Wcześniej czytałam trochę wpisów pamiętnikarskich przyszłych mam, które nie tylko czasami bawiły lub wzruszały, ale również pomogły rozwiać niektóre wątpliwości oraz w znacznym stopniu uzupełniły mój - bądź co bądź - marny zasób wiedzy na temat ciąży oraz porodu. Dlatego pomyślałam, że może zapis moich wspomnień, wrażeń, doświadczeń również może okazać się w przyszłości przydatne dla innej, trochę zagubionej w nowej sytucaji, przyszłej mamy.
Winna jestem pewnie opowiedzieć coś o sobie na początku.
Otóż mam 24 lata, od kilku miesięcy przyzyczajam się do słowa "mąż" i staram się reagować na "żonę" Bardzo lubię aktywnie spędzać czas, mam dosyć przebojowy charakter i jestem typem osoby dominującej; nie znoszę kiedy ktoś mi coś karze robić (np. w dzieciństwie nie znosiłam gdy ktoś mi mówił "idź się kąpać" albo "idź się uczyć" bo akurat te dwie rzeczy zawsze wiedziałm kiedy mam zrobić). Kocham konie i uwielbiam jeździć konno - przede wszystkim skakać. Jestem szczęśliwą posiadaczką 5 wierzchowców, w tym dwóch sportowych, jednak mnie samej do sportu zawodniczego nigdy nie ciągnęło; uwielbiam przesiadywać w stajni, robić wszystko przy koniach i trenować - bez względu na pogodę czy porę dnia. Jest to dla mnie pewien problem teraz, bo niestety z koni musiałam (i wolałam) bezwzględnie zrezygnować. Niedawno czytałam pamiętnik jednej z dziewczyn, która jeździ na motocyklu i skacze ze spadochronem. Opisywała ona, że mimo iż ciężko było jej zrezygnować z tych przyjemności, to jednak nie wybaczyłaby sobie, gdyby przez jej zachcianki coś stało się dziecku. I ja myślę podobnie. Mam ambitny plan, aby po ciąży wrócić jak najszybciej do koni i spróbować swoich możliwości moze już na zawodach.
W ubiegłym roku kupiliśmy z K. berneńczyka, który dorastał i wychował się u moich rodziców na wsi (mieszkamy jeszcze w mieście, a ja uważam że blok to nie najlepszy dom dla psa, szczególnie tak dużego). Coffee zupełnie zawładnął moim sercem i bardzo pokochałam tego zwierza. Mam takie odczucia, że i Coffee i dwa z moich koni są do mnie na tyle przywiązane, ze nie tylko reagują na mój głos, ale i na moje kroki, zapach i dźwięk mojego samochodu już z daleka - i to daje wielką radość. Myśle, że więź matki z dzieckiem (szczególnie małym)jest miliony razy silniejsza i bardziej złożona, taka do końca niewytłumaczalna i tajemnicza. Spotykałam sie z nią na codzień widząc moją małą siostrę (młodszą ode mnie 18 lat) i mamę, gdy próbowałam nieraz uspokoić płaczącą Maję i nic nie pomagało, a wystarczyło, by weszła moja mama do pokoju i nagle pojawiał sie wielki usmiech na małej buzi. Tak, to musi być niesamowite.
Razem z K. zawsze, od kiedy już wiedzieliśmy że będziemy razem, mieliśmy wspólne marzenie o dziecku. Dlatego zaraz po ślubie zaczęły się starania i można powiedzieć, że za drugim razem się udało. Dla mnie wynik testu ciążowego był i zaskoczeniem (że to jednak możliwe) i czymś na rodzaj "o, a wiec to już?". Za to dla K. to chyba była wiadomość życia. Mimo że tego dnia poszliśmy spać dosyć poźno to K. i tak nie mógł zasnąć z wrażenia (ja za to spałam ja suseł, bo już wiedziałam że niestety się przeziębiłam). To jest jednak niesamowite, że przyszły ojciec tak naprawdę, naprawdę potrafi się cieszyć z takiej wiadomości. Mam nadzieję, że ta radość będzie trwać jak najdłużej
Byłam również już u lekarza, bo wciąż myślałam, ze dopóki nie będę miała potwierdzenia specjalisty, to może jednak to jeszcze nie ciąża, może to pomyłka, jakiś chichot losu. A jednak - to prawda. Zobaczyłam zdjęcie maleńkiej istotki, która jak na razie ma postać czarnej kropki i tak mi się wtedy zrobiło błogo na duszy. A jednocześnie poczułam, że tak dorosła jak w tym momencie, jeszcze nigdy w życiu nie byłam!
Ja też jestem właścicielką koni, mam swoją małą stajnię i psiaki też mam. Tylko dziecka brak. Wiem że jak kiedyś uda mi się zajść w ciążę to konie od razu pójdą w odstawkę. Pozdrawiam :)))
trzymam kciuki żeby się udało! :)
Gratulacje!