X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy...
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5 ››

25 listopada 2015, 14:57

Miałam dziś pojechać na tą wizytę do Warszawy, mąż miał tak sobie poukładać sprawy, żeby ze mną pojechać. I co i dupa, okazało się, że lekarz w tym tygodniu nie przyjmuje :(
No cóż trudno, nawet jak będę sobie rwała włosy z głowy, to i tak w niczym nie pomoże. Spróbuję pojechać w poniedziałek, jak uda się z uciec z pracy i nie dostanę wcześniej @. Lekarz kazał mi przyjść na wizytę kontrolną w drugiej połowie cyklu po skończonym leczeniu, ale trudno jak w poniedziałek nawiedzi mnie wredota, to pojadę w nowym cyklu. Pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć i trzeba próbować się z nimi godzić.

Czuję się ostatnio przytłoczona tymi wszystkimi problemami, smutkami. Myślałam kiedyś, że to dorosłe życie będzie trochę prostsze, radośniejsze...

26 listopada 2015, 21:56

Teść ostatnio czuję się całkiem nieźle jak na swój stan, ale nikt nie wie, co będzie dalej, jak będzie dalej przebiegać ta choroba. Mam nadzieję, że nie będzie cierpiał. Tak bardzo bym chciała, żeby doczekał jeszcze wnuka od nas, ale to raczej niemożliwe :(

O ile teść jest dobrym człowiekiem to teściowa działa mi na nerwy. Czasem jest taka zimna i nieczuła. Mam wrażenie, że najchętniej to wywiozła by męża do hospicjum, żeby mieć problem z głowy. Niby się nim opiekuje, ale brak w tym empatii i takiego zwykłego ludzkiego ciepła i życzliwości. Jak tylko ma okazję to wypomina mu jaki to niby on był dla niej niedobry, a ona teraz musi się nim opiekować. Nie wiem jak można się tak zachowywać w obliczu choroby, normalnie nóż się w kieszeni otwiera. Pewnie jak w każdym małżeństwie to i u nich były wzloty, upadki, kłótnie, przykrości, ale teść generalnie był bardzo zaradny, teściową nie obchodziły rachunki, opłaty, naprawy, nawet zakupy robił, a ona jak coś chciała, to miała. Przykre, że nie potrafi tego docenić, ale to taki typ, który uważa, że wszystko jej się należy i koniec. Moja mama nie miała łatwego życia z ojcem, ale jak zachorował, to opiekowała się nim najlepiej, jak potrafiła, dlatego dla mnie niepojęte jest jak można się tak zachowywać. Ale my nie damy ojca skrzywdzić, codziennie zaglądamy w miarę możliwości i sprawdzamy, czy niczego mu nie brakuję i będziemy się nim opiekować najlepiej jak będziemy w stanie.

Ponieważ ostatni czas jest taki zabiegany, pełen zmartwień trochę mniej myślę o naszych nieudanych staraniach. W tym miesiącu starań nie było, jedno marne serduszko i to po owulacji, także nie będę rwać włosów z głowy jak się nie uda, bo nie ma prawa się udać. Generalnie trzymam się, ale miałam dziś mały kryzys jak zobaczyłam znajomą, która w wakacje brała ślub z takim ślicznym okrągłym brzuszkiem. Nie mogłam się napatrzeć na ten brzuszek, tak bardzo jej zazdroszczę tego szczęścia i nawet gdybym nie wiem jak bardzo się starała nie jestem w stanie pozbyć się tego uczucia, ono chyba już zawsze ze mną będzie. Nie zazdroszczę ludziom sukcesów w pracy, kasy, domów, samochodów, podróży. Zazdroszczę im tylko kilku milimetrów szczęścia, tupotu małych stópek, słodkiej roześmianej buzi i tych najpiękniejszych słów mamo, tato...
Ech, czy kiedykolwiek będzie mi dane tego doświadczyć???

Wiadomość wyedytowana przez autora 26 listopada 2015, 21:58

27 listopada 2015, 11:41

Ale mnie dziś dopadł PMS, czuję się od rana zła, wściekła i to zupełnie bez żadnego powodu. Do tego wysypało mi pełno pryszczy na twarzy, ramionach i plecach. Zaraz zbieram się do pracy i cały weekend pracujący, ale to dobrze, nie będę miała okazji pokłócić się mężem. Bardzo bym tego nie chciała, szczególnie teraz, a w obecnym stanie mogłabym wybuchnąć o jakąś pierdołę. Strasznie nie lubię tego stanu napięcia przedmiesiączkowego, nie do końca jestem wtedy sobą. Mam nadzieję, że szybko przejdzie, bo w tym miesiącu jest wyjątkowo intensywny.

Przed chwilą byłam w toalecie i zaobserwowałam, że śluz jest taki żółtawy, nawet lekko w kolorze kawy z mlekiem, chyba powoli zaczyna się plamienie. Nie jestem zdziwiona i rozczarowana, na nic nie liczyłam, ale miałam nadzieję, że po tym leczeniu utrzymają mi się cykle 27-28 dniowe, ale wszystko wskazuje na to, że wrócę do tych swoich 24 dniowych. Miałam nadzieję, że @ i to plamienie wstrzyma się do poniedziałku, że jeszcze dam radę radę skoczyć do lekarza, żeby móc zaplanować wspomagacze na następny cykl, ale wygląda, na to, że dupa blada, kolejny cykl będzie naturalny, czyli znów stracony, bo jakoś nie wierzę już w to, że tak po prostu się uda, skoro tyle ray się nie udawało i zawsze jest dokładnie taki sam scenariusz.

Ale dobra, koniec użalania nad sobą, trzeba wziąć się do roboty, może uda się zrobić coś dobrego dla innych.

30 listopada 2015, 11:30

W sobotę zaczęłam nowy 20 cykl. Wredna przyszła szybko, bez ociągania. O kant dupy można potłuc to całe moje leczenie hormonalne, który niby miało wydłużyć mi cykle. Owszem jak brałam lek to miałam cykle 28 dniowe, ale po skończonym leczeniu mój naturalny cykl wyniósł aż 23 dni i jeszcze dzień wcześniej plamienia. Całe to leczenie nic mi nie dało tylko 3 zmarnowane cykle :(

Taką mam dzisiaj refleksję, że w ogóle to całe leczenie niepłodności ma bardzo małą skuteczność. Obserwuję tu swoje przyjaciółki i inne dziewczyny, które już długo starają się o dzieciątko, mają cykle stymulowane, zabiegi, inseminację, a i tak do większości przyłazi @. Owszem czasem którejś się uda, ale to wyjątek potwierdzający regułę. Smutne to jest, chodzimy do tych wszystkich lekarzy z ogromną nadzieją, zostawiamy grube pieniądze a oni i tak nie potrafią nam pomóc. Tak przeglądam te różne wykresy i tak mało jest ostatnio zielonych kropeczek.

Codziennie modlę się o mały cud, jestem w trakcie odmawiania drugiej Nowenny Pompejańskiej, ale chyba z każdym dniem jest we mnie coraz mniej wiary. Może to jest powód dla którego Bóg nie chce mnie wysłuchać, może dlatego, że nie umiem mu tak do końca, zaufać, że czasem wątpię w to, że on w ogóle mnie słucha. Chciałabym mu tak bezgranicznie zaufać, ale ten codzienny ból jak noszę w sercu, uciekający bezpowrotnie czas bardzo mi to utrudnia.

Ostatnio coraz częściej myślę o in vitro. Nigdy nie sądziłam, że będę musiała rozważać taką możliwość. Nigdy nie byłam przeciwna tej metodzie, ale miałam wielką nadzieję, pewnie jak każda z nas, że nie będę musiała stawać przed taką decyzją. Tymczasem może się okazać, że będę musiała stanąć przed wyborem bezdzietność czy in vitro, a ja nie wyobrażam sobie życia bez dzieci, tej ogromnej pustki do końca życia. Na razie przejdę, przez te wszystkie stymulacje, inseminację, żebym nie miałam do siebie pretensji, że czegoś nie spróbowałam, że się poddałam, ale nie zdziwię się jak nie przyniesie to żadnego efektu.

30 listopada 2015, 12:34

Taką modlitwę znalazłam dziś w pamiętniku jednej z dziewczyn, wklejam aby nie zagubić.

Dobry Ojcze, Stworzycielu wszechświata, uznaję, że wszystko, co uczyniłeś, było dobre i pobłogosławiłeś mężczyznę i kobietę, aby byli płodni i zaludnili ziemię. Dziękujemy Ci za pragnienie posiadania potomstwa, które włożyłeś w nasze serce. Oddal od nas niepłodność i wszelką chorobę, która nie pozwala nam cieszyć się swoimi dziećmi. Daj nam, tak jak rodzicom św. Rity, radość z narodzin dziecka. Panie, Boże życia, udziel swojego światła naukowcom, by wynaleźli sposób leczenia bezpłodności i pomóż im traktować z wdzięcznością i szacunkiem tajemnicę ludzkiego życia. Panie, Boże Abrahama, który tak wiele razy dałeś rodzić niepłodnym, pobłogosław nasze małżeństwo i daj nam radość, tak jak św. Ricie, widzieć nasz dom przepełniony szczęściem z obecności dziecka. Ojcze, przyjmujemy chętnie Twoją wolę. Bądź błogosławiony teraz i na wieki. Amen.

Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu...

Wiadomość wyedytowana przez autora 30 listopada 2015, 12:41

2 grudnia 2015, 20:54

Odebrałam dziś wyniki badań, które robiłam w 22 dniu poprzedniego cyklu. Tsh ładne 1,022. To znaczy, że mam dobrą dawkę Euthyroxu. Ale za to progesteron porażka 2,41 gdzie norma dla fazy lutealnej to 3,34-24,56. MASAKRA. Dzień po zrobieniu badania zaczęły się plamienia, a dzień później przyszła @. Kurczę tak sobie myślę, że z takim progesteronem to ja nie mam szans na ciążę. Już nie mogę się doczekać jak pokażę doktorkowi ten mój oszałamiający wynik. Mam nadzieję, że on się w końcu za mnie weźmie, bo jeśli o mnie chodzi to wszystko wskazuje na to,że tu jest u mnie ewidentny problem.

14 grudnia 2015, 23:19

Byłam dziś wreszcie na wizycie u profesora. Jechałam tam pełna optymizmu, ale wróciłam jakaś taka przygaszona. Niby wszystko ok. Owulacja była, jest ciałko żółte, wszystko wygląda dobrze. Na następny cykl dostałam Clostylbegyt, Metformax i Polfilin Prolongatum. Lekarz niby mówił, że mamy szanse, trzeba trochę popracować, próbować, ale wspomniał też niestety o in vitro. Bardzo chciałabym wierzyć, że te leki mi pomogą, ale z drugiej strony nie chcę się nastawiać, bo te porażki strasznie bolą. Nie wiem, czy moje leczenie idzie w dobrym kierunku, jakoś tak nie do końca to czuję. Nie dostałam progesteronu mimo, że kiepski wynik mi wyszedł w poprzednim cyklu, ale profesor twierdzi, że badanie było dzień przed @ i już spadł. Jak patrze na wykresy dziewczyn to większość bierze luteinę lub duphaston w drugiej fazie. Chyba poszukam jeszcze innego lekarza i pójdę jeszcze na jedną konsultację. Po nowym roku spróbujemy jeszcze raz skonsultować męża z andrologiem/urologiem i poszukać dla niego jakiegoś leczenia.

Wczoraj skończyłam drugą Nowennę Pompejańską, bardzo chcę wierzyć, że Matka Boża wstawi się za mną, że nie zostawi mnie bez pomocy. Będę modlić się każdego dnia o swój wielki/mały cud.

15 grudnia 2015, 19:05

Wykupiłam dziś zapas leków na następne 2 cykle i zapłaciłam "jedyne" 200 zł. Normalnie czuję się jak emerytka z reklamówką leków. Generalnie zawsze unikałam nadużywania leków, a teraz będę jeść po kilkanaście tabletek dziennie. Oczywiście zrobię wszystko żeby zwiększyć swoje szanse, ale zastanawiam się czy one mogą mi naprawdę pomóc. Owulację mam zawsze ilekroć miałam robione usg, lekarze zawsze twierdzili, że owulacja była. Clostylbegyt ma spowodować, że wyhoduję więcej pęcherzyków, tym samym zwiększę swoje szanse. Ciekawe jak to będzie, mam nadzieję, że nie zrobią mi się żadne torbiele, bo do tej pory nigdy nie miałam z tym problemu. Polfilin Prolongatum ma zwiększać ukrwienie i pomóc w ewentualnym zagnieżdżeniu, Metformax to generalnie lek na cukrzycę, a w moim przypadku ma poprawiać metabolizm węglowodanów, który jest podobno bardzo ważny przy zachodzeniu w ciążę. Do tego oczywiście Euthyrox N 50 i Femibion Natal 1, witamina C i D. No nic zaczynam tą mieszankę wybuchową od następnego cyklu, co ma być, to będzie. Na nic się nie nastawiam, wolę się ewentualnie miło zaskoczyć niż boleśnie rozczarować. Muszę być silna i małymi kroczkami dążyć do upragnionego celu. Wypatrzyłam dziś nowego lekarza w okolicy, który ma bardzo dobre opinie, kiedyś od koleżanki słyszałam o nim dużo dobrego, ale wtedy to nie było dla mnie takie istotne. Postanowiłam, że skonsultuję się z nim, może w następnym cyklu. Myślę, że zawsze warto poznać opinię kilku osób, a nóż ten następny zwróci uwagę na coś, co zlekceważył poprzedni. Będę walczyć, zrobię wszystko, co w mojej mocy, ale czasem się boję, że moje leczenie nie pomoże, że to przez te kiepskie parametry nasienia nie mogę zajść w ciążę. Ale jakieś tam szanse zawsze są i tego muszę się trzymać.

16 grudnia 2015, 22:19

Dziękuję Kochane za ciepło i wszelkie porady i słowa wsparcia <3 <3 <3

Dzisiejszego dnia zabrałam się za solidne porządki. Cały dzień mi się zeszło zanim pomyłam okna, poprasowałam firany, powymiatałam wszystkie możliwe kurze ze wszystkich kątów. Teraz tak mi fajnie i przytulnie w czystym mieszkanku. Ostatnio na wszystko brak czasu praca wymieszana z odwiedzinami u taty/teścia i bieganiem żeby zapewnić mu jak najlepszą opiekę i żeby tak po prostu z nim pobyć, porozmawiać, posiedzieć. A bardzo lubię spędzać z nim czas i jak tam pojadę, to jakoś tak nie mogę wyjść.

Chyba się przeziębiłam, boli mnie gardło i zaczyna się katar, mam nadzieję, że to nic poważnego. Według mojego wykresu dziś 5dpo i zaczyna się to znajome leciutkie pobolewanie w dole brzucha. Zanim zaczęłam starania w ogóle nie zwracałam uwagi na takie rzeczy, a teraz zwracam uwagę na każde, nawet najdelikatniejsze ukłucie w dole brzucha. Ale jak przystało na staraczkę z długim stażem doskonale wiem, że to objawy zwiastujące przybycie nieproszonego gościa. Niestety wygląda na to, że małpica spędzi z nami święta.

Pewnie wszystkie dziewczyny marzą o Bożonarodzeniowym Cudzie, ja też marzę, marzę całym sercem. Ale rozum mówi, że pewnie tylko kilka z nas tego cudu doświadczy, pozostałe będą walczyć dalej i marzyć, że może na przyszłe święta...
Ciekawe w której grupie będę, ale chyba już znam odpowiedź...

A oto fragment świątecznej piosenki, której słuchałam przy sprzątaniu, mimo wszystko jakoś tak optymistycznie mnie nastroiła, więc wklejam, życząc Wam wszystkim spełnienia marzeń ;D

Ale kto wie, czy za rogiem
Nie stoją Anioł z Bogiem?
I warto mieć marzenia
Doczekać ich spełnienia.

Kto wie czy za rogiem
Nie stoją Anioł z Bogiem?
Nie obserwują zdarzeń,
I nie spełniają marzeń!!!
Kto wie?
Kto wie?

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 grudnia 2015, 22:22

17 grudnia 2015, 21:42

Za tydzień o tej porze zaczną się święta, ale jakoś tak w ogóle mnie one nie cieszą. Kiedyś bardzo lubiłam święta Bożego Narodzenia, czekałam na nie z utęsknieniem. Uwielbiałam ubierać choinkę, robić prezenty, pomagać mamie w przygotowaniach. Czułam, że to magiczny, wyjątkowy czas. Już chyba od podstawówki marzyłam o swojej przyszłej rodzinie, wyobrażałam sobie niezwykłe święta z moim ukochanym, gromadką dzieci, rodzicami. Wtedy wszystko było możliwe i takie piękne. Dziś boję się, że ten piękny obrazek zostanie tylko w strefie marzeń. Mam oczywiście kochanego męża, za którego jestem wdzięczna, ale to wszystko jest takie niepełne.

Pamiętam jak rok temu marzyłam o małym cudzie na święta, lub na nowy rok, ale rok minął i dalej jestem w tym samym miejscu. Nasze święta raczej nie będą w tym roku radosne, brak dzieciątka i ciężka choroba teścia. Mamy głęboką nadzieję, że będzie nam dane spędzić święta jeszcze z teściem, choć z każdym dniem jest coraz słabszy i nie wiadomo, co może przynieść każdy następny dzień. Nabiegaliśmy się na konsultacje, ale wszyscy mówią to samo, że nic już nie można zrobić, trzeba otoczyć go opieką, by mógł godnie odejść. Mimo, że jest nam przykro, smutno, ciężko postaramy się dla niego by były to ciepłe i radosne święta.

22 grudnia 2015, 23:30

Ale ten czas pędzi, dopiero był listopad, a tu już Święta Bożego Narodzenia za rogiem. Od jutra mam już wolne. Nie było łatwo bo miałam jeszcze jutro i w niedzielę 27 grudnia iść do pracy, ale udało mi się wymiksować i przekonać szefową, żeby wzięła kogoś innego. Ja i tak pracuję praktycznie we wszystkie weekendy, to chociaż teraz, w tym świątecznym czasie chciałabym pobyć z rodziną, szczególnie teraz w obliczu choroby. Tata/teść jest w szpitalu, w poniedziałek bardzo źle się poczuł i pogotowie zabrało go do szpitala. Na szczęście jest trochę lepiej i najprawdopodobniej jutro wyjdzie i spędzi z nami święta. Ale generalnie jest bardzo słaby, ma trudności z chodzeniem. Dziś dostaliśmy aparat do tlenoterapii, mamy nadzieję, że choć trochę przyniesie mu ulgę.

Tak szczerze mówiąc to chciałabym żeby było już po świętach, zamiast radości czuję smutek. Niepłodność bardzo mnie zmieniła, ciekawe, czy jeszcze kiedyś będę znów sobą. Pewnie w święta spotkamy się z kuzynami męża, zawsze przyjeżdżają do teściów, chwalą się dzieciakami, a mają naprawdę śliczne te maluchy. Nie dziwię im się wcale, pewnie zachowywałabym się podobnie, też byłabym dumna ze swoich dzieci. Cieszę się, że są szczęśliwi, ale to nie zmieni faktu, że będzie mi przykro i smutno, że ja nie mogę tego doświadczyć.Pewnie znów będą pytania kiedy my i wszyscy będą dawali nam dobre rady.Będę musiała mocno się trzymać, żeby się nie rozryczeć.

Przeglądałam dziś wykresy dziewczyn i tym razem znalazłam sporo tych zielonych. Napawałam się ich widokiem, wyobrażałam sobie co muszą czuć, jaka to musi być radość doświadczyć świątecznego cudu. Cieszę się, że im się udało, im mniej nas tutaj tym lepiej, tym mnie cierpienia i bólu.

U mnie nie będzie cudu, będzie standardowy scenariusz. Nawet dziś rano miałam przez chwilę nadzieję, temperatura trochę się podniosła, piersi pełniejsze, sporo śluzu kremowego, zaczęłam marzyć...

Ale wszystko klapło, cycki flaczki, ból okresowy, poddenerwowanie, czyli @ już za rogiem, obstawiam jutro spadek temperatury i plamienie.

Nie powiem, że jest mi lekko, ale nie płaczę staram się trzymać, przecież na następny cykl mam plan. Może to jest sposób, może Pan Bóg pobłogosławi te leki i sprawi, że mi pomogą, wszystko w Jego rękach. Byłam wczoraj u spowiedzi, powiedziałam szczerze o swoich uczuciach, zwątpieniu, smutku, bólu. Zalecenie księdza, więcej wiary. Bardzo trudne zalecenie, ale będę próbować. Cały czas się modlę. Jezu ufam Tobie.

23 grudnia 2015, 21:31

Kochane moje dziewczyny życzę Wam wszystkim zdrowych, ciepłych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia, ale przede wszystkim nadziei i wiary w to, że to co najlepsze jeszcze przed nami. Niech spełnią się marzenia, a szczególnie to jedno najważniejsze, abyśmy za rok mogły składać sobie życzenia po fioletowej stronie mocy ;)

Ściskam mocno Was wszystkie i każdą z osobna <3 <3 <3 <3 <3

Wiadomość wyedytowana przez autora 23 grudnia 2015, 21:30

27 grudnia 2015, 21:39

No i po świętach, nie były one ani radosne ani wesołe. Jak tu się cieszyć jak patrzy się na cierpienie bliskich. Przywieźliśmy teścia ze szpitala dzień przed wigilią, słaby był. Ale w wigilię posiedział z nam przy stole, życzył nam byśmy doświadczyli samych dobrych rzeczy. W pierwszy dzień świąt jeszcze trochę posiedział, porozmawiał. Ale od wczoraj prawie już nie było z nim kontaktu, tylko spał. Dziś znowu zawieźliśmy go do szpitala, ale nie wiadomo czy tym razem mu pomogą. Strasznie to smutne, przykre, serce się kraje, łzy się do oczu cisną. Brak słów. Już raz to przechodziłam jak umierał mój tata, teraz powtórka umiera mój drugi kochany tata.

Świąteczny cud nam się nie przytrafił @ przylazła w wigilię kpiąc z moich marzeń. Ale w tym momencie jest mi wszystko jedno. Biorę te leki, które dał mi lekarz tak aby brać bez przekonania. To mój pierwszy cykl z clo, dziś wzięłam drugą tabletkę. Jakoś tak nie ma we mnie dziś ani wiary, ani nadziei, czuję tylko wszechogarniający smutek i przygnębienie.

Zaczęłam dziś 30-dniową Nowennę do św. Józefa prosząc aby dał mi siły, aby walczyć z przeciwnościami, bo nie daję już rady...

Wiadomość wyedytowana przez autora 28 grudnia 2015, 23:17

1 stycznia 2016, 22:15

No to mamy Nowy Rok 2016.
Kiedyś miałam zawsze nadzieję, że Nowy Rok będzie lepszy, że spełnią się w nim moje plany marzenia...
Chciałabym aby tak było, ale boję się, że nic się nie zmieni i będzie to kolejny rok walki, porażki, bólu i cierpienia, rozczarowania...
Wczoraj tyle osób życzyło mi spełnienia marzeń o dzieciątku i wiem, że były to szczere życzenia, wiele bym dała, żeby mogły tak po prostu się spełnić...


6 stycznia 2016, 22:56

Jakiś dziwny ten mój cykl. Śluz też dziwny prawie wcale rozciągliwego, tylko jakiś wodnisto-kremowy. Wczoraj bardzo mnie bolał lewy jajnik. Jakoś nie chce mi się wierzyć w tą owulację w 8 dc, zobaczymy co będzie dalej. Poza tym chyba źle toruję Metformax. Jest mi po nim ciągle niedobrze i ciężko na żołądku. Czasem mam ochotę rzucić te wszystkie tabletki, tylko się nimi truję, a efektu jak nie było, tak nie ma.

Czytałam sobie ten mój pamiętnik, smutny jest i przygnębiający. Zastanawiałam się nad pozytywnymi wydarzeniami w moim życiu, ale chyba po prostu nie umiem się już niczym tak naprawdę cieszyć. Kiedyś cieszyły mnie drobiazgi, słońce, nowa bluzka, spotkanie z przyjaciółką, wyjazd na wakacje itp. Teraz już mnie to nie cieszy, co dzień czekam na coś, co może nigdy nie nadejść. Straciłam sens życia, działania. Czuję się pokrzywdzona przez los, przez Boga. Tak mam żal do Ciebie Boże, nie potrafię tego zrozumieć czemu tak się dzieje. Czy ja naprawdę jestem takim strasznym człowiekiem, że nie zasługuję na dziecko? Ja naprawdę wierzę, że byłabym dobrą mamą. Nie umiem tego zaakceptować, pogodzić się ze swoją bezpłodnością. Jestem smutna, zła, zgorzkniała. Z każdym kolejnym miesiącem te uczucia narastają wpędzają w poczucie beznadziei.

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 stycznia 2016, 22:56

11 stycznia 2016, 20:22

Wczoraj znowu miałam piękny sen, zrobiłam jeden test ciążowy, potem drugi i na obydwu piękne dwie kreseczki, to było cudowne doświadczenie :) Dobrze, że chociaż we śnie mogę tego doświadczyć. W tym śnie bałam się, że to sen, no i niestety to był tylko sen i kilka cudownych sekund.

W realu niestety to co zwykle, czyli takie samo samopoczucie jak przez poprzednie 20 cykli, jestem pewna na 100%, że znów się nie udało. Dalej mam skutki uboczne stosowania Metformaxu, cały czas ciężko mi na żołądku, albo kolki żołądkowe. Jak jeden dzień go nie wzięłam to czułam się lepiej. Ale biorę dalej, wszystko bym zrobiła, żeby tylko coś wreszcie zaskoczyło, ale niestety jestem odporna na wszystkie leki, wirusy ciążowe itp.

Wczoraj wydarzyła się straszna rzecz, u mojej przyjaciółki z dzieciństwa wybuchł pożar w domu. Na szczęście nic im się nie stało, w miarę szybko to zauważyli i rozpoczęła się akcja gaśnicza. No ale straty mają, dopiero, co sobie wszystko porobili i teraz muszą to wszystko odnowić, naprawić szkody. Ale najgorsze jest to co przeżyli, dzieciaki się wystraszyły. Straszne to wszystko.

Mam nadzieję, że w końcu skończą się te złe wydarzenia i zaczną się te dobre, przecież nie może cały czas padać deszcz, musi w końcu zaświecić słońce...

Wiadomość wyedytowana przez autora 11 stycznia 2016, 20:22

14 stycznia 2016, 11:16

Wczoraj spędziliśmy miły wieczór, wpadli do nas znajomi, nie widzieliśmy się od wakacji. Przez tą moja pracę w weekendy trudno nam się z kimś umówić, bo jak wszyscy mają wolne to ja w pracy i odwrotnie. Ale wczoraj się udało, posiedzieliśmy, pogadaliśmy, mąż ugotował swoją specjalność, czyli pyszny makaron z tuńczykiem :)
Wypiłam sobie jedno piwo z sokiem, przez chwilę miałam wahanie, ale przecież ja w żadnej ciąży nie jestem, trzeba żyć normalnie.
Niestety ostatnio zauważyłam u siebie jakąś taką niechęć do spotkań ze znajomymi, często nie chce mi się nigdzie wychodzić, wolę zostać w domu pod kocykiem, czytać coś lub oglądać filmy.
Chyba nie jest to zbyt dobre, gdzieś tak podświadomie izoluję się od ludzi. Ale jak już się z kimś umówimy, spotkamy, to jest fajnie, humor mi się poprawia i jestem zadowolona.

O naszych staraniach, niepowodzeniach wiedzą dwie moje najbliższe przyjaciółki, wszystkim nie chciałam tego opowiadać, to zbyt bolesne. Wiem, że one dobrze mi życzą, ale czasem mam żal, że za rzadko do mnie dzwonią. Wiem, że są zajęte swoimi sprawami dziećmi, ale ja też bardzo ich potrzebuję, czasem potrzebuję z kimś pogadać tak szczerze bez udawania, że wszystko jest ok. Ale nie chcę się narzucać. Tak to niestety jest że z największymi problemami człowiek zostaje sam. Tak naprawdę to one choćby nawet bardzo się starały to nigdy nie zrozumieją co ja czuję. Ja wcześniej też nawet nie wyobrażałam sobie tak do końca, co czuje kobieta, która nie może mieć dzieci, do póki sama nią nie zostałam. Ale przecież nie jestem sama, mam Was moje ovufiendowe przyjaciółki. Wy doskonale wiecie co ja czuję, wszystko rozumiecie, potraficie dać wsparcie gdy człowiek spada na samo dno.Jeszcze raz dziękuję moje Kochane <3 <3 <3

Przede mną teraz najgorsze dni, spadek temperatury, plamienie i @, a potem wszystko od nowa...
Ale dam radę, muszę...

Miłego weekendu Kochane i dużo przyjemnych wydarzeń ;)

Wiadomość wyedytowana przez autora 14 stycznia 2016, 11:15

21 stycznia 2016, 13:32

Ciąża rozpoczęta 24 grudnia 2015
Przejdź do pamiętnika ciążowego i czytaj kontynuację mojej historii

23 lutego 2016, 11:03

Wracam tutaj gdzie moje miejsce. Fiolet był pięknym snem, marzeniem, kilkoma chwilami szczęścia. Ale niestety to wszystko nie dla mnie...

Nie ma Cię już ze mną mój malutki Okruszku. Te kilka chwil, w których byłeś ze mną były najpiękniejsze w moim życiu. Nigdy Cię nie zapomnę, zawsze będziesz w moim sercu, choć nigdy Cię nie przytulę, nigdy nie dowiem się jak wyglądałeś. Bardzo Cię kocham mój mały Aniołku, codziennie będę o Tobie pamiętać. Może kiedyś, gdzieś się spotkamy w innym świecie i będę mogła Cię przytulić.

Moje serce rozrywa ból. Czuję tak ogromną pustkę i beznadzieję. W przeciągu dwóch tygodni straciłam kochanego teścia, który był dla mnie ogromnym wsparciem, oraz moje upragnione, wyczekane, wyśnione dzieciątko.

To wszystko to jakiś koszmar, plamienie z krwią, ból brzucha, szpital, diagnoza: W macicy nie ma ciąży. Szukanie gdzie umiejscowiła się ciąża pozamaciczna, operacja, usunięcie ciąży wraz z prawym jajowodem w którym się zagnieździła. Łzy, mój krzyk, płacz...

Jestem już w domu, fizycznie dochodzę do siebie, ale psychicznie jestem jednym wielkim wrakiem człowieka i wiem, że ta rana nigdy się nie zagoi.

Nie mam już siły, wiary, nadziei, nie chce mi się żyć. Czuję się beznadziejna, bezwartościowa, gorsza. Nie wiem ile jeszcze będę w stanie znieść...

Wiadomość wyedytowana przez autora 23 lutego 2016, 11:02

29 lutego 2016, 13:28

Czuję się już trochę lepiej, rana ładnie się goi, ale jestem jeszcze słaba, męczą mnie domowe czynności. Ale z każdym dniem jest poprawa. Psychicznie trochę gorzej, rana nie chce się tak szybko goić...

Czuję pustkę, której nic nie będzie w stanie wypełnić. Czasem zdaje mi się, że to wszystko mi się śniło, to takie nierealne, abstrakcyjne. I dopiero jak patrzę na mój brzuch to uświadamiam sobie, że to działo się naprawdę. Staram się za dużo nie rozmyślać, nie analizować, nie pytać dlaczego. Choć mam ogromne poczucie krzywdy i niesprawiedliwości.

Ale powoli staram się podnosić, żyć. Tak bardzo chciałabym uwierzyć, że jeszcze będzie dobrze, że jeszcze kiedyś będę szczęśliwa. W uszach mam słowa lekarzy, że na pewno będę miała jeszcze dzieci, że skoro raz zaszłam w ciążę, to znaczy, że mogę mieć dzieci i że uda się jeszcze raz. Nie wiem czy naprawdę w to wierzą, czy mówili tak żeby mnie pocieszyć. Staraliśmy się dwa lata z dwoma jajowodami, a teraz szanse będą jeszcze mniejsze. Ale gdzieś tam w głębi duszy wierzę nadal, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, wierzę w jego sprawiedliwość, inaczej to wszystko nie ma sensu.

Jak dojdę do siebie trochę bardziej, to pojedziemy na wizytę do mojego profesora. Raz mi pomógł, mam nadzieję, że pomoże po raz kolejny, że da mi nadzieję. Pewnie przez najbliższe pół roku nie będziemy mogli się starać. Z jednej strony przygnębiająca jest taka bezczynność, ale z drugiej muszę trochę od tego wszystkiego odpocząć, pozbierać się. Z jednej strony bardzo chcę, ale z drugiej bardzo boje się powrotu do starań. Boję się, że znów z każdym kolejnym miesiącem będę tracić wiarę i nadzieję, którą teraz staram się w sobie wskrzesić. No ale cóż, co ma być to będzie, najgorzej jest pogodzić się z rzeczami na które nie mam wpływu.

Na koniec chciałam podziękować wszystkim dziewczynom, które były i są ze mną zawsze w chwilach radości i smutku, dziękuję za ciepłe słowo, myśl, modlitwę. Naprawdę czuję Waszą obecność i to jest niesamowite <3

Mk,Sosenko, Rutelko, Ruda Wredna, Zabayonne, Nika77, snowhite, Kamilam8, She Wolf, Adin, Ewcia85, Marta29, DomiBV, ChudaRuda - pamiętam o Was każdego dnia i życzę Wam wszystkiego, co najlepsze <3 <3 ;)

Wiadomość wyedytowana przez autora 29 lutego 2016, 13:30

1 2 3 4 5 ››