X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Zawsze pod górkę - tak było, teraz ma być z górki
Dodaj do ulubionych
‹‹ 4 5 6 7 8 ››

13 lutego 2017, 08:03

Tonący brzytwy się chwyta.
Postanowiliśmy zamówić żel Conceive. Nie dlatego, żebym miała jakiś problem ze śluzem, chcemy zminimalizować ryzyko małych urazów, żeby bakterie czy jakieś inne paskudztwa nie miały okazji do ataku.
Kolejnym założeniem na ten cykl jest wielki luz. Bo co innego zostało? Jeśli się teraz nie uda to dosłownie dam się pokroić. Kolejny raz położę się na stole operacyjnym i tym razem pozwolę "pogmerać" w moich jajowodach. Ginekolog obiecał najpierw sprawdzić drożność kontrastem, może to wystarczy i nie trzeba będzie niczego udrażniać. Dobrze, ze tym razem będę spała.
Tak bardzo już pragnę wiosny. Nie tylko ja, ale wszyscy dookoła są zmęczeni i poddenerwowani. Niech już przyjdzie słońce i cieplejszy wiatr, będzie można schować grube kurtki do szafy. Mam szczerze dość skrobania szyb samochodowych rano!

14 lutego 2017, 07:36

Jestem załamana, jest mi cholernie źle.
Wczoraj zadzwoniłam do położnej od mojej lekarki zapisać się na początek marca na usg sprawdzające endometrium. Położna mówi, proszę dzwonić na początku miesiąca, bo nie wiadomo, czy pani doktor będzie w ogóle przyjmować.
Osłupiałam.
Pytam, co się stało. Tłumaczę, że pracujemy razem, że znamy się również na innej stopie niż tylko relacja pacjent - lekarz.
Moja lekarka ma podejrzenie nowotworu jajnika.....jest w trakcie diagnozowania.
Boże! Położna płakała mi do słuchawki, ja razem z nią.
Na litość boską!Obracam się w lekarskim światku 16 lat, znam te typy, różne typy, wiem jacy są, jak kochają pieniądze i jakie z nich buraki.'
Ta kobieta nie dość, że kocha i uwielbia swoją pracę i to co robi. Pomaga za niewielkie pieniądze, a ze swoją wiedzą, umiejętnościami i doświadczeniem mogłaby pracować w najlepszych klinikach w Polsce i nie tylko.... Dopuszcza pacjenta do siebie, utrzymuje kontakt mailowy i smsowy, zawsze ma czas, nigdy nie odmawia pomocy.
Dlaczego taką osobę akurat to spotyka?
Nie myślę do końca o sobie i innych dziewczynach, które prowadziła, ale co będzie z nami? Akurat ja mniej więcej wiem co robić, ale są dziewczyny w ciąży, w trudnych ciążach i na gorszych stymulacjach i lekach niż ja...
Najważniejsze, żeby była zdrowa, modlę się o to gorąco.

21 lutego 2017, 14:07

Zaczęło mnie wkurzać bezowocne staranie o dziecko. Zaczęło bardzo wnerwiać, stało się dokuczliwe, zbyt dominowało moje życie, to pragnienie zaczęło mnie niszczyć. Zaczęłam myśleć - dlaczego tak się dzieje?
Całkiem niedawno jakbym urodziła się na nowo. Już wiem. Za bardzo tego chciałam. Czy nadal chcę? Jasne, że tak. Ale... zapragnęłam znów żyć, porzucić niemal bezustanne myślenie o tym, żeby zajść w ciążę. Wcześniej myślałam, że nie można sobie odpuścić. Owszem - można. Ale najpierw trzeba dojść do takiego momentu, do samego dna, że ten temat staje się wręcz "obrzydły", "przejedzony", kiedy przychodzi zniechęcenie ciągłymi niepowodzeniami.
Zaczęłam żyć tu i teraz, nie myśleć o przyszłości, na którą mam niewielki wpływ, nie myśleć o przeszłości, której już nie zmienię. Jestem tu i teraz, w tej chwili. To jest cudowne uczucie. Nauczyłam na nowo cieszyć się każdą, najdrobniejszą chwilą życia. Poczułam znów szczęście, takie rozsadzające od wewnątrz, bo przecież jestem szczęśliwa, doceniam to, co już mam.
Chcę tak żyć, chcę normalnie żyć i będę tak żyła.
Jeśli dane nam będzie zostać rodzicami drugi raz - cudownie, jeśli tak się nie stanie, to co zrobię? Nic, nadal będę szczęśliwa z tego co już mam.
Poczułam radość z życia, jakbym obudziła się z długiego snu.
Zaczęłam się śmiać, bo starań w tym cyklu nie będzie - mąż tym razem ma problem. Mój mąż ma łuszczycę, która akurat musiała zaatakować najszlachetniejsze części jego ciała. W tej sytuacji współżycie nie jest możliwe, żeby nie zrobić mu większej krzywdy ;)
Zjadłam grzecznie ostatnie clo. Już śmiejemy się z mężem z tej sytuacji, bo cóż innego pozostaje.Widocznie, to jeszcze nie jest ten odpowiedni moment ;)
Zatem czekamy na okres i idę umawiać laparoskopię. To ostatnie, co zrobimy w kierunku zostania rodzicami drugi raz.
Jestem szczęśliwa, bo już jestem matką i codziennie Bogu za ten dar dziękuję, bo wiem jaki jest cenny.

Wiadomość wyedytowana przez autora 21 lutego 2017, 14:02

23 lutego 2017, 10:24

Dzięki Ci Dobry Boże. Moja pani doktor wróciła do pracy. Wczoraj rozmawiałam z jej położną i powiedziała, że nie jest tak źle, jak myśleli. Uffff. Dzwonię dziś się umówić.
Ale wyściskam tą kobietę, jak tylko ją zobaczę :)
Udało nam się skombinować jeden "bzyk" w tym cyklu, jak dotąd ;). Polecam szczerze żel conceive. Dlaczego? Doskonale ochrania przed wszelkimi otarciami, mikrourazami i uszkodzeniami błony śluzowej. W naszej sytuacji jakbyśmy odkryli Amerykę. Pal licho tam jego działanie na plemniki, być może uniknęlibyśmy zapaleń bakteryjnych, bo wiadomo, że bakterie atakują przy spadku odporności. Ot - podrażnienie i nieszczęście gotowe :)
Luz w tyłku trzymam dalej. Żyję chwilą i nadal się każdą z nich cieszę jak wariatka. W planach pojawił się powrót do mojego ukochanego biegania. Nie mogę się doczekać, aż założę buty, słuchawki na uszy i zniknę dla wszystkich z powierzchni ziemi na pół godziny. Muszę zaczynać od zera, bo dawno nie biegałam. Znów będę początkującym biegaczem z zadyszką i wypiekami na twarzy. Już się na to cieszę.

1 marca 2017, 11:15

Nie mogę zrozumieć.....
Skąd biorą się mutacje? Skąd wady genetyczne? Dlaczego zarodki się nie zagnieżdżają? Dlaczego nie potrafimy utrzymać ciąży?
Skąd to wszystko się bierze i czy kiedyś też było? Nie myślę nawet o odległych czasach, tylko o czasach naszych matek, czy babć?
Czy niszczy nas cywilizacja, stres, pęd, zniszczone i zmienione genetycznie jedzenie, zanieczyszczenie środowiska?
Czytam i nie wierzę...tzn nie potrafię tego pojąć. Co chwilę, któraś z dziewczyn ma takie problemy....To jest wręcz niewiarygodne.
Po sobie wiem, jak antybiotyki potrafią zrujnować organizm, jak długo potem odbudowuje się naturalną florę, ale ona chyba nigdy już nie będzie do końca prawidłowa po takich dawkach.
Czy kiedyś zachodziło się w ciążę tak - po prostu lub nie miało się dzieci? Sama jeszcze pamiętam jak mało kiedyś było bezdzietnych par, one stanowiły wyjątki. Do cholery, ruina obecnego świata doprowadziła nas do takiego stanu, że musimy walczyć o przetrwanie własnego gatunku.
O dziwo - osobniki dbające o siebie i myślące, statystycznie mają większy problem z zajściem w ciąże, niż sławetna "patologia". "Patologia" nie myśli, tylko działa i ma, nie rozmyśla zbyt wiele nad tą całą, staraniową otoczką.
Ech, ciężkie to wszystko do ogarnięcia moją małą głową ;)
Postanowiłam nie traktować starań jako walki o dziecko, nie chcę walczyć, przestało mnie to kręcić. Jest plan i podjęta decyzja przez nas. Idę na laparoskopię, jeśli po laparoskopii do marca przyszłego roku nie zajdę w ciążę, zamykamy temat. Ja przynajmniej nie dam rady i nawet nie chcę ciągnąć tego dłużej. Absolutnie nie jestem załamana, nie mam żadnego "doła", czy coś w tym rodzaju. Po prostu stwierdziliśmy, że jeśli się nie uda, to tak ma być. Za dużo najadłam się leków, dużo sposobów wypróbowaliśmy, oddaje się w ręce lekarza, żeby zajrzał od środka. Cóż więcej można zrobić? Według naszych przekonań - już nic więcej oprócz kochania się ;)
Takie mnie dzisiaj dopadły przemyślenia ;) Na pytanie dlaczego świat jest niesprawiedliwy? Nigdy nikt nie uzyskał i nie uzyska odpowiedzi. :)

13 marca 2017, 14:03

Cóż napisać....
Zastanawiam się ostatnio, czy jak tak rzeczywiście tego chcę. Po osiągnięciu trzeciego stopnia wtajemniczenia staraniowego(pierwsze-ekscytacja, drugie-walka, trzecie-wyciszenie i pogodzenie) przyszedł czas na zastanowienie się ile jeszcze będę musiała zrobić, żeby cel osiągnąć. Dwa lata zmagania się z chorobami, stresem, tony leków.... jak mój organizm ogarnie ciążę? Czy to dobre dla maleńkiego życia rozwijającego się we mnie? Tyle zjadłam leków: antybiotyków, leków przeciwgrzybiczych, przeciwbakteryjnych.... Dbam o siebie, zdrowo się odżywiam, staram się nie stresować, oddycham, spędzam czas na świeżym powietrzu, ale to za mało. Cały czas czuję, że mój organizm jest bardzo słaby.... Pójdę na laparoskopię, tam mnie potną, dostanę kolejne leki i przykazanie do zachodzenia w ciążę....tak zniszczona od środka? Może organizm sam się broni przed ciążą, może próbuje pokazać, że to nie będzie dla niego dobra opcja? Sama już nie wiem.
Pójdę do ginekologa i powiem mu o wszystkich moich obawach, zapytam o wszystko i zażądam kategorycznej, szczerej opinii. Ja nie obchodzę się ze sobą jak z jajkiem, nie o to i nie o mnie tu chodzi. Chcę się dowiedzieć, co jest i będzie najlepsze dla potencjalnego dzieciaczka.

18 marca 2017, 09:28

Wczorajsza wizyta u mojego mruczącego ginekologa bardzo pozytywna. Na prawym jajniku wyhodowany piękny pęcherzyk 19 mm.
Trzy razy profesor mnie pytał ile cykli brałam clo, trzy razy odpowiadałam, że trzy cykle. Mruczał, liczył pod wąsem, bo coś mu nie pasowało ;) I dobrze liczył, bo przecież lekarka zmodyfikowała mi dawkę, zmniejszyła i przyspieszyła branie leku od 3 dc. No, ale tego on wiedzieć nie musi ;)
Laparoskopii w tym cyklu nie robimy, bo szkoda by było zmarnować tak piękny cykl, z idealnym pęcherzykiem i idealnym endometrium.
Skierowanie do szpitala dostałam i mam się umawiać, jak dostanę okres. Dowiedziałam się też, że nie udrażnia się jajowodów laparoskopowo, bo to niczego dobrego nie daje. Najpierw uśpiona zbawienną narkozą będę miała coś jak hsg. Myślę,że wtedy sobie pofolguje profesorek i będzie ile wlezie udrażniał kontrastem,a potem wejdą laparoskopem.
Co do dyskomfortu, który czuję przed i po miesiączce to wpływ gestagenów (szybko musiałam zapisać, żeby zapamiętać to słowo) i to normalne, zdarza się niektórym. W tym zakresie muszę się trochę podedukować w necie, bo nie wiem o co chodzi.
Od razu też zostałam poinformowana, że zwolnienie po zabiegu wynosi 3 tygodnie. Ja się cieszę, a w pracy chyba zawału dostaną ;) Ach, jak mi ich żal ;)
Profesor kazał wykorzystać weekend na maxa. Weekend ostatniej szansy ;) Ostatni cykl bez leków i stymulacji, całkiem naturalny.

Wiadomość wyedytowana przez autora 18 marca 2017, 20:27

27 marca 2017, 09:38

Proszę wszystkie dobre dusze o mocne kciuki, żeby w oddanym dziś materiale na posiew nie znalazły się żadne bakterie, żadna candida.
Nie może ich być, bo zabieg znów odwlecze się w czasie.
Nie może ich być, bo kolejny antybiotyk czy ciężki lek zrujnuje mój organizm.
W poczekalni trzy ciężarne, ja między nimi. Cichcem łapałam od nich wirusy ciążowe. Głaskały się po tych brzusiach ;) i ciężko im było wysiedzieć na twardej ławce i co chwila siku. Pewnie przyszły pobrać wymaz na gbs.
Ja też chcę.... tzn chcę sprawdzać w ciąży ten gbs ;)

Na staraniowym polu: jeszcze 4dni duphaston, potem standardem test, @ i zabieg, o ile będzie czysto w posiewie (niech będzie ;) ).
Sama jestem w szoku, bo wczoraj spontanicznie rzuciłam się na Nowennę Pompejańską. Odczułam tak nieodpartą potrzebę. Ale intencja nie dotyczy ciąży, zajścia w nią, tylko tego co już mam i o to będę się modlić z całego serca.
Obym podołała i wytrwała w modlitwie.
Wreszcie przyszła wiosna, pełną gębą. Słonko świeci, ptaszki śpiewają, pąki na krzewach w ogródku. Przyroda budzi się do życia.
Jest tak pięknie, że nie chce mi się zamartwiać... nawet tym, że chyba siada mi rozrusznik w aucie ;)
Dlaczego wcześniejsze bełkoty ze strony samochodu ignorowałam? Bo się na tym nie znam ;P Ja pójdę na operację, samochód do mechanika, musi jeszcze trochę wytrzymać :)

3 kwietnia 2017, 12:11

Wczoraj rozpoczął się 21 cykl starań.
Jest gorzej niż źle.
Odebrałam dziś wynik posiewu z pochwy..... kolejny raz siedzi bakteria - gbs. Znów jest wrażliwy na te antybiotyki, które już brałam. Antybiotyki na niego nie działają.
Może jestem nosicielką tego ścierwa? Zaczynam podejrzewać, że miałam to już w pierwszej ciąży, że wówczas wymaz na gbs był źle pobrany, bo Młody miał wówczas stan zapalny, który minął i nie wiedzieli od czego to było. Silny dzieciak, silny organizm dał radę sam.
Będę próbować zapisać się do ginekologa na piątek, co dalej z tym robimy?
Co w tym przypadku z laparoskopią?
BTW usiłuję się na nią umówić, mam tak krótkie cykle, że w tym już nie da rady, następne dobre dni wypadają na .....majówkę.
Wszystko idzie na opak....
Kolejny raz pojawiła się myśl, żeby dać sobie spokój....żeby odpuścić kompletnie. Bóg dał nam jedno szczęście i chyba drugiego już nie będzie... Bakteria nie reaguje na antybiotyki, na które jest wrażliwa. Przez nią mnożą się inne bakterie. Co ja mam robić?
Już nie mam na to siły. Ciągle kręcę się w kółko. Ciągle wpadam w ten sam błędny ciąg. Zostałam już przeleczona każdymi możliwymi lekami.
Za każdym razem mąż leczony był ze mną.
Jakoś tak napływa do mnie przeświadczenie, że marzenie o drugim dziecku zostanie tylko marzeniem.
Jest mi cholernie przykro.....

10 kwietnia 2017, 08:11

Potwierdziło się, jestem nosicielem paciorkowca gbs.
Ginekolog mi wszystko wyjaśnił. Gdyby wcześniej została zdiagnozowana insulinooporność i była leczona nie byłoby nawracających zapaleń pęcherza i ten gbs nie pojawiałby się także w moczu.
Martwi lekarza fakt, że nie mam ani jednej pałeczki kwasu mlekowego mimo stosowania probiotyków wszelkiej maści. Zaproponował antybiotyk przez 3dni, żeby zmniejszyć trochę populację gbs i wyleczyć resztę hodowli, bo on może za bardzo się panoszyć. Mimo oporów zgodziłam się. Dziś kończę antybiotyk, ładuję globulki, potem walka o przywrócenie flory bakteryjnej.
Co do laparoskopii, to lekarz chce zajrzec jak najszybciej zajrzeć do środka, ale w związku z moimi krótkimi cyklami sensowny termin graniczy z cudem. Wstępnie jestem umówiona na 29 maja, najwyżej będziemy korygować na bieżąco. W związku z bakteriami nie będę miała nic robione przez pochwę, tylko laparoskop i koniec.
Jeśli zajdę w ciążę, to podczas porodu dostanę antybiotyk i finito.
W związku z moją ostatnią fascynacją leczeniem niekonwencjonalnym ;) zapytałam profesora o wodę utlenioną. Powiedziałam, że użyłam jej zewnętrznie jak miałam grzybicę, stwierdził "ja Pani tego nie mówiłem, ale dobrze pani zrobiła" :) :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 10 kwietnia 2017, 08:05

1 maja 2017, 20:01

Któryś tam dzień cyklu (na początku) w którymś tam cyklu starań - niestarań ;)
Przeczytałam dziś, że nadzieja to dziwka.... i to prawda ;)
Wielcy tego świata, kiedy spinali się, żeby uzyskać odpowiedzi na swoje wielkie pytania, stawiane tezy, poszukiwane rozwiązania - znajdywali je właśnie wtedy, kiedy odpuszczali. Dlatego nadzieja to dziwka. Prawda.
Zamiast karmić się złudną nadzieją i czekać, czy może kiedyś wreszcie nam się uda spłodzić drugiego potomka, żyję.
Cieszę się tym co jest, jakbym przebudziła się z długiego koszmaru, bo naszych długich starań nie wspominam dobrze, to było pasmo walki, zmagań, łez, chorób, wyczekiwania.... Nie tak powinno to wyglądać.Każda z dziewczyn goszczących nieco hmmm....przydługo na tym portalu wie o czym piszę.
Zatem nie staramy się i tyle w temacie.
Ostatnim słowem będzie laparoskopia, jeśli do niej dojdzie, bo celowanie w termin już przestaje być zabawne ;) Już muszę ją przesunąć o tydzień, bo już cykl się rozwalił. Pal licho - przynajmniej pójdę na wesele wyprostowana ;) a po weselu podleczę kaca i nastąpi ostateczna rozgrywka z dziwką nadzieją.
Nawet jeśli usłyszę "diagnoza - obustronna niedrożność jajowodów", to przełknę to, będzie game over i przynajmniej zakończy się ten etap w życiu, by rozpocząć nowy.
A majówka super :) Mimo średniej pogody tempo życia maksymalnie zwolniło, jesteśmy ze sobą, nasza mała rodzinka. Dziś odbyliśmy pierwszą wspólną wycieczkę rowerową, ale każdy na własnym jednośladzie. Jakaż czułość mnie ogarniała na widok tych małych nóżek, które dzielnie pedałowały, a jaki Synek był dumny, że jedzie sam i to na dwóch kółkach. Dzielna Bestyjka :)
Szkoda tylko, że magnolie pomarzły, mają kwiaty, ale nie tyle jak co roku, niektóre wcale, a tak zawsze pięknie było w weekendy majowe, zawsze kojarzyły mi się właśnie z kinącymi magnoliami.

Wiadomość wyedytowana przez autora 1 maja 2017, 19:54

9 maja 2017, 08:43

22 cs 12 dc
Wczoraj poszłam do ginekologa. Martwiła mnie dziwna wydzielina i dyskomfort na dole. Zbadał, obejrzał i on tam nic nie widzi. Bardziej się skłania ku temu, że nadal nie odbudowała się flora bakteryjna. Ostatnio zapisał mi już wszystkie leki, jakie można wziąć w tym przypadku, już nic innego nie jest w stanie mi dać, a każdy kolejny antybiotyk tylko pogorszy sprawę.
Dostałam globulki z estrogenami i probiotykiem i do samego zabiegu mam je brać. Gdyby objawy się nasilały mam zrobić posiew z pochwy.
Laparoskopię można wykonać, nawet gdy plamienia jeszcze nie ustaną, ale jak się uda to mogę dla własnego komfortu przesunąć termin o dzień lub dwa i tak też zrobię.
Cieszyłam się, że pójdę na wesele, no ale jednak nie pójdę. Nawet sukienkę już nabyłam :( Trudno, nie będę odwlekać, gin też przekonuje, że "zróbmy ten zabieg jak najszybciej", a w trakcie pobytu w szpitalu zastanowi się, czy od razu nie zrobić mi histeroskopii.
Luz w tyłku trzymam dalej, temat ciąży jest mi bezwzględnie obojętny ;)
Staram się na własną rękę i naturalnie podkręcić własny organizm. Biegam, wyciszam się, oddycham, spędzam z synkiem jak najwięcej czasu.
Suplementuję witaminy b kompleks, kwas foliowy, magnez, witaminy D i C, resweratiol oraz wcinam młody jęczmień dwa razy dziennie (blllleeee) - no, ale zdrowy.
Jem dużo warzyw i owoców, bo skoki insuliny u mnie nie występują po owocach, a np. po ciastach, białym pieczywie, nabiale lub tłustych słodkościach ;)
Ostatnia runda przed nami: ja vs dziwka nadzieja, którą wykopałam z życia, bo mnie tylko w....ła. Co ma byc, to i tak będzie :)
A życie mimo wszystko jest taaaaakie piękne :)Nie żyję po to, by zachodzić w ciążę :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 9 maja 2017, 10:54

15 maja 2017, 07:54

18dc
Zaliczam cykl bezowulacyjny.... temperatura cały czas w dole, nic nie boli, nie kłuje, nawet piersi milczą. Zaczęłam brać duphaston, ale w tej sytuacji nie wiem czy jest sens, żeby nie przedłużyło się wszystko za bardzo.
Wezmę dupka jeszcze ze 2 dni i odstawiam, bo zabieg zbliża się wielkimi krokami.
Kurczę, jakby coś nas ustrzegało przed tą ciążą....dziwne, ale takie odnoszę wrażenie...
Cóż, jeszcze 2 tygodnie z hakiem i wszystko się wyjaśni. Wreszcie... będę mogła odetchnąć tak na dobre i będzie albo wóz, albo przewóz.
Z jednej strony nie mogę się doczekać.

17 maja 2017, 13:31

Uznałam, że powinnam zamieścić ów wpis, bo wiem, że wiele dziewczyn bierze Metforminę.
Poszłam sobie dziś do internisty, a że kolega i to jeszcze ze specjalizacją od pasożytów, tośmy sobie pogadali od serca na wszelkie tematy interesujące obie strony.
Biorę metforminę od września, na początku fatalne samopoczucie miałam po niej:sensacje jelitowe, jadłowstręt, metaliczny posmak w ustach, minęło po około 2 miesiącach razem ze sporą ilością nadprogramowych kilogramów. Po 2-3 miesiącach brania tego leku zauważyłam, że mimo diety insulina czasem szalała (okropne uczucie jej gwałtownego spadku).
Lekarz potwierdził - obserwuje swoich pacjentów i też zauważył, że ona nie działa tak dobrze - jak powinna (Nika - twoje wyniki insuliny po jakimś czasie brania leków przecież też nie były dobre), albo nie działa wcale. Jak tak się dzieje to odstawia z pacjentami metforminę i trzymają jedynie dietę i aktywność fizyczną.
Zatem - będę się obserwować i po otrzymaniu upragnionej nagrody w postaci ciąży - żegnam się z metforminą przestrzegając mocno diety.
A u lekarza wylądowałam ze skokiem ciśnienia. Pierwszy raz w życiu coś takiego mnie spotkało - okropne uczucie, miałam wrażenie, że oczy mi z orbit wyjdą. Dostałam tabletę pod jęzor i ciśnienie spadło. Za dużo stresu w pracy. Niby staram się być spokojna, ale mimo wszystko to gdzieś siedzi.
Marzy mi się coś własnego, bycie panią samej siebie, wykonywanie pracy z przyjemnością, robienie tego co lubię. Najgorsze jest to, że ja bardzo lubiłam swoją pracę, ale po zmianie ekipy dowodzącej już jej nie lubię. Czas pomyśleć o przyszłości, w sensie, co chciałabym i mogłabym robić? Czasem żałuję, że nie jestem murarzem, tynkarzem, spawaczem.

24 maja 2017, 07:29

27dc
@ już powinna być od 2 dni, a jej nie ma. Testy negatywne.
Szlag by to wszystko trafił, we wtorek termin w szpitalu ustalony, w pracy wszystko dograne, w przedszkolu u Młodego, mąż urlop tygodniowy zaplanowany, teściowa w gotowości. Normalnie ryczeć mi się chce.
Może po wczorajszych przytulankach coś ruszy, choć wątpię. Temperatura wysoka jak na mnie, cycki naparzają, boli brzuch i krzyż.
Myślałam, że z pechem już skończyłam, @ proszę przyjdź dziś, najpóźniej jutro!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

24 maja 2017, 16:58

Ja oszaleję.
Na teście cień cienia. Najgorsze jest to, że zauważyłam ten cień jak test wysechł, czyli po upływie odpowiedniego czasu.
Tyle testów już robiłam i nigdy oprócz jednego razu żadnych cieni nie było, nawet po wyschnięciu.
Na wczorajszym teście było podobnie, tylko jeszcze większy cień.
Chce mi się płakać już z góry, bo podobnie było przy ciąży biochemicznej, też wychodziły spóźnione, dziwne cienie.
Boże, czy to jest to? Czy kolejna kłoda pod nogi?
Muszę jutro iść na betę, jakoś wyrwać się z pracy do innej placówki, bo u siebie nie zrobię.
Coś jest na rzeczy, bo pojawił się ten mleczny, słynny śluz.... gęba obsypana.
Najgorsze, że dupek odstawiony, bo niczego nie jestem pewna, nie wiem co robić...
Pójdę na betę, jeśli krwawienie nie będzie szybsze.

25 maja 2017, 08:08

Ja się wykończę.....nerwowo ;)
Na dzisiejszym teście porannym jest cień, ale ten cień pojawił się od razu. Jest słabiutki bladzioszek, ale jest, można go nawet pomylić z miejscem na kreskę, no ale jest w tym miejscu, gdzie być powinien.
Okresu brak.
Lecę na betę, niestety wynik dopiero jutro. Jak wrócę z pobrania i @ nie będzie wznawiam łykanie duphastonu.
Dobra, idę ;)

25 maja 2017, 13:46

Niestety beta ujemna :( trudno, ale przynajmniej wiem (he he, to byłą moja pierwsza beta w życiu ;) )
Zatem @@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@ przyłaź!!!!!! Teraz, natychmiast, bo chcę iść wreszcie na ten cholerny zabieg!
BTW: coś się zadziało, coś musiało zaskoczyć, cienie nie biorą się z niczego. Poza tym kolejny raz się przekonałam, że dziwne cienie nic nie oznaczają, a wręcz nie zapowiadają niczego dobrego.
48h byłam w ciąży.
Wspaniałe uczucie.

26 maja 2017, 09:06

Wreszcie przyszło małpisko, chyba nigdy jej tak nie zaklinałam. I tak późno, no ale lepiej późno niż wcale ;)
Jutro nasza rocznica ślubu, zamierzamy spędzić ten dzień jak najwspanialej, jakiś dobry obiad, potem może piknik na kocu nad jeziorem. Tak właśnie lubimy i zawsze jesteśmy we troje z Młodym :) W zasadzie to też jego święto, bo już mieszkał w moim brzuchu jak ślubowaliśmy :)
Tak nie chciałam iść z brzuchem do ołtarza, ale mąż (wówczas narzeczony) tak nalegał, prosił i błagał.
To się zgodziłam :)
Targana mdłościami i torsjami załatwiałam wszelkie formalności :)
Długo brzucha nie było, a miesiąc przed ślubem tak mnie wywaliło, że sukienka w rozmiarze 36 nigdy nie została założona, za to na szybko szukałam jakiegoś "namiotu", który pomieściłby i mnie i mój brzuch ;)
Mały kręcił się przez całe wesele, cóż się dziwić, bo opychałam się smakołykami ile wlezie ;)
Kiedy to minęło? Gdzie przeleciał ten czas?
Prawda jest taka, że już z dziećmi czas biegnie szybciej, a nawet ucieka i pędzi jak szalony i tylko portki wymieniam Młodemu na większe, bo co chwila kostki mu wystają ;)

Wiadomość wyedytowana przez autora 26 maja 2017, 08:59

4 czerwca 2017, 18:15

Dziękuję dziewczyny za trzymanie kciuków.
31 maja miałam zabieg. Zrobili mi laparoskopię z chromoskopią (takie hsg przed laparoskopią). Ogólnie opieka medyczna wspaniała, od lekarzy, przez pielęgniarki i salowe. Prawdziwe poszanowanie pacjenta i jego godności. Pierwszego dnia były tylko badania, dieta i czopek na przeczyszczenie (paskudztwo). Na noc tabletka na sen. Drugiego dnia już od rana kąpiel z żelem odkażającym, czekanie na operację. Wzięli mnie około 11.30. Jeszcze na sali operacyjnej spotkałam koleżankę pielęgniarkę. Atmosfera miła, trochę żartów, maska na twarz i odpłynęłam. Po obudzeniu standardowo gadałam jakieś bzdury do pielęgniarza, a potem ból jak najgorszy okres w życiu, zaraz dostałam coś bardzo mocno przeciwbólowego.
Jak doszłam do siebie rozmawiałam ze swoim ginekologiem, on mnie operował. Niestety kontrast w ogóle nie przeszedł.Moje jajowody są niedrożne. Żeby było zabawniej jestem książkowo zbudowana, jak i macica, tak i jajniki i jajowody, nie ma śladu endometriozy.
Ironia.
Profesor chce walczyć dalej, ja raczej się poddałam. Nie chce wzbudzać we mnie jakiejkolwiek nadziei i tak jak ja liczył na jakieś przytkanie jajowodu, które kontrast by przeczyścił. Natomiast parokrotnie spotkał się już z przypadkami jak mój, a potem była ciąża, bo kontrast wydrążył jakiś minimalny kanalik, który wystarczył.
Za dwa tygodnie będą wyniki wycinków pobranych z jajników i mam zgłosić się na kontrolę. Brzuch boli, słaba jeszcze jestem i lekko plamię. Chodzę i ryczę, niby byłam gotowa na wszystko, a serce tak boli. Tak jest mi przykro i smutno. Trudno uwierzyć mi w cuda.
Ginekolog się nie poddaje, chciałby jeszcze zrobić histeroskopię, żeby zajrzeć i coś zdziałać od drugiej strony.
Muszę się jakoś pozbierać. Nawet modlitwa nie przechodzi mi przez usta.
Dziwka nadzieja wygrała, ktoś się ze mnie śmieje, z tego jaka naiwna byłam.
Nie mogę jeść, nie śpię, a jak zasnę to wybudzam się.
Muszę to przetrawić i ruszyć dalej.

Wiadomość wyedytowana przez autora 4 czerwca 2017, 18:11

‹‹ 4 5 6 7 8 ››