X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki nadzieja umiera ostatnia - rak szyki macicy - co dalej???!
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
nadzieja umiera ostatnia - rak szyki macicy - co dalej???!
O mnie: Mam 31 lat, jestem szczęśliwą mamą dwóch córek i żoną wyjątkowego faceta ;)
Czas starania się o dziecko: 12 cs po poronieniu (puste jajo), 10 cs po ciąży biochemicznej, 3 cs po przerwie
Moja historia: Właśnie sobie zdałam sprawę, że odkąd zapragnęłam być mamą minęło kilka miesięcy temu 10 lat!! szok, bo ja się wciąż czuję taka młoda ;P Pierwsza ciąża zdarzyła się nam tuż po ślubie- no bo jakże mogłoby być inaczej? Jest chłop, papier mamy, więc hop siup i dziecko zrobione :) I tak w 1 cs powstała Oliwka:) Po trzech latach, po obronie mgr to już znów było wolno, więc rozpoczęliśmy działania. No właśnie działania, nie starania, bo wtedy jeszcze też nie wiedziałam za wiele o dniach płodnych, termometrach itp. Piękny lipcowy wieczór, koncert Rihanny w Gdyni i jest! za 9 miesięcy rodzi się Nadia :D Od tamtego momentu byłam przekonana, że no more kids! :P (Miałam okropne ciąże, ale to może kiedyś opiszę), ale, że większość koleżanek w moim wieku dopiero zaczynała przygodę z macierzyństwem to i mnie coś tknęło.. może baby no.3? Skoro ja mam już 2 córki, to może temu mojemu chłopu gatunek spróbować przedłużyć?:) no i się zaczęło... Pech chciał, że przez te kilka lat wujek Google się rozwinął i zaczęłam się uświadamiać, co na serio uważam, że działa na moją niekorzyść. W grudniu 2017 ostatnia @, zachodzę w upragnionego kropka! DOKŁADNIE 21 dc 10.01.2018!!!, a 22.01 magicznie test daje II !! o happy day! Już widzę łóżeczko w nowo wyremontowanej sypialni, prawe obkupuję baby na posezonowych wyprzedażach. Pierwsza wizyta-wiadomo nic nie widać, za wcześnie (beta 128, co ja sobie myślałam?) L4 bez problemu ze względu na poprzednie komplikacje, w pracy bezproblemowo-chwilo trwaj!) Druga wizyta - pęcherzyk w macicy, nie ma zarodka- no ale przecież nie musi być, bo miałam późno owulacje!-tłumaczę mojemu kochanemu lekarzowi, który i tak wie swoje, no ale moja owulacja nie jego, więc karze przyjść za tydzień. Oznaczam betę - ponad 50tyś (łoł), potem powtórka coś ponad 80 tyś - za mało? nie wcale nie! przecież ok 10 tyg wcale nie musi się podwajać. I tak po kilku dniach trafiam na ip - brak zarodka- puste jajo- łyżeczkowanie-KONIEC. Uwierzcie mi, że do dziś nie rozumiem, przecież mam 2 zdrowych dzieci, bez większych problemów, a tu co? No nic, trzeba odczekać 6 miesięcy.. no tak, ale wuja G mówi, że w sumie to 2, a nawet znajduję, że lepiej odrazu.. Ok , pierwsza @ przyszła, więc się oczyściło- działamy! No to na 2 razach się zaczęło i skończyło, mój najwspanialszy mąż zmienił zdanie!!! Nie ma szans, przed połową cyklu to już byłby cud nad Wisłą.. ale jako świadoma matka, przed planowaną alko imprezą robię test, by kropkowi nie zaszkodzić i co? II - zielono!! szzok!! lecę na betę - 35 - trochę mało, ale zawsze jest! po dwóch dniach robię test, tak na pamiątkę, żeby nie wklejać później do albumu cienia cienia, tylko piękne, tłuściutkie krechy.. i co? znowu cienie? coś jest nie tak? jeszcze 2 dni, wiadomo nie z porannego i na pewno za dużo wypiłam, więc powtórzę i co? znów cień cienia.. wtf?! lecę na betę - 11 - ciąża biochemiczna, aha..ale jaka ciąża?? KONIEC.. Mąż najwspanialszy na świecie stanowczo kończy starania.. i tak w tym postanowieniu żyjemy, aż do wrzenia:) po małych namowach jednak kapituluje i znów zaczynam znajomość z OF, namiętnie robię testy owu i nie mniej namiętnie doszukuję się cienia cienia na testach ciążowych.. Tak już 3 cykl -na pewno ten będzie udany!
Moje emocje: Pełna euforia z poplątaniem "szlag mnie kiedyś trafi" i nadzieją oczekując zieloności kropka na kolejne 40 tygodni :)

19 marca 2019, 18:27

Miałam pisać dość systematycznie, ale jakoś nie wyszło...
Kropka jak nie było, tak nie ma, a czy w ogóle będzie??!
Zacznę od początku.. Ostatnio pisałam, że znów rozpoczynamy starania. Mężuś jednak się zgodził ze mną co do słuszności tworzenia nowego potomka :) o alleluja!! I pięknie. Od października nie ma wymówek- jedziemy po całości. W listopadzie udaje mi się dostać na NFZ do cudownego lekarza z Bydgoszczy, który tylko raz w tygodniu przyjmuje w naszym mieście, i do którego lista na rok zamknięta jest już z początkiem stycznia. Lekarz fantastyczny, profesjonalny, a przy tym stwarzający atmosferę zrozumienia - pobiera cytologię, robi USG - piękny pęcherzyk 20 mm i przykaz serduszek na najbliższe dni. Pełna euforii wracam do domu, do normalności czekając II kresek przez kolejne 14 dni. Ku mojemu zaskoczeniu zamiast pozytywnego testu otrzymuję telefon z przychodni, że Pan Doktor chciałby mnie widzieć. Wynik cytologii nie jasny, ale nie jest zły - ASC US. Dla pewności wysyła mnie do Bydgoszczy do Polikliniki na kolposkopię. Wizyta za miesiąc - wycinki pobrane i test na HPV - ??! WTF??!! No nic trzeba czekać, choć Doktor mówi, że to nie jest zły wynik. Wizyta umówiona na 5.03, ale przeciwwskazań do ciąży nie ma, to znów pełni nadziei nie zaprzestajemy starań.. No nic do marca czas leci jak szalony, ciąży nie ma, ale za to pojawia się wymarzona oferta pracy, nawet się nie waham, żeby ją przyjąć. Od czasu kiedy skończyłam studia marzyłam by tam pracować, a teraz wiem ,że przez to będę musiała zawiesić starania... KUR... dlaczego to tak zawsze jest, że nie można mieć wszystkiego tego czego pragniemy?? No dobra, udaję, że jestem dorosła i wiem co robić, pomimo tego, że w środku wszystko krzyczy! ok . popracuję kilka miesięcy i wtedy zaciążę.. Jeszcze tylko odebrać wyniki. Plan ułożony. Działamy.
05.03.19 wynik HPV - dodatni - genotyp 16 - wysokoonkogenny; wynik histopatologiczny : CIN 3. Diagnoza : Rak szyjki macicy in situ. TA DAM!!! Pamiętaj : JAK CHCESZ ROZBAWIĆ PANA BOGA, TO POWIEDZ MU O SWOICH PLANACH!!
Na drugi dzień mam się stawić na komisję, która zadecyduje co dalej. Komisja w składzie chirurga ONKOLOGA przedstawia sytuację i podejmujemy decyzję, że życie jest najważniejsze, mam przecież już dwójkę dzieci więc wycinamy wszystko razem z moją chęcią, wielkim pragnieniem i marzeniem o 3 dziecku. To moja decyzja- strach o moje życie i zdrowie na chwilę przysłania wszystko inne. Operacja za 6 dni.
Zjawiam się w Centrum Onkologii w poniedziałek, tych 6 dni nie pamiętam za dobrze, jestem gotowa?? na to co ma być. Opieka fantastyczna, sam szpital jak hotel, normalnie all inclusive. Przychodzi "mój" chirurg onkolog na rozmowę. Uświadamia mnie jaka była moja decyzja, mówi, że jestem młoda, że mam jeszcze wiele lat na decyzję o dziecku, że taka decyzja jest nieodwracalna i proponuje KONIZACJĘ. Operację oszczędzającą, która prawdopodobnie ma wystarczyć i dać szansę na wyleczenie i na urodzenie dziecka!!! o alleluja miód na moje uszy! Tak Tak Tak - zgadzam się bez wahania, przecież zawsze można wyciąć wszystko później jeśli, by się miało jednak okazać, że jest to konieczne.. Pfu Pfu Pfu!!!
Mija właśnie tydzień od operacji - czuję się fatalnie fizycznie - obolała i bezsilna, ale psychicznie świętuję. Mimo wszystko cieszę się, że ktoś dał mi nadzieję i że jeśli się wszystko uda, to decyzję o 3 dziecku podejmiemy MY, a nie jakiś tam rak!!