X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Potrzeba pisania
Dodaj do ulubionych
1 2 3
WSTĘP
Potrzeba pisania
O mnie: Wieku po mnie nie widac, po moich niezlych wynikach tez nie. Pomimo regularnych wizyt u ponoc dobrej pani ginekolog, ktora usg robila doslownie w trzy sekundy i wizyte konczyla w kolejne trzy slowami: "Wszystko ok, u mlodych kobiet plamienia sa zwiazane z hormonami i to jest normalne", od ponad roku chodzilam z torbielka, ktora plamila od czasu do czasu az wreszcie sobie pekla, powodujac anemie z wykrwawienia. Poza tym wszystko gra. Maz ma tragiczne wyniki, nie nadajace sie nawet do IVF.
Czas starania się o dziecko: Wlasnie mija siodmy rok. Coraz blizej 40...
Moja historia: Czego to ja nie probowalam! Byly liczne badania, monitoringi, stymulacje, laparoskopia, histeroskopia, inseminacje, nawet in vitro. Slynne odpuszczanie, luzowanie, urlopy tez byly. Pojawil sie pies, ktory dzis konczy dwa lata. Byly rozwody, choroby, szpitale, wypadki. Zycie i to pelna para!
Moje emocje: Sa rozne, choc dominuje spokoj i zniechecenie. Ale zaczelam pisac, bo powrocil strach i niepokoj. Nie boje sie tego, ze sie nie uda, przeciez ciagle sie nie udaje. Ale osiagnelam pewna stabilizacje i akceptacje sytuacji. Zblizam sie do 40, wiec boje sie, ze natura zrobi mi psikusa i zamiast menopauzy da to, o co ja poprosilam 7 lat temu. Ciaza po 40? Boje sie, ze nie dam rady fizycznie, borykam sie z anemia, przez ktora musialam zrezygnowac z ulubionego sportu, bo jestem zwyczajnie slaba. Jak wiec mam w tym dziwnym stanie funkcjonowac w ciazy podwyzszonego ryzyka, jaka jest kazda ciaza po 40, skad wziac energie na dlugie 25 lat wychowywania czlowieka, by wyszedl na ludzi?

5 sierpnia 2019, 19:20

Impulsem do rozpoczecia pamietnika jest wizyta kontrolna po peknieciu torbielki u cenionego wybitnego specjalisty ginekologa. Wizyta byla fantastyczna, merytoryczna, rzeczowa, pelna konkretow, jak seminarium z ginekologii. Wyszlam bardzo zadowolona. Jednak po tygodniu dopada mnie stres. Doktor orzekl cykl bezowulacyjny. Taa... Ile to bylo takich historii, a wiekszosc z nich konczyla sie ciaza. No bo skad wiadomo, ze ta owulacja sie nie namysli i nie pojawi? Z opoznieniem, ale jednak bedzie? Moj maz ma bardzo zaawansowana asthenoteratozoospermie, ktora leczy piwem, wiec teoretycznie moge sobie owulowac ile i kiedy chce, fizycznie szans nie ma. Ale to jednak jest natura, wredna, przewrotna natura, ktora calej zenskiej linii ze strony mojej matki funduje na 40 kinderniespodzianki. Mi niewiele do tej 40 brakuje, zatem czas zaczac sie bac. Z kolei zenska linia mojego ojca jest dotknieta rakiem losowo wybranych narzadow. To ja juz wole ciaze niz raka. A jak trafie kumulacje?
Ech, takie mam rozkminy w drugie urodziny mojego psa.

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 sierpnia 2019, 23:16

6 sierpnia 2019, 17:07

Dzieki komentarzom pamietnik zrobil sie interaktywny. Cos jak blog wyglada, to milo. Uprzedzam, ze nie bedzie to typowy belkot staraniowy typu: "oj, tempka spadla, czy mam jeszcze szanse" lub: "jutro testowac czy od razu leciec na bete?". Szczerze przez te lata sporzadzilam moze z piec wzorowych wykresow temperatur, uzylam z 10 testow owulacyjnych, a ciazowe ledwie trzy. Bete robilam tylko w klinice i to tez cale dwa razy: po IUI i po ISCI. Znam swoj organizm, wiem kiedy, co i jak. Pewnie dzieki tej wiedzy jeszcze zyje. Torbiel czynnosciowa pekla w niedziele. Nie chce uwieczniac objawow, po prostu byly nie do pomylenia, wiec z marszu kazalam zawiezc sie karetka na SOR. Potem ginekologia i chirurgia sie mna zajmowaly przez kolejne trzy dni. Postawa mojej ginekolog jest warta notatki. Ta szalona kobieta do konca twierdzila, ze wszystko ok, ze nic nie widzi, ale jednak skierowanie na chirurgie wypisala i to na cito. Nie bede juz do niej chodzic. Polecono mi inna, ktora jak na razie nie zachwyca, bo kontrole po peknieciu zaproponowala na 3 wrzesnia, tylko dlatego, ze jestem nowa pacjentka. Zaplacilam wiec w Polsce prywatnie i mam zamiar te ciezko zarobiona kase od mojego ubezpieczenia odzyskac. Niestety, niemiecka sluzba zdrowia jest nieudolna. Moze ciut lepiej zorganizowano ja niz polska, ale i tu potrzeba zdrowia, by sie leczyc. Przechodzac do meritum: nie czuje palacej potrzeby dzielenia sie kazda zgaga i pryszczem, etap coraz to nowszych, drozszych i dziwniejszych badan oraz nerwowego szukania dziury w calym tez zostal daleko za mna. Prawdopodobnie szanowne czytelniczki zostana uraczone koktajlem emocjonalnym, okraszonym kuriozalnymi scenkami z zycia na emigracji. Mimo to zapraszam do wspolnej lektury.

8 sierpnia 2019, 17:59

Od poniedzialku wracam do pracy i to zajmuje teraz w zupelnosci moje zakrecone mysli. Po cichu liczylam na jakies pozytywne zmiany, ale zostaje wszystko po staremu. Te same falszywe mordy bede znow ogladac przez siedem dlugich tygodni, do kolejnego urlopu. Ogolnie lubie moja prace, tylko z obecnym zespolem wspolpracownikow mi zupelnie nie po drodze. Na kazdym kroku musze udowadniac moje kompetencje, przy czym kompetencje kolezanek i kolegow wolaja o pomste do nieba. Ech, dlugo mozna by opisywac te ciezka jak olow atmosfere. No, ale dobrze placa, warunki sa ludzkie, wiec moglo byc gorzej przeciez. Pewnie pierwszy dzien zbiegnie sie z moim okresem, glupio brac zwolnienie tuz po urlopie, wiec czeka mnie ciezki start. Na pocieszenie oddalam rachunek od ginekologa do ubezpieczalni i szanse na zwrot sa calkiem spore. Takze nastal koniec slodkiej laby, przyszedl czas zakasac rekawy i ciezko zarabiac na chleb powszedni. Zycie, witamy ponownie!

Kilka godzin pozniej:

Milosierny Bog zaplanowal mi okres na jutro, wlasnie poplamilo odrobinke po seksie. Dzieki temu w poniedzialek bede funkcjonowac juz normalnie. Obala to teorie doktora o bezowulacyjnym cyklu. Cykle rzeczone bywaja bowiem dluzsze, a ten idealnie miesci sie w widelkach. Z drugiej strony doktor mowil tez, ze nie widzi cialka zoltego i ze najprawdopodobniej owulacji nie bedzie, ale istnieje mozliwosc, ze byla, tylko slabiutka i cialko zolte sie nie wytworzylo. Tak czy inaczej, w cyklu po torbieli jajniki zrobily sobie przerwe i chwala im za to.

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 sierpnia 2019, 22:48

9 sierpnia 2019, 11:20

Jest okres. Boli i to bardzo, czyli jak zwykle. Lekarze ze szpitala stwierdzili, ze takie bole nie sa normalne (serio?! 🙉) i gdyby nie starania o dziecko, zablokowaliby je hormonalnie. Za taka terapie dziekuje pieknie. Nie chodzi o dziecko, raczej o menopauze. Nie chce jej na sile odsuwac w czasie, jak ma byc, niech przyjdzie sobie sama naturalnie, a nie po chemii. W sumie to moglaby sie pospieszyc. Te comiesieczne bole unieruchamiajace mnie w lozku na caly dzien utrudniaja normalne funkcjonowanie. I tak chwala Najwyzszemu, ze najgorsze wypada dzis, kiedy mam jeszcze wolne, ale ile dni gryzlam w pracy rece z bolu, wie tylko On i ja. W ogole ma chyba znowu ochote testowac moja cierpliwosc, bo bawi sie w kolejne plagi. Ha, jeszcze zyje, jeszcze sie trzymam i ani mysle Cie przeklinac. Odpusc mi juz Boze, przeciez wiesz, ze nic mnie od Ciebie nie odsunie.

Tego samego dnia wieczorem:

Jestem tak umeczona calodniowym bolem, ze az mi niedobrze. Plusem tej sytuacji, czyli cyklu (rzekomo bezowulacyjnego) po torbieli, jest zachowanie mojego starego. Chodzi na paluszkach i bez mrugniecia okiem wykonuje najbardziej wydumane polecenia, typu: "Mam ochote na ciasteczka maslane" lub: "Kolo szkoly rosna sloneczniki, wez nozyk i utnij kilka". Nawet pies dzis wyjatkowo grzeczny, unika konfrontacji z cierpiaca pania i wiekszosc dnia przespal mi w nogach. Dla rownowagi sa minusy. Tu bryluje moja mama. Moj pobyt w szpitalu zbiegl sie z pobytem taty w szpitalu. Jednak u niego to dluzsza i bardziej skomplikowana choroba. Oprocz mamy tate w szpitalu odwiedza jego siostra, kobieta dosc specyficzna w mowie i czynie. Grzeszy glownie slowem, zdania jakie wypowiada na glos w najlepszym wypadku rania adresata do glebi, w gorszym jad rozlewa sie wkolo jak zaraza. Cioteczka znow nieopatrznie otworzyla usta, wywolujac u mojej mamy spazmy placzu. Martwi mnie to, gdyz mama do tego stopnia przezyla ten ostatni atak, ze kompletnie nie pamieta nic z wczorajszej rozmowy ze mna! A wszystko to dzieje sie w Polsce, 1100 km ode mnie. Dopiero co stamtad wrocilam, po weekendzie praca, inaczej jak przez telefon nie pomoge, a i tak mama na drugi dzien nie pamieta rozmowy. Wysylalam ja do psychologa, bezskutecznie. Jak sie wali, to wszystko po kolei, doslownie. Armagedon.

Wiadomość wyedytowana przez autora 9 sierpnia 2019, 21:57

11 sierpnia 2019, 15:30

Nienawidze miec okresu. Jak juz przestaje sie mocno lac i bolec, pojawia sie oslabienie i migrena. Zajadam to paskudne sampoczucie czekolada i chipsami. Na zdrowej diecie ponoc jestem! Nic przetworzonego, nic z cukrem, nic z biala maka podobno nie spozywam. Taaa... Nie dzis. Po drugie podobno regularnie cwicze. A nie, przepraszam, anemia pokrzyzowala piekne plany, od kwietnia na silownie nie zagladalam. Koncze z tym. Czuje sie juz na tyle lepiej, ze jak ogarne pourlopowy grafik, wcisne w niego fitness dwa lub trzy razy w tygodniu, jak za lepszych czasow. Po cos to czlonkostwo oplacam przeciez. Grosze, to grosze, ale jak place, to bede korzystac. Inna sprawa, ze moj pies mnie dwa razy dziennie tak przetrenuje, ze jest lepszy od najdrozszego trenera personalnego. Biceps, triceps, klata, plecy, szesciopak, abs, posladek, dwuglowy, lydka, kazdy miesien intensywnie przy nim chodzi. Do tego biegi, cardio i interwaly, a to wszystko robie z obciazeniem 60kg w pasie (sama waze 56-57kg gora). A potem sie dziwic naglym spadkom mocy i anemii. Ale kocham mojego trenera scisle personalnego najmocniej na calym swiecie!
Chyba ze rano wygospodaruje samotna chwile na wygibasy. Chlopaki pojda na orzezwiajacy spacer, ja w tym czasie pocwicze, wezme prysznic i naladowana pozytywna energia pojade do pracy. Budzik trzeba o pol godziny cofnac.

Nastepnego dnia rano:

Budzik sam sie przestawil, bo trener personalny postanowil zaczac nowy pieski dzien juz o 5:30. Nawet wstalam, ale tylko po to, by dac mu gryzaka i przekrecic sie na drugi bok. Poranna gimnastyka jest stanowczo nie dla mnie! Czekam az wroca z pierwszego obchodu, by zobic kawe i zdrowe sniadanie. Do pracy rodacy!

Wiadomość wyedytowana przez autora 12 sierpnia 2019, 06:21

12 sierpnia 2019, 22:40

Z ojcem gorzej, a brat snuje teorie spiskowe. Ja sie na zmiane wsciekam, denerwuje i placze. Powinnam sie wyspac do pracy, ale najpierw musze zrobic porzadek w glowie. I tak nie odpowiem dzis (czy kiedykolwiek w ogole?) na nurtujace pytanie, dlaczego nagle trzeba bylo podac ojcu morfine i co z tym dalej zrobic. Dopiero w pazdzierniku moge znowu jechac, do tego czasu to moze byc przeroznie. Dzis jest bardzo zle, a jak wyjezdzalam, ojciec probowal ze mna rozmawiac, chcial kartke i dlugopis, bo mowic nie moze przez trachotomie. Dlaczego znowu spi i dostaje tak silne leki? Co tam sie wydarzylo? Brat o prokurature juz rozpedzonymi myslami zahacza, ale jechac do szpitala nie chce. Jest wsciekly i rozzalony, ja zreszta tez. Miota sie bezradnie, nie wie, co robic. Czekac i modlic sie, w tej chwili nic innego nie pozostaje.
Zasiegnelam niezaleznej opinii innego lekarza. Teoretycznie mozliwe jest, ze morfina zostala podana po kolejnej desaturacji spowodowanej proba odpiecia respiratora. Uklad oddechowy ciagle jest niewydolny, wlasny oddech ciagle wspomaga maszyna. Moze ojciec za bardzo chcial sam oddychac, zmeczyl sie, zdesaturowal i dostal mocnych boli. Ma slabe serce do tego, to dodatkowe obciazenie. Boze, daj mu wiecej sily, przeciez musi jeszcze poznac Rotiego!

Wiadomość wyedytowana przez autora 12 sierpnia 2019, 22:44

14 sierpnia 2019, 07:44

Nie ma to jak wstac z piekacym bolem glowy i jechac do pracy po dwoch ibupromach max. Chyba jestem uzalezniona od ibuprofemu, najgorszego leku przy staraniach o dziecko. Nie pamietam, czemu akurat on szkodzi, wazne ze pozwala zyc bez bolu. Nic innego mu nie dorownuje, chyba ze podkradne tacie morfine. W ogole przez jego chorobe moj brat zmienil sie w bardzo pozytywnym kierunku, stal sie jeszcze cudowniejszym czlowiekiem niz wczesniej byl i kocham go bardzo mocno. Szkoda, ze tak rzadko sie widujemy. Pewnie proszac mnie na chrzestna mial inny zamysl w sprawie spotkan, coz, kilometry nawet w dobie lotow za zlotowke sa jednak sporym utrudnieniem.

Wieczor:

Przechwalilam tego mojego jedynego brata. Dzis strzelil babskiego focha giganta, bo nie wracam do Polski. Niewazne, ze od 10 lat mam tu w Niemczech stala prace, obywatelstwo i przytulne mieszkanie, w ktorym wolno trzymac psa rasy niebezpiecznej. Bratu nie pasuje, ze chce mame sciagnac do siebie, za daleko mu. Zabawne, ze on mieszka dokladnie w polowie drogi miedzy mna a rodzicami, wiec dla niego odleglosc zostaje ta sama, tylko w inna strone. On ma to gdzies, do ojca nie jedzie, nie zadzwoni, mamy sie wszyscy wypchac. Brawo. To wszystko dziwnym trafem akurat wtedy wypadlo, gdy poprosilam w pracy o modlitwe za tate i dostalam w pakiecie za cala rodzine. Albo ktos nie modlil sie szczerze, albo sobie Pan Bog znowu w cos dziwnego pogrywa.

Wiadomość wyedytowana przez autora 14 sierpnia 2019, 22:45

15 sierpnia 2019, 16:50

Wystawilam wlasnie staremu walizki za drzwi, kolejny raz. Powiedzial o jedno slowo za duzo, ja strzelilam fochem, on kupil piwo. Po ostatnim ataku byla umowa, piwo albo rodzina. Wybral, co wybral, tylko jak zwykle nie pojdzie to tak prosto. Zaraz beda kolejne awantury, policja itd. Rzygac sie chce. Kiedy on zrozumie, ze nasz zwiazek to jedna wielka pomylka, ze go nie kocham, nie chce, nie pasujemy do siebie. Zero honoru i szacunku chocby do siebie w nim siedzi.
Wiesci ze szpitala przyszly okropne. Generalnie czekamy na koniec. A ten, sama nie wiem, jaki epitet do niego pasuje, klasycznie zamiast wsparcia, wbil noz w plecy, jednym glupim slowem. Albo jest skonczonym kretynem (to po matce), albo chamem prostakiem (to po ojcu), zachowac nie potrafi sie nigdy nigdzie.
Przypomnial mi sie ostatnio nasz pierwszy seks i to, co pomyslalam zaraz po, ze teraz juz wiem, czym jest seks bez uczucia. Bylam wtedy przerazona sama soba, ale jeszcze na tyle mloda i niewyszumiana, ze nie zdawalam sobie sprawy z konsekwencji. Potem padlo kazanie od jego brata, ze to alkoholik i zniszczy mi zycie. "Co ty bredzisz?", myslalam wtedy, "Ja sie tylko chce troche zabawic, slubu nie planuje." Potoczylo sie zupelnie inaczej. Ale uczucie nigdy sie nie pojawilo. Przyzwyczajenie, pozadanie, litosc, ale nigdy milosc. I mecze sie juz pare ladnych lat, nie potrafiac sie z tego wyplatac. Inne kobiety biora torebke i wychodza, ja jestem uparta i wyrzucam jego, a on jak bumerang wraca. Rodzina sie ode mnie odwraca, nie toleruja go i poki z nim jestem, nie chca kontaktow. To znaczy, im chodzi o to, ze niszcze sobie zycie, nie potrafia sie z tym pogodzic, ale pomoc tez nie bardzo. W sumie, jak mi pomoc, sama musze to skonczyc przeciez. I niewazne, ze mentalnie dawno to zrobilam, fakty sa takie, ze on ciagle u mnie mieszka, place jego dlugi i go utrzymuje. To nie tak mialo byc!

16 sierpnia 2019, 19:23

W nocy spalam trzy godziny, bo moja biedna psina o 1:00 dostala biegunki, wiec do 5:00 spacery, mycie, wycieranie. Poranny budzik dzwonil podczas kolejnego spaceru. Nie mam bladego pojecia, z kim zostawic rottweilera z biegunka na czas pracy. Powiedzialam staremu, ze w sumie to powinien wyjsc z domu razem ze mna i szlajac sie, gdzie chce, ale ktos musi pilnowac chorego psa, wiec niech kupi mu wegiel i z nim wychodzi. Wrocilam o 15:30, wykonczona psychicznie praca, w ktorej musialam sie trzymac i myslec o waznych zawodowo sprawach. Z tego wszystkiego nawet obiadu nie zjadlam, az sie mnie pytali, czemu nie jem, to ugryzlam troche chleba ze sniadania z dlugopisem w drugiej rece i myslami o nowym zadaniu. W domu czekal niezly burdel, bo stary gotowal obiad. Na brudnym blacie lezala roza. Wyrzucilam ja razem z reszta jego rzeczy przed drzwi, po tym jak musialam nim z calej sily potrzasnac, by go dobudzic, a na pytanie, czy byl z psem, uslyszalam przeczaca odpowiedz. Na szybko wsunelam druga tego dnia kromke chleba, z czego polowe oddalam psu, po czym slaniajac sie ze zmeczenia wyszlam na spacer. Psina dalej ma ta cholerna biegunke, biedny, nie wiem, jak on tyle godzin wytrzymal! Potem chcialam juz tylko odespac, wlasnie wstalam, zjadlam kanapki i pora juz na wieczorne wyjscie.
Wlascicielka nie zagladala, zamkow nie wymienila. Czuje sie osamotniona i opuszczona, bezsilna i bezradna. A stary jak spal, tak spi. Gdybym zabila go przed slubem, juz bym wyszla.

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 sierpnia 2019, 21:57

17 sierpnia 2019, 11:06

Tylko sadownie mam jakiekolwiek szanse. Sprawa lezy od roku na wokandzie, nie mialam ani srodkow, ani wiedzy, by ja dalej ruszyc. Na szczescie znajomy adwokat jest gotow sie tego podjac. Moje zadanie polega na tym, aby tej sprawy pilnowac, naciskac i ponaglac. Z adwokatem jestesmy na "ty", wiec cala duma i skrupuly laduja gleboko w kieszeni, bede mu teraz zawracac glowe do skutku. Zabawne, ze to wlasnie on jest wlascicielem mieszkania, miedzy wierszami dal do zrozumienia, ze moja wyprowadzka jest im zupelnie nie na reke. Chyba o mnie zawalczy, ale to ja mam w tej walce byc na pierwszej linii ognia. Jego zona robi za bufor bezpieczenstwa, jest w tym wszystkim ta dobra i ludzka twarza. Ma niesamowicie dobre i miekkie serce, on jest spokojny, ale rzeczowy. To, jak i ile pomoga, zalezy tylko ode mnie, a ja juz nie wstydze sie prosic o pomoc.

19 sierpnia 2019, 22:14

Poszlam sobie dzis pierwszy raz w zyciu na joge. W sumie wczesniej cos tam z youtube probowalam, ze dwie asany moze znalam z nazwy, a praktycznie to chyba sporo wiecej, tylko nie wiedzialam, ze to z jogi. Okazalo sie, ze jestem czlowiek guma. Mimo tylu miesiecy przerwy w sporcie, jestem rozciagnieta jak stare stringi. Kazda pozycje wykonalam bez trudu i bez bledu, ba, nawet niektore docisnelam mocniej niz prowadzaca, np. ulubionego motylka. Doslownie milimetry dziela moje kolana od ziemi, za tydzien docisne do konca, dzis nie chcialam szalec tak od razu. Najtrudniejsze jest jednak oddychanie i oczyszczenie glowy. Zrelaksowac sie i o niczym nie myslec to dla mnie niewykonalne. Jest wiec nad czym pracowac i na pewno praca ta wyjdzie mi na zdrowie. Nerwy ukoi, a kobieta zrelaksowana od razu 10 lat mlodziej wyglada. Tylko zebym sie za bardzo nie wyluzowala, bo mnie to tak odmlodzi, ze w pampersach bede musiala chodzic! 🙈

20 sierpnia 2019, 22:40

W nocy okolo 3:00 zmarl tata. Mama dopiero wieczorem mi o tym powiedziala. Pogrzeb jest w piatek, wiec jutro wieczorem wsiadam w smierdzacy autobus, jade pol drogi do brata i stamtad dalej jedziemy razem. Milion przyziemnych spraw zajmuje mi glowe, np. jak wziac wolne z pracy, gdy ustawowo przysluguje jeden dzien, a ja bez przesiadki u brata potrzebuje 14 godzin w jedna strone. Poza tym zastanawiam sie, jak to jest z modlitwami. Wyslalam ich niezliczona ilosc za tate. Bylam w kosciele nawet znowu po kolejnej kilkuletniej przerwie. W pracy tez co najmniej trzy osoby sie modlily. Mama zamowila msze. Wszystko to w proznie. Tym razem nie wysluchal. Dlaczego akurat tym razem? Dlaczego wysluchal, gdy stary lezal po ciezkim wypadku w spiaczce? Modle sie tylko wtedy, gdy wierze, ze bedzie dane. Dlatego nigdy nie prosilam o dziecko, bo ciagle tego jakos nie widze. Wierzylam w przypadku starego i w przypadku taty. Jednemu tak, drugiemu nie. Dlaczego akurat tak, a nie odwrotnie? Jaki sens ma w takim razie wiara w spelnienie, skoro spelnia niezaleznie od wiary? A gdyby tak dla draki rzucic w pusta przestrzen haslo "daj dziecko"? Problem w tym, ze ja tego tak naprawde nie chce, w kazdym razie nie ze starym, wiec po coz kopac pod soba dolek, jeszcze wpadne i dopiero bedzie!

21 sierpnia 2019, 21:56

Jeszcze 10 godzin i jestem w polowie drogi. Nie wzielam nic do jedzenia, bo po co na noc, zreszta mam lekka chorobe lokomocyjna, a tu psikus, zglodnialam. Ciezka noc sie zapowiada, dla Rotusia tez, stary dzwonil, ze juz lezy i patrzy w drzwi biedulek. A tu cztery takie noce przed nim, Boze, jak on sie wyteskni! Ja tez, juz tesknie zreszta.
Mama znalazla w kieszeni taty list pozegnalny, a w jego portfelu moje zdjecia ulozone chronologicznie. Boli serce. Wiedzialam, ze to sie tak skonczy, ale nie przypuszczalam, ze tak szybko. Jak sie z nim zegnalam, powiedzialam: "Do pazdziernika", bo wtedy mialam przyjechac znow. Nie wytrzymal. Probowalam znalezc w telefonie nasza ostatnia rozmowe, ale mam nowy telefon, wiec pokazuje niewiele jeszcze wykonanych polaczen. Na pewno mowil wtedy, zebym zadzwonila do babci na urodziny. Ja opowiadalam, jak Roti bedzie biegal na nowej smyczy po dzialce. Powiedzial tez, ze zrobil porzadek z kontem i ze wszystko, co na nim zebral, jest moje, samochod tez. Bylismy umowieni na wspolne wakacje. Przyjechalam zgodnie z umowa, ale juz do szpitala. Bylam pewna, ze stamtad wyjdzie i ze zjade do Polski sie nim opiekowac. Nie musze. Zostaje mama, ktora chce zabrac do siebie. Juz mi niedobrze, zalozmy, ze to choroba lokomocyjna, wiec sprobuje sie zdrzemnac, poki siedze sama na dwoch miejscach w autobusie.

25 sierpnia 2019, 16:25

Normalnie przeciez byc nie moze. Ledwo swiezy piach przysypal ojca, juz zaczela sie afera ze spadkiem. Podobno jestem jedyna upowazniona, ale chetnych na schede coraz wiecej, paczkuja jak grzyby po deszczu. Oczywiscie prym wiedzie cioteczka o niewyparzonym jezyku, ale nie ona jedna sie pcha w kolejke. Nie wiedza, ze to kolejka po nic, spodziewaja sie jakichs bajonskich sum. Grunt, ze nie ma dlugow do dziedziczenia. O stary samochod, garaz, 20 m2 dzialki i 40m2 mieszkania bic sie nie bede. Ale jest tajemnicze konto w banku, oczywiscie nie szwajcarskim, do ktorego nikt poza mna nie ma dostepu. A ja nie wiem nawet, czy moje pelnomocnictwo obowiazuje po smierci tez, czy tylko za zycia. Dowiem sie tego przy nastepnej wycieczce w rodzinne strony, ktora odbedzie sie w pazdzierniku. Rodzinka przezyc tej niepewnosci nie moze, oni juz by sie chcieli do tej kasy dobrac, a tu taki pech. A jak z jajkiem sie obchodzili ze mna na pogrzebie i stypie, tak mnie wyglaskali i wysciskali, jak malego szczeniaczka z kokardka. Do brata tylko pretensje i roszczenia snuli, a on w tym udzial ma praktycznie zaden. Agusie za to po glowce glaskac trzeba, uspic czujnosc i zaatakowac zza plecow. Ludzie sa w bardzo dziwny sposob sterowalni pieniedzmi. Smieszy mnie to, nigdy pieniedzy nie mialam i miec nie bede, wiec nie rozumiem tej goraczki.
Juz wiem, co ojciec chcial mi w szpitalu powiedziec i napisac. List pozegnalny wcale nim nie byl. To tylko cytat o smierci z jakiegos wiersza. On wiedzial wczesniej, na co sie zanosi, probowal mnie zabezpieczyc jak umial. Czlowiek, ktory na calym swiecie kochal tylko corke, reszta ludzi go niewiele obchodzila.

26 sierpnia 2019, 16:25

Odguzowuje powoli mieszkanie po tym, jak stary zostal w nim na trzy dni sam z psem. Potrzeba nielada talentu, by w tak krotkim czasie wytworzyc taki syf. Pil codziennie, ale zachowywal sie dosc spokojnie, psa w miare ogarnal. Wiecej szczegolow nie potrzebuje, ale jakbym chciala, wlascicielka chetnie zda drobiazgowe sprawozdanie. W pracy po dwoch dniach zaleglosci az nie do uwierzenia, wiec jutro trzaskam platne nadgodziny. Czasowo ogranicza mnie jedynie pies, gdyby nie on, mialabym co robic do wieczora.
Nie bylo mnie raptem trzy dni, a czuje sie jakbym wracala po trzech miesiacach. Wszyscy wytesknieni i miliard nieogarnietych spraw. Bez przesady ludzie, ja nie jestem czlowiek orkiestra od wszystkiego, odrobina samodzielnosci dobrze wam zrobi. A co zrobicie, gdy umre? Pol Niemiec stan kleski zywiolowej oglosi, bo beze mnie sobie nie poradza. Przeciez to jest niedorzeczne. Na cito potrzebuje porzadnego urlopu lub chociaz kilku glebokich oddechow. Joga powinna dac rade choc na chwile, ale zeby zrobilo mi sie naprawde dobrze, musialabym cwiczyc codziennie przez miesiac. Na taki luksus jednak mnie nie stac.

29 sierpnia 2019, 21:54

W tym tygodniu udalo mi sie wybrac na joge i na zumbe. Mialam w ambitnych planach jeszcze fitness, ale odpuscilam. Znowu cos mi jest, tym razem to gesty katar, w dodatku z krwia. Az sobie przysiadlam na chwileczke podczas zumby. Slabe to, ale i tak jak na polroczna przerwe nie mam wcale takiej tragicznej kondycji. Jednak moj psi trener spisuje sie na medal pod tym wzgledem, pod innymi tez zreszta.
Kwestia spadku powoli sie klaruje. Moja kochana mama zalatwia jak najwiecej sie da, zeby ulatwic mi zycie. Koszty mnie troche przerazaja, samo rozpoczecie postepowania jest dosc drogie. Zdawalam sobie sprawe, ze bede musiala dolozyc do interesu, ale zeby az tyle, to lekki szok dla mnie. Skad te kase wyczaruje, pojecia nie mam. Za to stary na jakiejs planecie marzen zyje. Planuje mianowicie wypasiony urlop z okazji przymusowej wycieczki w sprawie spadku w pazdzierniku. Nie ogarnia, ze go ze soba nie zabieram do Polski. Malo tego, licze na to, ze sad do pazdziernika juz jakas decyzje w jego sprawie wyda, adwokad napisal, co trzeba. Ale bedzie zaskoczenie. Caly wygodny swiat mu nagle z hukiem na glowe spadnie. Szczerze czasem jeszcze sie waham, czy to konsekwentnie kontynuowac, ale potem patrze jak chleje i watpliwosci znikaja.
Sily daj Panie i zdrowia, reszte sama ogarne.

3 września 2019, 14:11

Wstalam rano i zemdlalam z bolu. Tak zaczal sie tym razem cykl . Mialam od dwoch miesiecy umowiona na dzis wizyte u polecanej przez wszystkie okoliczne Polki ginekolog. Polezalam wiec chwile w lozku i stary na ochotnika mnie zawiozl. W miedzyczasie z pracy dzwoniono do mnie ze sto razy, wyslano z dwiescie maili. Nawet nie mialam sily odebrac telefonu. Wysiedzialam sie ponad godzine w poczekalni z krwotokiem miesiaca. Wizyta smiechu warta. Badania nie bylo, bo okres. Dowiedzialam sie, ze na ten bol medycyna jest bezradna, moge brac ibuprofem albo tabletki antykoncepcyjne. Dostalam ulotke i wyslano mnie po zwolnienie do lekarza rodzinnego, specjalista niemiecki nie wystawia zwolnien. Jedna wielka zenada. A na forum tak dziewczyny ta niemiecka sluzbe zdrowia zachwalaja. Czy mam az takiego pecha w zyciu, ze trafiam na nieudolnych lekarzy, czy raczej opisy forumowe sa monco przereklamowane, nie gra to w tej chwili zadnej roli. Leze na kanapie obstawiona ibuprofenem (dzieki ci Polsko za 600 bez recepty) i nospa, zwolnienie mam do jutra. Tradycyjnie odwiedze przy okazji wycieczki w sprawie spadku tego fajnego lekarza w Polsce. Mysle o laparoskopii. Jest mi cholernie przykro, ze w tym kraju tak podchodzi sie do pacjenta, ze musze leczyc sie w Polsce prywatnie, mimo uczciwego oplacania niemieckich skladek. Mam serdecznie dosc zycia z bolem, ktory odbiera cala radosc zycia i robi ze mnie raz w miesiacu kaleke. Jesli powoduje go endometrioza, chce juz o tym wiedziec i moc z tym walczyc. Przeciez ibuprofen nie rozwiaze problemu, on go tylko chwilowo maskuje. Pora na kolejna dawke.

4 września 2019, 13:40

Dzien zwolnienia. Leze i cierpie. Zastanawiam sie, czy jutro nie isc jeszcze raz do rodzinnego i nie przedluzyc zwolnienia. Nie chce mi sie nic robic, zreszta bol nie pozwala. Najgorzej jest przy wyproznianiu. Siedze i placze z bolu, ucisk na jelita az powoduje mdlosci. Jak to nie jest endometrioza, to moj pies nie jest rottweiler. Nawet nie mam sily z nim isc na spacer i musze sie starego prosic. Moze to bez sensu, ale co ja zrobie, jak on sie naprawde wyprowadzi? W sensie, co z psem w przypadku mojego spadku mocy. Do hoteliku go bede musiala oddawac. Niestety kazde takie oddanie spowoduje naderwanie wiezi i wymusi prace za kazdym razem od poczatku. Wiem, to tylko pies i takie tam, ale dla mnie on naprawde bardzo wiele znaczy, moze nawet zbyt wiele. Poza nim nie mam nikogo. Mama i brat mieszkaja daleko. Odkad jest pies, praktycznie moje zycie ustawiam pod niego. Tak bylo z mieszkaniem, tak jest z urlopem, nawet z praca. Stary tez jest potrzebny wlasnie do wychodzenia awaryjnego z psem, znosze jego obecnosc wlasnie z tego powodu. Pewnie to sie kwalifikuje na porzadna terapie u psychologa, bo mam zaburzone priorytety. Z drugiej strony przejawem czlowieczenstwa jest to, jak sie traktuje zwierzeta i czy jest sie odpowiedzialnym za to, co sie oswoilo. Czy mozna byc za bardzo odpowiedzialnym?

6 września 2019, 13:11

Przedluzylam zwolnienie do konca tygodnia. Bole przeszly na tyle, ze bylam w stanie troche posprzatac i dzis wybiore sie tez z psem na spacer lub nawet dwa. Niestety nie odpoczelam zbytnio, bo stary tez wzial wolne, zeby mnie wozic po lekarzach i wyprowadzac psa, do tego sasiedzi remontuja mieszkanie i podworko. Halas niesamowity sie przy tym tworzy. Takze warunki do rekonwalescencji srednie, ale chociaz sobie polezalam, ile chcialam. Podjelam decyzje o laparoskopii tu w klinice. Bylam juz raz na takim zabiegu przed IVF i sama procedure wspominam milo, dojscie do siebie rowniez odbylo sie ekspresowo. To, co wtedy znaleziono, nie przeszkadzalo w podejsciu do IVF, jednak z biegiem czasu przeszkadza w normalnym zyciu, poza tym podejrzewam ekspansje choroby. Jestem gotowa na usuniecie ognisk, moze byc laserowo lub klasycznie, wszystko mi jedno. Z tylu glowy mam swiadomosc, ze to dolegliwosc juz na cale zycie, ze po zabiegu bedzie konieczna dieta oraz ze sytuacja moze sie powtarzac. Z drugiej strony metrykalnie juz tak wiele czasu chorobie na szalenstwa nie zostalo, co zdazy spustoszyc przed menopauza, to jej, ale czuje, ze wygram, bo artyleria przygotowana, teraz laduj bron i cel pal.

Wieczorem dluzsza rozmowa z moim bratem w sumie na temat spadku, weszla na moja endometrioze. Skad on ma tak dokladna wiedze w temacie, nietrudno zgadnac, ma zone polozna. Ale nie musi sie tym interesowac, to nie obowiazek, a jednak zainteresowany i poinformowany jest. Chwali sie taka postawa. Dostalam porcje zrozumienia i wsparcia z zupelnie nieoczekiwanego zrodla. Wzruszylam sie. Jakos tak mi lepiej, mniej samotnie z tym wszystkim. Najzabawniejszy watek dotyczy metod leczenia choroby: wedlug mnie to menopauza, wedlug brata ciaza.

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 września 2019, 22:31

9 września 2019, 17:57

W sobote czysto, myslalam, ze juz po okresie. Az tu wczoraj znowu bole i skurcze, tradycyjnie najgorsze podczas "dwojeczki" z promieniowaniem na krzyz, uwienczone czerwonoczarnym plamieniem. Zastanawialam sie powaznie, czy isc dzis do pracy, ale z nospa dalam rade. Jestem tak padnieta, ze odpuszcze joge i spedze reszte wieczoru przed tv. Do tego pies ma biegunke i katar, chodzi osowialy, nie je, zabrudzil kanape, na ktorej na szczescie lezal koc obleczony w stara poszewke. Trafil wlasnie w ta posciel, wiec duzo sprzatania nie bylo, tylko posciel do wyrzucenia, koc do pralki i gotowe. Madry Rociu, mogl zalatwic sie doslownie wszedzie, wybral miejsce najlatwiejsze do ogarniecia.
Brzuch ciagle muli, ale wkladka czysta. Mialam dzwonic do kliniki w sprawie laparoskopii, jednak z pracy to niewykonalne, po pracy zakupy i spacer, dopiero mam chwile popatrzec w telefon, ale na sluzbowe rozmowy juz za pozno. Jutro tez z czasem slabo, moze sroda-czwartek dam rade zadzwonic. Tymczasem zmywam makijaz i odpoczywam.
1 2 3