Do szpitala miałam zgłosić się w środę 16 marca...- więc tak zrobiłam. Lekarz mnie zbadał i stwierdził, że się nic nie dzieje, szyjka zamknięta, zero rozwarcia..więc kazał jechać do domu i zjawić się w środę za tydzień. Byłam bardzo nie zadowolona, że się nic nie dzieje... Z mężem pojechaliśmy do miasta na zakupy, pochodziłam trochę, aż mnie nogi bolały, ale co tak - myślałam sobie. Wieczorkiem wyprasowałam pozostałe ciuszki dla Kubusia. Poszłam spać.
W czwartek nad ranem poszłam do toalety - zauważyłam na bieliźnie jakiś "dziwny" śluz. Pomyślałam sobie, że może coś się zaczyna dziać. Na wszelki wypadek podłożyłam sobie podpaskę i poszłam dalej spać. Za jakieś pół godziny obudziłam męża i powiedziałam, że chyba mi wody odchodzą, albo się zesikałam. Znów poszłam do wc - i się "wylało". I tak się zaczęło....wykąpałam się, ubrałam się, trochę podmalowałam (tak żeby czuć się komfortowo)i pojechaliśmy do szpitala. Wody płodowe ciągle się sączyły, ale co tam - byłam szczęśliwa, że to będzie właśnie "dziś". Choć pełna obaw jechałam do szpitala to jednak pełen spokój był... Mój lekarz w czwartek niestety nie był na dyżurze i tego się obawiałam. Udało się jednak, że zdążyłam jeszcze i że był na swojej zmianie i nie pojechał do domu. Zbadał mnie dopochwowo - trochę to bolało..ehh. Stwierdził, że jest malutkie rozwarcie i to wszystko Przyjęli mnie na oddział. Mój gin musiał kończyć już swoją zmianę, ale pocieszył, ze wszystko będzie dobrze i że oddaje mnie w dobre ręce. Poszłam do sali porodowej, przebrałam się. Nic się nie działo, delikatne tylko bóle miesiączkowe..badania były robione co godzinę, ale rozwarcia nie było. O godzinie 12.00 położna dała mi kroplówkę z oksytocyną. Bóle były mniej więcej regularne, mało bolesne, po jakiejś godzinie zaczęły się nasilać. Rozwarcie postępowało, bóle coraz bardziej nieznśne. Poprosiłam o znieczulenie zewnątrzoponowe - rozwarcie 5 cm - ok wbijamy się i dajemy znieczulenie. Czekałam, aż ból minie, ale tak się niestety nie stało. Te leki na mnie w ogóle nie zadziałały - miałam wrażenie, ze dostałam sól fizjologiczną ;/ Byłam zła, płakałam. Z mężem poszłam pod prysznic - trochę ulżyło, ale i tak prawie mu leciałam z rąk..Bolało jak diabli. Bóle się nasilały... O godzinie 16.15 rozwarcie 10 cm. Zaczynamy II etap porodu - oczywiście nieświadoma byłam jak należy to robić, ale super lekarka uspokoiła mnie, wytłumaczyła co mam robić i posłuchałam. Parłam długo, kilkanaście razy. Na jednym skurczu 3 parcia. Nie udawało się, dziecko schodziło niżej, ale cały czas było ciężko. Parłam na stojąco, na klęczkach, na łóżko. Dla mnie była najlepsza pozycja na łóżku...Parłam z całych sił...wreszcie się udało, główkę było już widać. Prawdopodobnie powiedziała w pewnym momencie " to co robimy przerwę?? " - a położna "Jaka przerwa??" - mąż mi to opowiedział.. Rozrywało mnie od środka. W pewnym momencie krzyknęłam "Ja pierdole" hehe - jednak po chwili zoorientowałam się, ze to było nie na miejscu i powiedziałam "Ooooo przepraszam" ;p Lekarka zaczęła się śmiać i mówiła "A klnij, to Ci pomoże. Wreszcie dostałam adrenalina takiej jak nigdy i ostatnie parcie - młody na świecie. Od razu dali mi go na brzuch. Uczucie nie do opisania "Ciepłe mięsko - i do tego płaczące" - super. Moje maleństwo już jest. Po jakimś czasie został zważony 3500 g, 51 cm - wszystko w porządku.
Niestety straciłam dużo krwi, z porodówki na salę przewieźli mnie dopiero po 2,5 godzinach. Badania zostały zrobione. Zaczęłam mdleć - ciśnienie 90/50, biała gorączka. Okazało się - totalny spadek hematokrytu - decyzja zapadła - transfuzja krwi - 2 jednostki zostały mi podane. Zrobiło się się znacznie lepiej. Hematokryt podskoczył, ciśnienie niskie, ale lepsze 100/60.
Po dwóch dobach zostałam wypisana w stanie dobrym. maluszek zdrowy Wydaje mi się, że powinnam zostać dłużej, ale jeśli wszyscy stwierdzili, że jest ok to im zaufałam. Teraz mogę cieszyć się swoim synem. Jest kochany. A ja szczęśliwa.
Moja rada: Jeśli macie taką okazję to weźcie ze sobą na porodówkę męża, partnera. Ja bez męża nie dałabym rady. Był dla mnie ogromnym wsparciem. Gdyby nie on to był im tam odleciała...
Powodzenia kochane..
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 maja 2016, 09:53