X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Tym razem zabolało za mocno. 😔
Dodaj do ulubionych
1 2 3

28 grudnia 2021, 10:47

Zapomniałam dodać.
Allo wyszło 18,8%
Niby nie 0% ale też nie te min.25%
4.01 telekonsultacja z P i zobaczymy co dalej.

31 grudnia 2021, 13:18

Witam się jeszcze w starym roku!

Miałam dzisiaj zatestowac (9/10dpo) ale musiałam szybko wstać i zawieźć swojego do roboty, bo wczoraj na imprezie zapił. 😅

Od 3 dni czuję jakby chciała mnie rozwalić infekcja intymna. Nie jest źle, poprostu czuję dyskomfort i lekkie swędzenie.
W ogóle dziwnie, bo niedawno zrobił mi się zajad a teraz ta infekcja. Coś mój organizm szwankuje. 🤔
Piersi też już pobilewają.

Na zakończenie tego roku chciałam napisać wszystko to, co w jakiś sposób mnie wzmocniło bądź poprostu było dla mnie miłym doświadczeniem, więc tak:
- udało mi się być przez chwilę w ciąży ❤️,
- konkretny postęp z budową domu,
- w końcu odważyłam się podróżować komunikacja miejską po Warszawie, 🙈
- byłam na fajnym wypadzie nad morzem❤️,
- poznałam wartościowych ludzi na forum OF, którzy są dla mnie również poza forum ❤️,
- ivf, mimo że się nie udało wiem że jestem krok bliżej niż kiedykolwiek,
- nauczyłam się być egoistką i dbać o swoje dobro a nie tylko o innych - to zajęło mi lata ale w tym roku jakoś konkretniej to poczułam,
- rok temu często płakałam w poduszkę, że się nie udaje. W tym roku zrozumiałam " ok, nieudało się, próbujemy dalej". Co nas nie zabije to nas wzmocni,
- upiekłam 2 pierwsze w moim życiu torty 😁
- zrobiłam ketchup z cukinii, który wyszedł megaaa.

Jak mi się coś przypomni to będę dopisywać. 😊

A kończąc wpis, ostatni w tym roku
życzę Wam aby ten Nowy rok był dla was wyjątkowo magiczny. 🎆🍾
Niech spełnią się Wasze marzenia. 😊


8 stycznia 2022, 14:18

No i decyzja zapadła.
W poniedziałek mój robi badania. W ten sam dzień piszę maila do docenta, czekam na skierowanie i umawiamy szczepienia.
Boję się.
Nie skutków ubocznych ale tego, że nic to nie zmieni...
Nie mamy jednak wyjścia, wolę spróbować niż się poddać. Narazie nie potrafię.
Ważne, że plan na 2022 jest.


26 stycznia 2022, 07:18

25.01.22

1 szczepienie limfocytami

Wstałam o 5.30, wykonałam szybki make-up, umyłam ząbki, wskoczyłam w ciuchy i punkt 6 wyjechaliśmy.
Pogoda była słaba. Ciemno, padała mżawka i w ogóle było ponuro.
Nie stresowałam się, czułam spokój aż do momentu minięcia hotelu ESKULAP.
Wiedziałam, że APC już za rokiem a wtedy serce zaczęło bić trochę szybciej. Na miejscu byliśmy ok 8.35 i mój był 13 w kolejce.
Musieliśmy poczekać na zewnątrz. Dobrze, że nie padało i temperatura utrzymywała się na plusie.
Rozumiem pandemia itd ale nie wyobrażam sobie stać tam w deszczu albo w mocno minusowej temperaturze. 🙄
Nadeszła kolej Starego. Mnie nie wpuścili do środka ale tego się spodziewałam. 😊
Dzielnie oddał 100ml krwi i ruszyliśmy w kierunku Port Łódź. Mieliśmy jakieś 5h tylko dla siebie.
Nie wiem kiedy to minęło. W zasadzie byliśmy tylko w Leroy Merlin, w paru sklepach z ciuchami, na kawie i w IKEA.
Było fajnie. Tak jak mi Sasanka napisała. To był czas, który mogliśmy spędzić razem. 😊
W galerii jest fontanna. Nie wiem czy to dozwolone ale na dnie mieniły się żółciaki więc i ja wrzuciłam monetę. Może przyniesie szczęście? 😊
O 13 zaczęliśmy próbować wyjść z galerii.
Zgubiliśmy się i wyszliśmy całkiem inną stroną. 🙈
W sumie po galerii zrobiliśmy 8tys kroków.
O 13.30 stałam już w kolejce po szczepienie i byłam 7. Koło 14.15 weszłam do środka, wypełniłam ankietę, zmierzyli mi temperaturę i śmignelam na szczepienie.
Pani powiedziała, że podadzą mi 2cm limfocytów.
Nie wiem czemu ale byłam przekonana, że szczepienie robi się na jednej ręce. Miałam na dwóch. 😊
Nie powiem, trochę bolało ale czytając internet byłam nastawiona na coś bardziej bolesnego.
Na szczęście szczepienia robione są szybko i do mózgu chyba nie zdążył dojść ból. 🙈
Po szczepieniu praktycznie od razu znaczyły boleć mnie ręce. Nie było to fajne, bo ograniczało mi to ruchy. Wyszły mi guzki i ręce wyglądały na lekko spuchnięte i zaczerwienione. W nocy jak wstałam na siku to bolało mnie nawet samowolny zwis rąk. Myślałam, że jak się dzisiaj obudzę to będzie tylko gorzej ale póki co mam wrażenie, że ręce są mniej obolałe. Dalej je czuję ale chyba mniej niż wcziraj.
Pani pielęgniarka powiedziała, że dzisiaj mogę mieć słabszy dzień. Mogą mnie boleć mięśnie i ogólnie czuć się grypopodobne. Narazie jest ok. 😊
Droga powrotną minęła nam nawet szybko ale przez pogodę i poranne wstanie szybko ogarnęło mnie zmęczenie.
Bardzo chciało mi się pić i w pewnym momencie powiedziałam " ale bym się napiła zimnego browara". 😂 Mój się że mnie śmiał, że przynajmniej ma pewność, że próbek nie podmienili, bo gadam jak on. 🙈

I tak o to pierwsze szczepienie już jest za mną. 😊


5 lutego 2022, 17:02

Nie wiem czy to wina szczepień czy czego ale 5 dzień zdycham z powodu bólu głowy. Raz było lepiej raz gorzej. Wczoraj myślałam, że już po wszystkim ale wieczorem ból znowu się pojawił i trzyma do teraz.
Paracetamol nie pomaga a jak pomaga to tylko trochę wycisza ból ( na godzinę max) i głowa boli dalej.
Może jutro będzie lepszy dzień?
Normalnie wzięłabym jakiś Nurofen czy nawet Ketonal ale przecież mi nie wolno. 😭
Pamiętam, że forumowa Milka przechodziła to samo po szczepieniach.
Masakra, że tak człowiek cierpi i prawie, że nie może sobie pomóc.☹️

18 lutego 2022, 10:09

8dc 😊
We wtorek 15 lutego byliśmy na drugim szczepieniu.
Na szczęście pogoda nie była taka zła, nie padało, słoneczko wyglądało więc nie zmarzłam aczkolwiek się nastałam, bo w kolejce stałam jakąś 1h.
Szczepienie było bolesne i trwało ciut dłużej, bo Pani pielegniarka omijała ostatnie odczyny ( zostały siniaczki i lekkie guzki).
Ręce bolały, wieczorem doszedł ból mięśni i co dziwne bolały mnie kostki w nadgarstkach. Dziwne uczucie.
Na drugi dzień ból rąk został ale był już mniej uciążliwy. Doszło uporczywe swędzenie.
Dałam radę i zgodnie z zakazem nie drapałam. 😊
Dzisiaj jest już 3 dzień po szczepieniu i żadnych boli, swędzenia nie odczuwam. Jedynie tece są jakby lekko napuchnięte i gdy przejadę po nich ręką to czuć guzki poszczepienne.
Wertuje internet, porównuje swoje wyniki i chyba sama dochodzę do tego, że te szczepienia u mnie mają sens.
W końcu jestem przed owulacja więc jest nowa szansa. W paczkomacie czekają już testy owulacyjne. 😊 Wam też testy owu 50szt starczają na 2/3 cykle? 🙈

1 marca 2022, 10:16

Czuję, że muszę zrobić ten wpis...
Tym razem nie będzie czysto staraniowy.

To co się dzieje na Ukrainie jest czymś strasznym.
Nie pojmuje tego... Tak bardzo szkoda mi wszystkich tych ludzi. Wyobrażam sobie ich strach, przerażenie, panikę. To teraz ich codzienność. Nie wiedzą czy doczekają jutra, czy nie stracą bliskich, jak to będzie za chwilę. 😔
Idąc do pracy czy spacerując czuję wdzięczność, że nie muszę czuć tego strachu na własnej skórze czy ktoś mnie zaraz nie zastrzeli, rozjedzie czołgiem czy zbombarduje dom.
Jestem wdzięczna za tą wolność i poczucie bezpieczeństwa. Pytanie tylko na jak długo?
Myślę, że i nam może być to kiedyś odebrane dlatego doceniam każdy dzień w "spokoju" mimo że na świecie spokojnie nie jest.

Sława Ukrainie! 🇺🇦
💙💛

30 czerwca 2022, 14:02

Dawno mnie tu nie było....
Pewnie nie dam rady wszystkiego opisać ale chociaż spróbuję.
Zacznę od tego, że w maju po wielu perypetiach zrobiliśmy allo mlr. Wyszło 32%. Zielone światło na transfer. Decyzja była prosta. Podchodzimy w kolejnym cyklu.
Umówiłam wizytę u doktorka, który ostatnio prowadził moje przygotowanie do krio i w końcu coś ruszyło. To był 21dc. Bodajże 30 maja. Od wtedy zaczęłam zastrzyki z Decapeptylu i przyjmowałam je aż do 14 dnia obecnego cyklu, czyli do 24 czerwca.
Od 1dc zaczęłam przyjmować estrofem w dawce 1x1, od 5dc 2x1, a od 9dc 3x1.
Chciałam umówić podgląd u mojego lekarza ale okazało się, że jest na urlopie. Umówiłam więc wizytę u lekarki nad którą wcześniej sie zastanawiałem więc w sumie może i dobrze wyszło.
Endometrium mierzyło 10mm. Transfer mógłby być już we wtorek ale nie chciałam u przypadkowego lekarza więc moja lekarka zaproponowała mi środę. Ona wtorki ma wolne.
Byłam obstawiona lekami jak nigdy.
Przez ostatni czas cieszyłam się życiem i czułam, że to będzie TEN transfer. Byłam spokojna, nie czułam tej paniki która towarzyszyła mi przy tamtych transferach. Wiedziałam, że może się nie udać, w końcu przechodziłam to trzy razy ale tym razem miałam przeczucie, że będzie inaczej. W głowie już widziałam siebie w ciąży.
W sierpniu mamy wesele i mój chce na nie iść a ja sobie pomyślałam, że jak się okaże że będę w ciąży to nie idziemy, bo to będzie wczesna ciąża i lepiej nie ryzykować. Obecnie jestem na urlopie i w głowie już sobie ułożyłam, że nie wracam do pracy. Ostatnie dni korzystałam że słońca, bo potem miałam unikać przegrzewania. Na swoich urodzinach ostro balowałam, bo przecież to ostatni raz. Mimo, że znam smak transferów, które się nie udawały naprawdę ogromnie wierzyłam. Do żadnego transferu nie byłam tak pozytywnie nastawiona jak do tego, który miał być wczoraj.
Schudłam prawie 15kg, szczepiłam się limfocytami, usunęłam martwą 7, piłam min 2l wody dziennie, nie żałowałam sobie owoców i warzyw, ze starannością uważałwm na to co jem. Może nie zawsze ale starałam się, żeby dieta była zróżnicowana.
Miało być tak pięknie.
Naiwna ja.
Znowu. 😭
29 czerwca.
Wstałam rano, posprzątałam mieszkanie, zrobiłam pranie bo potem przecież muszę uważać więc to co mogę lepiej zrobić przed transferem niż tuż po nim.
Nie piłam kawy, bo przecież muszę unikać skurczy.
Kawa płucze magnez, brak magnezu to skurcze.
Pojechaliśmy. Byłam spokojna jak nigdy dotąd.
W drodze przeszła mnie myśl "a co jeśli zarodek źle zniesie rozmrażanie?". Ostatnio czytałam, że to się przytrafia 10% mrożonym zarodków. Odsunęłam tą myśl, bo przecież zawsze było ok a 10% to jednak małe prawdopodobieństwo....
Dojechaliśmy. Dokonałam płatności w kwocie 4tys. Za rozmrożenie i posiewy zapłaciłam ostatnim razem 1850zl. Leki kosztowały mnie około 1tys, nie licząc lutinusa, bo akurat został mi z ostatnich podejść.
Pokierowano mnie na blok zabiegowy w celu podpięcia atosibanu. Pierwsza tura trwała 20minut.
Tak jak ostatnio 1 minuta wlewu sprawiła, że poczułam się gorzej. Zakręciło mi się w głowie,
poczułam mdłości ale chwilę później już było ok. Pół godziny przed transferem łyknelam relanium 5mg.
Po 20 minutach wlewu udałam się pod gabinet pani doktor.
Poszłyśmy razem do transferowego pomieszczenia. Lekarka powiedziała, że musimy zaczekać co powie embriolog, bo zarodek po rozmrożeniu był średni. Wtedy pierwszy raz nogi mi się osunęły.
Chwilę później połączyła się z nami embriolog i powiedziała, że niestety komórki zaczęły się rozpadać, zanikły cechy życia i taki zarodek nie nadaje się do transferu.
Zaczęłam płakać, wtedy jeszcze spokojnie, po cichu ale spojrzałam na moją panią doktor i ona też miała łzy w oczach. Wtedy zaczęłam płakać głośniej.
Powiedziała, że musi na chwilę wyjść i zostawiła mnie z położną.
Wróciłam i powiedziała mi, że zarodek był rozmrazany o 10, był słabszy ale 3h jeszcze miał cechy życia. Potem zaczął degenerować.
Nie umiałam przestać płakać. Czułam ogromną pustkę. To było jak zderzenie z tirem.
Miałam świadomość, że może się nie udać ale nie, że nie dojdzie do transferu. Na to nie byłam gotowa.
Akurat mój zarodek znalazł się w tych cholernych 10%.
Pani doktor zaprosiła mnie do gabinetu. Trochę tłumaczyła, że może to brutalnie zabrzmi ale lepiej, że ten zarodek padł przed transferem niż godzinę później, bo niestety na to był skazany.
Powiedziała, że widzi że już dużo przeszłam ale trzeba iść za ciosem i myśleć o nowej procedurze. Jestem młoda i będę w tej ciąży a ona mi w tej drodze będzie towarzyszyć i obiecała zrobić wszystko, żeby się udało.
Ciągle płakałam. Nie potrafiłam się uspokoić.
Powiedziała, że zadzwoni w lipcu i wszystko ustalimy, bo teraz jestem w zbyt dużym szoku i nic nie zapamiętam.
Mówiła coś o diecie, suplementach, że odpowiednio mnie przygotuje.
Na koniec podała mi rękę i powiedziała, że zrobi wszystko, żeby nam się udało.
Była dla mnie aniołem w tym ciężkim dniu.
Gdy wyszłam z gabinetu od razu pobiegłam do łazienki i tam zaczelam głośno płakać. Potrzebowałam tych kilku minut w samotności i upuszczeniu emocji, by wyjść jakoś z twarzą z kliniki.
Poszłam do kasy po zwrot pieniedzy a potem do zabiegowego w celu usunięcia wenflonu.
W samochodzie rzuciłam się w ramiona męża i długo plakałam. Nie pamiętam drogi, bo ciągle leciały mnie łzy a myśli krążyły wokół tego co się przed chwilą wydarzyło.
Mój mąż mnie ogromnie wspierał chociaż wiem, że to był też cios dla niego. Po woli się uspokajałam ale łzy co chwila wracały.
Powiedziałam, że do następnej procedury przygotuje się lepiej. Zapytał co chce zrobić lepiej a mnie zamurowało, bo w sumie nie wiem co mogę zrobić jeszcze lepiej.
Nie chciał mnie zostawiać samej więc wczoraj na noc pojechaliśmy do mojej siostry. Rozpaliliśmy grilla i piłam drinki. Myślałam, że alkohol uspokoi moje emocje ale tak nie było. On tylko je potęgował. Co rusz łzy stawały mi w oczach. Nie miałam siły na poprawienie makijażu, miałam zapuchniete, czerwone oczy.
Wyglądałam strasznie i tak też się czułam.
Parę godzin temu poroniłam moje marzenia, moje dziecko które było już w mojej głowie i sercu. Ciągle się zastanawiam kto i tym decyduje. Bóg? Przecież wszyscy mówią, że on jest taki dobry.
Jakiś czas temu widziałam post na IG jak jedna ze staraczek napisała " to Bóg dał nam taką piękną pogodę". Wtedy zaczęłam się zastanawiać, bo często w tragicznych sytuacjach słyszy się "Bóg tak chciał".
Pomyślałam, że takim ludziom w sumie chyba żyje się ciut lżej, bo nie szukają winnych w sobie i innych tylko "godzą" się z sytuacją wierząc, że Bóg właśnie tego chciał.
Bóg chciał, żebym się teraz tak okropnie czuła?
Płakała po kątach? Nie potrafiła się uśmiechnąć?
Żebym marzyła o tym, żeby zawinąć się w koc i schować się przed złem tego świata i obudzić się, gdy będzie już piękniej? O ile kiedykolwiek będzie? To i tak postęp, bo wczoraj jeszcze pragnęłam nigdy się nie obudzić. Usnąć i nie czuć tego bólu.Tego właśnie chciał?

Dzisiaj też w lustrze widziałam jak bardzo smutne mam oczy. Czuję się poturbowana ale wiem, że muszę iść dalej.
Kiedyś w końcu się chyba uda?

Wiadomość wyedytowana przez autora 30 czerwca 2022, 14:08

22 lipca 2022, 13:42


W poniedziałek byliśmy u gościa z polecenia, który nie jest lekarzem ale zajmuje się naturalną medycyną.
Nie było badań z krwi.
Badanie zrobił takim analizatorem magnetycznym rezonansu kwantowego.
U mnie wyszły problemy z jelitami i okrężnicą. Ponoć to właśnie jelita i okrężnicą odpowiadają za wchłanialność witamin i minerałów. W związku z czym wyszły mi niedobory potasu, żelaza i nie spamiętałam czego jeszcze.
Mam słaby układ kostny, bo wyszło, że mam duże niedobory kolagenu.
Spożywam za dużo nabiału, bo mam za dużo białka. Fakt, ostatnio jadłam dużo wiejskich jajek i starałam się jeść wysokobiałkowo, przygotowując się już do stymulacji.
Mam odwodniony organizm i muszę się pilnować, żeby pić min. 2 litry dziennie wody.
W moim organizmie brakuje dobrych bakterii ( miesiąc temu robiłam wymaz z szyjki i pochwy i tu i tu wyszły mi tylko pojedyncze kolonie tych dobrych bakterii więc się zgadza).
Co mnie totalnie zaskoczyło, mam ogrom pestycydów w organizmie. Ja ostatnio jem dużo owoców kupowanych na rynku... Obawiam się, że nawet jak mi się wydaje, że się zdrowo odżywiam to się faktycznie gówniane odżywiam. 😔
A co mnie zaskoczyło jeszcze bardziej to to, że ponoć obecnie mam infekcje górnych dróg oddechowych. 🤷 Totalnie nic nie czuję. Bezobjawowy covid? 🙈
Dostałam jakieś zioła w kapsułkach, żeby to wszystko wyregulować + mam pić chlorofil + ograniczyć węglowodany i cukry + jakaś aktywność fizyczna, która podniesi mi poziom estrogenów.
On jest za tym, żeby naturalnie wspomagać hormony, bo te które dostajemy od lekarza są tylko na chwilę.
Mąż miał to samo badanie i jemu też wyszło, że widać że lubi mieso bo ma za duży cholesterol, że ma gęsto krew, że wątroba w nienajlepszym stanie, że widać że lubi słodkie i że widzi problemy z grasica więc chyba coś go musi trapić. Wszystko jakby się zgadza.
Powiedział nawet, że ma małą ilość i ruchliwość plemników ale ja się tym nie przejmuje, bo nie mieliśmy nawet doby wstrzemięźlieiści więc nie dziwi mnie to.
Ja mam mieszane uczucia ale spróbujemy z mężem.
On został zmotywowany do tego, żeby zmienić swoją dietę i chce to zrobić. To już wielki przełom.
IVF jest dalej aktualne ale może przełożymy je max na jesień.
Mój mąż wierzy, że się uda naturalnie. Nie mam prawa mu odbierać tej nadziei więc będziemy próbować.
Gdyby to nie był ktoś z polecenia to bym olala temat.... A chlorofil nawet mi smakuje. 😊
Razem z D zbadaliśmy dzisiaj z krwi witaminę D3 i ja TSH a mój oprócz D3, testosteron i cholesterol.
Jak mu wyjdzie za duży cholesterol to dopiero zobaczy co to dieta. 😖
A co najlepsze, pierwszy raz mi się to zdarzyło.
Znam na tyle swój organizm że, zawsze wiedziałam kiedy była owulacja więc seksy były zawsze dostosowane. W tym cyklu bardzo późno zaczął mi się śluz więc byłam przekonana, że owulacja będzie dużo później. Miałam tak w pierwszym cyklu po procedurze IVF a teraz ostatni cykl byłam na sztucznym więc byłam pewna, że to powtórka z rozrywki.
W weekend testy niby wychodziły jakby pozytywne ale ja czekałam na takiego z wyraźną, bordową krechą. 🙈
Nie było więc testowałam dalej, temperatura od kilku dni wzrasta ale czasem tak miałam, że najpierw mi się podniosła, zeby na owu ewidentnie spaść.
Dzisiaj trzeci dzień wzrostu temperatury, śluzu od wczoraj już zero, apka zaznaczyła owu w niedzielę także sama siebie wprowadziłam w maliny. 🙈
Co do mojego stanu psychicznego.
Niby na zewnątrz wygląda jakbym trzymała wszystko w ryzach ale w środku jestem posypana. Czuję się ogromnie zagubiona, zawiedziona, rozczarowana życiem.
Wydarzenie sprzed 3 tygodni poprostu mnie przydeptało. Czuję, że jakaś część mnie zgasła.
Mój mąż ostatnio mi powiedział, że przeszkadza mu moje zrezygnowanie i pesymizm, bo jemu to też się udziela.
A on wierzy, on ciągle wierzy, że zaliczymy naturalsa. Ja choćbym chciała to nie potrafię wierzyć.
Nieudany transfer ok ale to że do niego nie doszło to sprawiło, że czuję się jakby ktoś ze mnie zadrwił, upokorzył i chciał przez to powiedzieć:
" nigdy Wam się nie uda". 😥
Coś we mnie pękło. Już nie potrafię tak wierzyć jak kiedyś.... 😥

10 sierpnia 2022, 08:46

Bez zmian.
Żyje, uśmiecham się , funkcjonuje normalnie ale w środku czuję pustkę. To nie mija. Coraz bardziej męczy mnie ten stan.
Tu na forum spotkałam się z dużo gorszymi sytuacjami jak moja więc do tego wszystkiego dochodzą wyrzuty sumienia, bo przecież ja nie tracę ciąż. Ja poprostu w nią nie zachodzę... 💔
1 2 3