Gracjan namówił mnie na zrobienie testu, który obsikałam ostentacyjnie i bez uniesień. Widok błyskawicznych 2 tłustych krech wprawił mnie w osłupienie. Nie radość, a osłupienie, strach - ba - przerażenie! Nie spałam całą noc, a w głowie dudniło mi: "nie przeżyję poronienia po raz kolejny, nie dam rady..."...
Następnego dnia beta dla potwierdzenia...
18-20dpo - wynik 1645 !!!!!
Powtórka za 94h, czyli w czwartek.
Choć bardzo się boję...dodatkowo mam świadomość, że Hashimoto nie pomaga...cholernie boję się przeciwciał przeciwko łożysku...cholernie boję się, że nie opanuję tarczycy....cholernie boję się wszystkiego....
to dziś już jestem spokojna.
Dam radę. Wszystko dzieje się po coś i głęboko wierzę, że będzie mi dane urodzić zdrowe i żywe Dzieciątko.
Choć pewnie większość z Was ma pod sercem swoją pocieszkę - trzymajcie za mnie kciuki!
Kłaniam się nisko na powitanie i liczę, że pozytywna energia trzyma się w kupie ))
Jestem jednym strachem, szczęściem, drżeniem, radością...nadzieją.
Boję się bać, boję się nie cieszyć
Nie umiem zachować dystansu
Jak w ogóle można mieć dystans wobec faktu posiadania w brzuszku własnego dziecka....
nie umiem myśleć, że narazie to pęcherzyk, w którym nie wiadomo czy coś jest.
Serce mi się wyrywa do wielkiej radości, rozum chamuje...
co z nowości?
wczoraj USG - 4t5d - pęcherzyk 5mm, właściwie osadzony
beta po 48h - wzrost 103%!!!
hormony tarczycy - w ryzach, ale w górnych granicach - umówiony endo.
Chcę już widzieć to maleństwo i serduszko
Chcę choć trochę odetchnąć
Jeszcze trochę.
Życzę sobie dobitnych objawów, tak bym nie miała wątpliwości, że maleństwo się rozwija.
O!
8 dni do wizyty.
Jestem strachem. Nie potrafię się wyluzować, nie potrafię nie myśleć o moim dziecku.
Najchętniej poleciałabym na usg i znów na betę, ale nie chcę świrować...wiem, że cała ciąża to jedna wielka szkoła cierpliwości - muszę się jej nauczyć.
Bardzo się boję. Mam słabe objawy i choć wiem, że to żaden wyznacznik, nie mam żadnego punktu odniesienia do wniosków, że wszystko OK.
Skąd bierzecie spokój i nadzieję?
Jakieś sposoby na chillout ciążowy?
Doradźcie coś!
Nie wytrzymałam do przyszłej środy i w ten czwartek poszłam na usg. Nie radziłam już sobie z niepokojem i stwierdziłam, że po prostu muszę iść dla własnego komfortu psychicznego.
5t6d zobaczyłam serduszko. To czego w ostatniej ciąży nigdy się nie doczekałam...
Dzieciątko wygląda na starsze o 2dni, serduszko biło jak szalone.
Odczułam wielką ulgę i spokój. Dzieciątko miało 0,44cm. Przeczytałam chyba wszystkie możliwe wątki w necie, które pojawienie się serca stawiają jako kluczowe i obniżające ryzyko poronienia do 3%.
Mój lekarz co prawda uważa to za brednie, ale....będę się tego trzymać.
Będzie wszystko dobrze....będzie pięknie...będzie radośnie....
Ja czuję się dziwacznie. Mdli mnie, senność, humory. Nie wymiotuję, ale jem jak cudak. Przeważnie same owoce....jakoś białko mi nie przechodzi.
W nocy multum snów i niespokojny sen....sikanie.
Dostałam duphaston prewencyjnie i acard.
Jeszcze nie umiem się głęboko cieszyć...mózg stawia blokady bezpieczeństwa...mimo wszystko powoli dociera do mnie, że rośnie we mnie owoc naszej miłości; najpiękniejszy dar jaki świat mógł dać nam, a my światu. Skarb.
Nasze dziecko...
Ciężko to ogarnąć mózgiem.
Widzieliśmy się dziś znowu z Naszym Maleństwem.
Mam 9mm i serduszko pędzące 136 uderzeń/min.
Co za ulga...
ciekawe na jak długo;)
Nerwus jestem straszny.
Martwi mnie kwestia jedzenia. Jako, że mam nadwagę, powinnam mocno kontrolować wagę, ale jak to zrobić jak jedyne co jestem w stanie jeść to owoce...i że jestem głodna co pół godziny....
Nie jestem w stanie zjeść mięsa/nabiału...zbóż nie jadam z uwagi na hashimoto.
Jak żyć dziewczyny i się nie zapaść???
Zakochałam się w tym Maleństwie totalnie!
Świat zawirował!
Wczoraj widzieliśmy się już w pełnej "człowieczkowej" krasie. Główka...rączki....nózie...dupcia...i ruszało się...masakra...co za widok.
Coraz śmielej oswajam się z myślą, że ten cud może się na prawdę zdarzyć...że to się dzieje na prawdę...że mam w sobie maleństwo...
W najbliższych dwóch tygodniach powinnam zrobić usg genetyczne...nie wiem czy się na nie zdecydować...co mi da ta statystyczna wiedza? a jeśli np. nosek jest mały i lekarz go nie zauważy i tylko najem się strachu?
Kiedyś wszystko było prostsze...nie było takich rozterek. Mam wrażenie, że system medyczny ssie z ciężarnych ile wlezie...przykładowo wczoraj:
-wizyta 100zł
- leki (duphaston, acard, letrox, femibion) - 150zł
= 250zł
za 2 tyg
- genetyczne 250zł
- wymaz w kierunku mycoplazmy/ureo/chlamydii - 200zł
- cytologia - 50zł
= 500zł
Wydałam przedwczoraj 330zł na badania:O, gdzie i tak morfologie, glukoze i mocz miałam z NFZ.
Co jest z tą prywatną praktyką, czy te wszystkie wydatki są na prawdę konieczne?????
Wolałabym te pieniądze na prawdę inaczej spożytkować.
Ile wydajecie na prowadzenie ciąży i co sądzicie o badaniach usg genetycznych?
Kończymy 12 tydzień...za dwa dni usg genetyczne.
Jestem tak cholernie teraz emocjonalna...łzy leją się każdego dnia....z czyichś sukcesów, porażek, z niesprawiedliwości i głupoty. Mam tyle przemyśleń...
Fizycznie nie ma jeszcze "szału drugiego trymestru", ale mam nadzieję, że nadejdzie, bo cudownie byłoby cieszyć się ciążą w dobrym samopoczuciu. Dramatu też nie ma, ale przeziębienie, opryszczka, powiększone węzły chłonne, senność, zmęczenie i mdłości - nie pomagają.
Powoli zaczynam myśleć o wyprawce.
Dużo we mnie strachu - o zdrowie, o kasę, o usg genetyczne.
Tak bardzo Cię Skarbie Kochamy...
Czuję się znacznie lepiej, choć od 2 dni pobolewa mnie brzuch i niby wiem, że to pewnie rosnąca macica, mimo wszystko jakoś się niepokoję. Przyjmuję magnez.
Nasze Maleństwo ma się dobrze. Na usg genetycznym wszystkie parametry było ok, jedynie wyszła delikatna zwrotna fala A w naczyniu wątrobowym - póki co mamy się tym nie martwić, bo jest szansa, że to błąd badania albo wada, która zniknie do 18tyg. Na usg połówkowym się rozstrzygnie o co chodzi. O dziwo udaje mi się tym nie martwić.
Dużo się dzieje, powoli myślę o wyprawce i kombinujemy co skąd wytrzasnąć, co można kupić a co pożyczyć itd. Kupiliśmy już kilka ciuszków i zwolniłam całą komodę dla Maluszka.
Czuję się bardzo szczęśliwa:)
Będzie syn.
Czuję się bardzo dobrze, choć ewidentnie ciąża to stan wyjątkowy. Po kilku godzinach aktywności brzuch zaczyna pobolewać i zmusza do relaxu - taki system. Z Małym jest wszystko ok, jest piękny.
Dużo zmian w moim życiu i trochę emocjonalnie nie ogarniam tempa.
Potrzebuję czasu.
Wiktor! najpiękniejszy, idealny, wspaniały....3110g, 57cm, 10pkt, cc
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 kwietnia 2016, 21:05
Trzymam kciuki z całych sił <3
Trzymamy kciuki! Zdrówka życzymy! :)
Grstuluję! Piękna beta! Będzie dobrze!