To bliżej nieokreślona istota ludzka, która powstała w naszych myślach (oczywiście tylko abstrakcyjnie, bo my jeszcze tyle musimy zrobić) jakieś 7 lat temu. Siedzieliśmy na łące, beztrosko popijaliśmy winko z Kauflada i zaczęliśmy snuć plany na przyszłość. Nikt głośno przecież nie powie, że chcemy mieć dzieci kiedyś RAZEM, w przyszłości. Glonuś, to taki bezpieczne określenie !
I tak oto, 15 lipca ok. godziny 21 odświeżyłam (dopiero po raz drugi) stronę mojego labolatorium i z mocno bijącym sercem zauważyłam, że wynik jest już dostępny ! O matko i córko ! Co teraz ? Drżącą ręką klikałam w telefonie, ale magiczne cyfeki, ktróre ukazały sie moim oczom za nic w świecie nie chciały odpwiedzieć na moje podstawowe pytanie : To będzie ten Glonuś czy nie ? Zawołałam siostrę, tylko ona mogła tu pomóc. Bo ja, sama, biedna, bez męża na urlopie... Na siostrunie zawsze można liczyć - zachowałą zimną krew i zjechała odrobinę niżej, gdzie naszym oczom ukazała się legenda ! I tak oto mój wynik 27 wpasował się dokładnie w czas przeze mnie skrupulatnie wyliczonej owulacji i tych wszystkich innych spraw damsko męskich ! Emocje chyba odebrały mi pamięć bo dziś chcąc opisać co czułam, nie mogę sobie przypomnieć - chyba przeogromne zdziwienie,radość, niedowierzanie i strach przed nieznanym. Maiłam czekać z wiadomością dla męża do dnia następnego, czyli kiedy nasza tygodniowa rozłąka dobiegnie końca. Jednak, gdy zna się kogoś 7 lat, to ciężko powiedzieć głupie dobranoc pozostając niezauważonym przez bystre oko mego małżonka, który w pierwszej minucie naszej rytualnej dobranockowej rozwomy skejpowej zapytał: "Widzę, że chcesz mi o czymś powiedziec. Czy stało się, to o czym myślę?" I tak uszczęśliwiona wykrzyczałam, że zostanie Tatą Glonusia ! W oczach męża zobaczyłam radość ! Jest ! Cieszy się ! To dobra reakcja, prawda ? Mój mąż nigdy wylewny nie był i jak to się mówi, póki nie zobaczy, to nie uwierzy !
Ale o tym w następnym wpisie...
P.S. Mąż bardzo się ucieszył na wieść o małym Glonojadzie, ale chwilę potem wypowiedział pewne zdanie, które muszę uwiecznić i kiedyś przekazać naszemu potomkowi bo wyraża więcej niż tysiąc słów o jego Tatusiu.
Otórz, po euforii nadszedł czas na podsumowania. Szybko, pełna emocji chwila została została zepchnięta do parteru słowami mego mężulka - "No i tak ma być. Kolejny plan zrealizowany". Do dziś śmieję się w duchu, że On nigdy się nie zmieni i Jego plan na wszystko MUSI być I dobrze !
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 sierpnia 2016, 19:32
Gratulacje ! hahaha widzę, że mój mąż jest podobny do Twojego :D Dla niego też musi być wszystko czarno na białym, żeby uwierzył. Rośnij razem z Glonusiem <3