Wywoływanie poronienia - Cytotec
-
WIADOMOŚĆ
-
Trodde długo byłaś w szpitalu. Ja jestem po zabiegu. Rozumiem że to najgorsza konieczność ale wykończył mnie wczorajszy stan. Zresztą monitorowanie tego co leciało osłabia i taki widok został by mi na całe życie nie mówiąc o stanie psychicznym. Kiedy się wybudzilam nie obyło się bez fali łez. Czuję się bardzo słabo. Mam nadzieję że zaraz mnie wypuszcząSynek
Poród SN 8 października 2021
-
Hej... Nie wiem czy ktoś tu jeszcze jest. Leze w szpitalu i mam załamanie... Jestem (byłam?) W 8 tyg, w 6 tyg ciąża przestala się rozwijać. Skierowanie do szpitala, zdecydowałam się na tabletki... I za każdym skurczem pluje sobie w brodę że nie zdecydowałam się od razu na zabieg. Patrzenie na to co wychodzi że mnie, co miało być moim szczęściem... Masakrycznie katusze.... Nikomu tego nie życzę...29.01.2020 Zosieńka ❤️ 54cm 3184g
29.01.2019 [*] Aniołek- 8 tc. -
Aguuu, wiesz ja przy 1 ciąży najpierw miałam wywoływane poronienie przez arthrotec, ale nie pomogło, więc skończyło się zabiegiem. Wtedy się cieszyłam, że nie musiałam przerabiać ronienia do tzw. tulipana, bo jawiło (i nadal jawi) mi się to jako potworne przeżycie. Byłam na sali z kobietą, która właśnie przez to przechodziła. Bardzo Ci współczuję tego co Cię spotkało.
Ale mimo to z perspektywy czasu żałuję, że nie udało się farmakologicznie, bo po tym zabiegu rok ze staraniami mieliśmy w plecy przez zrosty i po 4 latach od tamtych wydarzeń nadal nie mamy dzieckaPodobno zabieg mógł uszkodzić mi endometrium. Więc życzę Ci byś, mimo obecnej bardzo trudnej sytuacji, szybko wróciła do siebie psychicznie i do starań.
-
Cześć dziewczyny, nie sądziłam, że tu trafie ale niestety stało się to dzisiaj, rano na kontrolnym usg dowiedziałam się ze serduszko nie bije to był 9 tydzien, leżę w szpitalu po jednej dawce cytotecu i strasznie krwawię. Na razie nie zgodziłam się na zabieg, straszą mnie krwotokiem i przetaczaniem krwi, nie wiem czy dobrze robię czekając do rana. Zapalam dla swojego i waszych aniołków znicze (*)(*)(*) strasznie mi ciężko z tym wszystkim i to forum daje mi sile by przetrwać i próbować dalej, pozdrawiam was ciepło i przytulam
-
nick nieaktualny
-
Nami, po drugiej dawce leku okazało się ze są resztki wiec musiał być zabieg
, jeśli chodzi o poronienie to nic absolutnie nie przepowiadało nieszczęścia. Mam dodatkowe zmartwienie bo mąż nie wie czy chce próbować jeszcze raz, oboje mamy po 40 lat. Ja wiem ze muszę spróbować i cóż nawet jeśli byłoby to in vitro i miałabym zostać samotna mama
-
I mnie również to spotkało. Leżę w szpitalu już drugi dzień... Jutro mam mieć rano koleje usg i będzie jasne czy już się obczyscilo czy niestety będzie zabieg...
Ciąża obumarła w 8tc a dowiedzialam się o tym 3 tygodnie później... Świat mi się zawalił... To moja pierwsza ciąża i takie coś. Lek dostałam już dwa razy dopochwowo przy pierwszej dawce po prawie 4h dostałam takich boli... Myślałam, że zejdę z tego świata. Dostałam kroplowke ketonalu i przeszło. A w nocy lało się ze mnie jak z kranu teraz już mniej krwawie, ale niestety jeszcze sporo zostało w środku. Mam nadzieję, że obejdzie się bez zabiegu, ale znając moje zakichane szczęście pewnie mnie to czeka.21.02.18 Aniołek [*] ciąża obumarła 8tc -
Mirabelka strasznie mi przykro, nie wiem dlaczego nas to spotyka. Od zeszłego tygodnia nie ma dnia abym o tym nie myślała, płacze gdy nikt nie widzi. Czytałam, ze jest to po prostu żałoba i tak to przechodzimy. Jest mi tym ciężej bo ciagle plamie i trochę ciągnie podbrzusze, każda wizyta w toalecie przypomina o tym co się stało. Myśle o tobie i mocno przytulam i trzymam kciuki za nas wszystkie ze niedługo dane nam będzie urodzić zdrowe dzieciątka.
-
atena79
Dokładnie... Musimy być silne następnym razem na bank się uda. Choć mam tak, że czuję się silna to za chwilę to mija i mam łzy w oczach. Mam nadzieję, że szybko wrócisz do pełnej sprawności i ból minie. Jeszcze jestem w szpitalu. Nie wiem kiedy mnie wypuszczą... Ludzilam się nadzieja, że na dzisiejszym usg już nic nie będzie a jednak... Zostały jakieś 'resztki'... I dalej dostałam tabletki mimo że wczoraj mówili o zabiegu... Jutro znowu to samo... Usg.... Już mnie to męczy. Myślę też jak tu po tym wszystkim wrócic do pracy... Chcę jak najszybciej wrócić do domu bo czuje, że brakuje mi już siły w tych szpitalnych 4 ścianach. Nie wiem jak Wy sobie kobiety radzicie psychicznie z taką sytuacją... Ja póki co jestem w rozsypce.21.02.18 Aniołek [*] ciąża obumarła 8tc -
Trzymaj sie kochana, bedzie dobrze. Ja mam inny problem wczoraj pojawil sie plodny sluz a mialam jajniki jak po stymulacji, kochalismy sie z mezem w piatek przed tragicznym czwartkiem, wiec jesli te torbielki to komorki jajowe to mam duzy problem - tak mi powiedzial lekarz bo mozliwe bylo teoretycznie zaplodnienie chwile przed lyzeczkowaniem i implementacja chwile po. Gdyby tak sie stalo bylabym 12 przypadkiem na swiecie z mozliwoscia przezycia ciazy na poziomie 1%. Jak to dzisiaj uslyszalam to padlam, juz nie mam sily, czy los moze byc az tak zlosliwy, ze poronie po raz kolejny za chwile????? Moje krwawienie przypominalo implementacje a nie krwawienie po lyzeczkowaniu. Nawet mezowi o tym nie mowilam, nie wiem czy jestem tak silna zeby przezyc to jeszcze raz w tak krotkim czasie....Musze czekac na usg kolejne 4 tyg. bo teraz i tak nic by nie bylo widac.
Juz nie mam na to wszystko sily, przez te kilka tyg ciazy jajnik bolal jak na owu, zwalalam to na progresteron ktory podtrzymuje ciaze przez pierwsze 12 tyg., dzis przestal i ustalo plamienie z plodnym sluzem, nie chce byc medycznym ewenementem tylko urodzic drugie zdrowe dziecko !!!
Juz sama nie wiem co o tym myslec
-
nick nieaktualnyAtena i Mirabelka jestem z Wami myslami. Z jakich miast jestescie? Ja przechodzilam ciaze biochemiczne - czekanie na spadajaca bete i krwawienie bylo przytlaczajace- na szczescie w domu ale bol psychiczny byl straszny - w dodatku w dniu krwawienia mojej przyjaciółce wyprawialam baby shower, myslalam ze sie zalamie. Teraz czekam na piątkową wizyte. Teraz jestem przygotowana na wszystko, wyplakalam sie w weekend, wiec wydaje mi sie, ze jesli uslysze najgorsze to nie bede przezywala az tak jak ostatnim razem. Sciskam Was!
Wiadomość wyedytowana przez autora: 20 lutego 2019, 19:24
-
Atena79 rozumiem Twoje obawy, ale staraj się myśleć pozytywnie. Może akurat będzie wszystko ok. Tak jak my wszystkie chcemy urodzić zdrowie dzieci. Mąż jest ze mną i pociesza mnie, że damy radę... że będzie drugie. Chcę w to wierzyć, ale boję się przeżywać to wszystko od nowa. Nie myśl w ten sposób o sobie jako o ewenemencie. Jestes kobieta, która stara sie dać nowe życie.. Tak piękny dar. Będzie nam to dane!
Najgorsze to czekanie... Bo nie wiesz jaki będzie wynik badania USG. Tak samo i ja.. Do jutra rana to chyba jajko zniose. Jest tyle lekarzy, że nie ogarniam... Każdy inny i każdy inaczej mówi. Heh. Muszę się dowiedzieć kiedy mi podadzą immunoglobuline ze względu na moją minusowa grupę krwi... Bo jakoś jeszcze z ich ust to nie padło... Jejq jakbym chciała już jutro usłyszeć po usg 'jest ok, czysto, może Pani iść do domu'. Czekam na te słowa jak nie wiem co.
Nanu7 jestem z Lublina.
Płacz kobieto to oczyszcza. Dasz radę. Podziwiam za siłę, że dałaś radę zrobić jej przyjęcie.. Widzisz jaka silna jestes???Wiadomość wyedytowana przez autora: 20 lutego 2019, 21:11
21.02.18 Aniołek [*] ciąża obumarła 8tc -
Kochane jestescie, ja caly czas plamie ze sluzem, dzisiaj mija dokladnie tydzien od feralnego czwartku a ja caly czas rozmawiam ze swoim Aniolkiem.
Mirabelka, jak u ciebie? Po zabiegu? Idziesz do domu?
P.S. Jestem z Lodzi a pracuje w Wawie, wiec moze spotkamy sie gdzies na kawie i paczuchach, zeby powspierac sie nawzajem -
Musimy dać radę.
Niestety czekam na zabieg. Usg pokazało to co wczoraj... Nic się nie zmieniło. Będzie łyżeczkowanie, dopiero jutro pewnie wypisza mnie do domu. Podpisałam zgodę na łyżeczkowanie jakieś inne papiery ... Czekam i czekam... Nie wiem o której to będzie... Sters jest. Eh
21.02.18 Aniołek [*] ciąża obumarła 8tc -
nick nieaktualnyJej Dziewczyny jak to długo wszystko w tym szpitalu trwa... Ile my kobiety i ogólnie ludzie jesteśmy w stanie znieść bólu psychicznego... Macie/miałyście tam dobrą opiekę? Jakieś inne dziewczyny na sali w podobnej sytuacji - może nawet nie, żeby porozmawiać, ale wspólnie pomilczeć we wzajemnym zrozumieniu? Przepraszam, jeśli przegapiłam, ale czy to Wasze pierwsze przykre doświadczenia? Macie jakieś plany działania co dalej? Ja jeśli się teraz nie powiedzie, to już nie mam pomysłu co dalej...
Kurcze ja jestem z Poznania, ale może kiedyś gdzieś uda się spotkać na kawę
Mam wrażenie, że rodzina i przyjaciele zupełnie nie rozumieją tego co przezywam. Moja najlepsza przyjaciółka ciągle powtarzała będzie dobrze nie martw się - kiedyś się zdenerwowałam i powiedziałam, że dobrze to już mogło być. Wiem, że nie miała nic złego na myśli, ale jakoś stałam się cięta w tych tematach.
Ściskam Was ciepło! I proszę dajcie znać jak u Was! -
Nanu, jesli chodzi o opieke to mam mieszane uczucia, wtedy kiedy potrzebowalam to mojej lekarki nie bylo i sama musialam dyskutowac z innymi lekarzami.
Lezalam z dziewczyna w ciazy, ona sie cieszyla a ja ronilam wiec bylo mega ciezko.
Niestety moj maz kompletnie mnie nie rozumie wiec sama sobie musze jakos radzic
Ja plan mam, jak maz sie wycofa z kolejnej proby to ja podejde do in vitro w Grecji i bede samotna mama, trudno
Mirbelka trzymaj sie w tym szpitalu i przede wszystkim o wszystko pytaj, nie podpisuj jak masz watpliwosci. Ja mam wrazenie ze lyzeczkowanie jest postepowaniem latwiejszym dla lekarzy a dla nas jest o wiele bardziej ryzykowne. Poronienie indukowane lub naturalne jest drozsze i wymaga czasu wiec lekarze nie chca czekac tylko miec nas z glowy, jestesmy dla nich kolejnym standartowym przypadkiem.... -
Przykre to, że jest nas tu coraz więcej. Dziewczyny trzeba mieć nadzieję, chyba nic innego nie zostaje, w końcu musi się udać. Ja ledwo doszłam jako tako do siebie po pierwszej stracie, a w pierwszym cyklu zaszłam w ciążę.
Niestety długo się nie nacieszyłam, znów szpital i kolejne poronienie. Tym razem też bez zabiegu, ostatnio spędziłam tam aż pięć dni, teraz tylko trzy...
Mirabelkaa, ja też z Lublina. O ile do opieki pielęgniarek i położnych nie mogę mieć zastrzeżeń, bo trafiły mi się złote kobiety, to lekarze to jakaś masakra. Gdyby nie było na oddziale mojej lekarki, to nic a nic bym się nie dowiedziała i praktycznie musiałabym przepraszać, że żyje. Paranoja jakaś.
Nanu ja też jakaś cięta jestem i wściekła na cały świat, na dzieci i kobiety w ciąży mam uczulenie, gadać z ludźmi mi się nie chce, bo ktoś kto tego nie przeżył nawet jeśli chce pocieszyć, to nie ma pojęcia jak to zrobić.
Wiem tylko, że ta złość i smutek kiedyś minie, a wtedy trzeba zacisnąć pięści i próbować dalej, mimo strachu.
Tego się trzymam, choć wiem, że jeśli uda mi się znowu zajść w ciążę, to będzie to jeden wielki strach i nie będzie to beztroski czas oczekiwania, tylko trudna walka. Ale w końcu musi nam się udać!Wiadomość wyedytowana przez autora: 21 lutego 2019, 13:35
Starania od 07.2018, 38 lat
NK 11%, kariotypy ok, fragmentacja DNA 8%
alloMLR 0% !
szczepienia limfocytami
10.2018 - poronienie 9 tc
02.2019 - poronienie 6 tc
12.2019 - poronienie 11 tc - Córeczka
09.2020 - II ❤️ rośnie nam Dominik 💙
19.05.2021. CC - urodził się Dominik ❤️❤️❤️
Lublin
"kto raz posmakował latania już zawsze będzie chodził z oczami utkwionymi w niebo, bo raz już tam był i zawsze będzie chciał tam wrócić..." -
nick nieaktualnyAtena z tego co wiem, to jest jakiś przepis, który mówi o tym, że kobieta roniąca ma prawo żądać przeniesienia z sali, gdzie znajdują się kobiety w zaawansowanej ciąży lub z noworodkiem. Ale nie wiem, czy to 100% informacja. Ponadto pewnie nie miałabym odwagi albo siły prosić o coś takiego.
Co do Twojego planu - czy my dziewczyny po stratach mamy większa szansę na donoszenie ciąży po in vitro? Bo jeśli tak, to chętnie podejdę jak uzbieram fundusze. A czemu w Grecji a nie w Polsce? Co do męża, no cóż...pewnie też to przeżywa, ale z drugiej strony wydaje mi się, że mimo wszystko my przeżywamy bardziej i skoro my jesteśmy w stanie się podnieść to oni tym bardziej powinni nie tylko nas wspierać, ale i motywować!
Trodde zgadzam się z Tobą w 100%! Ludzie nie mają pojęcia co przeżywamy. Co więcej czasem mam wrażenie, że mój mąż, który bardzo by chciał dziecko, to też nie jest tego w stanie zrozumieć - w sumie co się dziwić, to nie wiem zachodzą wszystkie te zmiany, on tylko jest obserwatorem. Co do kolejnej ciąży - jeden wielki strach, nie wiem czy kobiety po stratach są w stanie cieszyć się beztrosko ciążą... ja na pewno do nich nie należę.