X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Ze*ram się, a nie dam się. *No i jest 💪 ❤️
Dodaj do ulubionych
1 2
WSTĘP
Ze*ram się, a nie dam się. *No i jest 💪 ❤️
O mnie: Znakomity rocznik - katastrofy w Czarnobylu. Urodziłam się pół roku po niej, nie świeciłam, ale miałam pomarańczowe włosy ;)
Czas starania się o dziecko: 23 miesiące - w 7 cs - ciąża biochemiczna
Moja historia: Odkąd sięgam pamięcią - chciałam być Matką. Tylko Stary błąkał się po świecie stanowczo za długo zanim mnie znalazł. Gdy w końcu ochoczo przystąpiliśmy do realizacji planu stworzenia Super Człowieka, okazało się że Życie powiedziało głośne pfffffffff. Wydaje się, że medycznych przeciwskazań do poczęcia brak. W ostatnim miesiącu pojawiło się podejrzenie PCOS - a podwyższone androgeny przybiły diagnozie piątkę (choć obraz usg wrócił do normy i owulacje występują miesiąc w miesiąc). Z mutacją Mthfr homo i PAI hetero i torbielą 14 mm od momentu ciąży biochemicznej. Plemniory Starego w porządku. EDIT - lipiec 2020: dupa, nie w porządku. HBA 77%, fragmentacja DNA 28% - także DZIEŃ DOBRY. EDIT - listopad 2020: fragmentacja DNA 14% :D :D :D :D
Moje emocje: Zmobilizowana, spokojna i paradoksalnie - bardziej ufna, niż jeszcze pół roku temu. (co w sumie zupełnie nie pasuje do mojej typowo skorpionowej natury).

15 czerwca 2020, 00:00

21 dc, 8 dpo
Rany, tyle pamiętników zapisałam w swoim życiu, że powinnam zajmować się tym zawodowo. Odkąd pamiętam pisanie mi pomagało w przeżywaniu życia, choć i na język nie choruję ;)
No, ale do brzegu.

Cykl - w mojej dość realistycznej ocenie - nieudany. Ano dlatego, że w udanym, po owulacji zaczęły naparzać sutki i tak już mnie dręczyły aż do zobaczenia wyśnionych 2 kresek. Teraz, po pregnylowym zastrzyku przyszła owulacja, która mnie wręcz złożyła w pół - następnie sutki też dały o sobie znać. Po jakichś 3-4 dniach - przestałam jednak odczuwać, że w ogóle mam cycki. I tak sobie mija czas, codziennie dzień zaczynam Ovarinem i Glucophage oraz zamiennie Clexane lub Acardem. Jestem strasznym czerstwiakiem, bo wraz z odejściem bólu sutków - odeszła też mobilizacja na zastrzyki. Ale! powiedziałam A to trzeba wyrecytować resztę alfabetu, bo przecież w końcu to przyniesie efekt, co nie?

W głębi serca myślę sobie, że metformina z heparyną to będzie ten złoty składnik, którego dotychczas brakowało. Że max 3 cykle i będzie po robocie.

A co jeśli nie będzie?

Wiadomość wyedytowana przez autora 15 czerwca 2020, 06:02

7 lipca 2020, 21:05

16 dc, 4 dpo

Prawie miesiąc przerwy. Tempo pisania zawrotne! :)
Oczywiście okres przyszedł. Już nawet nie wyobrażam sobie, że mógłby nie przyjść. W końcu jednak nastąpił jakiś tam krok naprzód - bo Stary zrobił rozszerzone badanie nasienia (chociaż podstawowe bardzo git, morfologia wyszła raz nawet 28%). No i zonk - hba 77% (jeszcze ujdzie) ale fragmentacja DNA plemnika 28%. Tak coś podejrzewaliśmy, że chłopaki nie ogarniają, no i mamy potwierdzenie. Z tego względu - skoro naparzam własne owulacje - zrezygnowałam z Lametty. Dajemy sobie czas do jesieni.

Lubię jesień. Nie obrażę się jak da mi prezent w postaci Dziedzica.

Jeśli nic się nie wydarzy, ruszamy z in vitro. Czuję... może to dziwne - ale radość. Daaaamn, podjęcie tej decyzji, wyznaczenie tej granicy, to był hardkor jakiś. A gdy już się to wypowiedziało na głos, to tak miło nagle i spokojnie w sercu. Jako człowiek-plan - mam plan. Stary był dziś u dietetyka, umówiony jest do androloga, wrócił do większej aktywności fizycznej i żre suple tak, że powinien świecić. Ja z kolei zapisałam się na jogę, chodzę do fizjoterapeutki uroginekologicznej i rozciągam takie miejsca, o których istnieniu nie miałam pojęcia ;) Jestem otwarta na wszystko, co przyniesie los. Pewnie do czasu aż druga faza cyklu wjedzie na grubo, a spadający progesteron jak co miesiąc obije mi gębę. No ale! póki co - jest git.

A! w tym cyklu seks był JEDEN, po wizycie u gina, który powiedział " właśnie pękło! dosłownie przed chwilą! działać!" Skoro jajco wyszło z tego, gdy mieliśmy akcje idealnie przed owulacją, to NA PEWNO wyjdzie "po czasie" ;) Tego cyklu więc samozwańczo nie liczę nawet do starań. Także tak.

Wiadomość wyedytowana przez autora 7 lipca 2020, 21:06

11 lipca 2020, 10:42

20 dc, 8 dpo

Jak tu się odpowiada komentującym? 😅 Totalnie nie wiem!

Edit: a jednak wiem :)

Kłują jajka, na zmianę.
Stary zmobilizował się i kupił karnet na basen. Co szokujące, otworzył się przed kumplami, od dwóch usłyszał, że mieli ten sam problem. Poszerzył wiedzę o in vitro CHOCIAŻ jest pewny jak budu dudu, że nam się trafi ciąża naturalna.

Mhhhhm.

Ja dalej chodzę na jogę, ogarniam dietę. W tym miesiącu pierwszy raz od chyba 1,5 nie mam w domu żadnego testu. Mając allegraki to już był ten czas, gdy zaczynałam zabawę w cienie. A teraz mi się nie chce...

Aktualnie nie mam żadnych skonkretyzowanych planów. Cel długofalowy jest, ale jakby wszystko mi opadło. Nie jestem smutna, ale zrezygnowana. Cóż, life goes on!

Wiadomość wyedytowana przez autora 11 lipca 2020, 10:50

16 lipca 2020, 22:20

4 dc
TAK! CZWARTY DZIEŃ CYKLU.
Poprzedni cykl trwał... 21 dni. Najkrócej w moim całym okresowym życiu. Przeraziłam się konkretnie.
Później był ciąg dziwnych zdarzeń.
Dla świętego spokoju zrobiłam w tym 21 dc test, żeby wykluczyć ewentualne nieprawidłowości - mając potężne krwawienie i co? I Facelle słupkowy, bydlak bezczelny, pokazał naprawdę konkretną kreskę. Miałam już w swojej historii tyle fałszywych cieni, że w tym momencie jeszcze nie wpadłam w panikę, że pozamaciczna. Niestety następnego dnia miał mnie uspokoić bezwzględny Pink... który również pokazał cień - PIERWSZY RAZ. I wtedy mi serce stanęło trochę. Na betę i proga dotarłam z prędkością znacznie wyższą, niż dozwolona w terenie zabudowanym...

Wynik: beta negatywna, progesteron 0,8. Także kamień z serca. Nie ma ciąży, kij tam - nie ma ciąży pozamacicznej!

Także tak. Może aktywność fizyczna mi skróciła cykl. A może tak po prostu się stało, bez większej przyczyny. Pamiętam, że w 2019 miałam w marcu takie kuku - wtedy cykl trwał 24 dni. A dwa miesiące później byłam przez chwilę w ciąży. Może to taki mój prognostyk przed pozytywną betą? :P (Nie wiem jaki to rodzaj choroby, ale trzymam się takich zaklęć, jak pijany płotu)

21 lipca 2020, 23:26

9 dc
Przypomnę: morfologia - maj 2019 r. - 4%, lipiec - 11%, październik - 28%. Ruch w normie, wszystko kurna w normie. Ilość, koncentracja porządnie powyżej normy.

Czerwiec 2020 r. - Fragmentacja DNA - 28%, HBA - 77%

Lipiec 2020 r:
Urolog nr 1 - daje wszelkie skierowania (w tym na usg jąder) i palpacyjnie NIE wyczuwa żylaków.
Urolog nr 2 - robiący usg dziś stwierdza - żylaki powrózka nasiennego III stopnia.

KURTYNA.

W piątek androlog - bo po rozszerzonych wysłałam na badania wszystkich hormonów świata i umówiłam wizyty. Nie wiem - może znaleźliśmy przyczynę. Ale takie parametry przy takich żylakach? W T F? Na operację nastawiamy się bez cienia wątpliwości. Może pomoże. Oby nie zaszkodziło.

I mam ochotę nakopać do dupy wszystkim fantastycznym lekarzom, którzy na moje milion pytań z serii "czy aby na pewno mąż nie musi sprawdzać dokładniej siebie, skoro u mnie wszystko w zasadzie gra, a ciąży nie ma" odpowiadali" "absolutnie nie". Gdybym siedziała czekając na cud, przy takich żylakach za jakiś czas mogłoby już nie być żadnych szans. Ja w sumie nawet nie wiem czy teraz są. Rozszarpałabym, serio.

Wiadomość wyedytowana przez autora 21 lipca 2020, 23:28

26 lipca 2020, 21:18

14 dc

Cuda na kiju.
Byliśmy u androloga w Wawie. Bardzo dobre zrobił wrażenie i jest naprawdę polecany. Uznał, że przy wynikach podstawowych nasienia Starego i wynikach hormonów - żylaki 3 stopnia NIE MAJĄ ZNACZENIA (:O) Fragmentacja 28% faktycznie do poprawy - ale antyoksydantami i ruchem. Aezu. Średnio w to wierzę. No ale! 3 mce będziemy tak działać. Jesienią Stary powtórzy badania. Zobaczymy.

Plan na mnie: laparoskopia diagnostyczna, Paśnik i lekarz sugerował inseminację, ale ja w tę metodę nie wierzę zupełnie. Także do jesieni postaram się wybadać te wszystkie cytokiny i inne zaklęcia magiczne (na tę chwilę wiem o subpopulacjach limfocytów, o tych cytokinach właśnie, może o kirach - ale nie wiem gdzie, co, jak i za ile).

A tak serio, to już mi się nic nie chce. Kwas foliowy łykam jak sobie przypomnę, acard zakurzony, mam wakacje, smażę kuper, jem kartacze i tyle. Muszę uradować swoją banię, bo już doszłam do ściany. Lekarz powiedział - "Widzę, że zrobiła sobie Pani już naprawdę chyba wszystkie badania (poza immunologią) - ale wyniku kortyzolu nie widzę ;>" - i dodał "chyba byłby dość wysoki, co?" I może ma rację. Od pierwszego miesiąca starań mam dosłownie sraczkę. Osiągnęłam już prawie doktorat z ginekologii, endokrynologii, diabetologii, andrologii a niebawem będę fizjoterapuetką i joginką :P

A może czas znowu być po prostu SOBĄ sprzed 1,5 roku, hm? How about that?

28 lipca 2020, 22:32

16 dc
Bolą sutki, czyli owu była. Seksu jak na lekarstwo. Ale dajemy sobie czas na oddech. Zamiast wywalać kasę na lekarzy - wywalę kasę na wakacje. Dziś zarezerwowałam i zamierzam wypocząć konkretnie! :) I z każdym dniem mam coraz lepszy humor. Byle okres mnie nie zaskoczył jak ostatnio, bo to już faken będzie przegięcie!

Idzie burza, kocham burze ❤️

30 lipca 2020, 23:08

18 dc

Cycki dalej bolą. Rozważam nawet wzięcie luteiny. Nie chcę mieć takiego cyklu jak ostatnio, 21 dni i po temacie :/

W tle leci serial. Dialog:
- Doula prowadzi rodzącą przez poród!
- wow! to taki waginalny Gandalf!

:D

Dobrej nocy :)

5 sierpnia 2020, 23:23

24 dc

W 20 dc miałam masakryczne skurcze w dole brzucha. Przeraziłam się, że przyjdzie okres i moje cykle okażą się naprawdę totalnie krótkie. Ale magnez i nospa pomogły. No i okresu jeszcze nie ma. Ale dziś już tak mnie boli głowa, że przybycie dziadówy za rogiem.

Z nowości: cycki bolą niemiłosiernie. Ale to pewnie z odstawienia wszelkich form progesteronu. Kiedyś, w czasach "sprzed luteiny" też bolały.

Jeszcze ze dwa dni chociaż... i długość cyklu będzie git.

14 sierpnia 2020, 10:21

7 dc.

Poprzedni cykl trwał 26 dni. Całkiem już elegancko.
Nic mi się już nie chce. Nie ma wielkiego smutku, ale niechęć. Mam wizytę we wrześniu w sprawie laparo, w październiku u Paśnika, ale sama nie wiem po co to robię. Tak bardzo boję się zacząć badać immunologię... w ogóle chyba powinnam się za to brać, żeby pojechać do niego z kompletem wyników, co nie?

Za tydzień urlop. Tej myśli się trzymam :)

15 października 2020, 09:25

2 dc, 22 cs, 15 cs po cb

No cześć. Długo mnie nie było i trochę nowości na koncie.
Ruszyliśmy z badaniami immuno, poznałam doc. Paśnika, poziom nerwów przebił sufit - bo jednak to już takie wyniki, które rozszyfrowuje się jak magiczne zaklęcie.

Ogólnie: haplotyp BX, kiry implantacyjne - wszystkie obecne, komórki NK 22% - co przy takich kirach jest bez znaczenia wg docenta = przy in vitro na tę chwilę bez accofilu.
Dalej: cross match - 17% (chyba do 30% jest ok, więc poronienie nie spowodowało, że uodporniłam się na Starego).
Czekam na wynik cytokin i ANA3. Bez względu na wynik - na ten moment nie biorę pod uwagę szczepień limfocytami. Nie zarzekam się, że never never, ale póki co - nie chcę. (Edit: odebrałam właśnie ANA3 - wynik prawidłowy).

21.10 mam z kolei histeroskopię i sprawdzę jak się ma moja macica. I dlaczego żaden wredny, mały Człowiek nie chce w niej zamieszkać!
A po histero jakieś 2 mce i jedziemy z in vitro. Nie będę się już pierdzielić z tym wszystkim, chcę w końcu po 2 latach myśleć w ciągu dnia o czymś innym niż "który to dzień cyklu i czy czas na seks, bo owulacja". Bo tak właśnie - moja spontaniczność "seksowa" padła. Nie ma jej. Null.

Także jeśli ktoś ma pół kciuka, niech zaciśnie za mnie na najbliższe dni. Mam wrażenie, że odhaczę już wszystko, co było możliwe do zbadania i niech się dzieje wola Nieba. Ot co.

Wiadomość wyedytowana przez autora 15 października 2020, 11:58

17 października 2020, 20:51

Chciałabym być głupsza, wiecie?
Myśleć, że ciąża to po prostu: włożył, wyjął, 9 mcy i heja
Ale niestety. Przez dwa lata zgłębiłam już wszelkie zakamarki wiedzy ginekologicznej i wiem jak cholernie dużo może pójść nie tak.

Dziś poczytałam wątki o in vitro.
Zobaczyłam ile średnio nieudanych procedur przypada na jedną walczącą. Mózg mi wybuchł, serce stanęło. Nienawidzę bać się rzeczy, które może nigdy się nie wydarzą... ale jak z tym cholerstwem wygrać?

Wiem jedno, nikomu nie powiem, gdy ruszę z procedurą. Strach mnie chyba zaknebluje na amen.

21 października 2020, 19:58

Miała być jednak laparoskopia z histeroskopią.

Nie będzie.

Rutynowy wymaz przed operacją potwierdził dziś u mnie zakażenie koronawirusem. Objawów zero, lekko boli w dole pleców.

Kurtyna.

23 października 2020, 22:19

Jest jakiś pozytyw.
Przyszły wyniki z APC - cytokiny:

TNF Alfa - 1370 (322,3-1376,6) - git, nie ma stanu zapalnego jakiegoś mega
Il 10 - 4353 (695,6 -3048,4) - git, zarodek chroniony fest
Il 2 - 3,0 (20,0 - 59,8 ) - git, to coś co niszczy zarodek - turbo nisko
INF/Il10 0,1 (1,2-3,0) - nawet nie wiem co to, ale wiem, że ma być nisko, więc git

Więc nie w immunologii pies pogrzebany.
W sumie dobrze, że nie muszę z tym walczyć. I może - skoro TNF względnie nisko, to i endometriozy nie ma.

Powoli podnoszę się z ziemi. Proszę Państwa - nie powiedziałam ostatniego słowa.

Wiadomość wyedytowana przez autora 23 października 2020, 22:47

6 listopada 2020, 14:27

25 dc

Stresuje mnie, że mój wymaz na Covid dalej będzie pozytywny. Że laparoskopia przepadnie już do cna. Stresuje mnie, że zamkną kliniki i zostanę z fakolcem między oczyma. Stresuje mnie, że będę w tym procencie, który rodzicem nigdy nie zostanie.

Kortyzolu, wolę nie wiedzieć, jaki osiągnąłeś poziom w moim organizmie.

Chciałabym, żeby w tym roku spadł porządny śnieg.

8 listopada 2020, 18:03

27 dc

Wczoraj była śmieszna akcja.
Zrobiłam Bobka, Bobek pokazał od razu jakąś tam mierną drugą kreskę. Ale, że ja tego Typa już znam - to poszłam na betę. Beta jak zwykle z plaskacza - negatyw.

Plusy tej sytuacji:
1. wiem, że mam pod domem bardzo sprawne labo,
2. jestem tak pozbawiona emocji (typu ojeju jeju jeju jeju w końcu druga kreska u mnie), że nie zbadałam proga, bo pożałowałam kasy ;)
3. bobka szanuję za tempo, w jakim pokazał mi pierwszą ciążę - ale jednak już nie wydaję kasy na 5 bobków, bo jednak wolałam rozwiać wątpliwości betą.

Chyba dorastam :P

Zasnęłam wczoraj na fotelu i tak mnie zakłuło w macicy, że się obudziłam i złożyłam w pół. Kilka sekund i zniknęło. Daaaamn.
Okresie przyłaź, jest dużo do zrobienia. Trzeba załatwić termin laparo, walnąć powtórkę wymazu na koronagówno, but first! Stary powtórzy badanie pływaków. W sumie jak fragmentacja nadal taka sobie, to może olać to laparo w dobie korony i w grudniu rozpocząć procedurę. Pomyślę. Układam w głowie plan. Bez planu mi odwala.

Ale najpierw kupię sobie Kindle'a. Już dawno chciałam. No bo ileż można wydawać tylko na leki i wizyty ginekologiczne, co nie? ;)

9 listopada 2020, 21:03

Pierwszy dzień 23-go cyklu.

Czy w moim brzuchu zamieszka Ktoś, zanim upłyną dwa lata starań? Wątpliwe.

W tym cyklu laparo (o ile wymaz na covid wyjdzie tym razem ujemny, a myślę - po objawach - że może wyjść różnie). A później już grudzień i kolejne życzenia do samej siebie: żebym w przyszłym roku CHOCIAŻ była w tym momencie w ciąży - jeśli nie będę matką.

Jest mi... zwyczajnie. Nie smutno, jakoś tak byle jak. Ale życie daje naprawdę wiele rzeczy, nie tylko macierzyństwo. Oby zdrowie było i jakoś to będzie ;)

Chyba trzeba zamówić pizzę.


Wiadomość wyedytowana przez autora 12 listopada 2020, 11:26

12 listopada 2020, 11:26

Wynik na Covid: negatywny (!)

Stary powtórzył badanie nasienia: na razie jest wynik podstawowy - ilość bez zmian (jakieś 100 mln), koncentracja wzrosła, ruch poprawił się o 10%, morfologia poprawiła się o 2% (teraz 6%), wszystko git. Czyli moja mieszanka antyoksydacyjna działa, jedz Kochanie, jeeeedz dalej na zdrowie ;)

Zobaczymy co będzie z fragmentacją - jednak, co dla mnie bardzo ważne, nie nastąpiło pogorszenie podstawowych parametrów. Jedno małe uff.

13 listopada 2020, 13:06

MÓJ BOŻE!
Fragmentacja DNA 14% - wynik PRAWIDŁOWY (w lipcu było 28%). Jednak rację miał dr Wrona, żeby Starego nie kroić, tylko dać mu szansę ;)

Przepis na dobre jajka (:D):
- wit. c - 1000-2000 mg
- selen - 100 uq
- NAC - 600 mg
- L-glutation - 100 mg
- Koenzym Q10 - 100 mg
- L-karnityna - 1000 mg
- Kwas foliowy metylowany - 0,4 mg
- L-arginina - 500 mg
- wit. e - 800 IU
- wit. D - 2000j

Na deser: cynk, pyłek pszczeli, olej z czarnuszki i zakwas z buraków. Różnie, raz jedno, raz drugie.
Plus: basen, trochę bjj, przewiewne gacie i okład z lodu na jajcach, gdy dużo siedzi lub gdy jest bardzo ciepło.

NADAL W TO NIE WIERZĘ! :O

Wiadomość wyedytowana przez autora 13 listopada 2020, 20:33

19 listopada 2020, 20:32

Proszę Państwa - HISTERO-LAPAROSKOPIA. Powiem Wam, działo się. A puenta wbiła mnie w ziemię. Ale po kolei.

Zdecydowałam się na ten zabieg na zasadzie „odhaczmy, sprawdźmy czy jest endometrioza, a później i tak in vitro”. Przyznam przy tym, że od kiedy wyniki Starego tak się poprawiły, znowu pojawiła się w mojej głowie myśl „a może jednak jakimś cudem wyjdzie samo, tak po prostu, naturalnie”. Lekarz, do którego trafiłam jakiś czas temu (wg mnie geniusz, a przy okazji bardzo cierpliwy i drobiazgowy - na wizycie przez godzinę ze mną rozmawiał) jest też magikiem w dziedzinie endometriozy i wykonuje także zabiegi/operacje. Gdy poszłam do niego ostatnio mówiąc „Panie doktorze, wszystko już zbadaliśmy, została nam laparoskopia” powiedział: „Nie, wręcz przeciwnie, diagnostyka zaczyna się w momencie laparoskopii”. Gdy wymienił mi jak wiele rzeczy może we mnie nie grać (choć na usg wszystko zawsze elegancko) to już wiedziałam, że trzeba w to iść.

Miesiąc temu plany pokrzyżował mi koronawirus. Nie jestem jakoś mocno przywiązana do „znaków” i innych takich, ale w głowie kotłowało się czy może lepiej zrezygnować z operacji, hajs trzymać na in vitro, może nie powinnam blebleble. Ale porozmawialiśmy ze Starym, i uznaliśmy, że dobre wyniki plemniorów nas przekonują i działamy.

No i zgłosiłam się wczoraj do Kliniki. Olałam NFZ i szpital, bo wiem, kto tam operuje - i nie odpowiadają mi te osoby. Chciałam Gościa, który mi nie skaszani mojego placu zabaw ;) Za wiele mogłoby to kosztować.

Opieka, warunki, personel, wszystko pięknie. Operacja trwała 50 minut. Gdy tylko odzyskałam świadomość konkretnie czułam podbrzusze. Taki mocny ból miesiączkowy. Prosiłam o przeciwbóle, ale że faszerowali mnie już na sali, musiałam poczekać na kolejną dawkę 2 godziny. Śmieszne, bo gdy tylko otworzyłam oczy na pytanie „słyszy mnie Pani” odpowiedziałam „mam endometriozę?!”. Pani parsknęła śmiechem, bo nikt ostro przemielony przez narkozę o coś takiego jej nie spytał sekundę po odzyskaniu świadomości. Ja jednak tej dziadówy endomendy bałam się od wielu lat i nie mogłam się doczekać, aż poznam odpowiedź. No ale nie poznałam wówczas, bo miał mi wieści przekazać lekarz osobiście, a ten leciał na kolejną operację. Okej. Dostałam w końcu w żyłę i odespałam miesiąc życia. Po kolejnej pobudce namierzylam na brzuchu 2 plastry. Czyli wiedziałam, że coś robili, że coś znaleźli! Ale za Chiny bym nie wpadła co ;)

Następnego dnia przybył Pan doktor. Uśmiechnięty wręczył mi kartę operacji. Szybki rzut okiem, czytam, szukam - NIE MA ENDOMENDY. Fajowo. Ale nagle jakbym w gębę dostała: stwierdzono dwa niedrożne jajowody. DWA KUR*A NIEDROŻNE JAJOWODY. Zabetonowane. Zamknięte. Nikogo nie ma w domu. I okej - to się zdarza, ale moi mili - miałam w październiku 2019 sonoHSG. W Szpitalu. Na NFZ. Ojojoj jak pianka pięknie płynie. Jak wspaniale. Wszyscy klaszczą!

Aaaaa jajco!

Okazuje się, że ta pianka to może dobra do golenia. Przelatuje praktycznie zawsze!!! O kant dupy badanie. Opcja nr dwa: podczas badania władowali mi jakąś bakterię i ona zakleiła rurki na amen. Ba! Zrosty były też w macicy. Mój pasztecik nie mógł wiec powstać, nie mógł też się prawdopodobnie zaimplantować. Takie lokum miała Matka do zaoferowania. Piździec.

Wyczyścili wszystko, teraz już mam tam autostradę szybkiego ruchu. Endomendy niet. Komórki jajowe więc może też nienajgorszej jakości. Nie wiem czy nagle teraz zajdę w ciążę, jestem mistrzynią w rozpierdzielaniu takich pewniaków ;) ALE! Mam to, czego nie miałam już dawno.

NADZIEJĘ.
❤️
1 2