X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki W pogoni za szczęściem - In vitro - Udało się!
Dodaj do ulubionych
1 2
WSTĘP
W pogoni za szczęściem - In vitro - Udało się!
O mnie: 30 latka, od 2016r. szczęśliwa mężatka. Od 13 grudnia 2019r.,po prawie 3 latach starań, zostałam po raz pierwszy mamą 😍 na świat przyszła nasza wymarzona Córeczka. Drugi transfer przyniósł nam na świat wspaniałego Synka 🥰 Czas na powrót do kliniki po ostatnie Maleństwo. Gdy w styczniu 2019 roku usłyszałam diagnozę: "jajowody obustronnie niedrożne, bez możliwości udrożnienia" myślałam, że już nigdy nie zostanę mamą, cały świat mi się zawalił. Jednak dzięki dzisiejszej medycynie udało się i mamy 2 wspaniałych dzieci.
Czas starania się o dziecko: Od 2016r.
Moja historia: Zaczęłam swoją przygodę z Ovufriend w marcu 2016r. Zaczęłam od obserwacji cyklów ponieważ naczytałam i nasłuchałam się dużo dobrego o metodach planowania rodziny z codzienną obserwacją temperatury. Postanowiłam, że miesiąc/dwa po ślubie zacznę starania, już tak dobrze przygotowana z dziedziny rozpoznawania dni płodnych i rok później urodzę bobasa :D. Niestety mija rok i okazuje się, że to nie jest takie proste jak na początku myślałam ;). Po 2 latach: Hiperprolaktynemia, za wysokie TSH, problemy z nasieniem, niedrożność obydwóch jajowodów...tylko In vitro. Moim postanowieniem było zajść w pierwszą ciążę najpóźniej w wieku 26 lat i miesiąc przed 27 urodzinami przyszła na świat nasza córeczka
Moje emocje: Mimo niepowodzeń jestem pełna nadziei i staram się nie załamywać, ponieważ wiem, że wiele par boryka się z podobnymi problemami jak nasz, czyli problemami z płodnością. Minęły już ponad 2 lata i w końcu poznaliśmy przyczyny naszych niepowodzeń. Mam nadzieję, że już wszystko potoczy się po naszej myśli i pod koniec 2019r. będziemy przytulać nasze małe wielkie "szczęscie" :) (i udało się :D)

14 stycznia 2018, 17:45

Badania kontrolne zrobione. Wszystko się w końcu unormowało: TSH spadło do poziomu 1,2 a prolaktyna 18,7, więc jest w normie :).
A ze złych rzeczy: M zrobił badanie nasienia. Żołnierzyków jest bardzo dużo, prawidłowych 14%, więc sporo ponad normę ale niestety okazało się, że nasienie jest zbyt gęste, skoncentrowane i jest go dość mało :(. M zrobił dodatkowe badania, które może wyjaśnią czy jest tego jakaś konkretna przyczyna, czy taki jego urok i po każdym stosunku biodra do góry :D, bo tylko w taki sposób może się udać :D.

I teraz się zastanawiam, czy jest sens robić HSG, bo jednak trochę się tego boję :D.

Za tydzień wyniki i zobaczymy co z tego wyniknie... na razie jestem dobrej myśli :). Może w niedawny urlop coś zaowocowało :D przekonam się za tydzień.

1 marca 2018, 09:01

HSG

Wczoraj miałam HSG, a raczej Sono-HSG. Po zrobieniu wszystkich badań dostałam skierowanie na HSG do szpitala. Niestety nie chcieli mnie zarejestrować, bo coś tam im nie pasowało, bo trzeba iść do lekarza ze szpitala, itd... Jak widziałam w jakim to tempie idzie stwierdziłam, że kolejny miesiąc znowu przepadnie :( i zrobione badanie będę musiała powtarzać i znowu kasę wydawać niepotrzebnie, dlatego zarejestrowałam się na sono-HSG prywatnie.

Godzinę przed badaniem wzięłam ibuprofen oraz nospę, bo podobno powinno się wziąć ją na skurcze szyjki podczas badania. A i jeszcze dzień przed badaniem zrobiłam betaHCG, ponieważ jest to wymagane. Przed HSG lekarz przeprowadził wywiad, badanie ginekologiczne i przystąpił do HSG.

Jakie odczucia?
Na początku bolało tak jak czasem podczas cytologi, później ból się nasilił i przypominał ten jaki mam przed samą miesiączką, czyli do zniesienia. Później skurcze się nasiliły i były porównywalne do tych miesiączkowych, ale do wytrzymania. A wspomnę też, że mam bardzo bolesne miesiączki. W drodze do domu dopadły mnie okropne skurcze, porównywalne do tych najmocniejszych, jakie odczuwam podczas miesiączki. Wzięłam kolejną tabletkę przeciwbólową i na szczęście po ok. 30 minutach ustąpiły. Oprócz tego trochę było mi słabo, ale to pewnie przez ból.

Krwawienie/plamienie
Po samym badaniu widziałam, że było trochę krwi jak lekarz wyciągał te wszystkie cewniki, czy co tam jeszcze :D. Miałam wkładkę higieniczną, ale lekko przeciekła, więc założyłam od razu po badaniu podpaskę. Oprócz małej ilości krwi, która pojawiła się od razu po badaniu, to tylko trochę plamiłam przez kilka godzin.

No i co wyszło?
Samo sono-HSG trwa max. 15 minut, może mniej...cała wizyta trwała ok. 20-30 minut. Wyniki są oczywiście od razu: lewy jajowód drożny, kontrast wpłynął do lewego jajnika, natomiast co do prawego: sprawa jest wątpliwa, co oznacza 50 na 50...ponieważ kontrast wpłynął do prawego jajowodu, ale nie pojawił się w prawym jajniku.

I co dalej?
Nic :D lekarz powiedział, że budowa prawidłowa (oprócz tyłozgięcia, ale to nie przeszkadza w niczym), z jednym drożnym jajowodem można na spokojnie zajść w ciążę.

Co po badaniu?
Po HSG dostałam receptę na trzydniowy antybiotyk oraz probiotyk doustny. Zapomniałam zapytać o współżycie, ale z tego co wiem, to jak już nic nie boli i nie krwawi, to można serduszkować na spokojnie :).

Dzisiaj trochę czasem odczuwam lekki ból, a nawet nie ból, ale po prostu "czuję macicę i jajniki" :D

HSG to nic strasznego, cieszę się, że je zrobiłam...przynajmniej mam pewność, że wszystko "tam" jest w porządku ;).

11 września 2018, 11:58

24 cykl

Już mijają 2 lata.
M robił badania nasienia i dupa... Mimo suplementacji, diety, rzucenia palenia i wyleczenia bakterii morfologia 0%. No a miało być tak pięknie. Dlaczego tak jest? Wszystkie parametry wzrastają a morfologia spada?
Pierwsze badania w grudniu 2017 -14%, drugie badanie w maju - 4% a teraz 0% :(.
Nic tylko się pociąć... Nie wiem co teraz. Przecież z takimi wynikami pewnie nawet inseminacji nie można :(. Zobaczymy co lekarz powie... Staram się myśleć optymistycznie ale w takiej sytuacji jest ciężko...

20 grudnia 2018, 08:17

27 cykl starań

Wczoraj byliśmy na pierwszej wizycie w klinice leczenia niepłodności w celu konsultacji przed inseminacją. Lekarz uważa, że mamy bardzo dobre wyniki i jesteśmy młodzi. Dlatego proponuje monitoring a później stymulację i wstrzymanie się z inseminacją. Nie wiem co myśleć... Niby wszystko ok a ciąży dalej nie ma. Jedyne co mu nie pasuje to mój prawy jajnik, ponieważ - jak to określił - jest jakby przyklejony do macicy i nie zakontrastował się podczas HSG. Dlatego muszę zdecydować: czy robić znowu HSG, czy laparoskopia. Lekarz nastraszył mnie, że może mam początki endometriozy...także wtedy to dopiero byłoby ciekawie. Niestety przed nami są coraz trudniejsze decyzje...

10 stycznia 2019, 21:50

28cs
W końcu miałam porządną obserwację cyklu i okazuje się, że mam owu 2 dni przed skokiem temperatury...
Za kilka dni laparoskopia, boję się, ale z drugiej strony cieszę, bo to spory krok na przód... ;)

18 stycznia 2019, 18:10

Jestem po laparoskopii. To co się okazało strasznie nami wstrząsnęło... Okazało się, że obydwa jajowody są niedrożne :( podczas operacji próbowali je udrożnić, ale się nie udało. Jedyną możliwością dla nas jest in vitro... Jestem w szoku i nie spodziewałam się takiej diagnozy. Jestem zła, że wielu lekarzy nie szukało u nas przyczyny, tylko mówili,żeby się starać, bo przecież młodzi jesteśmy. Nigdy nie rozważałam in vitro, dlatego wciąż nie mogę w to uwierzyć :( ale teraz wiem, że to jedyny sposób żeby mieć dzieci. Nasza determinacja podpowiada nam, że musimy iść za ciosem i zaczynamy przygotowania do IVF. Jutro idę do lekarza, żeby się dowiedzieć szczegółów i jak to u nas będzie wyglądać. Nie daje mi spokoju to, że obydwa są niedrożne...ale dlaczego? Nigdy nie miałam torbieli, cyst, infekcji...nie rozumiem dlaczego mnie to spotkało :(. No ale niestety nie mamy na wszystko wpływu i nie ma co się nad sobą użalać, tylko działać dalej. Z drugiej strony cieszę się, że wiem dlaczego się nie udaje...wiem z czym muszę się zmierzyć i jakie mam możliwości.
Teraz pokładam duże nadzieje w IVF... może i nawet w tym roku zostaniemy rodzicami :).

19 stycznia 2019, 13:39

No i rozmawiałam z lekarzem. Wszystko wyjaśnił, przekazał listę dodatkowych badań przed In vitro. Zaczynamy dopiero pod koniec lutego, bo chcę jeden cykl od tego wszystkiego odpocząć. Z naszymi wynikami szanse na powodzenie In vitro wynoszą ponad 50%, więc jestem pełna nadziei i cieszę się, że już zbliżamy się do finału. Cieszę się, że to tylko niedrożne jajowody a nie endometrioza. Może dziwnie to brzmi, ale jednak endometrioza to okropna choroba. Oczywiście czuję żal, że nie możemy mieć dzieci w sposób naturalny, ale medycyna jest teraz na takim poziomie, że będziemy mieć jeszcze gromadkę dzieci :).
Ok. 22 lutego startujemy i jeśli się uda, to w grudniu tego roku będę już mamą :).
Gdyby nie Ovufriend, to nie wiem czy dotrwałabym psychicznie do tego momentu i czy miałabym taką determinację, jaką mam teraz. Jak widzę tyle szczęśliwych zakończeń, to dodaje mi siłę w mojej walce.
Czuję, że walka z niepłodnością scala nasz związek, jesteśmy silniejsi i mam nadzieję, że będziemy dobrymi rodzicami. Jeszcze została nam do podjęcia jedna decyzja...czy decydujemy się na 1 zarodek czy 2. Może bezpieczniej będzie zacząć od 1 zarodka...bo jednak ciąża mnoga niesie za sobą dużo powikłań dla dzieci i matki. Teraz pierwszy cykl bez starań :D tak się cieszę, że w końcu możemy odetchnąć, zająć się tylko sobą i nie myśleć już o staraniach.

Za niecały tydzień nowy cykl i na miesiąc wyciszam się i przygotowuje psychicznie na to co mnie jeszcze czeka. Nie wiem, czy ktoś czyta mój pamiętnik, ale jeśli tak, to trzymam za Was kciuki <3 i nie poddawajcie się ;).

28 stycznia 2019, 15:46

I piszę od nowa, bo się wykasowało :D

Nie mogę się doczekać in vitro...a raczej robienia testu...a to będzie za jakieś 2 miesiące dopiero. Za dużo o tym wszystkim myślę...bo mam problemy z zasypianiem przez ten mętlik w głowie :D. Tak się nakręciłam, że latam z metrówką po mieszkaniu i mierzę gdzie będzie łóżeczko :D, chyba nie jest to normalne.
Wyliczyłam, że In vitro razem z badaniami, lekami, wizytami będzie nas kosztować ok. 10 tys.zł., a do tej pory w ciągu 2 lat wydaliśmy na badania i wizyty ok. 6 tys.zł, nie licząc suplementów...więc już się sporo nazbierało. Jeszcze nie ma dziecka a "generuje" tyle kosztów :D ale wiadomo, że pieniądze nie są najważniejsze...
Postanawiam od dziś do kolejnej wizyty, która jest za tydzień, nie czytać i nie myśleć o tym wszystkim...bo nie wychodzi mi to na dobre. Jedynie muszę zrobić listę pytań na wizytę, żeby o niczym nie zapomnieć..no i zrobić resztę badań.
Myślę, że w tym roku...a nawet może w 1 kwartale tego roku będę w ciąży <3.

5 lutego 2019, 10:05

Dzisiaj popołudniu wizyta w klinice, nie mogę się doczekać :D. Ostatnio zagłębiłam się w temat in vitro...i żałuje. Wiem więcej, ale chyba wiem za dużo i zaczynam mieć wątpliwości. Lepiej chyba nie wiedzieć za dużo ;/.
Od dzisiaj nie czytam o tym...dopiero jak zacznę stymulację i coś będzie nie tak to zacznę się tym interesować. Badania wyszły nam trochę mniej niż liczyłam, więc to jest na plus.
Mam nadzieję, że uda się za pierwszym razem, bo u mnie wszystko książkowo, u M jest znaczna poprawa...więc u nas chyba tylko te jajowody są przeszkodą...oby :).

Update
Miałam mieć krótki protokół, ale jednak będzie długi...w sumie się cieszę, bo ponoć trochę skuteczniejszy. Czyli zastrzyki zaczynam w tą sobotę a nie po 20 lutego. Dam radę :D.
Leki na szczęście są jeszcze refundowane i zapłaciłam niecałe 100 zł :D a liczyłam z 1,5 tys.zł... więc na razie jest dobrze. Ponoć to już cały komplet więc chyba nie będę nic dokupywać. Pielęgniarka w sumie nie pokazała mi jak robić te zastrzyki ;/ ale chyba to nic skomplikowanego... to się okaże w sobotę :D. Mam tylko jeden dylemat...o której godzinie robić te zastrzyki...bo muszę codziennie rano o tej samej godzinie...więc albo muszę wstawać wcześniej w weekendy albo w tygodniu brać je w pracy.

Wiadomość wyedytowana przez autora 5 lutego 2019, 21:08

9 lutego 2019, 10:39

Byłam dzisiaj rano w klinice. Miałam próbny transfer, czyli wprowadzenie cewnika, takiego jak podczas transferu, i poszło wszystko idealnie :). Nie ma żadnych problemów, więc chociaż tyle :). Potem lekarz zrobił USG, żeby zobaczyć czy nie mam pęcherzyków czy torbieli...bo jakby były, to nie mogłabym zaczynać zastrzyków. W jednym jajniku był bardzo duży pęcherzyk i nagle zniknął...czyli pękł :D haha...owulacja xD. Lekarz powiedział, że pierwszy raz widzi owulacje na USG...i że jednak możemy zaczynać :). Pielęgniarka pokazała mi jak robić zastrzyki...zrobiła mi pierwszy i bolało okropnie...mam nadzieję, że nie boli tak za każdym razem :(.
Ogólnie jestem dobrze nastawiona i czuję, że jestem coraz bliżej celu :).

Zapomniałam napisać, że na ostatniej wizycie lekarz powiedział, że prawdopodobnie mam niedrożne jajowody przez bakterię. Musiałam mieć Chlamydię lub coś podobnego (ponoć można się nawet na basenie, jacuzzi, gorących źródłach zarazić) i zniszczyła mi jajowody. A nie wyszła mi w badaniu czystości, bo nie robiłam ich wcześniej i prawdopodobnie wyleczyłam ją jakimś antybiotykiem przy okazji, np. na grzybicę. Nie ma co szukać przyczyny, ale na 90% to jest przyczyną. Trochę jestem na siebie zła, że nie robiłam biocenozy...myślałam, że jak jest coś nie tak to w cytologi wyjdzie :(. Ale trudno...także: dziewczyny, róbcie cytologię i biocenozę!

Wiadomość wyedytowana przez autora 9 lutego 2019, 11:58

13 lutego 2019, 09:11

Ciężko mi te zastrzyki idą...już 2 razy trafiłam w jakąś żyłkę :/. Może za tydzień dojdę do wprawy :D. Wczoraj plamiłam, a nawet jakiś skrzep wyleciał...a do miesiączki minimum 7 dni...trochę się przestraszyłam, ale to chyba po Gonapeptylu. Na ulotce krwawienia są na początku listy działań niepożądanych. Jeśli się to znowu powtórzy, to skontaktuję się z lekarzem. Powiem Wam, że trochę mnie te zastrzyki zaczynają przerażać...bo dopiero teraz sobie uświadomiłam jak mogą wpłynąć na nasze zdrowie. Boję się najbardziej hiperstymulacji :(. Zobaczymy jak to będzie. Ale mój optymizm jeszcze nie zniknął :) i jeśli coś z mężem planujemy, to ja liczę w którym miesiącu ciąży będę :D haha.

Wiadomość wyedytowana przez autora 13 lutego 2019, 09:11

20 lutego 2019, 10:35

Wczoraj byłam na wizycie kontrolnej. No i jak na złość w jajniku jest mały pęcherzyk...a nigdy przed miesiączką nie miałam takich anomalii :(. Ale lekarz powiedział, że w niczym on nie przeszkadza i po miesiączce mogę zaczynać już zastrzyki stymulujące. Oczywiście małpa się spóźni...miała być dzisiaj ale ovu się przesunęło, więc wszystko się przesuwa :(. Jak nie przyjdzie do soboty to cały plan może legnąć w gruzach...bo mój M przyjeżdża na 2 tygodnie...więc jeśli punkcja się za bardzo przesunie to nie wiem co wtedy zrobimy :(. A już myślałam, że będzie z górki... Zobaczymy co nam przyniosą najbliższe dni...

21 lutego 2019, 15:17

30 cykl, 1 dzień cyklu.
Na szczęście miesiączka bardzo szybko przyszła i pierwszy raz w życiu się cieszę, że w końcu dostałam okresu :D. Boli jak cholera, czuję się fatalnie w sumie od wczoraj...ale niestety taki mój urok ;). Jutro muszę lecieć na badania krwi, bo od nich zależy czy mogę w sobotę zaczynać zastrzyki na stymulację :).
Dzisiaj nie dość, że miałam dziwne sny i nie usłyszałam budzika...więc spóźniłam się do pracy...to jeszcze coś mi zastrzyk nie wyszedł ;/. Chyba wbiłam się w złe miejsce, bo okropny ból od samego początku wbijania igły...i teraz mam siniaka :(. A już myślałam, że mam wprawę :D. No nic...mąż w niedzielę wraca i obiecywał, że będzie mi robił zastrzyki..akurat jak wróci to zacznę serię 3 na raz :D. Zastanawiam się, czy od dzisiaj liczyć pierwszy dzień cyklu...jak się @ nie rozkręci, to dopiero jutro policzę pierwszy dzień, a jak dzisiaj - to od dziś. Lekarz mówił, że lepiej liczyć o jeden dzień później niż za wcześnie, bo to ważne przy stymulacji. Najwyżej do niego wyślę SMSa i się zapytam :D.
Także jestem bojowo nastawiona i w sumie za 1,5 tygodnia, max do 2 tygodni punkcja :D. Ale najpierw będzie co ranek walka z igłami ;).

Wiadomość wyedytowana przez autora 21 lutego 2019, 15:18

23 lutego 2019, 17:46

Wczoraj i dzisiaj puściły mi nerwy..a raczej emocje. Nie wiem, czy jest to spowodowane tymi zastrzykami, czy emocjami jakie teraz mną targają..nie wiem :(. Wczoraj nie mogłam doczekać się na wynik krwi. Wieczorem jak w końcu pojawiły się te wyniki to się popłakałam :( bo już widziałam, że są złe. Estradiol bardzo dobry ale LH znacznie za wysokie. Zaczęłam szukać w internecie (niepotrzebnie, bo się jeszcze bardziej nakręciłam) informacji, czy nie ma chociaż szansy zaczęcia stymulacji z takimi wynikami...i niestety nie :(. LH powinno być chyba poniżej 2 a ja mam aż 10,8 mIU/ml. Dzisiaj z samego rana wysłałam wyniki do lekarza...czekałam i cisza. W końcu napisałam maila do kliniki z wynikami...i nic. Po 12 w południe zadzwonili z lekkim opieprzem, że powinnam do nich zadzwonić (a wcześniej mówili tylko o mailu). Powiedzieli, że mam po 13 zadzwonić jak nie dostanę info od lekarza. No i w końcu doczekałam się informacji, że w poniedziałek mam powtórzyć badania, bo złe wyniki do zaczęcia stymulacji...i potem ja znowu w płacz :D. Zachowanie do mnie niepodobne...więc albo to hormony albo za dużo się dzieje na raz. Ostatnio życie strasznie kopie nas po tyłku... Już się pozbierałam i trochę chce mi się śmiać z mojej reakcji :). Istnieje ryzyko, że wszystko się poprzesuwa i punkcja wypadnie jak mój mąż wyjedzie...a on MUSI być :(. No cóż...zobaczymy co będzie, oby hormony w poniedziałek były w porządku i wtedy od wtorku zaczynamy. Myślałam, że to wszystko będzie łatwiejsze. Liczyłam się z tym, że lekko nie będzie...ale teraz zaczynam rozumieć coraz bardziej kobiety, które przechodzą przez to samo...a wcześniej nie rozumiałam. In vitro to nie jest łatwy temat. Ja dopiero zaczynam i widzę z jakimi emocjami może się to wiązać. Podziwiam kobiety, które podchodzą do tego wiele razy. Tu nawet nie chodzi o zastrzyki, wizyty, czy ból (chociaż to też ma wpływ), ale o to co siedzi w głowie i jakie silne emocje są z tym związane. Jak ja się teraz tak przejęłam głupimi wynikami hormonów, to jak ja przeżyję całą procedurę a potem (jeśli się uda) ciążę? Muszę trochę wyluzować :) i będzie dobrze.

25 lutego 2019, 15:16

Dzisiaj ponownie sprawdzałam hormony i LH spadło do 8,07 a Estradiol <5. Niestety LH nadal za wysokie i w środę znowu krew... Normalnie płakać mi się chcę...już mam 4 dzień cyklu, czyli stymulację zacznę dopiero w 7 dniu (jeśli będą dobre wyniki), czy to jest normalne? Obawiam się, że to LH mi nie spadnie do odpowiedniego poziomu i w 14 dniu cyklu dopiero zacznę stymulację? Nie wiem...wiem na pewno, że męża na punkcji nie będzie, bo wszystko już się przesunęło o tydzień...czyli duże ryzyko, że będzie musiał w pracy kombinować z wolnym. Chciałby już załatwiać wolne ale nadal nie wiemy na kiedy :(. Jak w środę dalej będą złe wyniki to się chyba załamię :(.

26 lutego 2019, 14:40

Od kilku dni czuję się okropnie zmęczona, nawet mocna kawa nie działa...masakra ;/. Ponoć niski poziom estrogenów może dawać takie objawy...oby jutro wynik był w końcu dobry...bo już zaczyna mnie to irytować. Znowu stanie od 7 rano w tej kolejce do badania krwi, jak ja to uwielbiam... Często nawet godzina stracona :(. No trudno, trzeba dalej walczyć, bo nie poddam się tak łatwo ;). Rozważamy z mężem zamrożenie nasienia w razie jakby punkcja się za bardzo opóźniła...bo jaki sens miałoby mieć moje dalsze kłucie (już minęło 18 dni), skoro go wtedy nie będzie?

27 lutego 2019, 08:56

Krew pobrana do badania i teraz czekanie...wyniki po 12 najwcześniej. Nie wiem dlaczego, ale jestem dobrej myśli :). Dzisiaj mam dość pozytywne nastawienie i mam nadzieję, że wynik mi go nie zepsuje.

Edit 12:
No ja się chyba potnę... Estradiol trochę podskoczył (9,95 pg/ml) a LH stoi w miejscu (8,05 mIU/ml). Co teraz? :(:(:(

21.00:
Pojechałam dzisiaj wieczorem do kliniki. Lekarz powiedział, że niestety jestem bardzo oporna na wyciszenie i dał receptę na inny lek. Jeździłam z mężem po aptekach za nim...i nigdzie go nie było... Ale się w końcu udało znaleźć :D . Jutro rano mam jechać do kliniki żeby mi zrobili ten zastrzyk, bo to domięśniowy. Jeden taki zastrzyk ma zablokować hormony na 28 dni. Za 10 dni mam zrobić znowu LH i Estradiol i zaczynamy symulację. Mam nadzieję, że będę się po nim dobrze czuła... Czyli odpocznę przez 10 dni od zastrzyków, lekarzy, badań i klinik :).

Wiadomość wyedytowana przez autora 27 lutego 2019, 21:26

28 lutego 2019, 08:40

Jestem po zastrzyku, czuję się dziwnie, ale nic poza tym... Teraz 10 dni odpoczynku od igieł i lekarzy. Tylko zorientowałam się, że mi się Bromergon kończy i muszę kombinować receptę...może pójdę do jakiegokolwiek lekarza z zaleceniami od endokrynologa?
Ten zastrzyk niestety nie był refundowany i kosztował 300 zł. Ale innego wyjścia nie było... Ewentualnie mogliśmy przerwać stymulację i znowu zaczynać w kolejnym cyklu...ale po co skoro już kułam się 20 dni... No nic...zaletą tej sytuacji jest to, że mój żołądek się zregeneruje...bo niestety mam bardzo bolesne miesiączki i biorę garściami ibuprofen. A teraz mam gwarancję, że małpa mnie przez co najmniej 28 dni nie nawiedzi :D. Lekarz też mówił, że mogę się czuć teraz jak po menopauzie...zmęczona, uderzenia gorąca, itp. No trudno...lepsze to niż jakbym miała mieć PMS :D, bo teraz wahania hormonów mi nie grożą, tylko ich brak. Jeszcze jest jedna kwestia: mrożenie nasienia. I chyba zrobimy tak, że zamrozimy nasienie (koszt 500 zł + znowu badania wirusologiczne z 200 zł) ale mąż będzie starał się załatwić wolne na punkcję. Jeśli mu się nie uda, to mamy mrożone :). Będzie dobrze, lekarz powiedział (nie wiem czy to prawda, czy tylko chciał mnie pocieszyć-ważne, że pomogło), że zazwyczaj udaje się in vitro przy pacjentkach tak opornych jak ja na zablokowanie tych hormonów. Także jestem dobrej myśli ;).

4 marca 2019, 09:08

Nie mogę się doczekać soboty...bo wtedy krew i dowiem się czy mogę w końcu zaczynać. Lekarz twierdzi, że na 100% powinnam wtedy mieć odpowiednie poziomy hormonów. Niestety trochę odczuwam skutki uboczne tego zastrzyku długodziałającego. Mam uderzenia gorąca i wtedy robi mi się słabo, ale poza tym jest nawet OK. No i może wahania nastrojów czasem...ale to jakoś bardzo mi nie przeszkadza. Czuję się trochę lepiej niż po Gonapeptylu, bo nie jestem aż tak zmęczona no i nie muszę się codziennie kłuć. Boję się, że będę miała hiperstymulację i przełożony transfer. A przez ten lek miesiączka może się nawet 2 miesiące spóźnić :( wtedy nie byłoby za fajnie... ale nie ma co gdybać. Mam nadzieję, że już wszystko pójdzie gładko :). Mężowi udało się załatwić tydzień wolny w tym okresie kiedy powinna być punkcja :) więc w końcu jeden sukces :).

Ogarniałam ostatnio koszty tego wszystkiego i jak na razie na leki poszło 400 zł, invitro (punkcja, znieczulenie, ICSI, transfer) 4600 zł, pICSI 500 zł, mrożenie (jeśli będzie max, czyli 6 zarodków) 3000 zł. Jak na razie badania plus wizyty ok. 6000 zł (przez te 2 lata), kolejne wizyty (pewnie ok. 3-4) plus badania hormonów ok. 500zł. Czyli wszystko wyjdzie 15000 zł. Nie tak źle...ale się w sumie uzbierało :D.

Wiadomość wyedytowana przez autora 4 marca 2019, 10:10

6 marca 2019, 08:55

Już środa, czyli tylko 3 dni do rozpoczęcia stymulacji :D cieszę się, że bliżej niż dalej. Te uderzenia gorąca mnie wykończą, nie wiedziałam, że to jest takie uciążliwe :D. Wczoraj zaniepokoiły mnie skurcze jak przed @. Ale dzisiaj już cisza, temperatura dalej przy podłodze :D więc chyba to nie było nic niepokojącego. Mam nadzieję, że ten mój pęcherzyk w prawym jajniku zniknie lub się zmniejszy i to nie on daje o sobie znać. Tydzień temu skurczył się z 11 do 8mm, czyli bardzo dobrze, bo jakby miał więcej niż 10mm to nie mogłabym zaczynać zastrzyków. Ale to wszystko jest skomplikowane... :D
1 2