hmm... nie ma plamienia, choć zazwyczaj było 4 dni przed okresem. Dziwnie sie czuje jakoś. Ale przecież tyle razy się nie udało, ale mimo to nadzieja gdzieś tam cichutko woła. "Raz, kozie ... robię test", przecież kiedyś w końcu musi się udać. Po minucie nie widze dwóch, lecz jedną kreskę, więc wyrzucam test. Po godzinie jednak go wygrzebuje i ... widzę II. Pomyślałam, że zwariowałam i pobiegłam na betkę.
O 15 wyniki online, a tu jak na złość pełno ludzi w pracy. Wreszcie poszli. Loguje się, otwieram wynik i ... 54,16!!! płaczę, śmieje się - wszystko na raz.
Kochanie, nareszcie jesteś
Jestem tak szczęśliwa, że w pracy myślę tylko o tym jak powiem Mariuszowi.
Dawno temu kupiłam czerwone małe pudełko i obiecałam sobie, że tam włożę coś, by oznajmić cudowną wiadomość.
W pudełku znalazły się buciki (różowe - przypadkowo), które ostatnio robiłam. Mariusz patrzył na mnie z wielkim niedowierzaniem. "Tak, wreszcie się udało. Wreszcie mamy Nasz Skarb"
14 lutego powiedzieliśmy moim rodzicom - popłakali się ze szczęścia Co chwile mnie, nas ściskali, gratulowali, płakali, płakali ze szczęścia
16 lutego - znów badanie betki - 1514,0 jestem trochę spokojniejsza Mariusz kupił dwa niebieskie smoczki
w czwartek wizyta u gina
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 maja 2015, 12:49
23 lutego znalazłam się w szpitalu z powodu plamienia. Tygodniowy pobyt w szpitalu, badania itd.
Maleństwo żyje, ma się dobrze. Mariusz się mną opiekował.
Dostałam umowę o pracę na rok
Powrót do domu. Jeden wielki bałagan, przecież w szpitalu sobie odpoczęłam i mogę rozpocząć sprzątanie!!
Jest między nami kiepsko, ciągle się kłócimy. Mariusz ma humorki, ze wszystkim jest problem. A ja zaczęłam w końcu mówić co mnie boli i czego chce.
Dziecko jest dla mnie najważniejsze.
Nie chce mieszkać u teściów. Chce przeprowadzić się do mamy przed porodem, chce czuć się bezpieczna, swobodnie i spokojnie. Nie tak jak tu, chodzić jak intruz i zastanawiać się czy mogę to, czy tamto zrobić, żeby nie było problemów.
Po powrocie ze szpitala moje relacje z teściami się poprawiły. Choć istnieje opcja, że robią to tylko ze względu na mój pobyt w szpitalu i strach przed "myszami" :p he he
Ciągły sajgon z Mariuszem.
Doszło do tego, że powiedziałam, że wyprowadzę się i będziemy mieszkać osobno, skoro on nie chce zostawić swojej mamusi i przeprowadzić się do mojej mamy.
Na moje argumenty np. kto mi pomoże przenieść wanienkę jak on kończy co drugi tydzień o 22 - odpowiedział, że mogę kąpać dziecko w wannie - przenosząc dziecko przez łazienkę, korytarz i do naszego pokoju!!! To się nazywa logika.
Kolejne kłótnie, ja jestem pierwszy raz nie ugięta, nie odzywam się do niego, ignoruje go i zajmuje się sobą. W końcu jest dobrze. Zaczął wreszcie być czuły, kochający.
Radość trwa półtora tygodnia.
Znów zaczynają się nieporozumienia. Zaczyna znów krzyczeć na mnie. Ucinam rozmowę, mówiąc, że jak nie przestanie krzyczeć skończymy rozmowę. Wychodzi do innego pokoju spać.
W tle ciągle teściowie, tak jakby oni stali za naszymi kłótniami. Wiem, że to absurdalne, przecież nie nakłaniali by Mariusza na kłótnie ze mną, ale po wszystkich tych chorych sytuacjach z ich udziałem, takie mam dziwne uczucie.
Muszę się wyprowadzić do Mamy. Nie wytrzymam tu sama przez rok, nie wychodząc do znajomych, mojej mamy, oszaleje tu. M. nie zgadza się przeprowadzić do mamy.
Jutro mam USG. Ciekawe jak Maleństwo. Mam nadzieję, że dobrze.
Całe święta praktycznie kłóciliśmy się o to, że ja chce sie przeprowadzić, że jest mi tu źle. M. uważał, że przesadzam, że wymyślam. Nawet jego "mamusia" się wtrąciła, że to rzeczywiście wszystko moja wina. Tak było w sobotę.
W niedzielę bardzo źle się czułam, bolał mnie brzuch, omdlenia.
Rozpłakałam się z myślą, że moje dziecko, przecież tak bardzo chciane i wyczekiwane, przez większość swego życia, przez te 3 miesiące słyszy tylko krzyki, kłótnie i mój płacz. Postanowiłam, że musi sie to zmienić.
Poniedziałek mieliśmy jechać na święta do moich rodziców.
Nie da się z M. normalnie porozmawiać. Znów pretensję, krzyki, straszne słowa.
Nie wytrzymałam "dość tego" - zaczęłam się przy nim pakować, wzięłam to co najpotrzebniejsze. Pytam ostatni raz "czy jedzie ze mną, czy zostaje?", "jedź sama" słyszę. Ok, nie ma problemu.
On wybiega z domu i krzyczy "weź sobie pieniądze, bo ja już tu nie wrócę". Wkurzona, upłakana wyjeżdżam. Zatrzymuje się ostatni raz i krzyczę na niego, że to wszystko wpływa bardzo negatywnie na nasze dziecko, a on zachowuje się jakby miał to w dupie i jeżeli tego chce, to pojadę i więcej nie wrócę. Mówi "jedź, nie graj dzieckiem", więc jade. Zatrzymuje mnie i zabiera kluczyki. "zawiozę Cię i wracam tutaj" mówi. Ok - nie miałam siły już na nic.
Rozmowa w samochodzie. Ja jestem nie ugięta, mówię, że przeprowadzam sie do mamy jak tylko skończy remont. On w końcu się zgadza przeprowadzić ze mną "no przecież jesteś moją żoną, pójdę za Tobą".
Jest miły. Zostaje na noc u mamy, on wraca do teściowej po jakieś narzędzia do pracy.
We wtorek wieczorem wracamy do teściów na noc i ustalam, że mniej więcej za miesiąc przeprowadzamy się do mojej mamy. On się zgadza. Stara się chyba zrekompensować swoje zachowanie. A ja wiem, że już nigdy do tego nie dopuszczę, już nigdy nie pozwolę, aby moje Dziecko słyszało te kłótnie, już nigdy nie pozwolę, aby moje Dziecko cierpiało.
Teraz MALEŃSTWO jest najważniejsze.
Marronek Twój wpis dał mi do myślenia. Dzięki, choć to nie łatwe słowa
Teraz nie będę bała się spakować i opuścić ten dom.
MALEŃSTWO jest najważniejsze.
Następna wizyta 23.04 z wynikami z morfologii krwi i moczu.
Oto my w wersji piżamowej
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 kwietnia 2015, 10:54
Mam nadzieje, że mu tam wygodnie. Miejsca robi sobie coraz więcej
Byłam na wizycie. Maleństwo spało sobie i pokazało mi... dupkę
Koleżanka sie śmieje, że właśnie tam ma moje chęci odgadnięcia jego płci inni mówią, że to wstydliwa dziewczynka.
Czy dziewczynka czy chłopczyk, oby było zdrowe i ... bez tatusiniego wielkiego nochala, tylko z moim
he he
Maleństwo ma 82 mm Ma rączki, nóżki i wszystko co mieć powinien.
To był niesamowity widok. Nie wygląda już jak gumiś czy miś panda, tylko jak mały człowieczek. Rączki ułożone pod główką, nóżki podkurczone, wypięta dupka i duża głowa jest śliczny/śliczna
Kocham Cię Maleństwo
Boże już nie wierzyłam, że spotka mnie CUD. Dziękuję... dziękuję.
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 kwietnia 2015, 11:59
a ja mam wrażenie, że nie minęło przecież tak dużo czasu.
jutro przyjedzie album i będę mogła zacząć pracę
szyje sukienkę na wesele, pochwalę się oczywiście
przywieźli nam meble jeszcze trzeba rozpakować, skręcić, poukładać ubrania i będzie gotowe
M. chyba już się przyzwyczaił do domu moich rodziców i chyba całkiem nieźle się tu czuje
nie zapeszając... tfu tfu... chyba jakoś to będzie
ma 434 g fika bryka jest cały i zdrowy
Aż łezka kręci się w oku :) Piękne chwile...
dokładnie, napiszę to co poprzedniczka ;) Łzy szczęścia, ale są, takie wpisy zawsze bardzo mnie wzruszają :) Powodzenia i rośnijcie zdrowo ! :)
Tak bardzo na Ciebie tu czekałam... :) Dużo siły, zdrówka, porodu w terminie i zdrowego, cudownego maluszka :)