowicie 3-4 dni po owulce miałam jedno razy upław dużej ilości gęstego, białego śluzu...a teraz nie było czegoś takiego... także już wiem, że teraz możliwość powiększenia naszej małej rodzinki będzie dopiero w sierpniu...bo lewy jajnik mam do dupy, pewnie jajowód mam zapchany... w dupie z tym! Kończę z walką. Po prostu nie mam już siły...za dużo się wydarzyło,a za mało była chwil, które podbudowały by mi serce.

Nie tracę optymizmu, poprostu kończę z rozmyslaniem, planowaniem i mysleniem o dzieciach. i tak nigdy do nas nie przyjdzie... zmarnowaliśmy dwie szanse jakie mieliśmy, na własne życzenie.

Uciekam, bo weekend. Trochę muszę się odstresować. Zajrze w tygodniu.
Ale Wy kochane moje nie traćcie nadziei,że będzie dobrze. Ja jej nie tracę, ale muszę zmienić swoje życie. Niby nie skupiałam się na ciąży, ale podświadomość mi mówiła co innego. Koniec z tym. Nigdy więcej.Zacznę robić wszystko aby nie było ciąży...po co mi to? Same smutki, strach i obawa czy będzie dobrze, po co mi to? Źle mi teraz jak jesteśmy sami? I tak jest wybrakowana, nie pełnowartościowa...ta, która ukochanemu nigdy nie da dziecka. Im bardziej się chce tym jest gorzej.

29 czerwca 2014, 18:13

Tak kochane. Koniec z obserwacją, temperaturą, śluzem i tym całym pierdolnikiem. Przestaje patrzec na to wszystko pod kątem ciąży. Nie pobiegam bo może jestem w ciąży ; nie napije się bo może jestem w ciąży.... nosz kurwa to może wogole sie położe i poczekam do okresu???;)

Koniec z tym. Zaczynam żyć. Po paru dniach smutów i płaczu biorę sie w garść i dokopie rzeczywistości :) uprawiamy sporty, od kilku dni pijemy piwko i co? Trudno :) jakoś lepiej mi znieść to wszystko z piwkiem wieczorem. Właśnie oglądamy mecz. Takie życie wole. Beztroskie, różnorodne i wesołe. A reszta... w nosie :) mam to w nosie!

Weekend zaliczam do zajebiście udanych :)

30 czerwca 2014, 13:40

24dc
Czuję się dobrze, trochę mocniej pobolewa mnie krzyż...zupełnie jak wtedy, po tabletach...boję się swojej @, bo jak teraz mnie tak boli to jak przyjdzie to chyba umrę...

Chcę na was moje kochane przelać całą moja pozytywną energię! :) odżywał...czuj się z 5 kilo lżej, bo nie myślę już...o nieeee.
Na całe szczęście istnieją zakupy!!!! :D

Byłam dziś już u dentysty, bywam u niego średnio co 2-3 tygodnie :) bardzo fajny i miły, a do tego wyrozumiały i delikatny....mam uraz do dentystów z dzieciństwa... ale on jest cudowny! Nawet mój Konrad do niego chodzi :) No ale po wizycie jestem szczuplejsza w portfelu o 130zł, ale jak się chce mieć piekny uśmiech bez srebrnych plomb to trzeba też zapłacić :) no ale max 150zł wiec spoko, bo wizyta na NFZ. No to po wizycie lecę do Lidla bo miałam kupić sobie sukienkę, ale jakaś taka duża była mimo, że eska, ale nie zwięłam jej, ale przecież była bym chora gdybym sobie nie kupiła czegoś innego :) a więc tak... kupiłam trzy pary szortów!!! :D Pojebana jestem ,ale cóż! :) muszę spakować swoje stare ubrania za małe, bo nigdy już nie będę ważyć 48-50 kg więc po co maja mi zawalać szafę, a tym samym zrobię miejsce na nowe rzeczy! :) I tak właśnie zrobię!!! :)

Ściskam was kochane moje!!! Cudownie jest czuć, że mam wsparcie w tak cudownych kobietach jak Wy!!! :*
Miłego dnia!

Wiadomość wyedytowana przez autora 1 lipca 2014, 11:48

1 lipca 2014, 11:55

Trochę to dziwne...pobolewa mnie krzyż, że ledwo dziś chodziłam, ale juz jest lepiej. Wciąż mam takie dziwne objawy na @, że aż je zapisuję. I te pachwiny....a @ moja kochana za 5 dni...a u mnie susza...kurde o co kaman???!! W zeszłym miesiącu miałam wodnisto-mleczna wydzielinę a teraz??? Susza... czemu każdy cykl mam inny?? Temperatura już skoczyła do 37,1* mierzę tylko po owulce, bo chcę dokładnie zapisać jak mi temp spada przed @. Czysta ciekawość, bo wiem, że mierzenie tylko w jednej połowie cyklu nie ma sensu :) z reszta wiele rzeczy robię bez sensu :)

Dziś mam trochę pracy :) 3 klientki i to wieczorem...ehhh... jak ja nie lubie pracowitych wieczorów :) ale cóż coś za coś ;)) spakowałam dziś swoje za małe ubrania :)zobaczymy czy uda mi się schudnąć troszkę :) tak ze 3 kg... nie chcę więcej :) bo szkoda mi cycków, które po ciąży mi zostały :)) muszę swój orbitrek odkurzyć ;) zaczynam żyć! Bo mam je tylko raz :)

2 lipca 2014, 09:10

26dc

Trochę to dziwne, bo dzień wcześniej temp mi spadła. No ale cóż, może @ przyjdzie wcześniej :)
Jak narazie objawy te same, ale inne niż w poprzednim cyklu :)nie nakręcam się bo po co? Dlaczego teraz miałoby wyjść? Czasami tylko myslę, że może gdybym zrobiła badania to udałoby się...po prostu mi się nie chce :)

Ostatnio pisałam o moim szale zakupów w Lidlu...ha! Mój Konrad tego samego dnia wydał 200zł na sprzęt do kuchni :D kupił parowar,toster i maszynkę do popcornu, z racji, że nie mamy mikrofali to takie cudo nam sie przyda! :) Cudownie, powolutku się urządzamy :) byłą wczoraj Konrada znajoma z osiedla u mnie na pazurach pokazałam jej kuchnię, zachwycona była. Szkoda tylko, że musimy szkło zareklamować, bo pęcherzyki powietrza się pojawiły między szkłem a nadrukiem. Szkoda, ale cóż kupimy coś innego :) albo inny wzór szkła :) jaki czarny wzięłabym tym razem :)

Dobra, koniec z pisaniem lecę pobiegać na orbitreku :D


Kurde ten ból w krzyżu jest coraz gorszy....chyba już dopadła mnie choroba zawodowa :( cholera a tak lubię swoja pracę :( nie dam się, pójdę na jakieś masaże. Nie dam się!!! Ta praca to cały mój sens życia zawodowego, nie chcę niczego innego robić :(

Wiadomość wyedytowana przez autora 2 lipca 2014, 12:52

2 lipca 2014, 14:54

Zupełnie przypadkiem wpadłam na pamiętnik dziewczyny, która jest na takim samym etapie ciąży jak ja....powinnam być...płakać mi się chcę, ale się wstrzymuje. Dlaczego znowu los postanowił odebrać mi szansę na dziecko? Ostatnio lekarz powiedział mi, że to co się stało z naszym poprzednim dzieckiem to był...przypadek....kurde wolałabym aby to była wina choroby czy moje zaniedbania, a nie przypadku... czemu mnie te przypadki spotykają?? Gdybym była w ciąży od sierpnia już dawno miała bym dziecko, ale nie znowu los postanowił ze mnie zadrwić...chyba nigdy juz nie będę w ciąży. Dziś w sklepie biłam się z myślami czy nie kupić testu, ale po co? Przecież nie jestem w ciąży...dlaczego nam nie wyszło? Drugi miesiąc... przy monitoringu...chyba muszę się umówić do swojej ginekolog... muszę. Niech mi cos poradzi....da jakieś leki, bo oszaleję. Muszę coś zrobić! Bo będę sobie to wytykac do końca życia, że nic nie zrobiłam.
Nie przyjdziesz do mnie
dziś.. jutro.. nigdy..
odszedłeś...
Posypały się gwiazdy, na pół pękło słońce, rozkrzyczało się niebo błyskawicami, świt rozpłakał się deszczem, zegar stanął, ucichł szloch.
A miłość zgubiła się pomiędzy kartkami pamiętników wśród okruchów wspólnych chwil.

Wiadomość wyedytowana przez autora 2 lipca 2014, 16:14

3 lipca 2014, 11:04

27dc

Powolutku ustępują dolegliwości, na razie tylko boli mnie krzyż i pieką piersi, coś dziwnego. Czekam na moją przyjaciółkę @...w poniedziałek powinna przyjść.

Wczoraj była chyba najgorszy dzień w moim życiu, oczywiście po za tym kiedy dowiedzieliśmy się, że ciąża się nie rozwija...Po wczorajszym wpisie przebrałam się w piżamę, poszłam do łóżka i płakałam cichutko. Bałam się momentu jak Konrad wróci z pracy i mnie zobaczy. Znowu zacznie swoje gadtki, że nie mogę patrzeć w przeszłość, że to co się stało nie było niczyją winą...to jest najgorsze. Cholerny przypadek! ehh... leżałam i myślałam, myślałam i płakałam. Bałam się dnia kiedy ten ból powróci i znowu rozsypie się mój świat. Przyszedł mąż i widzi mnie w łózku, a było jeszcze przed 20. Oczywiście z wielkim usmiechem zapytała:
-A co to? Moja żonka już w łóżeczku?? :)
Uwielbiam jego optymizm, ale nie byłam w nastroju. Od razu zauważył, że coś nie gra. Przyszedł i położył się obok mnie i zapytał się co się stało...i rozpłakałam się. Wiedział, że ja wciąż myślę i tęsknię. Bez słowa leżał i mnie przytulał, a mną targał okropny szloch.. łzy wielkie jak grochy spadały na bluzkę mojej piżamy. Mój błędny wzrok uciekł za okno, skąd dochodziły krzyki i smiechy dzieci na placu zabaw, od czasu do czasu słychac było" MAMO, MAMO!". Płakałam jeszcze bardziej, bo ja nigdy już tego nie usłyszę. Po dłuższej chwili Kondziu podnosi wzrok na mnie i pyta się mnie czy jeszcze mnie to boli. Kiwnęłam głową, bo nie mogłam słów z siebie wydobyć. Prosił bym się nie denerwowała, bo nasz dzidziuś w moim brzuchu będzie zestresowany, po tych słowach wybuchłam płaczem i zaczęłam mówić poprzez szloch, że nie ma żadnego dziecka... mówił, że to nie prawda bo on wie, że tam jest juz nasze maleństwo. Powiedziałam mu, że na pewno nie, bo nie mam pewnych objawów jak poprzednio. Ale on wierzy. I mówi mi, żebym i ja w to uwierzyła. Powiedziałam, że już ja nie wierze, w nic. nie wierzę, że będę w ciąży, a tym bardziej teraz. Posmutniał, zapytał czy w nas tez już nie wierzę. Powiedziałam, że w nas wierzę, ale ja już straciłam wszelką nadzieję na to, że będę matką..Zawsze gdy dopada mnie taki dół wylewam z siebie wszystko co we mnie siedzie. Powiedziałam,że gdybym wiedziała, że tak ciężko bedzie mi zostać matką nie musielibyśmy majątku wydawać na gumki ani inne zabezpieczenia. Powiedziałam, że już przegapiłam swój dobry moment na dziecko. Powiedział, że to jest najlepszy moment. Ale tylko dla niego...Czuł, że jestem zła...że mam żal za to, że kazał mi tyle czekać. Teraz ja już nie mam czasu...lata lecą, za rok już mam 27 lat. I dalej będę bezdzietną, zakochaną w swoim mężu żoną...nawet jak to piszę to mam łzy w oczach. Prosił abym uwierzyła, mówię mu, że jak teraz się nie udało to kolejny cykl już tez przepada...Powinnam wysłać i jego na badania. Czemu tylko ja mam się badać? Czemu to ja mam się czuć winna, że przeze mnie nie możemy mieć dzieci...nie, jednak mi nie przeszło. Wciąż mnie to boli. Powiedziałam mu na koniec naszej rozmowy o tym, że ja nigdy sobie tego nie wybaczę. Kondziu myślał, że mówię o tym, że straciłam naszą jedyną szansę na dziecko, ale powiedziałam, że nie wybaczę sobie tego, że pozwoliłam mu na to odsuwanie tego w czasie... Może i źle robię, że mu to wytykam. Ale ja muszę się pozbyć tych złych emocji w sobie...a co najgorsze...w ogóle nie mam ochoty na seks.. pewnie mi minie po @. Staram się jakoś zadowilic męża, ale z marnym skutkiem...nie dość, że słaba w donoszeniu ciąży to jeszcze słaba w łóżku..w ogóle jestem słaba...myślałam,że nigdy już nic mnie nie złamie, ale los musiał mi pokazać gdzie jest moje miejsce....w statystykach bezpłodności. Wciąż mam łzy w oczach, nie umiem się pozbierać...po prostu nie umiem. Juz nigdy się nie podniosę...zosatnę tu na dnie. Taka byłam szczęśliwa, że się zaczeliśmy starać, tak się cieszyłam, że owulka dawała tak mocno o sobie znać i co z tego? Jak teraz to bez znaczenia, bo i tak sie nie udało...dobiło mnie to, bo skoro nie udaję się ani w lewego ani z prawego to już jest pozamiatane... Teraz tylko będę oglądać jak wszyscy dookoła mają dzieci a my wśród tych znajomych..sami, bezdzietni, sfrustrowani... ale wciąż zakochani. Wczoraj poczułam coś czego nie czułam bardzo długo...motylki w brzuchu. Mam wspaniałego męża, który cierpliwie znosi moje humory i złe nastawienie... wczoraj powiedział mi jeszcze, że poprostu musimy mieć dwójke na raz, dlatego się teraz nie udaje. Ja na to, że w takim razie nigdy się nie uda, chyba, że pójdziemy na in vitro. Ja to umiem go zgasić moimi tekstami :( jestem okropna, bezduszna i zła...kobieta, która traci swoje dziecko staję się inna osobą. ja się stałam chyba gorszą, szalejąca ze złości i zawiści do tych, którzy mają dzieci. Czuję się jakbym nie miała już duszy... powiedziałam mu jeszcze wczoraj, że teraz to ja powinnam tu leżeć z pokaźnym brzuszkiem a nie być taka pusta w środku...on nie umiał mnie pocieszyć, bo brakowało mu słów...ja bardzo bym chciała, aby on był szczęśliwy, chciałabym dać mu dziecko, które zniosłoby wiele do naszego życia...wniosłoby światło. Bo na razie w tej ciemnocie nie możemy się znaleźć. Boję się, że on w końcu pójdzie sobie do innej, która da mu to czego ja mu dać nie mogę...szcześcia i dziecka... ależ moja teściowa musi być smutna, że jej się trafił taki egzemplarz synowej...bezpłodnej...która nie da jej wnuka, o którego juz upominała się dwa dni po weselu...jestem strasznie zła.... zła, że ludzie na prezetny ślubne dali nam rzeczy dla dziecka ;(;( zapeszyli nam wszystko...spalę to wszystko w cholerę..spalę książki wszystko! I właśnie to idę zrobić...

Spakowałam i wyrzuciłam do kosza. ehh... zaważyłam, że strasznie posunęłam się w latach jeśli chodzi o wygląd. Mam zmarszczki, cienie pod oczami, oczy bez blasku, rzadziej się uśmiecham. Patrzę na siebie w lustrze i nie poznaję siebie..stałam sie taka obca...nieobecna..

Wiadomość wyedytowana przez autora 3 lipca 2014, 11:16

4 lipca 2014, 09:43

Dziewczyny...czytając Wasze kojące słowa czuję się trochę lepiej. Aż mam łzy w oczach, nawet pisząc ten wpis. Życie nie obeszło się ze mną łagodnie, wiem, że zawsze będę mieć pod górkę, ale im bardziej się ciężej robi tym bardziej mam chęć pokonania tego! Ale na razie brak mi sił, czując Wasze wsparcie wiem, że damy radę. Wkręciłam się w oglądanie Rodzinka.pl, mogę oglądać jak wygląda rodzina, nie zazdroszczę nawet. Marzę :) że i nasza kiedyś taka będzie i wiem, że jak zajdę to będzie wszystko w porządku.

Opowiem Wam historię mojej znajomej 40-latki,która oczywiście jako już doświadczona życiowo kobieta miała wszystko poukładane, dzieci odchowane, najmłodszy ma 10 lat a najstarszy 20,średni ma 15. Samych synów ma. Czyli 5 facetów w domu, bo jeszcze kocura mają. I co. W zeszłym roku pojechali tylko oni sami na wakacje nad morzem a synów do dziadków zawieźli. Po powrocie z wyjazdu powrót do rzeczywistości Pani Domu. Ona nie pracuje tylko mąż. Miesiąc później okres jej sie spóźniał. Pomyślała, że to od jodu znad morza bo ona choruję od lat na hashimoto a ta choroba nie znosi jodu. Poszła do lekarza ginekologa, że jej okres nie przyszedł. Okazało się, że była już w 2 miesiącu, prawie 3. Powiedziała, że to niemożliwe, bo kochała się z mężem w dni bezpieczne czyli do 12 dnia swojego cyklu a ma 30 dniowe. Okazało się, że jod tak jej popieprzył wszystko, że szok. Była 4 raz w ciąży. Załamała się. Później już poszło szybciutko. Czwarty chłopak. Przyjechała do mnie na stopy z małym. Był dość marudny, ale jej zachowanie względem tego dziecka było okropne. Mnie serce się ściskało, że taka dostałą 4 cud a ja nie mam żadnego. Ale pocieszyłam się, że jak zacznę to szybko dwie ciąże i z głowy. Chciałabym dostać coś na owu, aby coś ruszyło moje jajeczka.
Muszę coś zrobić ze sobą, bo mam wrażenie, że liczyłam że się uda a teraz musze działać.

7 lipca 2014, 13:48

No jestem po 3 dniach nieobecności. Byliśmy na działce u Konrada rodziców z jego siostrą i chłopakiem. No był grill i oczywiście urodzinowy teścia, ale nie myślałam, że zostaniem tam na noc :( a ja leków nie wzięłam. Ale cóż. Popiliśmy, pojedliśmy, byliśmy na spacerze i oglądaliśmy piękne domy. Marzenia wróciły...naszego domku, ogródka, dzieci bawiących się...nawet nie bolało, po prostu musimy nad tym pracować :) ciężko i sumiennie.

Odpoczęliśmy i wróciliśmy na ziemię :) przyszła moja kochana wredota :) dzień wcześniej niż powinna. Mam bardziej obfitą niz poprzednie, czyli wróciło do normy ;) mam nadzieję, że szybko sobie pójdzie. Nawet nie w celu starania, bo wiem, że jak będzie to będzie. Trudno. Ja już nic więcej nie zrobię :) a DZIŚ chcemy zaplanować sobie urlop :) chcielibyśmy na ten miesiąc na dni owocne ;) ale nie damy rady :)

Idę ogarniać chałupke, bo na weekendzie mimo iz nas nie było to jest syf! :)
Ściskam wszystkie starające się, dwupaczki i szczęśliwe mamusie! :) wysyłajcie wiruski!

7 lipca 2014, 15:57

hmm... tak patrzę i zastanawiam się, co mnie skłoniło do nazwania tego pamiętnika "nasze wielkie szczęście" i już wiem. Nasza miłość, my sami jesteśmy dla siebie wielkim szczęściem, bo jesteśmy tu razem, szczęśliwi, zakochani, młodzi i szaleni :) dla mnie nasze wielkie szczęście to dzień, w którym się poznaliśmy :) czyli 21 grudnia 2006 roku. Najlepszy prezent na święta :)

ja chcę dla niego szczęścia, największego jakie może dostać :) i dostanie :*

8 lipca 2014, 21:24

Tak...juz lipiec. Chciałabym pojechać gdzieś z mężem sama i pobyć tak bez tej otoczki życia codziennego. Uwielbiam nasze wyjazdy, bo są takie spontaniczne i niegdyś liczne ;) przynajmniej raz na miesiąc. Niestety teraz nie mam pieniędzy, bo mąż z wspólnikiem rozwijają zakład i muszę kasę zainwestować. Czyli nasze marzenie czyli nowe autko dopiero we wrześniu :) także mamy wakacje i odpoczywamy od nakręcania się na dziecko, samochód i wiele innych dobrodziejstw naszej gospodarki :) trudno. Ja pamiętam jak bardzo ja musiałam inwestować kasę w swoją działalność, aby miała taki wygląd jaki teraz ma :) cieszę się, że robi to co lubi i ma z tego niezłe pieniądze, bo w życiu nic innego tak człowieka nie motywuje jak radość z życia :) W sobotę idę do swojej ginekolog, bo coś dziwnego się dzieje, w niedziele zaczęła mi się @ a dziś już jak na lekarstwo jej jest. Boję się, że coś jest nie tak. Jutro idę zrobić prolaktynę. Jestem ostatnio strasznie nerwowa i myślę, że to jest jej wina. Zobaczymy :)
Na razie skupiam sie na tym, aby złowić więcej klientek, właśnie siedzę nad wizytówkami :) chcę mieć dużo pracy, bo wakacje w tym roku dopiero we wrześniu :) i chcę aby jak najszybciej minął ten czas :)

Szczęśliwa jestem i czuję, że zaczynam życie. Odetchnęłam. Będzie już tylko lepiej :)

10 lipca 2014, 10:01

Wczoraj po raz kolejny umarłam...wpadłam w taką rozpacz, która trwa do teraz. Nie mogę się opanować...wciąż płaczę..myślę, a dlaczego? Koleżanka, która tak nie chciała nikomu mówić, że jest w ciąży a teraz na fb od poniedziałku chyba 10 zdjęć wrzuciła...ja wiem, że ona się cieszy, bo sama poroniła, ale jak mnie to zabolało...tak dogłębnie i już wiem, że znowu będę mieć doła... zablokowałam jej konto abym nie musiała tego oglądać. Może to dziecinne, ale jej dzisiejszy wpis mnie dobił. Setne zdjęcie małego i opis" gdy byliśmy sami mieliśmy szczęście, a teraz gdy mamy ciebie mamy wszystko"...nosz kurwa!!!! Ja przyrzekłam, że nigdy nie będę wrzucać zdjęć swojego dziecka na fb, bo i po co 1000 znajomych ma wiedzieć? Najważniejsze, że wiedzą najbliżsi...aż się boję jak jej matka albo teściowa przyjdą do mnie na paznockie, będzie gadka tylko kurwa o tym. Teraz czuję w sobie taką złość, że komuś się udaję, szybko udaję i teraz się cieszą a nasza rodzina się rozpadła, na milion małych kawałków i nie umiem jej pozbierać, wczoraj mąż zauważył, że jest coś nie tak. Zapytał a ja zalałam się łzami i próbując zebrać słowa powiedziałam, że Sandra urodziła w poniedziałek...i wrzuciła te zdjęcia na fb"57 i 3669 g naszego szczęścia". Kurwa a gdzie jest moje szczęście??? Zostało mi tak brutalnie zabrane i jestem niesamowicie zła na los, że tak z nami pograł. Znowu wróciło...wszystko. Złość, smutek i wielka wielka rozpacz, w której tonę...i chcę się utopić, aby już nie cierpieć. Już nigdy nie cierpieć. Najbardziej mnie boli to, że ona wiedziała, że straciliśmy dziecko... a co tam inni, przecież każdy z nas powinien być egoistą, myśleć o sobie i swoim szczęściu. Napisałam jej tylko gratulację i więcej nie zamierzam, lubić, komentować, bo zdjęcia niczym się nie różnią. Może i źle robię, ale jak już mówiłam, musimy być egoistami i ja właśnie teraz nim jestem. Myślę o sobie, swoim szczęściu i zdrowiu...

Cieszyłam sie tobą
powtarzałam, ze mam dla kogo zyc.
Nagle zadzwonil telofon,
powidzieli ze to koniec,
ze nie ma Cię
pustka ogarneła me serce
lzy płyna po mym policzku
bo serce teskni.
Ale wiem,
ze ty na mnie patrzysz z gory i tez tesknisz.
Nie wiem co tam robisz
chociaz jestem ciekawa twego dalszego losu
i pamietaj jedno
Kochamy Cie wszyscy!

Na zawsze w naszych sercach <3

Wiadomość wyedytowana przez autora 10 lipca 2014, 10:02

12 lipca 2014, 13:40

Dziś mija 4 dzień mojej rozpaczy, wielkiej i głębokiej... gdy tylko mam chwile wolną siadam i łzy same lecą. Wczoraj idąc na spotkanie ze znajomą słuchałam muzyki i miałam łzy w oczach... sam widok dziecka na ulicy sprawiał, że łzy mi same płynęły, nie wymuszane i nie proszone. Znajoma, która urodziła w poniedziałek napisała do mnie smsa... jezu czy ina nie wie, że mnie to boli??? Sam kontakt z nią? Dobrze wie, że straciłam dziecko a ona jeszcze do mnie pisze czemu sie nie odzywam jak się czuje i oczywiście nie omieszkała mnie poinformować, że urodziła i to zdanie" jesteśmy jeszcze w szpitalu bo maluszek ma żółtaczke" to mnie dobiło....ja wiem, że każda matka chxe całemu światu wylrzyczeć, że urodziła zdrowe dziecko ale ona wie co ja przechodze ;(( odpisałam jej dopiero na drugi dzień, bo bałam się że w emocjach napisze coś czego będe żałować. Zapytałam mnie o wpis na fb czemu taki smutny i w złości chciałam jej odpisać, że wszyscy co mają dzieci wstawiają zdjęcia pociech a ja wstawiam wiersze i opisy tęsknoty za moim małym cudem....i co? Bo mi moe wolno bo ja straciłam dziecko i mie mam prawa o tym mówić? Co kurwa innej kategorii matką jestem???? Dzisiaj postanowiłam, że wstawie do albumu zdjęcie z usg ale moj Konrad sie oburzył, że co ja robie! Kurwa nic, chce patrzec przy olazji oglądania zdjec z wakacji czy wyjazdów widzieć to właśnie zdjecie...co nie wolno mi? Nikt mi nie pozwala na przeżywanie straty nawet mąż!!!!! Nie mam ochoty żyć....chce zasnać i już nigdy sie nie obudzić...chyba poważnie rozmyśle nad rozstaniem... po co ma sie ze mna meczyc, bezplodna zdesperowana histeryczką?? Pewnie jak by poszedl do innej to pewnie mialby odrazu dzieci a ja tylko jestem taka wybrakowana...ze nawet.dziecka mie umiem.donosic i urodzic....kiedy czytalam wypowiedz dziewczyny ktora rowniez stracila dziecko i powiedziala cos bardzo madrego. Po 3-4 miesiacach od straty myslala ze uporala sie ze strata a to wrocilo ze zdwojona sila... tak sie teraz dzieje...a ludzie.nie pozwalaja mi sie wyplakac wylezec w lozku....bo przeciez nic sie nie stalo... tak mowia bo tego mie przezyli...

14 lipca 2014, 13:47

Dziś już jest lepiej :) znacznie lepiej. Małpa sobie poszła, choć po przytulanku w niedziele z rana miałam znowu plamienie ale takie delikatne, będąc u swojej ginekolog w sobotę po południu zapytałam czy to normalne. Powiedziała, że będę mieć inne @, bo biorę acard, tak samo z plamieniami w okolicach owu. Ogólnie wizyta super, pogadałyśmy znacznie dłużej niż mnie badała. Widziała, że nie za dobrze się czuję psychicznie, poradziła mi picie melisy albo tabletki uspakajające. Tabsów i tak biorę dużo więc zakupiłam meliskę. A przy badaniu gin miała dobrą i złą wiadomość. Zła to taka, że lewy jajnik jest w uśpieniu :( biedactwo moje....a dobra to taka, że w prawym mamy dwa dominujące 12 i 10 mm czyli owu będzie znacznie wcześniej niż wychodzi z wyliczeń...alesz się popieprzyło. Pytałam czy będziemy coś robić z tym uśpionym, powiedziała, że na razie nic. I oczywiście wskazówki w razie jak bym zaszła. Nie polecała stosowanie luteiny od połowy cyklu, a dopiero o testu, bo jak przyzwyczaję organizm do większej dawki progesteronu a potem w ciąży to końską dawkę będę musiała przyjmować. Także dopiero o pozytywnego testu lutka 2x100, tak samo acard zamiast 75 to 150 i oczywiście leki na tarczycę większą dawkę.
Niby wieści dobre, bo jest szansa na dwójkę urwisów, ale ja tak bardzo tęsknie za bliskością z mężem, mogłabym się do niego mocno przytulać codziennie. Chciałabym aby moje marzenie się spełniło, modlę się o to codziennie...abym mogła dostać nowe życia....
Mój mąż bardzo się starał abym sie rozweseliła, widział moja rozpacz, udało mu się :) wystarczyło, że był przy mnie, tulił mnie i całował. Od razu mi się polepszyło :) i idę za radami mojej gin, ogłaszam wszem i wobec, że zaczynam jeść na nowo SŁODYCZE!!!!!! :D
Bez nich jestem taka spięta i smutna :) i obowiązkowo codziennie kakao :) po tym jak przytyłam te 6 kg, waga stoi w miejscu czy się odchudzam czy nie. Także zero stresu! :)
Dostałam kopa emocjonalnego od wszystkich, oni tak we mnie wierzą i w to, że będzie dobrze :) to ja też w to uwierzę, bo przecież moje motto życiowe brzmi:
WIARA CZYNI CUDA <3 <3 :)

15 lipca 2014, 10:30

Strasznie nie mogę ogarnąć spraw wokół siebie :) wszystko za szybko się dzieje, czas tak leci, że nie jestem w stanie nic zrobić :) trochę zmęczona jestem, ale to te upały...sprawiają, że jestem nieprzytomna. Miałam z rana zrobić pranie, ale :) nie chciało mi się wstawać...rano obudził mnie mąż w sposób bardzo przyjemny :D i tak nie chciało mi się wstać i pewnie bym tego nie zrobiła, ale na 11 mam klientkę :) dziś tylko 3 sztuki :)
Odzyskałam wiarę, że będzie dobrze :) mąż nie pozwala mi na nic innego jak wiare i nadzieję :) a więc wierzę!! :)
Wiedziałam, że jak zacznę jeść słodycze to zacznę być sobą :D

Miłego dnia dziewczynki!!! :D

16 lipca 2014, 11:10

Wiara, nadzieja i miłość....wszystkie te emocje mam teraz w sercu, bo mocno wierzę, że teraz Bóg pozwoli nam na odrobinę szczęścia. Modlę się, nigdy o nic nie prosiłam dla siebie, teraz modlę się i proszę o łaski tak obecnie mi potrzebne. Nie ma dnia bym nie rozmawiała z Bogiem, powierzam mu siebie i mojego męża...nasze wspólne szczęście. Chyba nigdy nie miałam tyle wiary i spokoju w sobie :) możecie uznać mnie za wariatkę :) ale wczoraj na Polsacie leciał serial Biblia, akurat wczoraj obejrzałam cały odcinek niestety ostatni. Był smutny, bo Jezus został skazany na krzyż...płakałam, a dlatego, że widząc matkę Jezusa jej ból wiedziałam co ona czuje i mówię do Boga :
-proszę o spokój mojego serca i proszę o dary życia.
Smutno mi było. Bo nie ma nic gorszego dla matki jak śmierć dziecka...czułam ten ból jakby mnie dotyczył...wiem, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Teraz to rozumiem.
Chciałabym pojechać do Częstochowy i Lichenia...pomodlić się, wyprosić dobra dla nas. Wiem, że mnie wysłucha. Ukoi moje zbolałe serce i dam nam szansę bycia super rodzicami :)
Wiara czyni cuda...ale taka prawdziwa, z czystego serca.
Modle się za każdą smutną aniołkową mamę, aby ich serca już nie płakały a w brzuszku szybko zagościł nowy cud życia...

Trzymajcie się kochane! Wracam do świata pozytywnych myśli :)
1 2 3 4 5