X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Kiedy nie masz nic oprócz wiary, masz wszystko, czego potrzebujesz.
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5
WSTĘP
Kiedy nie masz nic oprócz wiary, masz wszystko, czego potrzebujesz.
O mnie: Szczęśliwa mężatka. W końcu mama na ziemi. Mały cud. Trudne starania o rodzeństwo...
Czas starania się o dziecko: Czerwiec 2017.
Moja historia: Wyszłam za mąż w 05.2016 roku. Plan był następujący: przez rok szalejemy w 2017 zachodzę w ciążę (najlepiej w rocznicę ślubu) w 2018 rodzę dzidziusia. 06.2017 zachodzę w ciążę ale pozamaciczną 02.2018 ciąża biochemiczna 08.2018 możliwe że jakaś krótka ciąża 10.2018 ciąża biochemiczna Na koncie: V R2, MTHFR, PAI 1-4G nieprawidłowe.
Moje emocje: Na początku był ból i smutek, potem rozgoryczenie, złość, załamanie. Chyba ostatnio miałam nawet depresję. Teraz wychodzę na prostą. Mam nadzieję!

8 sierpnia 2018, 13:04

Odkąd zapisłam się na ovufriend i zaczęłam czytać wpisy na forum i odkąd sama zaczęłam się udzielać, zorientowałam się że jest mi czasem lżej.
Wylać swoje myśli, odreagować na klawiaturze. Dlatego postanowiłam pisać pamiętnik.
Dla samego pisania.
Na razie postanowiłam pisać żeby uporządkować dotychczasowe starania. Zobaczyć w którym miejscu jestem. Wiele dziewczyn ma wpisane np. 13cs, 15ds, 2cs. A ja nie wiem właściwie. We wstępie wpisałam, że ponad rok. Ale sprawa jest bardziej skomplikowana.

"Pierwsze oczekiwania"

Po ślubie w 05.2016 wiedzieliśmy z mężem że bardzo chcemy dzieci. Ale, że jeszcze z tym poczekamy. Chcieliśmy się trochę wyszaleć jako małżeństwo. W końcu mieliśmy swój własny dom, mieszkaliśmy sami. Cieszyłam się gdy bratowa męża zaszła w ciążę. Gdy urodziła na początku 2017 roku i kiedy wzięłam ich dziecko na ręce poczułam, że ja już chcę zostać mamą. Rocznica ślubu się zbliżała, inne koleżanki zachodziły w ciąże rodziły a ja czekałam na nasz czas. W maju jednak stwierdziliśmy, że przełożymy nasze starania na lipiec. W lipcu miały się odbyć wesela znajomych a ja nie chciałam być w sytuacji, że jeszcze na 100% nie wiem czy jestem w ciąży czy nie, tłumaczyć dlaczego nie piję. A jakby coś poszło nie tak. Jednak życie płata figle. W czerwcu postałam krwawień byłam po owulacji dopiero co więc na okres w wcześnie było. Doszedł potworny ból. Mąż od razu zawiózł mnie do szpitala. Diagnoza- ciąża pozamaciczna. Byłam załamana. Jak to mogło się przytrafić? Co zrobiłam nie tak? W dodatku leżałam na sali z kobietami w ciąży. Jak ja im zazdrościłam. Mąż mnie bardzo wpierał, ale o tym co się stało nie mówiliśmy praktycznie nikomu. Tylko najbliższa rodzina wiedziała. Czułam się jakbym poniosła porażkę. Jakbym była nie normalną kobietą. Lekarz powiedział, że mam się cieszyć, że nie musieli operować, że nie straciłam jajowodu, że się nie wykrwawiłam. I przede wszystkim żeby na jakiś czas odłożyć starania o dziecko. To mnie przybiło. Przecież jakieś życie już się we mnie pojawiło tylko źle umiejscowione. Potrzebowałam tego dziecka. Smutek i porażka.
Czy ten czerwiec 2017 mogę wpisać jako cykl starań? Nie byliśmy wtedy nastawieni na starania ale niech będzie 1 cykl starań nieintensywnych (powiedzmy).
Tak się kończy pierwsza część oczekiwać i zaczyna następna.

Wiadomość wyedytowana przez autora 11 sierpnia 2018, 16:19

8 sierpnia 2018, 15:21

"Druga część oczekiwań"

I znów to samo. Znów odliczałam miesiące, tygodnie, dnie do czasu kiedy znów zaczniemy się starać o maleństwo. Oczywiście jak to u mnie plan już się głowie automatycznie zrobił. Lipiec wiadomo, że nie, sierpień też nie, we wrześniu no może by tak już ale nie bo płodne wypadają wtedy kiedy będziemy za granicą na wakacjach więc jakby znów coś się stało to lepiej nie. Październik! Wtedy staramy się o dziecko, w listopadzie będę wiedzieć czy jestem w ciąży, w grudniu na świętach wszystkim powiem, Plan super! Ale do października kawał czasu.

Lipiec 17`
Oczywiście udaję, że w szpitalu byłam z powodu cysty, która się sama wchłonęła. Taka wersja. Na weselach przy pytaniach znajomych kiedy dzieci to zgodnie odpowiadamy, że na razie nie planujemy. Choć z sercu aż ściska kiedy jedna koleżanka za drugą w ciąży. Od teraz każdy widok kobiety w ciąży mnie dołuje, kiedy w końcu będzie ten październik. Rodzina mnie wspierała. Mąż tak samo. Postanowiłam się skupić na wakacjach i przyjemnych rzeczach. Ale w głowie i tak odliczanie.

Sierpień 17`
Dostałam pierwszą @ od ciąży pozamacicznej. Cykl rekordowo długi 34 dni. Nigdy takiego nie miałam ale z drugiej strony nie ma się co dziwić skoro tyle krwawiłam po tej ciąży. Wyjechaliśmy na urlop z mężem i jego rodziną, pomyślałam, że to święty pomysł, na pewno trochę się odstresuję. Któregoś wieczoru bratowa męża dowiedziała się że jej siostra jest w szpitalu z powodu ciąży pozamacicznej. Rozpłakałam się. Wszystkie wspomnienia i emocje wróciły. Wygadałam się jej, że rozumiem bo sama przez to przeszłam. Udzieliła mi dużo wsparcia. To tyle jeśli chodzi o odstresowanie.

Wrzesień 17`
Wrzesień upłynął na miłych rzeczach, bardzo dobrych wyjazdach i miłych spotkaniach ze znajomymi. Dużo mi to dało. Odpoczęłam psychicznie. Nie mogłam się doczekać kiedy dostanę okres i zacznę się starać o Maleństwo. Oczywiście @ jak na złość nie przyszła pod koniec września tylko dopiero w październiku. Ale to nic.

Wiadomość wyedytowana przez autora 10 sierpnia 2018, 14:57

13 sierpnia 2018, 15:03

"Pętla"

Październik 17` -> 1cs.
Tak się cieszyłam na te starania, że nawet do głowy mi nie przyszło że wpadnę taką pętlę oczekiwań. W oczekiwaniu na koniec @, w oczekiwaniu na owulacje, starania( kilka dni), w oczekiwaniu na testowanie, testowanie (też kilka dni), w oczekiwaniu na @. I koło ruszyło. W ciążę pozamaciczną zaszłam jeszcze zanim się zaczęliśmy na dobre starać więc chociaż teoretycznie wiedziałam, ze teraz nie koniecznie uda nam się za pierwszym cyklem to i tak już widziałam jak się cieszę z dwóch kresek jeszcze zanim miałam płodne ;). Oczywiście termin następnej miesiączki miałam mieć dopiero w listopadzie ale że pod koniec października mam urodziny to chciałam sobie zrobić taki super prezent urodzinowy. Niestety - jedna kreska. Byłam podłamana ale mąż uspakajał. Dopiero pierwszy cykl starań. Jak na złość okres się spóźniał więc znów była nadzieja i kolejne negatywne testy. I tak do listopadowego okresu.

Listopad 17` -> 2cs.
W listopadzie miałam załamkę. Umarła moja ciocia, która była dla mnie jak babcia, nie miała swoich dzieci miała tylko nas. Przykro mi było, że nie doczekała się takich przybranych prawnucząt. Że nawet nie mogłam jej powiedzieć, że jestem w ciąży. To był smutny czas i tym bardziej chciałam być w ciąży. Oczywiście znów test ciążowy zrobiłam wcześniej bo mieli być u nas znajomi w odwiedziny więc chciałam wiedzieć czy już jestem w ciąży, czy mogę napić się wina. Oczywiście test negatywny. Drugi dla pewności też. Rozpłakałam się. W dodatku wieczorem obie pary z dziećmi. A teksty jednej z matek, że i tak jej nie zrozumiem bo nie mam dzieci mnie całkiem roztrzęsły. I znów okres spóźnił się jeden dzień. Więc znów testy poszły w ruch.

Grudzień 17` -> 3sc.
Podobno do 3 razy sztuka? Serio? Udało się komuś? W tym cyklu owulacja wypadała w Wigilię. Czyżby to był znak? Z jednej strony nie mogłam się doczekać tych świąt a z drugiej zdawałam sobie sprawę, że rodzinne spotkania to będzie wyśmienity czas na wypytywanie mnie o dzieci. A ja będę z udawanym uśmiechem na ustach przekonywać, że na wszystko przyjdzie czas, że na razie się nie staramy i takie tam. I oczywiście tak było. Dodatkowo pierwszy raz z mężem "zmuszaliśmy" się do seksu. Może to za duże słowo ale normalnie byśmy po prostu po całym intensywnym dniu poszli spać a wtedy wiadomo jeszcze trzeba spełnić obowiązek. Nie było to miłe. Kolejny raz poszły testy w sylwestra! A jakże! Jakby to było cudownie dowiedzieć się o ciąży w taki dzień? Wiadomo trochę wcześnie ale czemu nie?! Negatyw aż raziło. Ale starałam się o tym nie myśleć. Nowy rok, nowy cykl, nowe szanse! I tego się trzymajmy!

Czy wy też siedzicie w takiej pętli oczekiwań?

14 sierpnia 2018, 15:26

"Najszczęśliwszy i najboleśniejszy cykl"

Styczeń 18` -> 4cs.
W styczniu na poważnie poszła sprawa z paskiem świętego Dominika oraz testami owulacyjnymi. Dodatkowo miał być wyjazd do Zakopanego akurat wypadający w dni płodne (według kalendarzyka).
Plusem było też, że nie miałam tym cyklu parcia na ciążę ponieważ w lutym po terminie @ miałam zaplanowaną wizytę u nowego ginekologa, który ogólnie ma bardzo dobrą opinię.
Testy owulacyjne postanowiłam zacząć robić wcześniej niż to sugerują na opakowaniu bo miałam ich bardzo dużo. A tu niespodzianka, pierwszy test i już pozytywny więc wieczorem do działania. Na drugi dzień tak samo. :) Potem już nie robiłam testów. Przyszedł wyjazd do Zakopanego a tu zero przytulasków z mężem. Byliśmy też ze znajomymi a oprócz tego codziennie albo dużo zwiedziliśmy i zawsze już wykończeni kładliśmy się spać. Byłam trochę niepocieszona ponieważ według kalendarza przegapiliśmy owulację. Pocieszeniem była wizyta u lekarza.
Nadszedł luty. Na samym początku miałam zaplanowaną imprezę firmową i mimo, że nie nastawiałam się na ciążę, mimo, że to dopiero 29dc i tak zrobiłam test ciążowy... Negatyw. Ok spoko. Będę mogła bez wyrzutów sumienia napić się kieliszka wina.
31dc,32dc dalej nie mam okresu. W 34dc miałam mieć wizytę u ginekologa. Cały czas czułam, że okres tuż tuż ale ciągle nic. Pewnie dostanę w dzień wizyty.
Wizyta była późnym wieczorem bo prywatna. Lekarz mnie pozytywnie zaskoczył. Jego podejście do pacjenta. Zrobił badanie, pózniej usg. I co mówi? Że coś jest na rzeczy. Miałam zrobić test ciążowy napisać mu smsa o wyniku, następnego dnia zrobić betę, rownież napisać wynik. Według niego powinna być około 1300. I wtedy mam podjechać do szpitala i będziemy szukać tej ciąży. Super! Tak sie ucieszyłam! Oczywiscie kupiłam dwa testy ciążowe. Wróciłam do domu. Nic nie chcialam mówić mężowi, chciałam mu pokazać ten pozotywny test. A tu zonk. Test negatywny. Robię drugi. Chyba gdzieś jest cień. Pokazuje mężowi. Nic nie widzi. Nie tak miało być. Napisałam do lekarza. Kazał odczekać kilka dni. Jak nie będzie miesiączki iść na betę. Kolejny dzień nie testowałam ale @ też nie dostałam. Za to 36dc robię rano test. Jest druga kreska! Blada bo blada ale jest! Super! Ale to była sobota na krew już nie pojechałam. W niedziele już jest konkretna kreska. Super idę w poniedzialek na betę. Poniedzialek 38dc beta 81... Zmartwiłam się bo bardzo niska. Napisałam do lekarza bo też pojawiły się plamienia. Oddzwonił i uspokoił, że najwazniejszy przyrost i że takie plamienia jeszcze o niczym nie świadczą. Mąż tak się cieszył, głaskał nnie po brzuszku, cały czas całował. Wyliczył już sobie, że dziecko będzie jak ja zostane pazdziernika. A ja coś miałam złe przeczucia. Oczywiście mieliśmy nikomu nie mówić od razu ale moja najbliższa przyjaciółka wiedziała o wizycie u lekarza bo mi ją załatwiała Więc wiedziała wszystko i ganiła mnie, że już panikuje. Odliczałam godziny do następnego badania. W środę 40dc rano pojechałam oddać krew a potem co 10 min sprawdzałam wyniki. Nie mogłam usiedzieć na miejscu. Wynik 50. Świat mi się zawalił. Co znów zrobiłam źle... Nawet nie chciałam pocieszenia od męża. Napisałam do ginekologa. Też Oddzwonił. Powiedział, że to była ciąża biochemiczna. Kazał zrobić badania genetyczne bo one mogą być przyczyną. Następnego dnia zaczeło się krwawienie. A ja całe noce płakałam. Wracałam z pracy i płakałam. Najgorsze dni w moim życiu. Tak skończyła się ciąża zanim się na dobre rozpoczeła. A Drugi Aniołek poleciał do nieba...

Wiadomość wyedytowana przez autora 14 sierpnia 2018, 17:03

16 sierpnia 2018, 12:47

"Znów oczekiwania na starania ale tym razem pełne działań!"

Luty 18`
Widzę, że nie wspomniałam w ostatnim wpisie ale o poronieniu dowiedziałam się w walentynki. Mąż miał dla mnie prezent ale bał się mi go dać bo byłam w kiepskim stanie. Nie chciałam wychodzić spod koca. Ale nie dał mi taryfy ulgowej. Byliśmy umówieni z różnymi znajomymi, chciałam to wszystko odwołać ale on kazał mi iść. I dziękuję mu za to bo pewnie w domu bym całkiem się załamała.
Lekarz zlecił zrobić badania genetyczne, pakiet badań po poronieniu. Zamówiłam zestaw już w ten sam dzień wieczorem. Jak zaczęłam czytać o tych wszystkich mutacjach to się przeraziłam tymi poronieniami nawykowymi, Zespołem Downa, autyzmem. Ale modliłam się, żeby mi coś wyszło. Bo wtedy będę wiedzieć dlaczego tak się stało i się wyleczę.
Wyniki:
Mutacja: V R2 - układ heterozygotyczny, MTHFR - układ heterozygotyczny, PAI 1 4G - układ homozygotyczny.
Najpierw mi ulżyło, że znalazłam odpowiedź na moje problemy a później znów się załamałam jak zaczęłam o tym wszystkim czytać. Zadzwoniłam do lekarza, że mam już wyniki. Wizyta miała być dopiero pod koniec marca. Cały miesiąc czekania. Najgorsze było krwawienie. Pierwsze krwawienie było bardzo obfite i trwało 8 dni. później kilka dni plamień i znów okres. Pierwsze 3 cykle trwały: 12,15,24 dni... W dodatku były jeszcze plamienia między okresami.

Marzec 18`
Dziecko urodziła kuzynka mojego męża. Załamałam się. Gdyby nie to, że ciąża pozamaciczna to ja bym rodziła teraz dziecko. Musieliśmy jechać w odwiedziny. Łzy się cisnęły do oczu. Ale udawałam, że wszystko jest w porządku. Czekałam na wizytę. I w końcu się doczekałam. lekarz mnie trochę pocieszył. Że i z takimi mutacjami rodzą się zdrowe dzieci, że musimy trochę mnie podreperować i będzie dobrze. Dostałam suplementy odpowiednie do moich mutacji. (acard, folian, B6 i B12). Dostałam skierowanie do poradni genetycznej oraz skierowanie na laparoskopie i histeroskopie. Natomiast mąż dostał skierowanie na badanie nasienia. I się z tego cieszyłam, byłam nastawiona na działanie! Chciałam jak najwięcej badań, chciałam się wyleczyć i znów zacząć działać. Mąż aż tak bardzo entuzjastycznie nie był nastawiony do swoich badań. Ale zrobił oczywiście. Strasznie bał się, że może to z nim jest problem.

Kwiecień 18`
Pojechaliśmy z mężem do poradni genetycznej, to 3,5 godziny drogi od nas ale to nie był problem. Wizytę mieliśmy z bardzo fajną Panią doktor. Wytłumaczyła, że te mutacje, szczególnie na V R2 odpowiada za nad krzepliwość, dlatego zarodek nie może się zagnieździć, albo też jest wcześniej usuwany z organizmu. Dowiedziałam się że mam brać heparynę w ciąży oraz prowadzić aktywny tryb życia. Dostaliśmy też od niej skierowanie na badanie kariotypu, oraz skierowanie do poradni hematologicznej.
Ja dalej miałam dziwne te cykle ale akurat udało się tak że termin zabiegu wypadł akurat w odpowiednie dni. W ogóle nie stresowałam się zabiegiem, bardziej jego wynikiem. Stres dopiero dopadł mnie w szpitalu, jak leżałam z dziewczynami po zabiegu. Co mogę powiedzieć o zabiegu? Samo przygotowanie mnie dużo kosztowało (środki przeczyszczające). Jestem taką osobą, która nigdy nie wymiotuje i nie ma biegunek. No dobra kiedy po alkoholu wymiotowałam ale nawet tego dobrze nie pamiętam- błędy młodości. Ogólnie ja nie choruję na takie rzeczy. Więc to było ciężkie. Lekarz przed wejściem na blok operacyjny się przeżegnał mi powiedział, że wszystko będzie dobrze i mu uwierzyłam. Zabieg był pod narkozą więc potem się obudziłam już na sali z mężem u boku. Szybko doszłam do siebie. Na drugi dzień byłam w domu. W sumie w szpitalu byłam 3 dni.
Wynik: Jajowody drożne, nie ma żadnych zmian. Super!
Jedynie to musiałam w końcu się niektórym przyznać, co się ze mną dzieje. Było ciężko to wszystko wytłumaczyć. Ale ja nagle dostałam nadzieje. Skoro jajowody drożne, leki mam to jesteśmy na dobrej drodze.

Maj 18` -> 5 cs.
Na początku maja zrobiliśmy badanie kariotypu oraz poszłam na wizytę do poradni hematologicznej. Znów trafiłam na super Panią doktor. Powiedziała, że czynnik V R2 jest najmniej wpływającym na nadkrzepliwość z tej grupy czynników, MTHFR udowodniono w badaniach, że nie wpływa, tylko, że za bardzo nie wie o tym PAI 1 4G. Ale dała mi skierowanie do poradni do szpitala, że tam zrobią mi dodatkowe badania ale nie mogę być w ciąży bo wtedy te badanie nie mają sensu.
Czekaliśmy na wizytę u ginekologa i niby mieliśmy się nie starać w tym cyklu ale skoro biorę leki, skoro jajowody drożne to może byśmy spróbowali. I tak trochę staraliśmy się ale tak na spokojnie. Co ma być to będzie. Jak się uda to super. A jak nie to będę mogła jeszcze zrobić inne badania.
Pod koniec maja miała być wizyta u ginekologa. A ja oczywiście dwa dni wcześniej dostałam okres! Nie byłam załamana bo i tak robiłam wcześniej testy ciążowe, wszystkie negatywne. Ale iść na wizytę w 3 dc... Na szczęście okres był łagodny.
Dałam lekarzowi zlecenia z poradni genetycznej, oraz wyniki męża. Powiedział, że jeszcze tak dobrych wyników nie widział. I że mam bardzo zdrowego chłopa. Więc wychodzi, że tylko ze mną jest coś nie tak. Zbadał mnie. Powiedział, że wszystko jest dobrze i że idziemy na całość! :D Czy której z Wam powiedział tak kiedyś ginekolog? :) Na USG wyszło, że w tym cyklu (6cs) może być ciąża mnoga czy rozumiem ryzyko i czy się zgadzam w tym cyklu starać? Oczywiście, że tak! Miałam brać Aromka od 5-9 dc później w 11 dc przyjść na monitoring i wtedy powie kiedy wziąć ovitrelle na pęknięcie pęcherzyka. Trzeba działać póki jajowody drożne!
Wróciłam bardzo zmotywowana do domu, zakupiłam wszystkie leki. A mężowi musiałam kilka razy dziennie opowiadać jak to lekarz chwalił jego wyniki :)
Pierwszy raz od dawna czułam się pełna nadziei!

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 sierpnia 2018, 13:30

20 sierpnia 2018, 14:23

"W oczekiwaniu na efekty- teraz musi się udać!"

Czerwiec 18` -> 6cs.
Tak jak napisałam w poprzednim wpisie działamy pełną parą: 5-9dc Aromek, 11 dc monitoring, a później Ovitrelle na pęknięcie pęcherzyka lub pęcherzyków. Już zaczęłam marzyć jak to super będzie, że od razu będzie dwójka dzidziusiów :) Wiadomo, że będzie ciężko ale podwójne szczęście po dwóch straconych ciążach to było by coś więcej niż spełnienie marzeń. Zgodnie z zaleceniami brałam Aromka. 10dc miałam jeszcze wizytę w poradni hematologicznej. Pani doktor spytała czy jestem w ciąży, ja że jeszcze nie. A ona, że to dobrze się składa to przeprowadzi badania ale muszę zostać 3 dni na oddziale w szpitalu. Nie bardzo chciałam ponieważ na następny dzień miałam mieć monitoring. Ale Pani doktor nalegała. Prosiła żebym przełożyła wizytę. Zgodziłam się, zostałam na oddziale. Tylko oczywiście Panie w rejestracji nie mogły przełożyć mojej wizyty "będą się starać, jak się uda to oddzwonią" - nie oddzwoniły. Jak na złość dostałam bólów jajnika i pojawił się śluz płodny. No nie możliwe, tak wcześnie? Miałam nadzieję, że zdążę wyjść ze szpitala i że zdążymy z mężem jeszcze się wyrobić przed owulacją. Mimo tego, że nie wzięłam zastrzyku miałam nadzieję, że się uda. Odliczałam dni do testowania. Oczywiście nie wytrzymałam i testowałam wcześniej niż planowałam, beta- negatywna. Dziewczyny na forum pocieszały, że może za wcześnie ale to nic nie zmieniło @ przyszła. Jak to się mówi nowy cykl nowe nadzieje...

Lipiec 18` -> 7dc.
Szczęśliwa 7? Wszystko na to wskazywało.
Napisałam do mojego ginekologa jaka sytuacja była w poprzednim cyklu i czy mam znów brać Aromka. Tak, mam brać i podał datę monitoringu. Super.
Plan wyglądał następująco:
10 dc - monitoring - zaliczone
11 dc - starania - zaliczone
12 dc - starania + Ovitrelle - zaliczone
13 dc - starania -> planowana owulacja - zaliczone
15 dc - zbadać progesteron -> wysoki 22, ponad normę, może by powiedzieć, że ciążowy, dodatkowo zbadałam homocysteinę i spada do 5! Super
Pierwszy raz w życiu dostałam mdłości! Takich prawdziwych, zwymiotowałam praktycznie tylko ślinę ale to nie był jednorazowy przypadek. Stan ten utrzymywał się 2 dni! Nawet Mąż zauważył, że coś się dzieje!
29 dc miałam iść na betę jeśli nie będzie @ i co? Nie było, ale się wstrzymałam.
30 dc @ dalej nie ma.
31 dc @ nie ma za to beta ujemna.... Co znów nie poszło?
32 dc brak @ wysiadam psychicznie.
Wszystko szło tak dobrze dlaczego znów nie wyszyło? Przecież progesteron dobry, homocysteina spadła, jajowody drożne, leki biorę, wyniki ze szpitala super. Nie mam pomysłu co jeszcze mogę zrobić. Chyba odpuścić. Tylko czy można całkiem odpuścić kiedy mimo wszystko starasz się o dziecko?
Wydaje mi się, że nie można.
Czy macie jakieś rady?

21 sierpnia 2018, 13:08

"Uczę się odpuszczać"

Sierpień 18` -> 8 cs.
Tak w końcu będę pisać o bieżących sytuacjach. W tym miesiącu postanowiłam trochę odpuścić. Pierwsza zasada to żadnych lekarzy, druga - żadnych badań. Jedynie co to zakupiłam znów testy owulacyjne, ponieważ zaczęłam brać olej z wiesiołka a on to tylko do owulacji. W poprzednim cyklu miałam straszne suchości. Ale żeby mi jakoś wyraźnie pomógł to raczej nie. Nie było całkiem sucho. Ale jakiś super efektów nie zauważyłam. Może w następnym miesiącu pomoże.
Więc tak. Szkoda tylko, że urlop dopiero we wrześniu. Owulacja według testów była jakoś 17-18 dc. Na co nie wstrzeliliśmy się Mężusiem, ale trudno nic na siłę. Nie robię żadnych progesteronów ani nie mam zamiaru żadnych testów ciążowych robić. Czekam cierpliwie na @.

Dziś 26 dc. Zero objawów.

Od owulacji oczywiście nie piję alkoholu i staram się nie ćwiczyć, ale ćwiczeń mi brakuje. Chyba jakiś łagodny trening nie zaszkodzi jakby co jednak się udało?

Poza tym wprowadzam w życie radę Kat - "zająć się czymś". Podświadomie już zaczęłam ostatnio organizować sobie czas, żeby codziennie coś robić. Teraz tym bardziej będę starała się to zmienić.

22 sierpnia 2018, 10:47

"Pasek św. Dominika i nowenna Dominikańska"

27dc (8cs)

Miałam dziś nie pisać, bo w sumie co się zmieniło od wczoraj? Zmieniło się to że pojawiły się objawy typowo u mnie przedmiesiączkowe. Czyli lekkie bóle podbrzusza, napięcie, od czasu do czasu kłucie jajnika, no i nabrzmiałe piersi. Tak raczej co miesiąc.
Kiedy byłam w ciąży na początku roku piersi mnie bolały i to był jedyny inny objaw. Teraz ich nie czuję, więc myślę, że nic z tego ale iskierka nadziei zawsze jest.

Tyle o objawach. Chciałam jeszcze napisać o pasku św. Dominika do którego wróciłam w tym cyklu. W któryś dzień się obudziłam i mnie natchnęło, żeby do niego wrócić. Z moim paskiem historia była taka, że kupiła mi go ciocia mojego M, która kupiła go także swojej córce która zaszła w ciąże (wtedy kiedy ja w pozamaciczną) dała go mojej teściowej a ona mi kiedy wróciłam ze szpitala. Obwiniała się trochę, że nie dała mi go wcześniej to może potoczyło by się wszystko inaczej. Wcale nie. Widocznie tak miało być. W październiku ubiegłego roku niby go nosiłam, niby czasem się modliłam, ale tak konsekwentnie zaczęłam na początku roku, potem już wiecie co się stało. Ścigałam pasek, bo i tak przez jakiś czas nie mogliśmy się starać. Postanowiłam wtedy, że go ubiorę dopiero wtedy jak będę w ciąży. Jednak coś mnie podkusiło w tym cyklu go ubrać.
Z powrotem modlę się codziennie do św. Dominika oraz mam zamiar rozpocząć nowennę Dominikańską o której nie dawno się dowiedziałam. I to nawet nie w intencji Dzidziusia. Bo jest również w mojej rodzinie pilniejsza sprawa do rozwiązania. Ja na Maleństwo jeszcze mogę poczekać. A na pewno modlitwa pomoże w oczekiwaniu.

Zachęcam Was dziewczyny do zapoznania się z tą nowenną. Może już ją znacie i tylko ja jestem w tyle. ;) Postaram się nadrobić.

Edit: wrzucam link do nowenny: https://www.youtube.com/watch?v=MT9B3cEC9pU

Wiadomość wyedytowana przez autora 22 sierpnia 2018, 11:15

23 sierpnia 2018, 14:31

Porada
Jezus do duszy:

„Z jakiego powodu wzburzony ulegasz zamętowi? Oddaj Mi swoje sprawy, a wszystko się uspokoi. Zaprawdę powiadam wam, każdy akt prawdziwego, ślepego, pełnego oddania się Mi przyniesie owoc, jakiego pragniecie i rozwiąże najbardziej napięte sytuacje.

Całkowicie zdać się na Mnie nie oznacza walczyć, denerwować się i rozpaczać, a jednocześnie prosić Mnie niecierpliwie, bym to Ja po twojej myśli przemienił wzburzenie w modlitwę. Całkowicie zdać się na Mnie znaczy zamknąć ze spokojem oczy duszy, odsunąć niespokojne myśli i zamęt, oddać się Mi, tak bym tylko Ja działał i powtarzać: «Ty się tym zajmij».

Zamartwianie się, denerwowanie, myślenie o konsekwencjach zdarzeń jest wbrew, zdecydowanie wbrew, oddaniu się Mi. To tak jak z dziećmi, które domagają się, by mamy zajęły się ich potrzebami, a jednocześnie same zaczynają się mieszać, utrudniając swoimi pomysłami im pracę.

Zamknij oczy i daj się ponieść prądowi mojej łaski. Zamknij oczy i nie myśl o bieżących sprawach, odwróć wzrok od przyszłości jak od pokusy; odpocznij we Mnie, ufając w Moją dobroć, a zapewniam cię na Moją miłość, że kiedy zwrócisz się do Mnie z tą dyspozycją: «Ty się tym zajmij», oddam się tej sprawie całkowicie, pocieszę cię, wyzwolę i poprowadzę.

I kiedy będę musiał poprowadzić cię inną drogą niż tą, którą zaplanowałeś, będę ci przewodnikiem, wezmę na ramiona, przeprowadzę cię, jak matka uśpione niemowlę na rękach, na drugi brzeg. To twój racjonalizm, tok rozumowania, zamartwianie się i chęć, by za wszelką cenę zająć się tym, co cię trapi, wprowadza zamęt i jest powodem trudnego do zniesienia bólu.

Ileż mogę zdziałać, zarówno w sprawach duchowych, jak i materialnych, kiedy dusza zwróci się do Mnie, spojrzy na Mnie mówiąc Mi: «Ty się tym zajmij», zamknie oczy i odpocznie.

Otrzymujesz niewiele łask, kiedy się zamartwiasz. Wiele zaś łask spada na ciebie, jeśli tylko twoja modlitwa jest pełnym zawierzeniem i oddaniem się Mi. W bólu i cierpieniu prosisz, bym działał, ale tak, jak ty tego chcesz… Nie zwracasz się do Mnie, a jedynie chcesz, bym się dopasował do twoich potrzeb i zamysłów. Nie jesteś chory, skoro prosząc lekarza o pomoc, sugerujesz mu leczenie.

Nie postępuj tak, ale módl się tak, jak was nauczyłem w „Ojcze Nasz”: «święć się imię Twoje», czyli bądź pochwalony, uwielbiony w mojej potrzebie; «przyjdź królestwo Twoje», czyli niech wszystko, co się dzieje, przyczynia się do stwarzania Twojego królestwa w nas i na świecie; «bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi», czyli to Ty wejdź i działaj w tej mojej potrzebie, tak jak według Ciebie będzie lepiej dla mojego życia wiecznego i doczesnego.

Jeśli powiesz mi naprawdę: «bądź wola Twoja», czyli jakbyś mówił: «Ty się tym zajmij», wkroczę z całą moją mocą i rozwiążę najtrudniejsze sytuacje. Proszę, widzisz, że choroba postępuje, zamiast zanikać? Nie burz się, zamknij oczy i ufnie powiedz: „niech się dzieje Twoja wola, Ty się tym zajmij”. Powiadam ci, że się tym zajmę, jak lekarz. Uczynię nawet cud, jeśli będzie to potrzebne.

Masz wrażenie, że stan chorego się pogarsza? Nie denerwuj się; zamknij oczy i mów: «Ty się zajmij». Powtarzam ci, że się tym zajmę, że nie ma potężniejszego lekarstwa niż moje działanie z miłości. Zajmę się tym tylko, kiedy zamkniesz oczy.

Jesteś niezmordowany, chcesz wszystko sam oszacować, o wszystkim samemu pomyśleć; zdajesz się na siły ludzkie, czy też gorzej, na człowieka, wierząc w jego pomoc. I to utrudnia Moje działanie. Och, jak bardzo pragnę twojego oddania, bym mógł ci błogosławić i w jakim smutku pogrążam się widząc, jak się miotasz! Szatan właśnie do tego dąży: byś był niespokojny, by oderwać cię od Moich działań i rzucić na pastwę ludzkich przedsięwzięć.

Ufaj zatem tylko Mi, odpocznij we Mnie, całkowicie się na Mnie zdaj. Czynię cuda proporcjonalnie do twojego pełnego oddania się Mi i oderwania się od twoich myśli. Rozrzucam skarby łask, kiedy jesteś ubogi, całkowicie. Kiedy posiadasz własne zasoby, nawet w niewielkiej mierze lub jeśli to ich szukasz, jesteś w zwykłym wymiarze i idziesz za ziemskim, naturalnym biegiem wydarzeń, w który często interweniuje Szatan. Żaden jeszcze racjonalista czy człowiek ciągle rozsądzający sprawy, nie uczynił cudów, nawet wśród świętych; kto zdaje się na Boga, postępuje w Jego stylu (po Bożemu).

Kiedy widzisz, że sprawy się komplikują, mów z zamkniętymi oczyma duszy: «Jezu, Ty się tym zajmij». Oderwij się od siebie, bo twój umysł jest napięty… Trudno dostrzec ci zło i zaufać Mi odrywając się od siebie. Postępuj tak w każdej trudności; róbcie tak wszyscy, a zobaczycie wielkie efekty i ciche cuda. Przysięgam wam na Moją miłość.

I Ja się tym zajmę, zapewniam was.

Módl się za każdym razem z tą gotowością oddania się, uzyskasz tak wielki pokój i owoce także wówczas, kiedy udzielę ci łaski złożenia ofiary ze swojego życia jako zadośćuczynienie i w imię miłości, co poniesie za sobą cierpienie.

Wydaje ci się to niemożliwe? Zamknij oczy i powiedz całą duszą: «Jezu, Ty się tym zajmij». Nie bój się, zajmę się i będziesz błogosławił Moje imię w uniżeniu. Tysiąc modlitw nie jest wartych tyle, co ten jeden akt oddania się: zapamiętaj to dobrze. Nie ma bardziej skutecznej nowenny niż ta”.

28 sierpnia 2018, 10:01

"Termin spodziewanej miesiączki"

Dziś 33dc, możliwe, że będzie 1 dc. Mam brązowe plamienia. Myślałam, że się już pozbyłam ich. a tu znów to samo. Pojawiły się w sobotę ale tylko troszeczkę, w niedziele ich nie miałam, w poniedziałek znów się pojawiły a dziś to jest ich dużo. Po porostu chciałabym już dostać tą @ albo najlepiej to w ogóle nic nie dostać :) Za bardzo poszłam w marzenia. Trochę dziwnie się czuję bo praktycznie nic nie czuje. Raczej w dniu miesiączki miałam już konkretne bóle a teraz taki trochę mam spokój.
Plusem tego weekendu były spotkania z ludźmi. Tak bardziej się otworzyłam, i widzę, że psychicznie ruszyłam do przodu. Spotkałam się między innymi z kuzynką którą jakiś czas nie widziałam, rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się a ona mnie zapytała o dzieci. I nie wiem dlaczego, czy może dlatego, że już trochę sobie w głowie ułożyłam sytuacje, czy dlatego że nie zapytała tak wścibsko, ale nie byłam zła o to pytanie ani smutna, powiedziałam jej co i jak a ona mi poleciła jakiegoś lekarza. Że już wielu jej koleżanką, które się starały po 7 lat albo miały poronienia pomógł i że da mi namiary. Chyba skorzystam z jej rady. Ogólnie przez ostatnie dni kilka razy byłam wypytywana o dzieci ale powiem szczerze, że nie przeżywałam tego jak kiedyś. To jest plus.
Kolejnym plusem było spotkanie z moją dawną przyjaciółką, może już teraz się nie przyjaźnimy tak bardzo ale cały czas mamy dobre relacje, tak sobie planowaliśmy wspólny wypad z nią i jej mężem. I przez chwilę stare przyzwyczajenia dały znać: jaki to będzie dzień cyklu, pewnie będę musieć zrobić test ciążowy przed wyjazdem, a później szybko porzuciłam te myśli. Nie wybiegam już tak w przyszłość co ma być to będzie. Kolejny plus spotkań z ludźmi.
Minusem kłótnie z mężem. To nie są jakieś awantury, raczej spięcia o takie głupoty. Chyba z niego wychodzą też te nerwy związane z tymi nieudanymi staraniami. Cały czas biedulek myślał, że w tym miesiącu się udało a jak mu powiedziałam o tych plamieniach to tak zgasł.

Już nie długo zaplanowany urlop i wyjazd do Grecji. Nie mogę się doczekać! :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 28 sierpnia 2018, 10:01

29 sierpnia 2018, 17:42

"Mętlik w głowie"

34dc.
A miałam w tym cyklu podejść na spokojnie. I znów koniec cyklu i znów myśli, nadzieje. Byłam nastawiona na okres a zamiast niego te plamienia. Wczoraj popołudniu nawet zauważyłam w nich krew. To było rozstrzygające. Zaraz plamienia zmienią się w okres. Więc z tej okazji otworzyłam sobie desperadosa. Piwo dla zdesperowanych kobiet jak to mówi mój tata. Ale do wieczora nic nie było. Sucha wkładka. Pojawiły się jeszcze wieczorem po zabawach z M. Więc już wtedy wiedziałam że to wywoła okres. Nic. Dziś w pracy co chwilę latałam do łazienki Ale nic oprócz lekkich plamien nie było. Pomyślałam o teście ciązowym. Myślę czy nie iść do apteki i nie kupić. Zazwyczaj na samą myśl o teście dostawałam okres. A zrobie ten test i dalej sie bede zastanawiac czy to nie za wczescie czy cos.Więc porzuciłam pomysł z apteką. Jak jutro nie dostanę jadę na betę.
A miało być tak spokojnie.

Wiadomość wyedytowana przez autora 29 sierpnia 2018, 17:44

30 sierpnia 2018, 12:19

"Szaleństwo"

35dc.
Tak, naprawdę. Niech ktoś/coś skończy to moje szaleństwo. Jestem taka nie słowna. Miałam iść dziś na betę ale nie poszłam tyko kupiłam 2 testy ciążowe. One najlepiej wywołują okres. Znów głupieję. Pewnie nie wytrzymam do rana i jeden test zrobię popołudniu, albo chociaż raz wykażę się silną wolą. Chyba nie ma nic gorszego dla staraczki niż spóźniający się okres. Muszę się na czymś innym skupić bo to do niczego dobrego mnie nie zaprowadzi. :(
Boję się tego wyniku. Kiedyś oczekiwałam z nadzieją a teraz się boję, bo miałam odpocząć, miałam się wyluzować, nie mam żadnych objawów nie oszukuję się. Piersi jak na okres. Lekkie bóle okresowe odkąd pomyślałam o testach ciążowych. Chcę się już obudzić jutro rano...

30 sierpnia 2018, 19:08

"Szaleństwo ciąg dalszy"
Mój M zna mnie chyba lepiej niż ja. Chyba sam zaczął podejrzewać że ja podejrzewam że być może jesteśmy w ciąży. Ale on zapytaj czy już mam okres. Ja że jeszcze nie ale czuje że przyjdzie. A on ze ma nadzieje ze nie przyjdzie. Potem powiedział że rezygnuje z swoich planów bo chce posiedzieć że mną w domu. Miłe Ale ja mam dziś na prawdę parszywy nastrój. Więc mu powiedziałam żeby poszedł na te ryby jak ma ochotę. I poszedł A ja mogłam się w spokoju zająć moim szaleństwem. Zrobiłam ten test. Nie wytrzymałam. I siedzę teraz i na niego patrzę. I im dłużej patrzę tym bardziej widać jakby taki bardzo wstydliwy bladzioszek. Może już po prostu za długo minęło i się jakieś reakcje chemiczne zaczęły wytwarzać albo ja oszalałam co jest już coraz bardziej pewne. Ja tu na prawdę coś chyba widzę. Muszę rano zrobić ten drugi. Boje się.

31 sierpnia 2018, 08:48

"Bezsenna noc"

36dc.

Obudziłam się po 2 w nocy (siku), no ale skoro pierwszy poranny mocz, to trudno będzie ten. Okazało się, że drugi test miał czułość 20... :/ No ale dobra zrobiłam i nic, pusta. Odłożyłam i poszłam się położyć ale poczułam, że chyba okres dostanę więc się jednak wróciłam założyć podpaskę. A tu niespodzianka. Bladziutka kreseczka. Ale widoczna. Żadne zwidy. Postanowione, jadę na betę się upewnić.
Rano pokazałam mojemu M. Kazał mi podejść do tego na spokojnie. Bo ostatnio było jak było. Ale wiadomo trzeba zrobić krew i wiedzieć na 100%.
Przez te wcześniejsze poronienia nie umiemy się cieszyć. Normalna para by sikała ze szczęścia przy pozytywnym teście. A u nas od razu są wątpliwości czy znów nasze szczęście będzie tak krótkie.
Ale chcę się cieszyć choć tym dniem. Tym, że po tych miesiącach leczenia, zabiegów udało nam się. Nie wiem, co dalej będzie. Tyle wątpliwości. Czy dostanę się do lekarza, czy ten wyjazd za granicę jest dobrym pomysłem. Czy mam sama sobie kupić heparynę i już ją brać czy czekać na decyzję lekarza. Czy to na prawdę się dzieje? Nie mogłam zmrużyć oka całą noc.
Jedyne pocieszenie w tym, że przecież Bóg ma na to wszystko plan więc On wie co robi. Trzeba po prostu umieć żyć z wszystkim co daje. Jestem pełna nadziei, że da nam życie.

Oczywiście to nie koniec na dzisiaj bo na pewno po wynikach dam znać :*

31 sierpnia 2018, 14:55

"Wynik"

Po pierwsze dziękuję Wam wszystkie Kochane, że trzymałyście kciuki! Wasze wsparcie wiele dla mnie znaczy na prawdę.
Moje szaleństwo właśnie się kończy.
Wynik bety: 4. Znajduję się w przedziale: "kobiety nie będące w ciąży <5"
Pozostaje się jakoś z tym pogodzić. Wiem co to oznacza. :(
Po prostu muszę sobie to poukładać w głowie.
Jeszcze raz Wam dziękuję za wszystkie miłe słowa.

Wiadomość wyedytowana przez autora 31 sierpnia 2018, 15:03

2 września 2018, 01:01

1dc. 9cs.
1 po kolejnej ciąży biochemicznej.

17 września 2018, 12:50

"Urlop, wakacje, odpoczynek"

17dc, 9cs.

Wróciłam do rzeczywistości po urlopie, po cudownych wakacjach z Grecji. Na prawdę tego mi było potrzeba. Oderwania się od tego wszystkiego, od rozczarowań, od pracy, od kalendarza. Przed te dni zagranicą nie wiedziałam jaki jest dzień tygodnia a już na pewno nie jaki mam dzień cyklu. Objawowo to nawet nie wiem kiedy miałam owulację i czy w ogóle ją miałam. Ale się tym nie przejmowałam. To coś dla mnie nowego :) A z moim M to kochaliśmy się wtedy kiedy mieliśmy na to ochotę a nie "bo trzeba". Może będzie z tego jakie greckie dziecko. haha. Marzenia. Nie wiem nie zastanawiam się nad tym. Na razie skupiam się do powrotu do rzeczywistości.
Zakynthos jest po prostu piękną wyspą. Widzieliśmy tyle przepięknych miejsc. Jak na widokówkach. I ta mentalność greków. Zero stresów. Zero pośpiechu. Tego mi było trzeba. Nabrałam trochę dystansu żeby dalej żyć. I przyjmować to co daje życie.
Chciałam nawet zmienić nazwę pamiętnika. Żeby tak się nie kojarzył że ciąglę do czegoś dążę, czego nie mogę dostać (trochę tak jest). Ale nazwa zostaje, a to oczekiwanie mam nadzieje wypełnię wspaniałymi przygodami i dobrymi chwilami. Jednak te wakacje dużo dały mojej psychice. Małe dzieci też mnie nie wytrącały z równowagi. :)
Teraz trzeba zacząć dalej żyć. Ruszamy dalej ze staraniami. Bo nie ma się co oszukiwać. Chcemy mieć dziecko. I samo się ono nie zrobi. Tym bardziej jestem już nastawiona bo dziś wypada długo oczekiwana wizyta u ginekologa. Jestem bardzo ciekawa co mi powie. Co robimy dalej.

18 września 2018, 15:09

"Wizyta u ginekologa po przerwie"

18dc, 9 cs.

Wczorajsza wizyta u mojego gina miała być decydująca. Jeśli każe mi podejść na spokojnie i tyle to po prostu idę do nowego. Chyba odgadł moje myśli.
Rozmowa. Po pierwsze ucieszyłam się, że w ogóle mnie kojarzył. Potwierdził, że ostatnio jakaś ciąża była. Nie wiem czy to dobrze czy źle. Pytał się jak po ostatnim cyklu ze stymulacją no to powiedziałam, że współżycie było wtedy co trzeba, progesteron był wysoki a ciąży brak. Pogadaliśmy na temat moich mutacji. Chciał jeszcze wyniki wszystkich badań z ostatniej hospitalizacji. Żelazny zestaw dalej brać (acard, folian, B6, B12). Dodatkowo od pozytywnego testu heparyna, encorton, a od teraz jeszcze Wit D. Zestaw jak starej babci - tak mi powiedział.
Plan taki: 6 cykli ze stymulacją aromkiem i ovitrelle. Jak się nie powiedzieć to inseminacja a jak to też nie to in vitro. Nie chcę od razu się nakręcać ale te 6 miesięcy mnie stresuje. Nie wiem czy jestem gotowa na inseminację a tym bardziej na in vitro. Dobra, już nie wybiegam w przyszłość.
Badania: fajnie że zrobił mi cytologię, ogólnie powiedział, że wszystko dobrze wygląda. Zrobił mi usg piersi i co? Mała cysta na prawej piersi ale mam się na razie nie przejmować bo to nic takiego.... hmmm no dobra.
Jestem po owulacji z lewego jajnika. Więc na pewno się nie wstrzeliliśmy ale to może i dobrze bo lepiej jakby było z prawego ( w lewym jajowodzie wcześniejsza ciąża pozamaciczna).
Wnioski lekarza to że "im kobieta piękniejsza tym większe trudności z zajściem w ciąże co w moim przypadku się sprawdza". Miałam mu powiedzieć że wolę być brzydka, a i tak jakąś pięknością nie jestem. Przeprosił za żart, ale nie potrzebnie. Akurat mnie nie uraził wiem, że chciał mnie podnieść na duchu.
Szkoda, że teraz muszę czekać do następnego cyklu z tymi wszystkimi działaniami. Teraz jeszcze mam tylko sprawdzić progesteron za kilka dni.
Ale ogólnie jestem zadowolona z wizyty.
A teraz 6 cykli prawdy mnie czeka. Mam nadzieje, że się uda w końcu.
Teraz to czekanie na @...

26 września 2018, 13:56

"Żyć chwilą"

26dc, 9cs.

Od ostatniego wpisu nasze życie odwróciło się o parę stopni. Kupiliśmy szczeniaka! :) Tak słodkiego Beagle`a. Chociaż wszyscy mi odradzali to trochę przekornie pojechaliśmy i go kupiliśmy. Jest z nami już ponad tydzień. Plusy posiadania takiego słodziaka to:
-chętnie wstaje wcześniej rano (jestem okropnym śpiochem) żeby tylko go wyprowadzić, nakarmić i chwilę się z nim pobawić przed pracą,
-w pracy staram się jak najszybciej uwinąć z pracą żeby jak najszybciej wyjechać z pracy żeby jak najszybciej być w domu :)
-chodzę na spacery albo bawię się z nim w ogrodzie chociaż pogoda nas nie rozpieszcza i mogłabym już spokojnie zacząć mój ulubiony sezon kocykowy z ciepłą herbatką i Netflixem ;)
-Daje dużo radości i zajmuje myśli.
Także bardzo się cieszę, że go mamy. I mogę na kimś rozładować moje "matczyne uczucia". Wiem jak beznadziejnie to brzmi ale trochę tak jest. Oczywiście były już teksty: "Po co Wam pies, lepiej dziecko w końcu zróbcie". Ale niestety mówią to ludzie, którzy nie znają naszej sytuacji. Ale mimo wszystko nie wchodzi się obcym ludziom do łóżka.
Na weekendzie miałam mieć gości znajomych z rocznym dzieckiem. Znamy się dość długo, w tym samym roku braliśmy ślub, oni mają roczne dziecko a my? A my mamy psa. Bałam się tego spotkania. Tym bardziej, że od tej znajomej w przeszłości usłyszałam wiele przykrych słów na temat mojego braku dziecka. Kiedy się jeszcze kumplowałyśmy powiedziałam jej o ciąży pozamacicznej ale nie dostałam żadnego wsparcia a wręcz przeciwnie, niekiedy chamskie wręcz komentarze straciłam do niej zaufanie. Tym bardziej, że jej mówiłam jak bardzo są dla mnie krzywdzące takie teksty. Doszło do tego wiele innych spraw na jej nie korzyść, skrzywdziła nie tylko mnie ale i mojego męża, i naszą przyjaciółkę. Nie muszę mówić, że już się nie przyjaźnią. Ale nasi mężowie są kumplami więc zgodziłam się na to spotkanie. Mój M. od razu powiedział, że jak tylko coś głupiego powie to on już jej powie do słuchu, ale całe szczęście nie było takiej potrzeby. Nasze rozmowy skupiły się tylko wokół ich dziecka. Więc jakoś to przeżyłam. Miałam też stres w związku z piciem alkoholu. Wiedziałam, że jak nie będę pić od razu będą podejrzenia. A nie chciałam kłamać ani się tłumaczyć więc piłam piwo bezalkoholowe. :D Nie zorientowali się i miałam spokój.
21dc robiłam progesteron. Wyszedł 18.9 więc myślę że to dobry wynik. Kolejny plus. 28dc mam zbadać w razie czego betę. Pójdę chociaż objawów żadnych ale dla własnego spokoju zrobię.
Nie nastawiam na pozytywy ale skoro od pierwszego pozytywnego mam brać zastrzyki to lepiej wiedzieć dla własnego spokoju. Jak będzie negatyw pozwolę sobie na grzańca (już alkoholowego) :)
Ostatnio jedna z znajomych urodziła dziecko a druga jest w ciąży. Nie zazdroszczę nie czuję ukłucia żalu. Ale to może dlatego, że nie dotyczą nikogo bliskiego. Powiem szczerze boję się tego, że bratowa męża zajdzie w ciąże albo moja młodsza siostra. Boję się mojej reakcji. Boję się że będę czuć zazdrość a już czasem ją czuję na samą myśl. :( Jestem straszna, wstyd mi za to i chociaż sama się napominam, że powinnam się cieszyć ich szczęściem bo będę to boję się, że zazdrość też temu będzie towarzyszyć.
Ostatnio też właśnie była owa bratowa z 1,5 rocznym synkiem, mój M jest ojcem chrzestnym. Kiedy się z nim bawił i się do niego tulił znów miałam ten ucisk w sercu. Co będzie jak ja nigdy nie będę mogła dać mu dziecka?...
Ehhh... ten wpis był tak pozytywny na początku a zrobił się taki przygnębiający. Lepiej go skończę zanim się całkiem pogrążę w jakiś niechcianych myślach.

28 września 2018, 16:30

Dziś poszłam na badanie krwi. Robiłam TSH bo ostatnio miałam trochę podwyższone i oczywiście betę. Wiedziałam jaki wynik bety będzie Ale bałam się że znów mam złe TSH bo ostatnio trochę miałam dziwne objawy.
TSH 1.44
Beta 8...
Nie wiem co mam myśleć...
Wiem że trzeba powtórzyć badanie. Boje się że znów nie dojdzie do drugiego badania bo dostanę @. Nie wytrzymam chyba do poniedziałku...

Wiadomość wyedytowana przez autora 28 września 2018, 16:31

1 2 3 4 5