X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Zapukaj do mych drzwi ... czekamy
Dodaj do ulubionych
1 2
WSTĘP
Zapukaj do mych drzwi ... czekamy
O mnie:
Czas starania się o dziecko: Staramy się od ok. dwóch lat (edit - juz jest ponad trzy), najpierw lajtowo, potem z badaniami u gina, wspomagaczami, inseminacją i ciągle niestety jesteśmy w tym samym miejscu.
Moja historia: Wpis z 16.02.2014 - niestety od lipca 2013, kiedy ruszyl program, nie udalo sie nam. Wiec tal jak juz postanowilismy, podchodzimy do invitro
Moje emocje: Boję się, że jedynym wyjściem jest IVF - które jak widać nie daje gwarancji Podczas pierszego programu mielismy 2 miesiace przerwy, ale niestety natralne starania nie przyniosly "niespodzianki".

4 października 2013, 15:15

Dziś przeczytałam kilka stron w różnych pamiętnikach i naszła mnie ochota na założenie własnego. Można przypomnieć sobie co myślałam, czułam kiedy emocje już opadną. Cały czas mam gdzieś malutką iskierkę nadziei i trzymam się jej kurczowo, bo niestety z każdą następną @ ten początkowo wielki płomień, aż tak bardzo już zmalał.
Pamiętam jak podjęliśmy decyzję, że chcemy mieć dziecko – byłam pełna radości i euforii. Odremontowałam pokój (bo w ciąży będzie ciężko to ogarnąć), kupiłam fajną kołyskę i czekałam na szybki finał. A tu coraz większe rozczarowanie z każdym nowym cyklem.
Tak jak pisałam podjęliśmy już decyzję o IVF, ale że przystępujemy do programu rządowego, to niestety terminy są dość długie i moja pierwsza „poważna” wizyta od lipca, przypadła na koniec października. Także mam jeszcze przynajmniej jedną „naturalną” szansę na finał. Trzymajcie za mnie kciuki, tak jak ja za wiele z was :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 4 października 2013, 15:17

13 października 2013, 19:28

Przez caly weekend zajmowalam sie wszytkim, zeby tylko nie myslec o zblizajacej sie wizycie kwlifikacyjnej. W sobote spedilam milo czas w gronie koniarzy. Sama rzadko teraz jezdze (bo boje sie o ewentualna ciaze), ale radosc z obcowania z tymi sympatycznymi zwierzakami i cala ta otoczka sprawia mi tak duza radosc, ze nawet jak nie moge posiedziec w siodle, to chociaz "powacham" swoja Heroinkę :) Ci co pasjonuja sie tym hobby wiedza o czym mowie ;) , bo przecietnemu czlowiekowi w stajni po prostu smierdzi :D
A dzis w sumie zajelam sie drobnymi porzadkami w szafie. Jutro zasile pobliski kontener na ciuchy - moze sie komus jeszcze przydadza. No i nie omieszkalam oczywiscie zajrzec do pobliskiego centrum, gdzie mialam najblizej do "wyspy" Inglota i zapodalam kilka cieni do kolekcji, cel zrealizowano i powstala tzw. paletka nude. Wzorowalam sie wlasciwie slepo zestawem z Temptalii i nawet nie sprawdzalam kolorkow na zywo. Dopiero jak wrocilam do domu pomazalam sie profesjonalnie i jestem bardzo zadowolona. To chyba moje pierwsze zakupy kompletnie w ciemno. Ale znajac zycie deliberowalabym pewnie z godzine albo dluzej, a tak po 10 minutach bylam juz na parkingu i szybko do domku zrobic obiadek.

A z tematow dzieciowych - we wtorek ide na histeroskopie. Na ostatnim badaniu USG cos tam sie nie spodobalo ginowi i wypisal skierowanie. Myslalma w sumie, ze bede dlugo czekac, ale jak tylko dostalam okres (ktorego oczywiscie wcale nie chcialam :/ ) poszlam sie zapisac i bez problemu jeszcze przed kolejna owulacja mi zrobia. W sumie to i dobrze, jak pojade na kwalifikacje, bede miala co pokazac i wiadomo czego sie tam "w srodku" mozna spodziewac. W sumie to mialam juz HSG i wszystko ok, ale jak popatrza bezposrednio, to powinno byc wiadomo juz duzo lepiej. Boje sie tylko, ze bedzie mnie bolalo po, jak po HSG, ale coz poswiece sie dla dobra sprawy. Lepiej wiedziec wiecej niz mniej :)

Dziekuje wszystkim Czytelniczkom za pozytywne opinie i slowa otuchy. Ja tez jestem z Wami Dziewczyny :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 13 października 2013, 19:38

14 października 2013, 14:05

Kurcze jednak mam stracha przed jutrzejszym zabiegiem. Mialam tyle zrobic, a tu juz po 14 a ja nawet nie zaczelam. Jeju co to bedzie jak przyjdzie czas na kolejne zmagania :/

15 października 2013, 11:07

No i jestem juz na oddziale. Przepytana na okolicznosc zdrowia jak nigdy (za sprawa sympatycznych studentek), zakłota na pobranie i pozniejsze znieczulenie, przebadana, podpisany stos papierkow i ulokowana na swoim lozku. Zostaje tu na pewno do jutra. Nie wiem o co chodzi do konca, bo lekarz cos tam napomknal o jakims polipie (ale tez nie na 100%) wiec w sumie nie wiadomo i m.in. dlatego chca tam zajrzec.

Na szczescie swieci dzis slonce, a widok z okna mam na piekny jesienny park, co napawa mnie optymizmem - "bedzie dobrze, trzymaj sie". No i tego sie tez trzymam.

17:39
Ech, na szczesie juz po wszystkim. Nie obylo sie jednak bez zastrzyku ze srodkiem przeciwbolowym. Sam zabieg oczywiscie przebiegl chyba ok, bo smacznie spalam, ale jak juz znalazlam sie na swoim lozku i narkoza odposcila to niestety "cos" mnie bolalo. Wiec nie meczylam sie (tak jak ostatnio po hsg, ze niby samo przejdzie) i pani zapodala mi cos w tylek i jak reka odjal. Obudzilam sie po ok godzince jak nowo narodzona. Stwierdzam, ze nie ma co sie katowac. Moze faktycznie przeszloby samo, ale ile bym sie umordowala (? niewiadomo?). Niestety nie wiem co tam zobaczyli, bo przespalam ten czas, wiec dopiero jutro rano. Ale pewnie jakby mieszkal tam jakis "smok" to nie byloby tak spokojnie, zatem jestem dobrej mysli. Dzieki miriiam za sprawdzone info ;)

Wiadomość wyedytowana przez autora 15 października 2013, 17:49

17 października 2013, 12:13

W sumie to dobrze wspominam pobyt w szpitalu - sympatyczne panie pielęgniarki i lekarze też. Niestety miałam coś w postaci polipa i trochę przy duże endometrium (jak na fazę przedowulacyjną), zatem zwykłe wziernikowanie zakończyło się zabiegiem. No i teraz mam zagwostkę, jak to się ma do moich planów. Pod koniec miesiąca jadę na wizytę i miałam nadzieję, że lekarz od nowego cyklu (jakoś na początku listopada) da mi już zielone światło. Wydaję mi się, że będę szła krótkim protokołem ze względu na wysokie AMH, ale jak mi coś tam teraz "grzebali" to pytanie czy to zielone światło nie zaczęło właśnie mrugać na pomarańczowo.

Jak długo u Was dziewczyny był zakaz "gmerania" po zabiegu - bo na bzykanko mam szlaban co najmniej na tydzień (a w zaleceniach jest napisane że nawet na 4). No i co ja mam robić? Martwić się na zapas, czy te półtora tygodnia do wizyty starczy na zagojenie?

Dziękuję za słowa otuchy :)*

22 października 2013, 08:25

Lelum polelum, no zesz w morde jeza. Myslalam, ze po stresie z zabiegiem owulka zdezerteruje. A fu prosze, tempka poszla pieknie w gore, a na staranka szlaban :( Ech, to niesprawiedliwe. Akurat ostatni raz przed wizyta. Tyle, ze moze ze wzgledu na zabieg i tak bede musiala poczekac jeszcze jeden cykl. Ale jesli tak sie stanie, to cala ta "kołomyja" wypadnie w grudniu, a wiadomo co to za miesiac - SWIETA, SWIETA, SWIETA. Chyba, ze jestem nazbyt duza optymistka i jak pojade, to dowiem sie ze miejsca sa dopiero na wiosne. No tak, w takim wypadku to bede miala jeszcze duuuuzo "szans", ale czas ucieka, mozna by powiedziec zapie... i kolejny rok poszedl sie .... Dobra, dosyc tego. W piatek bedzie wszystko wiadomo. Jak sie okarze, ze dostaniemy zielone swiatlo dopiero na wiosne, to kolejna imreza na hubertusa (tym razem w naszej stajni) bedzie dobra okazja, zeby wstawic sie bez zalu. Ja wiem, ze moze zabrzmi to smiesznie (ze o tym mowie), ale prawie od 2 lat nie pijam wiekszych ilosci alkocholu - bo a to moze wlasnie jestem w ciazy, a to przygotowania do owulacji i tak w kolko. I jak tu nie myslec o "zaciazaniu", skoro wszystko jest temu podporzadkowane.

Wiadomość wyedytowana przez autora 22 października 2013, 08:33

16 stycznia 2014, 01:00

Dlugo nie mialam o czym pisac. Nasze wizyty w klinice byly ponownie zmieniane, przekladane, ale wreszcie nastal ten sadny dzien i pojechalam wreszcie do lekarza na rozpisanie stymulacji.

Ale za nim o szczegolach, to moze kilka slow wstepu. Do Poznania pojechalam juz w piatek po poludniu, bo teoretycznie wizyte mialam na srode, ale wowczas juz we wtorek musialbym jechac. A skoro i tak mialam byc w Poznaniu na weekend (umowilismy sie z Krzysiem i Basia) wiec bez sensu byloby takie jezdzenie dzien po dniu, w te i z powrotem.

No i kurcze jak poprzednimi wizytami stresowalam sie niesamowicie, tak teraz bylam nawet zbyt wyluzowana.
Moj M nieswiadomie zafundowal mi kupowanie telewizora przez 3 dni - wiec o niczym innym nie bylo mowy, wiec jak dzis weszlam do gabinetu, to lepiej wiedzialam ile cali ktory ma model i co to jest "time shift" niz ile mam lat - powaznie. Chyba ksiazke o tym napisze, smiechu bylo co niemiara. A jak dzis nie wiedzialam ile mam lat, to sie lekarz "rozzloscil" bo stwierdzil ze pozniej beda juz tylko trudniejsze pytania, no i okazalo sie oczywiscie ze "nie wiem" gdzie mieszkam hahah

Na wizycie glownym motorem dzialania byl wynik AMH (9.2) i wybrania odpowiedniej dawki. Mam nadzieje, ze J. wie co robi, bo lepiej mniej pecherzykow, a lepszej jakosci (100% racji). A co do zastepstwa, owszem ani punkcji ani transefru sie nie boje u innego lekarza, tylko wlasnie tego, ze jak J. nie bedzie (bo nie bedzie) na pierwszej ocenie (na ktora mam pojechac 3 dni po pierwszej dawce (5-6dc), a wolalabym zeby to on decydowal do konca jak mnie dalej stymulowac.

A co do dzisiejszego "sajgonu" na Polnej - jakos mi to uszlo uwagi, bo mialam byc rano (podobnie jak 4-5 innych dziewczyn. Zaczal przyjmowac o czasie, takze po 40 minutach bylam juz po wszystkim. My bylysmy pierwsze, pozniej mialy byc obserwacje, punkcje i transfery. Wiec na pewno sporo sie dzialo i widzialam jak dziewczyny troche przebieraly nogami. Bo teraz bylo w miare na konkretna godzine, a pozniej to bedzie juz jak kto przyjdzie i co bedzie chcial.
Ja mam sie zglosic powiedzmy 5 dnia caklu, ale nigdzie sie wczesniej nie musze zapisywac. Po prostu przychodze i czeeeeeeekam na swoja kolej. Pewnie w zaleznosci od tego ile dziewczyn akurat sie zglosi, to tyle to bedzie czasu na poczekalni.

To tyle wspmnien z wczoraj i kilku dni przed :) Teraz czekam tylko na @ i mam nadzieje, ze badanie progesteronu bedzi e poprawne (<1,5 w 2/3 d.c.) i zaczne stymulacje. Mam przyjmowac 125 jednostek gonalu od 3 d.c. a w 5/6 zglosic sie na pierwsza kontrole. Wic czekam cierpliwie a potem bede komentowala na bierzaco co i jak sie dzieje. Moze komus przydadza sie pewne informacje, a Wy mi dodacie otuchy :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 stycznia 2014, 01:03

29 stycznia 2014, 23:24

Powoli zaczynam odliczac czas do godziny zero. Oby tylko @ sobie ze mnie nie zakpila, bo mam wrazenie, ze jak potrzeba to lubi sie spoznic nawet kilka dni. Oby nie tym razem, proszeeee. Psychicznie chyba jestem juz przygotowana na trudy stymulacji, ustawiam sie pomalu w pracy, umawiam zastepstwa i licze, ze do konca lutego beda tylko dobre wiesci. Niestety podlamuja mnie wpisy dziewczyn na forum, ktorym ostatnio nie udalo sie zaplodnic nawet jednej komorki. No i tu niestety jest ta druga, bolesna strona medalu, ze nawet jak sie ju uda cos wyprodukowac, to transferu i tak moze nie byc. Musze i z ta mysla sie oswoic, zeby nie przezyc jakiejs traumy. Ale sa tez i dobre wiesci o wysokich betach i tego musze sie trzymac. A wiec @ przybywaj .....

1 lutego 2014, 17:59

Widzę, że mój pamiętnik zaczyna się zagęszczać. Zgodnie z obietnicami, będę tu zaglądać częściej, a to wszystko za sprawą mojej @, która zrobiła mi niespodziankę i zjawiła się dzień wcześniej.
Dziś mam 1 d.c. i zaczynam odliczanie. Śmieję się, że będzie łatwo, bo pokrywa się z dniem miesiąca i nie trzeba będzie się zastanawiać nad trudnym pytaniem lekarza - który to dzień cyklu dziś mamy ;) (co zawsze wywoływało u mnie konsternacje. Dobrze, że od jakiegoś czasu mamy "wielkie" telefony komórkowe z kalendarzem, więc obciach jest trochę mniejszy).

Zgodnie z zaleceniami lekarza wykonałam dziś badanie progesteronu (wyszedł bardzo ładny 0,68ng/ml) i dlatego od 3 d.c. (czyli od poniedziałku - widzicie jakie łatwe liczenia ;) ) zaczynam faszerować się Gonalem (tylko 125j dziennie ze względu na wysokie AMH). Oby tylko dawka nie była za mała, ale z drugiej strony nie ma co wpędzać się w hiperkę. Więc we czwartek po pierwszej ocenie okaże się co tam wyszło "w praniu".
Zrobiłam sobie jeszcze TSH (też wyszło ładne 1,01 uIU/ml) i morfologię, która też wyszła ok.
Na koniec mogę powiedzieć tylko jedno - ready, stady, goo - czas stymulacji rozpoczęty, juhuuu nareszcie :D

3 lutego 2014, 10:34

Ech, mogę tylko odetchnąć. Dziś zaczęłam pierwszy zastrzyk i plany były, że to bułka z masłem. Owszem, po fakcie tak można już powiedzieć, ale cała akcja to była amerykańska tragikomedia. Obejrzałam wczoraj z mamą filmik instruktażowy (bo ulotka to za mało) i całe zwarte i gotowe zabrałyśmy się rano do roboty. No i co, no i się okazało, że nie do końca potrafiłyśmy zrobić ten cholerny zastrzyk. Cały problem tkwił w technicznym rozwiązaniu tej automatycznej strzykawki. Oczywiście dawkę nastawia się prościutko, ale nigdzie nie było napisane i pokazane, że jak się już robi ten zastrzyk to miarka wraca do zera. Nigdy nie robiłam sobie sama zastrzyków, więc zaangażowałam w to mamę i to ona naciskała "cyngiel". Niestety okazało się, że nie wcisnęła do końca tego tłoka i zeszło tylko 12,5j, więc musiałam się kuć jeszcze raz (ale już sama, żeby panować nad całą sytuacją). Nie wiedziałam jak to ustrojstwo działa, więc zmarnowałam kilka jednostek, żeby sprawdzić, czy faktycznie skala zaczyna się zmniejszać. Tak było, więc jeszcze raz się ukłułam nową igła (dobrze, że jest ich aż 20 w opakowaniu) i w sumie było po robocie. Najbardziej się bałam, że wstrzyknę sobie podwójną dawkę, albo że nie wstrzyknę jej wcale. Więc nerwów trochę było. Teraz żałuję, że nie poprosiłam pielęgniarki, żeby pokazała mi jak to działa. Bo samo ustawienie dawki (kręcąc pokrętłem) to za mało. Może ktoś sobie pomyśli, że jakaś głupia jestem, ale to nie ma z tym nic wspólnego.

4 lutego 2014, 11:43

Dziś już poszło gładko. W sumie to jak jazda samochodem, jak się wie co nacisnąć, to też nie ma problemu, a jak się siada za kierownicę pierwszy raz w życiu, to nie jest wesoło. Mimo, że przecież nawet "babcie" jeżdżą i wszyscy inni dookoła też, to ja jeszcze tego nie umiem. Po latach praktyki człowiek o tym zapomina i jak przychodzi taki moment czegoś "nowego" to się okazuje, że jednak nie wie się jeszcze wszystkiego i nawet taka mała strzykaweczka może okazać się nie lada problemem.

8 lutego 2014, 01:04

Dzis bylam na 2 wizycie. I troche sie zmartwilam, bo mam dosc duzo pecherzykow. 7 d.c. i 5 na stymulacji, wiec szybko mi to wszystko rosnie. Endo juz 9mm, jeden 12 kilka 11 reszta 10. Razem cos ponad 15. Od jutra do Gonalu 125j dolaczam Cetroide. Na razie mam 3 opakowania po 0,25mg i mam przyjmowac od soboty raz dziennie o godz. 14. Musze myslec pozytywnie. W niedziele mam trzecia wizyte. Zobacze, co lekarz powie - moze wyznaczy juz termin punkcji.

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 lutego 2014, 09:15

12 lutego 2014, 08:43

Siedze i czekam w poczekalni juz piaty raz. Po wczorajszej wizycie mam duze obwy, ze w tym cyklu nie bede miala transeferu. Lekarz zasugerowal punkcje na piatek (ostatecznie potwierdzi po dzisiejszym badaniu) i bedzie to kompromis miedzy duza iloscia pecherzykow (ktore niekoniecznie sa dojzale), a rosnacym w kosmos estradiolem. Mysle ze teraz bedzie robil tak, abym uniknela hiperki - a przynajmniej mam taka nadzieje. W sumie wole poczekac do nastepnego cyklu i zapytam go o to na wizycie.
Kurcze, mam nadzieje ze bede miala jakiekolwiek zarodeczki i wyladuja w moim brzusiu. Bardzo bym tego chciala.

16 lutego 2014, 00:56

Zbieralam sie i zbieralam, zeby w koncu napisac tych kilka slow o dalszym etapie moich zmagan. Po prostu czekam na poniedzialek jak na szpilkach i zadne slowa nie sa w stanie oddac tego co teraz czuje. Tak bardzo balam sie punkcji, ale te mam juz za soba. Zgodnie z przypuszczeniami odbyla sie w Walentynki. Najfajniejszy z tego wszystkego byl odlot zwiazany ze znieczuleniem. Nawet nie wiem kiedy bylo po wszystkim. Nerwowa atmosfera z rana zaowocowala komiczną pomylka, bo zamiast wziac z portfela (ktorego nie chcialam brac do szpitala) dowod osobisty, zabralam karte kredytowa. I tym sposobem musialam sie troche nagimnastykowac w izbie przyjec, ale ostatecznie byl to potem powod do zartow przed zabiegiem. Pani anestezjolog i reszta ekipy uznala, ze jestem juz tak "zamroczona" ze moze kolejna narkoza nie jest juz mi potrzebna :) zdarzylam tylko zaprzeczyc i odlecialam :)
Po zabiegu lezalam ze dwie godzinki, razem ze mna dziewczyna, ktora miala transfer mrozaczka. Za pierwszym razem niestety jej sie nie udalo, w razie W ma jeszcze jednego.
Punkcje wykonywal moj lekarz prowadzacy, prof.J. Wrocil wlasnie z urlopu, wiec tak po prawdzie ostatnim rzutem na tasme, bo cala obserwację i dalszą stymulację prowadzili lekarze duzurni (w pierwszym tygodniu D. w drugim Sp). I ten ostatni mial mi robic punkcje, ale niespodziewanie pojawil sie J. no i reszte juz znacie.
Z informacji na odchodne zostalo powiedziane, ze pobrano ostatecznie 12 komorek - nie wiem jakiej jakosci itd. Czekamy do poniedzialku.Wizyte mam o 11:00 i mam sie przygotowac na ewentualny transfer, choc na 99% bedzie on przelozony na nastepny cykl. Oby tylko moje zarodki daly rade i przetrwaly do 5-tej doby.

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 lutego 2014, 01:00

17 lutego 2014, 15:29

Uff no to wizyte mamy juz za soba i zgodnie z "obietnicami" tranfser odkladamy do nastepnego cyklu. U mnie niestety ciagle ryzyko hiperki, wiec dr zapisal mi Dostinex, a w piatek mam sie pokazac na kontroli. Wtedy tez dowiemy sie, ile ostatecznie udalo sie zamrozic zarodkow. Na dzien dzisiejszy jest ich 10, wiec jest duza szansa, ze beda i tego 5-go dnia jakies "zdatne pypcie" :) Niestety mozemy tylko czekac, nic nie mozna juz zrobic. Narazie ciesz sie, ze sporo komorek okazalo sie dojrzalych (przy takiej ilosci, jaka wyprodukowalam, byl to problem, bo dluzej nie mozna bylo juz czekac z punkcja) i prawie wszystkie sie zaplodnily (a przynajmniej po zaplodnieniu dotrwaly do 3 doby).

Myslalam, ze od srody bede mogla wrocic do pracy (skoro nie ma transeferu), ale ryzyko hiperki i piatkowa wizyta rozwiazaly problem. W sumie juz mi sie chce porobic cos konstruktywnego, no i przez to mniej myslec o zbyt wolno plynacym czasie. Bardzo w tym wszystkim wspiera mnie Mama, moj M. troche mniej, ale faceci sa z Marsa, wiec trzeba ich tylko kochac, a nie wymagac. Wazne, ze jest zawsze kiedy potrzeba, a reszta to drobiazg. To do zobaczenia w piatek. Dzieki Dziewczyny za pozytywne komentarze :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 lutego 2014, 15:31

21 lutego 2014, 12:02

I mamy wreszcie piatek. Prawie cala noc krecilam sie z boku na bok, nie moglam spac. Ale mimo powtarzania sobie jak mantre: bedzie dobrze, bedzie dobrze nie moglam sie "uspokoic". Na szczescie dzis wizyta byla dopiero na 9:00 wiec nie trzeba sie bylo zrywac skoro swit, ale i tak bylam polprzytomna. Doktor zaczal wzglednie punktualnie, wiec szybko przyszla moja kolej; po badaniu padlo haslo "do nastepnego cyklu", ale dr nie mial bezposredniego wgladu, czy w ogole mam sie po co zglaszac. Poszedl ze mna do laboratorium i tam panie embriolog przekazaly mi bardzo dobre nowiny. Z tych 10-ciu poniedzialkowych zarodkow do piątej doby dotrwalo 7 i tyle tez zostalo zamroznonych.
Czyli mam "po co" czekac do nastepnego cyklu :-D i na zupelnie naturalnym podejsci odbedzie sie transfer. Jeszcze nie wiem co zasugeruje prof. J czy jeden czy dwa, ale chyba bezpieczniejszy bedzie pojedynczy zarodek.
Tak mnie ta wiadomosc poruszyla, ze zamiast lez szczescia rozbolalo mnie tylko brzucho i wlasnie leze i sie kuruje nospa i meliska, a po poludniu wracam wreszcie do domu i w poniedzialek do pracy. A w marcu znowu sie zacznie. I doczekac sie nie moge i obawy mna miotaja, czy wszystko dobrze sie ulozy. Ale to za moment, takze staram sie o tym "chwile" nie myslec.
Dzieki Dziewczyny za pozytywne wibracje :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 21 lutego 2014, 12:04

6 marca 2014, 18:47

Jade do Poznania. Jutro wizyta kontrolna, mam nadzieje, ze doktor bedzie mial dla mnie dobre wiesci. Jestem dziwnie spokojna, "martwie" sie tylko o to, czy ovu przyjdzie w miare terminowo. Byloby niezmiernie milo, bo zaoszczedzi mi to klopotow w pracy. Moje kolezanki sa mile, ale kazda cierpliwosc ma swoje granice. Kibicuja mi jak moga, ale nie moge wykorzystywac je bez konca. No nic, nie udalo sie zalapac na stymulacje w styczniu, to teraz takie sa tego skotki. Oby final byl wart tych wszystkich poswiecen i wyrzeczen. Bede oczekiwala z niecierpliwoscia. Tyle miesiecy dalam rade, to te kilka tygodni juz musze wytrzymac. "Na szczescie" mam co robic, wiec musze stanac na wysokosci zadania i pogodzic pilne z pilniejszym :)
W powietrzu czuc wiosne, spiewaja juz pierwsz szpaki, a te legna sie u nas pod dachem na potege. Moze i w naszym pokoiku bede mogla postawic wreszcie kolyske. Nigdy sie jakos nad tym nie rozczulalam, ale teraz moje mysli sa tak bardzo blisko kolderek, wozeczkow, spioszkow i butelek. To jest chyba ten wlasciwy czas.

Wiadomość wyedytowana przez autora 7 marca 2014, 08:06

7 marca 2014, 22:45

No i jestem troche zla. Doktor zbadal mnie chyba pobierznie. Jak to mozliwe, ze moj lekarz w srode widzial na prawym jajniku dwa pecherzyki 13 i 14 mm, a dzis J. ich nie widzial, tylko na lewym jakis niewielki. No i jak ja mam to rozumiec. Mowil tez, ze mam male endometrium i jakos tak zasugerowal, ze moze tego transeru nie bedzie (bo slabe parametry). Mam przyjsc w poniedzialek i zobaczymy co dalej. Ale teraz tak sobie mysle, to skoro slabe endo, to nie mogl mi dac np. estrofem na te kilka dni. Kurcze jakos mi nie wesolo :/

15 marca 2014, 00:50

Musze to napisac wreszczcie - doczekalam sie owulacji (zupelnie naturalnej, bez chemii) i jak mi doktor oznajmil ze pecherzyk pekl (miedzy 19:30 wczoraj, a 16:30 dzisiaj), to myslalam ze podskocze z radosci na tym fotelu. Po informacji, ze sa mrozaczki, to byl jeden z radosniejszych momentow calej tej procedury. Cala droge do domu usmiechalam sie od ucha do ucha.

Z niecerpliwoscia wypatruje zatem srody, kiedy przewidziano transfer a potem ponownie zmudne oczekiwanie na rezultat. Jedno co mnie ratuje, to ze musze sie skupic nad poprawkami do artykulu i zaczac pisac cos w ksiazce. I mam nadzieje, ze myslenie o ivf nie bedzie "silniejsze" i pozwoli mi pracowac uczciwie ;)

Jak teraz patrze to sie ladnie to ulozylo datami - 14.02 mialak punkcje, a 14.03 naturalna owulacje. Wiec jakby nie patrzec "kalendarzowo" wiek bedzie sie zgadzal :D
Dobra ide spac, a o reszcie bede myslala jutro. Kolorowych snow :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 15 marca 2014, 00:50

18 marca 2014, 17:25

I znowu pisze z pociagu ;) tu przynajmniej mam czas i nic mnie nie goni. Ta "droga do przeznaczenia" juz mi weszla w krew. Smieje sie, ze jak sie uda, to na kazda rocznice bede "musiala" sie przejechac do poznania i z powrotem ;) i konduktora prosic o przygotowanie tortu ze swieczkami.
Siedze i jade, jade i rozmyslama - czytam pamietniki, fora. Ciesze sie razem z pozytywnymi betami, smuce gdy jednak nie wychodzi. No i zastanawiam sie, co mnie spotka, jak sie to wszystko skonczy i kiedy. Boje sie kolejnych rozczarowan, ale nie chce tez popadac w nadmierna euforie. A takie "spokojne" czekanie jakos nie bardzo mi wychodzi. Nie moge przestac czytac, zawsze dowiem sie czegos ciekawego. Ale sa tez wiadmosci pesymistyczne, a tym samym taka hustawka informacji - dobre, zle, dobre, zle - w sumie samo zycie.
A od jutra zaczynam "kolejne" odliczanie - final chyba w prima-aprylis ;) a przynajmniej druga beta. Mam nadzieje, ze jaj sobie w labie nikt ze mnie robic nie bedzie.

Wiadomość wyedytowana przez autora 18 marca 2014, 17:28

1 2