X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe Mój życiowy rollercoaster :-)
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
Mój życiowy rollercoaster :-)
O mnie: Mam 36 lat, ale nie mam pojęcia kiedy te lata tak śmignęły. Nie czuję się jakoś szczególnie dojrzałą, nobliwą panią - wręcz przeciwnie :-) Z tatusiem Maleństwa jestem szósty rok. Mój własny tato ma do mnie coś na kształt żalu, że jestem życiową minimalistką i coś w tym określeniu jest. Do szczęścia nie potrzebuję zbyt wiele :-)
Moja ciąża: Moja ciąża jest zaplanowana co do dnia.
Chciałabym być mamą: Mądrą, rozsądną, wspierającą, stawiającą zdrowe granice i taką, do której moje dziecko będzie miało zawsze zaufanie.
Moje emocje: Uff... Rollercoaster? :-) Wiem, że jestem w ciąży, a jednak ciągle mam wrażenie, że to całe zamieszanie może jednak mnie nie dotyczy? Cieszę się bardzo ostrożnie, ale bardziej dziwię i boję. Mam takie momenty, że huczy mi w głowie piosenka Marleya "Stop that train, I'm leavin' " ;-)

27 maja 2014, 08:15

Dzisiaj jest 27 maja. Belly mówi, że to 5 tydzień i 4 dzień ciąży, a wiek płodu to trzeci tydzień. Ma rację :-)
O mojej ciąży wiedziałam od... pierwszego momentu? Wiem, dla mnie samej brzmi to dziwnie.

A to było tak:
Do tej pory nie chciałam mieć dzieci. Myślałam, że kiedyś będę je mieć, ale nie czułam jakiegoś szczególnego ciśnienia w tym temacie. Nie zaglądałam po wózkach, nie wzruszałam się dziećmi koleżanek, nie uwierał mnie instynkt macierzyński. Dla mnie hasło "dziecko" było synonimem przewrócenia do góry nogami poukładanego życia, obowiązków, utraty niezależności, niekończących się zmartwień, i potężnej odpowiedzialności za życie drugiego człowieka. Poza tym, klasycznie wciąż widziałam obiektywne przeszkody - a to mało stabilna praca, a to za krótki staż w nowej pracy, a to znowu problemy z kasą, a to wreszcie konieczność pozałatwiania spraw z przeszłości mojego faceta z sądami w tle. Czekałam na taką chwilę, kiedy poczuję się bezpiecznie. Przynajmniej względnie bezpiecznie :-) Moje ulubione motto życiowe brzmi "chcesz rozśmieszyć Pana Boga, opowiedz mu o swoich planach" i nie raz się przekonałam, że to święte słowa, a jednak gdzieś uparcie dążyłam do osiągnięcia takiego poczucia równowagi, które zaowocuje moją wewnętrzną zgodą na ciążę i dziecko. Chciałam wyeliminować wszystkie zewnętrzne i realne problemy, które mogłyby zaburzać mój komfort w czasie, co do którego i tak miałam przekonanie, że łatwy nie będzie.

A teraz będzie jeszcze bardziej egoistycznie.
poza tym, co napisałam wyżej, chciałam: schudnąć, chociaż ograniczyć palenie i tak najsłabszych fajek z możliwych, upić się ostatni raz, a potem jeszcze jeden ostatni raz, zrobić wszystkie ważne badania przed ciążą, a nie w jej trakcie, zaszczepić się przeciwko żółtaczce, zajść w ciążę w takim momencie, żebym w upały, których nienawidzę i bardzo źle znoszę, nie chodziła z brzuchem i żeby termin porodu wypadał na początek roku. A poza tym chciałam się upić jeszcze raz i wyluzować, bo na samą myśl o tym wszystkim dostawałam dreszczy z przerażenia.

Plan był, ale cały czas kołatało mi w głowie: a jak będę mieć problemy z zajściem w ciążę? Nie odwlekaj tego w nieskończoność, bo się możesz mocno zdziwić. Mam koleżanki, które mają dzieci dzięki in vitro. Widziałam ich zmagania, stres i cierpienie. Plus był jeden, duży - zawsze wiedziałam kiedy mam owulację. To taki dar natury dla kobiet w mojej rodzinie. Dzięki niemu nie zachodziłam w ciążę kiedy nie chciałam, i planowałam co do dnia moment, kiedy właśnie skoczę na głęboką wodę zaciskając mocno oczy i wstrzymując oddech. Jasne, owulacja to dopiero dobry początek, ale zawsze coś, i to ważne coś :-) Jak zaplanowałam, tak zrobiłam. Moje ciało od początku dawało się czytać jak otwartą księgę. Plamienie implantacyjne, napięcie w podbrzuszu, senność i zmęczenie, rozdrażnienie, ból piersi, dziwne pobudki na długo przed budzikiem, brak apetytu i brak jakichkolwiek problemów z cerą w czasie, kiedy zbliżał się termin miesiączki, aż w końcu brak miesiączki w czasie, w którym już na 100% powinna być. Pierwsze dwa czy nawet trzy testy niczego nie pokazały, bo było za wcześnie, ale ja przecież wiedziałam! :-) Czułam to każdą komórką ciała. Dopiero te zrobione w i po terminie miesiączki pokazały, że może jednak nie rozśmieszyłam Pana Boga... :-)

Teraz oswajam się z myślą, że chyba jednak będę mamą. Matką, mamusią, maminką... Jeszcze się przede wszystkim dziwię, mało cieszę, bo jednak wciąż bardziej boję. Zaciągnęłam wewnętrzny ręczny hamulec i czekam na jego zwolnienie, które, mam nadzieję, nastąpi po pierwszej wizycie u mojej pani doktor 2 czerwca. Nie robiłam badań bety, postanowiłam, że póki nie ma żadnych niepokojących sygnałów, zaufam naturze i dam czasowi czas... :-)

Czytam Was dziewczyny, kibicuję i ostrożnie przysiadam się na końcu ławeczki w kącie w oczekiwaniu na informację, czy na pewno mogę się tu zadomowić.

Miłego dnia :-)

Wiadomość wyedytowana przez autora 27 maja 2014, 09:16

19 sierpnia 2014, 14:23

A jednak Bóg miał inny plan.
Ciąża zakończona 31 maja.

Żegnaj, Kropeczko...

24 września 2014, 09:49

Ciąża zakończona 31 maja 2014

Może jednak moje Anioły Opiekuńcze się jeszcze do mnie uśmiechną?

Wiadomość wyedytowana przez autora 24 września 2014, 11:34