X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Już nie takie początki początków - przygotowania do... narodzin :)
Dodaj do ulubionych
‹‹ 3 4 5 6 7

19 czerwca 2017, 20:19

11 dc

Weekend był intensywny, ale bardzo pozytywny.
Za to dziś czuję, jakby odpłynęła za mnie energia.

Byłam u ginekologa i wróciłam zrezygnowana. Przy dość regularnych wykresach, cyklach spodziewałam się dziś zobaczyć jakiś pęcherzyk. A tu nic.
Lekarz powiedział, że skoro owulacje są z reguły 12 dc, to już powinno być coś widać. A tu największy pęcherzyk miał 0,78 cm czyli lipa.

Jest jeszcze opcja nr 2 - owulacja była właśnie dziś. Przemawia za tym fakt, że właśnie dziś zaobserwowałam śluz typu kurze jajko, rozciągliwy na 8-10 cm. Jutrzejsza temperatura rozwieje wątpliwości. Zakładając tę bardziej optymistyczną wersję szybko przekalkulowałam, że skoro rano temperatura była jeszcze nisko, to jajko (jeśli było) uwolniło się właśnie między godziną 8 a 16. Jajka żyją krótko, więc namówiłam męża na szybą akcję. Mamy czyste sumienie.

Dostałam wykaz badań: wymazy na chlamydię, ureoplazmę i mykoplazmę, a mąż na badanie nasienia. I namiary na ginekologa-endokrynologa. Nie ma co czekać do sierpnia.
Nie wiem, co będzie. Ale czuję, że to się jeszcze rozciągnie w czasie. Dlatego nastawiam się na cierpliwość.

Wiadomość wyedytowana przez autora 19 czerwca 2017, 20:10

21 czerwca 2017, 10:26

13 dc
Dopiero dziś podskoczyła temperatura - czyli 2 dni po domniemanej owulacji. Czy coś takiego w ogóle może mieć miejsce?
Może od tego przebytego przeziębienia tak mi się popierdzieliło?
Wczoraj śluz był i kremowy, popołudniu wodnity, wieczorem lekko rozciągliwy, ale nie tak jak 2 dni temu. To się kupy nie trzyma.

Ciekawe, czy jak pójdę na wizytę na 21 dc to będzie widać ciałko żółte (jeśli owulacja była).

Wczoraj dowiedziałam się, że jest coś takiego jak algorytmy leczenia niepłodności. Przejrzałam aktualne wytyczne. Nie ma słowa o nadnerczach i testosteronie u kobiet. Ponoć lekarza wg tego lecą, kiedy para ma problem.
I co ciekawe: NIE ZALECA SIĘ MIERZENIA TEMPERATUR I OCENY ŚLUZU SZYJKOWEGO. Brak konkretnej argumentacji, podano tylko że metoda ma niską czułość i specyficzność.
Więc po co to mierzenie temperatur, skoro nikt nie potraktuje tego poważnie?

W przyszłym tygodniu mamy badania i wizytę u nowego lekarza. Biję się z myślami czy jest sens iść tak wcześnie, czy nie poczekać na wyniki badań nasienia i moje wymazy, ale myślę że może lekarz zleci dodatkowe badania.

Moja walka o ciążę zaczyna mi przypominać jakąś daleką wyprawę. Mąż jest trochę zdołowany, widzę że też go dopada poczucie niesprawiedliwości, kiedy widzi ludzi niedbających o siebie, o swoje dzieci lub migających się od opieki nad nimi. Że im tak łatwo naturalnie przyszło, a nas czeka krucjata po lekarzach połączona z wyszczupleniem budżetu. I ta cierpliwość.
Robię swoje, ale już się nawet nie napalam. W tym cyklu po prostu już mi witki opadły.

28 czerwca 2017, 14:04

20 dc

Szybko mi ten cykl leci. Dużo się dzieje. Nawet nie mam kiedy się ponakręcać i szukać jakichkolwiek objawów.
Po 10 latach odszedł nasz pies. Trudno w to uwierzyć, bardzo mi go brakuje. Nie wiemy nawet do końca co się stało, są tylko podejrzenia. Niemniej została pustka i straszny smutek.

Poza tym męczy mnie jakaś alergia - katar jak niagara plus podpuchnięte oczy. Super, a na wesele idę w weekend. Biorę wapno, bo leków przeciwhistaminowych podczas starań ponoć nie można.

Byliśmy dzisiaj na badaniach - mąż nasienia, a ja na wymazach. Jego wyniki jutro, moje za 7 i 21 dni. Wyszło nas 530 zł. Jedni mają 500+, inni 500-.
Stresowałam się, jak to badanie mężowi pójdzie. On podszedł do tego zadaniowo, do tego wyszedł zadowolony stwierdzając, że fajne pornole leciały a wystrój wnętrza był przyjemny. Przed badaniem zlustrował drzwi i podłogi kliniki odnosząc to do naszego domu, bo czeka nas przecież urządzanie wnętrz.

Zobaczymy co to będzie.
Znowu mnie pobolewa podbrzusze :(

29 czerwca 2017, 19:54

21 dc

W nocy nawiedziła mnie gorączka. Musiałam odwołać wszystko związane z pracą. Szybka wizyta u lekarza pierwszego kontaktu i zdziwienie: brak objawów, z wyjątkiem bólu głowy. Mam brać paracetamol i leżeć. Przespałam całe przedpołudnie nadrabiając noc.

Za to popołudniu pojechaliśmy do kliniki. Panował tam spory ruch. Wszyscy przyjechali w jednym celu. Prawie same pary.
Żadnych opóźnień - wizyta punktualna, konkretna. Podobało mi się, że lekarz wykazał zainteresowanie moimi wynikami badań, przejrzał wyniki męża i zalecił konsultację z urologiem. Niby wyniki nie są złe, ale super rewelacyjne też nie - chłopaki są zbyt leniwe i trzeba ich ruszyć. Dobrze, że reszta jest ok bo chyba łatwiej ich ruszyć niż szukać przyczyny ich małej liczebności.
Poza tym badanie było zrobione po 5 dniach odwyku, więc może to im nie posłużyło?

Plan jest taki, że czekam na wyniki wymazów, potem na okres i umawiam się na sono-hsg. Czyli w sierpniu. Będzie prezent na rocznicę ślubu.
Jeśli jajowody będę drożne, zaczynam stymulację clo. Bo szkoda czasu.
I Pan doktor powiedział, że nie wyglądam na moje wyniki, nadnercza mu tu nie pasują do całości, chociaż moje jajniki mają cechy pco.


Czuję, że ruszyliśmy z miejsca i nie zraża mnie fakt, że wszystko może potrwać. Wystarczy, że jakiś wymaz wyjdzie nie teges. Mogę się trzymać jakiejś nadziei, planu a nie tylko smucić bezowocnymi cyklami.

5 lipca 2017, 15:15

Ale mam rollercoaster.
Od zeszłego czwartku czuję się źle. Grączka, potem biegunki, potem mdłości i zawroty głowy, aż w końcu okazało się, że mam mało elektrolitów i stąd te objawy. A ja się tak męczyłam cały weekend na weselu. Nie sądziłam, że tak koszmarnie można się czuć.
Obecnie piję elektrolity, sok pomidorowy i jem banany. Dziś wróciłam już do pracy, bo w domu ciężko mi usiedzieć i jakoś to leci.

Zamówiłam Mężowi PROfertil, na przypieszenie chłopaków. Dobrze, że są apetki internetowe bo w stacjonarnej chcieli za miesięczną kurację 200 złota. Będziemy potrzebować 3 opakowania. Minimum. Czego się nie zrobi dla przyszłych dzieci.

Śniła mi się dzisiaj wizyta u ginekologa - że miałam 2 czy 3 bakterie w wymazach i musiałam je leczyć antybiotykami, potem powtarzać wymazy.

Czekam na @. Ten cykl był najprawdopodobniej bezowulacyjny, więc nie wiadomo kiedy przyjdzie łaskawa pani.
Czekam na 13 cykl.
I jak wymazy będą oki, to w 14 cyklu będę miała badanie drożności jajowodów a na jesień - stymulację.

7 lipca 2017, 11:46

13 cs

2 dc

To już nie są początki początków, to już się robi problem.

Małpiszon przybył punktualnie,przynajmniej cykle nie ciągną mi się nie wiadomo jak długo.
Było mi trochę smutno, że znowu jesteśmy niedoszłymi rodzicami. Wiadomo. Ale nie miałam nadziei żadnych.
Napiłam się trochę wina, zjadłam 2 kostki czekolady. I nastrój mi się poprawił.

Mąż zobowiązał się odstawić alkohol. Nawet na imprezach. Cieszę się, że tak do tego podszedł, bo mamy intensywne życie towarzyskie i tego trochę się bałam. Jednak nie ma wyjścia.

Teściowa pytała się, czemu u nas taki problem, skoro tak dbamy o siebie, o dietę i nic, a moja siostra mimo złych wyników badań zachodzi od strzała. Co mogłam powiedzieć - tylko tyle, że życie jest niesprawiedliwe. Że my musimy włożyć więcej wysiłku, czasu i pieniędzy. Ale nasze dziecko będzie wyczekane i powitamy je z wielką radością, docenimy to co nas spotka.

Tak sobie tłumaczę, że skoro znosimy trudności teraz, to lepiej podejmiemy trudności rodzicielstwa.
I coś w tym musi być.
Ostatnio na portalu społecznościowym widziałam, że jakaś ciężarna marudziła na koszt standardowych badań - że ma dość wydawania 70 zł miesięcznie i pytała jak załatwić sobie na nfz. Dla kogoś to dużo, w inwestycję zdrowia i bezpieczeństwa swojego dziecka. Ciekawe, jakby wydawała 800 zł w dwa dni, albo pogadała z którąś dziewczyn od in vitro. Którym nie zawsze się udaje.

17 lipca 2017, 09:31

13 cs

12 dc

Na wstępie Dziękuję wam Dziewczyny za komentarze. Człowiek nie czuje, że jest z tym wszystkim sam.

Pierwszy raz od dawna nie biorę wiesiołka, a mimo to śluz płodny jest. W końcu, od nieszczęsnego stycznia ten płodny pojawił się już na kilka dni przed owulacją.
Za to moje libido jest niskie. Nie wiem czemu. Przeciwieństwem jest mój mąż - odkąd bierze profertil nie mogę do od siebie odpędzić, i gdyby nie fakt, że umówiliśmy się na serduszka co drugi dzień (to podobno najskuteczniejsze) to byłabym molestowana nagminnie. Po prostu fakt, że mam na sobie sukienkę (a co mam mieć, jak jest ciepło) dla moje męża oznacza "gra wstępna". Wiadomo, że fajnie. Ciekawa jestem czy to ten preparat tak podnosi libido u facetów.

I ciekawe, co będzie po trzech miesiącach, skoro po tygodniu takie rzeczy...

Co do moich emocji- mam różne. Na pewno już tak nie napalam się na ciążę, jak w pierwszych cyklach. mam tzw umiarkowaną nadzieję, zwłaszcza po hsg bo czytałam, że wiele dziewczyn po tym zaszło.

Druga sprawa - ciąże u znajomych mnie nie bolą. Może dlatego, że znam kulisy i nie zazdroszczę im tego co przeszły.

Trzecia sprawa - mniej bolą pytania - a macie dziecko? Ostatnio padło od pary, którą spotkaliśmy na weselu. Chajtali się w podobnym okresie, jak my - około rok temu. Z tym, że ona miała okrągłą piłkę zamiast brzucha.
Jak się później okazało, pomyśleliśmy z mężem o tym samym - też bym teraz taki miała, gdybym nie straciła pierwszej ciąży. Miałam termin na wrzesień. Celowo nie pamiętam konkretnej daty.

Czwarta sprawa. W otoczeniu, na szczęście nie najbliższym, ale dalej zbyt bliskim - mam osoby zawistne, życzące mi źle i obnoszące się satysfakcją z cudzych porażek. Wiem, że co najwyżej powinnam im współczuć, bo normalni zdrowi ludzie się tak nie zachowują. Ale mam dość kontrolowania się w ich obecności. Wiele mnie to kosztuje. Nie lubię wampirów energetycznych. Po takich spotkaniach jestem nerwowa, zgorzkniała i wypompowana. Potrzebuję znaleźć na to sposób. Bo kiedy czuję się słaba, czuję że się załamuję i dopada mnie poczucie niesprawiedliwości.

Potem znowu znajduję siły, bo wiem że przynajmniej część rzeczy w moim życiu jest przejściowa i w końcu będzie lepiej, zapomnę jak było. A prze zawistnymi trzeba zakładać tarczę ochronną i nie brać do siebie jadowitych słów.

20 lipca 2017, 09:10

13 cs
15 dc
3 dpo

Z wieści pokładowych - w tym cyklu bolały mnie jajniki. Lewy i prawy, na zmianę, czasem na raz. Teraz cisza. Wzięły się w końcu do roboty?

Mam wynik wymazów - wszystko dobrze. Kamień z serca. Oczywiście zdążyłam się wcześniej naczytać/nasłuchać, jak ciężko wyplewić taką ureoplazmę. I samo czekanie na wynik wymazu też rozciąga wszystko w czasie.

Czyli póki co wszystko z planem. Tuż przed pierwszą rocznicą ślubu będę miała hsg. Ciekawe, czy mam drożne jajowody.

Mąż twierdzi, że nie powinnam teraz o tym myśleć, tylko zająć się wyborem płytek. Ma rację, ale gdybym wcale o tym nie myślała i była lekkoduchem, nie zaciągnęła nas na badania to pewnie pierwsze kroki podjęlibyśmy w grudniu.

Powstrzymałam się za to przed zakupem testów ciążowych w Rossmanie - nie skusiła mnie nawet promocja.

Starania o dziecko uczą człowieka cierpliwości. I wytrwałości, mimo niepewności. Bardzo budujące jest dla mnie, kiedy widzę na ovufriendzie dziewczyny zachodzące w ciąże po długich staraniach :) Happy endy się zdarzają!

24 lipca 2017, 09:06

19 dc
6 dpo

Objawy PMS narastają. Mąż mi zarzuca, że jestem nerwowa. Nie wiem, czy kiedykolwiek to zrozumie. Tęsknię wtedy za pierwszą fazą cyklu, kiedy to nic mnie nie wyprowadza z równowagi.
Zazdroszczę trochę kobietom, które są łagodne niczym łanie, niezależnie od okoliczności życiowych. I hormonalnych.

Emocje mam różne. Trochę przyzwyczaiłam się, że nam się nie udaje. Jeszcze tydzień i zapiszę się na hsg.

W domu mamy figurkę Matki Boskiej Fatimskiej. W każdym domu przebywa jedną dobę, potem idzie dalej.
Moja ciotka wymodliła sobie tym zdrowie - i to było jakiś miesiąc temu. Miała operacyjnego guza na jajniku, na szczęście nie rakowego ale lekarze byli pewni, że trzeba usunąć. Diagnoza potwierdzona w szpitalu uniwersyteckim. Do operacji nie doszło - lekarze w szoku, że to cud bo guz zniknął.
Nie wiem czy to była wiara, czy efekt placebo, który ma ponoć 60% skuteczności. Ale skoro pomogło może i ja spróbuję...

Poza tym staram się żyć. Nie tylko w zawieszeniu.
Czytam książki, póki mogę.
Jeżdżę na rowerze.
Spotykamy się ze znajomymi.
Bez wyrzutów idę do pracy na cały dzień.
Dbam o zdrowy sen.
I puszczam mimo uszu porady typu " wyluzuj" "upij się" itd. Zwłaszcza od osób, które postanowiły mieć dziecko i mają, nie zastanawiając się nawet kiedy mają dni płodne.

Wiadomość wyedytowana przez autora 24 lipca 2017, 08:56

27 lipca 2017, 08:31

22 dc
9 dpo

Szybko leci ten czas. Zostało jeszcze z 5 dni do @ i umówienia terminu HSG. Póki co nie boję się. Pewnie zmieni się to bliżej terminu.

Około poniedziałku w głowie pojawiła się myśl "rób swoje i się nie martw niczym". Spróbowałam zaufać tej myśli, ale... moja głowa co chwilę wracała do tematu. Zaczyna mielić. Do tego stopnia, że to było już dla mnie męczące.
Po kilku dniach kołowrotek się zatrzymał. Zaczęłam bardziej ufać? A gdyby tak powierzyć wszystko Bogu i zaufać, że chce dobrze, ale z jakiegoś powodu u mnie wygląda to właśnie tak?
W weekend rozmawialiśmy z dobrymi znajomymi na te tematy. Słuchali z ulgą, ile ich ominęło, nie zdawali sobie sprawy jak to wszystko wygląda, ile kosztuje. U nich dzieci zrobiły się "same". Bez temperatur, nawet betą nie zawracali sobie głowy.

Może faktycznie, kiedy człowiek wie mniej, to dla niego lepiej - nie tworzy czarnych scenariuszy.

Druga sprawa to są emocje. Te których nie lubię. Kiedy patrzę na ludzi, którzy starali się o dziecko tylko z zazdrości, aby ścigać się z rodzeństwem/kuzynostwem, kto będzie pierwszym , ale kto będzie miał młodsze "bardziej kochane, najważniejsze", albo kto pierwszy urodzi syna.
I wtedy dopada mnie frustracja, kiedy widzę tych ludzi, ich podejście, ich dzieci. Wiem, że zazdrość to złe uczucie. Niepoprawne. Nie wypada przecież zazdrościć. Ale widzę to, i widzieć będę.
Taka telenowela.

28 lipca 2017, 07:50

Nic nie szkodzi :)
Mam nadzieję, że nie ma się czego bać :) Dzięki za wsparcie!

Jak się tak patrzy, to jest to dołujące i niesprawiedliwe, choćby sobie wmawiać jakie to nieszlachentne, to ta część nas pragnąca dziecka będzie się złościć i cierpieć. Ehh żeby ta nasza cierpliwość była opatrzona jakąś gwarancją :)

17 sierpnia 2017, 08:51

14 s
16 dc
3dpo

Jestem po sono-hsg - jajowody drożne. Trochę bolało, ale krótko. Do przeżycia, wizyty u dentysty są gorsze. W ogóle badanie było szybkie, dostałam jakieś leki uspokajające i czopek przeciwbólowy. Po badaniu wstałam i mogłam normalnie funkcjonować.

Zmieniłam lekarza w klinice, na tego polecanego przez mojego poprzedniego gin. Od razu zasugerował inseminację, stwierdził że naturalnie na ma szans (za dużo martwych plemników i mała ruchliwość). A u mnie stymulacja lametta + encorton.
Przynajmniej coś ruszyło do przodu.
To ruszenie generuje spore koszty. Średnio 1000 zł miesięcznie. Pewnie dlatego m.in każą czekać ten przepisowy rok, zanim się zacznie...
Niemniej gdybyśmy wcześnie zrobili badanie nasienia, nie stracilibyśmy tyle czasu i można by zacząć wcześniejszą suplementację.
Mąż ma jeszcze nadzieję, że może w tym cyklu się uda i unikniemy tych wszystkich procedur.

A ja już nie wiem, co mam myśleć. Mam huśtawkę nastrojów. Mam dołki. Czasem wzloty. Jestem nerwowa. Raz mi się odechciewa wszystkiego, a raz jest ok. Te emocje bywają trudne. A najgorsze jest to, że w otoczeniu nikt tego nie rozumie, bo przecież powinnam się wyluzować. Odpuścić. Tak mówią ludzie,którzy mają dzieci.

17 sierpnia 2017, 12:42

Ruchliwość na poziomie 24% (norma od 35-36, nie pamiętam, nie mam przy sobie wyniku), wyniki niby nie tragiczne, ale nie rewelacyjne. Wcześniej prowadziliśmy bogate życie towarzyskie (tzn dalej prowadzimy) i wiadomo jak to wpływa. Ale teraz alkohol mocniejszy poszedł w odstawkę (urolog powiedział, że jakby facet się "zatruł alkoholem" to spermatogeneza może być zablokowana na 3 miesiące, ale lampka wina, nawet pół wina nie zaszkodzi). Dla facetów to drażliwy temat, bo czują się tak jakby się z nich alkoholika robiło, a nie o to chodzi.
toxo, cytomegalia, wzw b i hcv - wszystko mam ok, przeciwciała cardiliponowe też, ale wiem, że tego jest jeszcze dużo do zbadania.

Też się zdziwiłam, że encorton dostałam na dzień dobry, no ale ja medycyny nie kończyłam. Ale endokrynolog prowadzący mnie wcześniej wspominał, że jeśli po roku ciąży nie będzie to trzeba wprowadzić sterydy, inny ginekolog też to sugerował już pół roku temu widząc mój wynik 17-hydroksyprogesteronu sugerujący wprost problem z nadnerczami.

22 sierpnia 2017, 09:32

21 dc
8 dpo

Temperatura leży i kwiczy. Brzuch lekko pobolewa po lewej stronie. W czasie <3 też mnie w środku pobolewa, głównie szyjka. Chyba efekt uboczny hsg.
Póki co nie mam depresji typowej dla tej fazy cyklu.
Wykres jest taki sobie, bo w pierwszej fazie byłam przeziębiona, zahaczyłam o gorączkę, ból gardła i katar.

Szkoda w ogóle testować w tym miesiącu (pewnie i tak będę świrować w okolicach 14 dpo kiedy emocje sięgają zenitu).

Kupiłam na allegro testy owulacyjne, ale nie wychodziły mi. Podejrzewam, że mam zbyt rozcieńczony mocz, bo dużo piję. 2 h przed testem starałam się ograniczyć płyny, ale to nic nie dawało.
Plus z tych testów był taki że:
a) były tanie
b) gratis dali testy ciążowe - 5 sztuk
Skoro wszystkie robią w chinach, to po co przepłacać? Chyba, że się mylę.

Do tego wykańczanie domu wykańcza nas. Doszło do takiego momentu, że brakuje nam czasu aby się zgrać i ostatecznie wybrać projekt łazienki & kuchni. I trzeba bardzo porównywać ceny, bo można się grubo przejechać.
Ogólnie zanim człowiek będzie miał gdzie mieszkać musi zwrócić uwagę na OGROM szczegółów.

Będzie intensywnie.
Nie mogę się doczekać, aż się wprowadzimy i zaczniemy w końcu żyć pełnią życia. To mnie trzyma w gorszych momentach :).

Mąż ma wątpliwości co do inseminacji i podchodzi podejrzliwie co kliniki leczenia niepłodności. Ma obawy związane z tym, że mogą chcieć nas naciągnąć. Jednocześnie zaznacza, że nie chodzi o pieniądze, bo na to żałować nie będziemy a nie ma czasu na szukanie rozwiązań w ramach nfz. Dla mnie to też jest trudna decyzja, ale sama myśl "odczekamy, zobaczymy co będzie" doprowadza mnie do pasji, bo przecież już tyle czekamy i nic. Rozmawialiśmy z zaufanymi znajomymi o tym i oni popierają bardziej męża - żeby poczekać, a nóż plemniki będą lepsze. Z tym, że jest jedna różnica: a) oni mają dzieci b) nie wiedzą co to czekać c)nie oni poniosą konsenkwencje tej decyzji.
Jeśli o mnie chodzi, to postanowiłam zaryzykować. Bo z drugiej strony idziesz do takiej kliniki po konkretną pomoc, a nie po kolejne gdybanie i czekanie. A jak będzie czas pokaże

23 sierpnia 2017, 09:49

Miałam dziś sen - marzenie ściętej głowy - śniło mi się, że jestem w ciąży, mam w brzuchu 3 dniowy zarodek i grube endometrium. Pani robiła usg i mówiła, że jajo płodowe ma ileś tam mm. Czułam radość, że w końcu się udało i mogę o tym powiedzieć mężowi. Myślałam o braniu duphastonu i robieniu bety.
A potem się obudziłam. I temperatura spada. Już 9 dpo. Tak wcześnie nigdy nie zaczynała u mnie spadać, z reguły dzień, dwa przed @. No więc nadzieję można pożegnać w tym cyklu.

Chciałabym w końcu pozbyć się tego cholernego pragnienia i odpuścić, mieć wszystko gdzieś, przestać myśleć, zastanawiać się. Sama na siebie się denerwuję.
Chyba dopada mnie bezsilność. Dobija mnie też fakt, że czas działa na moją niekorzyść i czasem zastanawiam się, czy dobrze zrobiliśmy nie słuchając rad endokrynologa sugerujących aby starać się o dziecko już przed ślubem. Mieliśmy inne plany.

24 sierpnia 2017, 09:23

15 cs - niepostrzeżenie pojawił się szybciej
1 dc

Budzę się - temp 36,25. A w nocy było mi ciepło, więc nie zmarzłam. Pomyślałam - wtf, jest dopiero 23 dc. Idę do wc a tu @ się rozkręca. Po cichu, bez typowego bólu podbrzusza, tak po prostu.
Nigdy w życiu nie miałam tak krótkiego cyklu - 22 dni. Szok. Coś mi się popierniczyło- hsg, stres czy przeziębienie? Czy wszystko na raz? Jestem zaskoczona.

Tak czy owak to wszystko przyspieszy. A potencjalna inseminacja wypadnie w mój urlop. Czyli na luzie pojadę do kliniki. Jak dla mniej lepiej - mniej czekania.
W przyszły piątek jadę do gina podejrzeć jajka, które mam nadzieję wyhodować.
Zaczynamy starania od nowa - tym razem ze wsparciem medycznym.

26 sierpnia 2017, 08:57

15 cs
3 dc

Nastrój burzowy. Na szczęście już minął. Było trochę kłótni - ja wątpliwości męża potraktowałam jako odmowę leczenia, a on mi zarzucił nadmierną emocjonalność.
Ksiądz przed ślubem nam powiedział tak: jak nie ma emocji i stresu, to znaczy że człowiekowi nie zależy.
No więc mi zależy. jak ochłonęłam to przyznałam, że owszem: jestem emocjonalna, mam duże parcie i tak, zależy mi stąd zachowuję się momentami jak Godżilla i nie przejdzie mi do momentu, aż zajdę w ciążę i urodzę zdrowe dziecko, to wtedy mi przejdzie. I będę łagodna jak łania, czy jak tam chce. Stwierdził, że dobrze chociaż, że się przyznałam.

Myślę, że mogło i dołożyć przepracowanie i kilka innych stresów.

Koniec końców leki wzięłam (kupione na ostatnią chwilkę, bo okazało się że trzeba zamawiać w aptece, na szczęście były już na drugi dzień).
Przeczytałam ulotki, więc jeden to lek na raka (lametta) a drugi ma szerokie spectrum działania (encorton), m.in obniża androgeny. Na to czekałam. Może nie będzie trzeba nóg tak często golić?

Oczywiście potencjalnych skutków ubocznych multum. W skrajnych przypadkach samochodu nie można prowadzić.

Póki co skutków ubocznych nie odczuwam (po 1 dawce) i pragnę, by tak pozostało.
Mam też w planach odżywiać się bardzo po bożemu, bo boję się przytyć.
W piątek wizyta u gina i podgląd.
Póki co moja wewnętrzna godżilla się uspokiła. Uff.

30 sierpnia 2017, 07:58

15 cs
7 dc
Tak się rozpędziło, że stała się środa.

Wczoraj wzięłam ostatnią lamettę (już dni mi się mylą) Encorton ciągnę dalej. Póki co jakiś większych skutków ubocznych brak. Bałam się, że będzie gorzej bo w ulotkach tak straszyli, że zaprzestałam czytania do końca.
Parę razy bolała mnie głowa (do zniesienia) i z 2 razy miałam lekkie zawroty głowy, czułam się jakbym wypiła za dużo.
A nie piję wcale. Nic. Nie zamierzam leczyć dodatkowo wątroby :)
Jajniki trochę łaskotają, ale nie cały czas.
Jedyne co mnie zaniepokoiło, to krwawienie, które pojawiło się wczoraj w nocy po <3 Nie wyglądało na pozostałość @ bo był świeże i wyglądało jak z uszkodzenia.
Psychicznie jestem teraz spokojniejsza. Wczoraj widziałam dwóch patoli (bo inaczej ich niestety nie nazwę), przed cukiernią: tatuś piwka, mama na oko 7-8 mieś ciąży z lodem i fajką w drugiej ręce, a dziecko na oko 2 latka z rozbieganym wzrokiem krążyło wokół nich. Chyba nieświadome jeszcze w jakim środowisko dorasta.

I co. Tacy ludzie nie martwią się, jak styl życia wpływa na plemniki i resztę. Czy zagnieżdżenie zarodka się uda. Byćmoże są nawet nieświadomi procesów.
A dzieci mają.
Na cholerę ja się przejmuję?
Kusi mnie teraz by pomyśleć: niech się dzieje, co chcę. Zaufam, że będzie dobrze.
I nie będę czytała forów. Bo tam można odnieść wrażenie, że ciąża to rzadki cud, IUI nikomu się nie udaje, a jak się uda to właśnie jest cudem i w ogóle najlepiej zrobić milion innych badań. Głowa mi pęka, nie czytam. Bo to chyba też od razu negatywnie człowieka nastawia. Nie chcę teraz czuć się na utraconej pozycji.

Chcę po prostu zajść w ciążę, przeżyć ją w szczęśliwie i w spokoju, urodzić zdrowe dzieci.

Wiadomość wyedytowana przez autora 30 sierpnia 2017, 09:29

1 września 2017, 20:24

9 dc

Miała cykora. Nie przed wizytą, a przed dojazdem na śląsk. Pierwszy raz musiałam jechać sama, w godzinach szczytu. Kosztowało mnie to trochę stresu, bo wyszłam poza strefę komfortu jeżdżenia bo zadupiastych spokojnych drogach.

Monitoring nic szczególnego nie wykazał. Przyjechałam za wcześnie. Był tylko jeden pęcherzyk mający 12 mm, reszta to maleństwa.
Może powinnam jakoś ładnie do tych pęcherzyków mówić? jak do kwiatków. Chyba zacznę.
W poniedziałek kolejna wizyta. Wszystkie plany pod staranie. Dobrze, że zbiegły się z moim urlopem bo nie miałabym szans wyrwać się z pracy. W mojej branży zaczyna się sezon. Dosłownie utonę w robicie.

W sumie to dobrze, że nie urosły jeszcze, bo mąż ma nawał pracy i poluźni mu się od wtorku. Pojedziemy na spokojnie do kliniki.
Jeśli pęcherzyki nie urosną, to w przyszłym cyklu dostanę większą dawkę leków.
Encorton mam brać tylko do inseminacji (o ile do niej dojdzie, mam głęboką nadzieję, że tak).

Jeśli chodzi o emocje - czuję się wyciszona. I zobojętniona na to co mnie w moim otoczeniu raniło. Bo wiecie.
Przyjeżdżam z monitoringu i słyszę kolejny news, że komuś się dziecko urodziło. I przyglądam się, tym którym się poszczęściło. Ale... oni będą teraz w pieluchach, a ja zaraz zje dobrą zupę krem, wyłożę się jak łania na łóżku i oddam się lekturze.

Dystansuję się dla własnego zdrowia psychicznego, bo wiem że jeszcze wiele dobrego przede mną. Teraz jestem w dołku, ale wyjdę z niego.
Jeszcze nie żyję pełnią życia, wiem to. Ale staram się, żeby mi to życie całkiem nie uleciało na zamartwianiu.

4 września 2017, 15:02

12 dc

Monitoring: RUNDA 2
Na lewym jajniku pęcherzyk 13 mm, na prawym 15 mm

Ten prawy ponoć rokuje bardziej, a lewy jest nieco nieregularny.

Dojazdy do kliniki zabierają mi sporo czasu i nerwów. Odkryłam, że stresuję się wizytami (jakoś jak jeździłam z mężem, to byłam spokojniejsza).

Siedząc na poczekalni, pełnej smutnych ludzi pojawiła mi się w głowie myśl - Na chuj mi to? Za przeproszeniem.
Chodzi o to, że chyba w głębi duszy obawiam się, że to wszystko idzie na marne.
W oczekiwaniu na swoją kolej chwyciłam numer "chcemy być rodzicami". Chyba jest mocno sponsorowany przez invicte czy invimed bo była na co drugiej stronie. Mnóstwo tematów nt. niepłodności. Za dużo, jak na dziś.

Sama wizyta u lekarza była krótka, żeby nie powiedzieć ekspresowa. Wchodzisz, robią ci usg, lekarz ogląda pęcherzyki, mówi że jeszcze inseminacji nie będzie,proszę przyjechać za 2 dni, do widzenia. A i jest szansa, że pęcherzyk jeszcze urośnie. Bo jak nie urośnie, to w następnym cyklu większa dawka/zmiana leków.
Wychodząc z takiej wizyty czuję się jak debilka. Nie wiem czemu. Może chodzi o taśmowe traktowanie? A może przesadzam?

W środę runda nr 3, u innego lekarza mój obecny nie przyjmuje w tym dniu.
Próbuję wytrwać w miarę pozytywnej postawie.
Chciałam też podziękować za wszystkie komentarze. Dodają mi otuchy i jakoś nie czuję się tak bardzo osamotniona.
‹‹ 3 4 5 6 7