W czerwcu rozmawialiśmy z partnerem o dziecku, patrząc w ocean podjęliśmy decyzję by starać się o nasze małe-duże szczęście. Uda się albo nie, zobaczymy. Prowadziłam obserwacje cyklu w każdym miesiącu i nadzieje na ciąże w tym miesiącu wykluczyłam, bo dni mijały, a owulacja nie następowała - cykl bezowulacyjny byłam pewna. W 30-tym dniu cyklu miałam wzrost temperatury - jest szansa pomyślałam, chociaż czytałam że jest dużo ciężej zajść w ciążę podczas długich cykli, a mi cykle całkowicie się rozregulowały po zmianie klimatu...
Przeczucia miałam mieszane - raz miałam przeczucie, że mogę być w ciąży raz, że to nie możliwe. Biedny partner, któremu raz dawałam nadzieję i raz mu je odbierałam. Objawów żadnych, może z wyjątkiem tego, że moje piersi wydawały się spuchnięte, a ja nie wiedziałam czy sobie to wmawiam czy nie, ale on też to zauważył.
30 lipca - dzień spodziewanego okresu, 42 dzień cyklu - ten dzień wyznaczyłam jako dzień zrobienia testu, chociaż byłam pewna że to jeszcze za wcześnie. Obudziłam się o 5 rano, musiałam iść do toalety, zaspana zrobiłam test, jedna kreska i... bardzo szybko pojawiła się druga kreska, chociaż mało wyraźna. Zastygłam w szoku. Czy to dzieje się na prawdę? Zaczęłam krzyczeć, wołać partnera. Ten wystraszony zerwał się z łóżka, wbiegł gwałtowanie do łazienki i zobaczył mnie klęczącą nad pojemnikiem z moczem, zapytał co się stało? Spojrzałam na niego i powiedziałam będziemy mieli dziecko. Nie uwierzył, spojrzał na test i powiedział to tylko jakiś pasek z czerwonymi kreskami, o co w tym chodzi? Przeczytał dokładnie instrukcje, na której zaznaczono że nawet niewyraźna kreska oznacza ciążę. Zaczął wątpić - by mu udowodnić zrobiłam drugi test i też wyszedł pozytywny. Nadal nie był pewien, mówi nie wierzę w tą technologię, więc kazałam mu zrobić trzeci test (kilka dni wcześniej kupiliśmy trzy testy - na wszelki wypadek) - chyba był pierwszym mężczyzną robiącym test ciążowy. Uff jego wynik był negatywny, teraz uwierzył. Ogromnie się wzruszył, a ja w wielkich emocjach zaczęłam dzwonić do Polski - do mojej mamy...
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 września 2017, 03:02
Właśnie dowiedziałam się o ciąży. I co teraz? Nie wiedziałabym co robić będąc w Polsce, jeszcze gorzej będąc w Peru. Wątpliwości, strach - jak tu wygląda opieka medyczna, Peru to dosyć biedny kraj, a więc może być gorzej niż w Polsce. Nie mam ubezpieczenia, więc szukamy prywatnej kliniki. Obecnie pracuję w PRYWATNYM przedszkolu - jak to wygląda? Na ścianie grzyb, zamiast pięknej podłogi suchy beton, brak posiłków, brak okien, brak dywanu w salach lekcyjnych, żaden polak nie wysłałby tutaj swojego dziecka choćby mu za to płacili, a jednak dzieci nam nie brakuje. Jeśli tak samo wyglądają kliniki i szpitale lepiej jak najszybciej poszukam biletu do Polski.
Mój partner nalega byśmy poszli do kliniki, w której on się leczy. Jest to klinika publiczna, dla osób bez ubezpieczenia bardzo ekonomiczna, ma bardzo dobrą renomę, ale oddział w naszej dzielnicy mnie przeraża - nie zbudowali budynku jak w innych dystryktach tylko kontenery, nie wygląda to najgorzej, ale bronię się - nie chcę iść do kontenera, poszukaj mi normalnej kliniki - mówię. MójCiOn dzwoni do kilku klinik w naszych dystryktach - pyta o cenę i jakość zdjęć usg - to jedyne co mi przychodzić do głowy, by pytać. Analiza mapy - gdzie jest bliżej, potem patrzymy na google jak wygląda budynek. Partner jednak nalega żebyśmy poszli do kontenera, bo tam są dobrzy lekarze, jest czysto i nowocześnie, nawet robią operacje. Ja nie chcę do kontenera! Nie mam pojęcia jak wygląda służba zdrowia - wybrałam klinikę, która znajduje się 20 minut samochodem od domu, wybrałam budynek który najbardziej mi się podobał wizualnie. Na wszelki wypadek czytam opinie w internecie - ''super, dobrzy lekarze, brak kolejek''. Opinie dobre, ale przedszkole w którym pracuje też ma dobre opinie. Uff muszę zaryzykować. W najgorszym wypadku będę chodziła od kliniki do kliniki, aż znajdę odpowiednią. W końcu Lima jest ogromna - jest w czym wybierać...
1. Moja mama i siostra - Wysłałam mojej mamie zdjęcie testu, potem na skype powiedziałam o ciąży. Moja mama wzruszyła się i była prze-szczęśliwa, chyba nigdy nie widziałam jej tak szczęśliwej, w końcu od wielu lat chciała być babcią i powoli traciła nadzieje, że tego doczeka. Moja siostra zastygła w szoku. Wydawało się jakby ktoś ją zamroził, potrzebuje więcej czasu.
2. Następnie powiedzieliśmy mojej teściowej, odpowiedź - Co? Nie uważaliście? MójCiOn odpowiedział, że to było planowane, że chcieliśmy mieć dziecko. Moja teściowa się rozpłakała i mocno nas przytuliła, kazała nam przysiąc, że będziemy dbać o to dziecko.
3. Najtrudniejsze przed nami - powiedzieć teściowi, bałam się jego reakcji, ale jak się okazało nie potrzebnie. Mój teściu się rozpłakał, przytulił nas i powiedział że jest bardzo szczęśliwy. Przeprowadził męską rozmowę ze swoim synem - Powiedział mu, że teraz musi intensywniej pracować na mnie i dziecko, że musi wziąć za nas odpowiedzialność i że jest bardzo z niego dumny.
Podsumowanie - Ciąża na końcu świata to nie koniec świata, taki żart. Mamy pełne wsparcie, zarówno od rodziców peruwiańskich jak i polskiej mamy. Wspólnie wyruszamy w 9-cio miesięczną podróż życia.
To już ostatni wpis dotyczący 30 lipca 2017 roku.
Dzisiaj wybrałam się na pierwsze badanie. Nie za bardzo wiedziałam od czego zacząć, w końcu nigdy nie leczyłam się w Peru. Poszliśmy do prywatnej kliniki na przeciwko której w 1985 roku był Jan Paweł II. DO tej pory wspomina się tam wizytę papieża. Na początku musiałam założyć sobie historię leczenia. I tu pojawiły się pierwsze komplikacje. Numer paszportu jest dłuższy niż numer dowodu osobistego w Peru i nie wchodziło im do systemu, w końcu udało się gdy wpisali mój numer pesel. Kolejny problem był z nazwiskiem, tutaj wszyscy mają dwa nazwiska, a ja tylko jedno i wychodził im błąd systemu, gdy chcieli wpisać tylko jedno nazwisko, w końcu wpisali moje drugie imię jako nazwisko i mogłam się zarejestrować. Potem zapłaciliśmy za pierwszą wizytę u Pani ginekolog-położnik. Tutaj zaskoczenie - wizyta to koszt tylko 10 soli, co po przeliczeniu daje 11 zł. Trochę się obawiałam i pomyślałam że klinika za 11 zł nie może być dobra. Nie było kolejki i mogłam do lekarza wejść od razu. Pani doktor okazała się bardzo sympatyczna. Na początku przeprowadziła ze mną wywiad i zadała mi tysiąc pytań, z których większości i tak nie zrozumiałam. Mój partner musiał mi tłumaczyć z hiszpańskiego profesjonalnego na hiszpański prosty. Jeszcze tego samego dnia ta sama pani doktor przeprowadziła mi badanie ginekologiczne, w Polsce to chyba nazywa się wziernikowanie albo coś takiego, a po hiszpańsku PapaNicolau. Tego samego dnia wieczorem miałam też USG transwaginalne, które przeprowadził bardzo sympatyczny i przystojny Pan. Ekografista powiedział że jest to 5-ty tydzień i 1 dzień ciąży. Na drugi dzień z rana miałam zrobione badanie krwi i moczu. Na tym usg było widać tylko pęcherz ciążowy i lekarz zalecił powtórzyć badanie za 2 tygodnie, by stwierdzić czy w pęcherzu rozwinęła się fasolka.
Pierwsze badanie mnie bardzo stresowało, w końcu jestem w obcym kraju i nie wiedziałam co dalej mnie czeka. Klinika pozytywnie mnie zaskoczyła, bo jak na takie ceny jest bardzo profesjonalna, czysta i mają dobry sprzęt i wiele specjalizacji.
Najważniejsze, że ciąża się potwierdziła i przede mną kilka wspaniałych miesięcy.
Badanie krwi sprzed dwóch tygodni było wzorowe. Po dwóch tygodniach powtarzam badanie USG, trochę się stresowałam, bo przy pierwszym badaniu było widać tylko pęcherz ciążowy, miałam nadzieje, że w środku rozwinęła się fasolka z bijącym serduszkiem.
Na ekranie zobaczyłam mojego dzidziusia, jaki on śliczny. Potem usłyszałam bicie jego serca i zaczęłam płakać. To jeden z najpiękniejszych momentów mojego życia. Dziecko mierzy 7,5 mm i pęcherz ciążowy 21 mm i ma 118 uderzeń na minutę. Moja doktor powiedziała, że wszystko jest w porządku, uff mogę odetchnąć z ulgą.
Jeśli chodzi o objawy to jak na ten moment brak takich, które przeszkadzałyby mi funkcjonować. Ból i obrzmienie piersi, senność, ale mdłości brak - wręcz przeciwnie ogromny apetyt na wszystko. Zjadłam całego kurczaka, którego zrobiła moja teściowa i mój biedny partner przyszedł z pracy, miał ochotę na tego kurczaka, ale ja powiedziałam że jego dziecko zjadło całego kurczaka. Cała rodzina się śmieje że dziecko siedmio-milimetrowe je za trzech lub czterech.
Jeśli chodzi o ciąże, wszystko jest w porządku. Dolegliwości bardzo uciążliwych nie mam. Jestem trochę zmęczona, mam mdłości i wstręt do wielu dań i najuciążliwsze chyba są zaparcia. Moja lekarka powiedziała, że nie przybywam na wadze wystarczająco, od pierwszej wizyty w sierpniu przytyłam całe 900 gramów. Byłam na konsultacji u dietetyka, na szczęście wszystko co mi kazała jeść lubię. Kazała mi jeść większe kolacje, taką porcję jak na obiad. Ale ja wieczorem nie jestem w stanie tyle zjeść. Moja teściowa i mama mówią, że mam się tym nie przejmować, że one też nie wiele tyły w ciąży i mam jeść tyle ile mogę. Za tydzień nowa konsultacja u dietetyka i zobaczymy co mi powie. Grunt, że dziecko zdrowe.
Brzuch stał się widoczny, wszyscy już orientują się, że jestem w ciąży. Jeśli chodzi o objawy to od czasu do czasu bolą mnie plecy, ciągle mam mdłości, ale nie wymiotuję, mam skurcze łydek szczególnie w nocy i szybko się męczę. Poza tym jest cudownie.
Kilka dni temu Jorge oświadczył mi się. Gdy patrzyliśmy na ocean będąc w parku miłości on wyjął pierścionek i poprosił mnie o rękę. To było wspaniałe doświadczenie.
Skończyliśmy szkołę rodzenia, 3 spotkania po 2 godziny. Na pierwszych zajęciach rozmawialiśmy o ciąży, diecie, symptomach itp. Na drugich zajęciach oglądaliśmy film z porodu i ćwiczyliśmy oddychanie w trakcie skurczy. Na trzecich zajęciach mówiliśmy o połogu i ćwiczyliśmy przebieranie i kąpiele dziecka.
Postanowiłam wrócić do Polski, już za 2 tygodnie wylatuję. Nie wiem czy jest to dobra decyzja czy nie. Czas pokaże. Myśleliśmy długo nad tym co zrobić, ale ostatecznie postanowiliśmy wrócić na około rok. Mam nadzieję, że Jorge dostanie wizę. Byliśmy w ambasadzie złożyć dokumenty o wizę i była tam strasznie nie miła Pani, która na mnie nakrzyczała. Szybko przypomniałam sobie jak działają urzędy w Polsce. Zabrali Jorge paszport. Mam stres, bo ambasada ma 15 dni na podjęcie decyzji, i te 15 dni mija dokładnie dzień przed wylotem. Mam nadzieję, że oddadzą mu na czas paszport. Ale widząc jak funkcjonuje tutaj ambasada mam bardzo wiele wątpliwości.
Zabraliśmy do Polski dwie ciocie Jorge, mieliśmy piękne polsko-peruwiańskie Boże-Narodzenie. Nawet były 2 dni z dużą ilością śniegu i ciocie bawiły się w śniegu jak małe dzieci - w końcu pierwszy raz widziały śnieg.
Tydzień temu mój lekarz wysłał mnie na obserwacje do szpitala. Podejrzenie hipotrofii płodu - czyli płód nie rośnie wystarczająco. Jeśli hipotrofia potwierdziła by się to zostałby wywołany poród. Tydzień pobytu w szpitalu, ale na szczęście nie potwierdziło się, chociaż według USG waga dziecka i tak jest dosyć niska. W 38 tygodniu dziecko waży prawie 2900, ale wszyscy mówią, że te aparaty USG zaniżają wagę i może być ponad 3 kg. Położne w szpitalu powiedziały, że ja jestem drobniutka i mój mąż też i nie ma możliwości żebym urodziła duże dziecko, tym bardziej że ja urodziłam się w terminie i ważyłam 2500. Po tygodniu zostałam wypisana do domu. I teraz czekam na godzinę W. Zaczęły już się dosyć bolesne skurcze i twardnienie brzucha, ale wciąż nieregularne.
Mam nadzieję, że rozpocznie się wszystko samo. Bardzo boję się wywoływania porodu, widziałam jak w szpitalu męczą się te kobiety 3 dni na wywoływaniu porodu, a i tak często jest to nieskuteczne i kończy się cesarką. Staram się dużo spacerować, chociaż jestem powolna jak ślimak.
Gratulacje i powodzenia! Nudnych dziewięciu miesięcy życzę! :)
Cześć! Zaskoczyło mnie bardzo jak zobaczyłam wpis o ciaży w Peru :O Mój mąż też jest Peruwiańczykiem, ale mieszkamy w Polsce :) Będę śledzić Twój pamiętnik z zainteresowaniem :) Pozdrów ode mnie moją ukochaną Limę! A co do wątpliwości ze wstępu, to zależy jak stoisz finansowo. Jeśli macie kasę, to możecie pozwolić sobie na poród w dobrych warunkach w Peru, gdzieś w prywatnej klinice. Ale jeśli nie, to ja bym się raczej nastawiała na Polskę. U nas może jest "średnio", ale średnio na plus. Przynajmniej standardy są, i to dla wszystkich. Ściskam!
Gratuluję :) życzę spokojnej ciazy :* kurczę życie w Peru musi być ciekawe :) pracujesz tam?
Dewa/bomagdita i Etuś dziękuję za miłe słowa, pozdrawiam serdecznie. Bomagdita – Jeśli chodzi o finanse jest tak sobie, ale i tak prywatna klinika w Peru jest tańsza niż bilet dla dwóch osób do Polski. Obecnie leczę się w dobrej, prywatnej klinice i tak konsultacja u mojej ginekolog kosztuje 10 soli, usg 3D 40 soli, poród z tego co się dowiadywałam kosztuje ok. 1500-2000 za poród naturalny i 3500-4000 za cesarskie cięcie. Na szczęście koszty leczenia są niskie. Jak na razie staram się zrobić listę za i przeciw porodowi w Peru. Pozdrowienia dla twojego peruwiańskiego męża.
Etuś – życie w Peru jest ciekawe, jak w każdym innym miejscu do którego podróżujemy, jednak różnica między Europą a Ameryką Południową jest ogromna, wielu rzeczy muszę się nauczyć, dowiedzieć, doświadczyć. Pracowałam z najmniejszymi dziećmi w żłobku i przedszkolu. Dzieci na mnie wymiotowały, pluły i często mnie zarażały, poza tym musiałam wiele z nich nosić, dlatego zdecydowałam się na czas ciąży zostawić pracę. Od czasu do czasu odwiedzam moje peruwiańskie dzieciaki.