Miesiąc: 3
Trymestr: 1
Taaak, pierwszy wpis w pamiętniku to takie łamanie lodu. Po rozpisaniu się we wstępie w zasadzie teraz siedzę z pustką w głowie. O czym tu pisać? A tak.. napisałam, że w tym słońcu.. Tak więc się złożyło, że mieszkam w ciepłym kraju (z malachitową łąką morza ). Z ciepłą pogodą, łagodną zimą, bujną zielenią i drzewami, które kwitną już w lutym. Tabebuia przed moim domem żółci się co roku w lutym i w marcu:
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/1ac144cf9ab5.jpg
A to japoński jaśmin za moim domkiem, dopiero się budzi, a już pachnie jak wariat!:
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/0f6d7cd0f929.jpg
W Kalifornii jesteśmy przesunięci dziewięć godzin do tyłu względem Polski, czyli, że kiedy Wy budzicie się w poniedziałek, to u mnie jest jeszcze niedziela wieczór. Zapewne jak ktoś przeczyta ten wpis jutro rano, to u mnie będzie jeszcze wczoraj
No i właśnie niedawno wróciłam z pracy i zjadłam obiadek. Ledwo dzisiaj ustałam na nogach. Pod koniec to nawet zaczęło mi się robić słabo, a jem, piję i ogólnie chyba dobrze dbam. Ech, kiedy energia mi wróci? Wróci przed wrześniem? Nich wróci!
Praca moje polega na uczeniu języka language. Czyli przyjechałam do Ameryki douczać tubylców jak poprawnie posługiwać się lokalnym językiem. Aż takie mam ego!
Z wydarzeń dzisiejszych:
- Czytam właśnie (audiobookowo) drugą część z serii Jamesa Harriota „Wszystkie stworzenia małe i duże,” pt. „All Things Bright and Beautiful.” Jadąc z pracy przeżyłam stan wysokiego… ehem…. zdenerwowania na historię o pewnej pani, która chciała, żeby koniecznie indukować do porodu jej psinkę… nie, żebym ja była przeciwko indukcji porodowej, ale bez wchodzenia w szczegóły, pańcia psinki nie miała pojęcia o czym mówi. A ja jechałam na autostradzie, 75 mil na godzinę (120 km/h), czerwona, wściekła i wygrażająca pięściami. Takie ze mnie łagodne stworzenie… Wybaczysz Fasolku mamusi tego nerwa?
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/35810080203c.jpg
- Muszę zabrać auto do doktora, bo zachciewa mu się świeżego oleju... A jeszcze miesiąc temu, komputer mówił, "zostało 500 mil do serwisu". No pytam: kiedy ja te 500 mil wyjeździłam? Liczy się podwójnie za Fasolka? Jak tak, to ja chce na pas szybkiego ruchu (carpool lane dla 2+ ludzia w aucie). Ja uważam, ze Fasol to już ludź i to nie byle jaki, bo noszenie go w brzuchu męczy jak nie wiem co... Chyba idę zjem coś jeszcze...
(15:47 czasu kalifornijskiego)
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 lutego 2016, 18:43
Miesiąc: 3
Trymestr: 1
Witam się w dwunastym tygodniu. Belly podpowiada, że minął okres największego zagrożenia ciąży. Dziękuję
Dzisiaj się wyspałam hurra!… no prawie, małż mój to złodziej kołdry, chociaż nasza kołdra należy do kołder z kategorii wielgachnych i w teorii nikomu nie powinno jej brakować… No ale biedactwo przecież współprzeżywa ciąże, więc niech ma trochę więcej tej kołdry…
Słońce od rana praży, ale bez szaleństw, w prognozie łagodne 24 stopnie Idę dawać krew na PAPP-A z hcG… trzymajta kciuki… wynik poznam pewnie dopiero za dwa tygodnie podczas wizytowania z moją panią doktor… a za tydzień w piątek będzie USG z badaniem genetycznym… Aaaaaa!!!!!! Będzie widoczny siurek?
Wczoraj wieczorem przeczytałam gdzieś w Internecie cytat z piosenki Bajmu „Serca dwa, smutki dwa”. O tym, że serca mam dwa wiem od ponad miesiąca, bo widziałam jak pyka biała plamka na ekranie, a teraz sobie ją nawet podsłuchuję detektorem… Ale jakoś nigdy nie skojarzyłam, ze ta piosenka, to jest piosenka matki do dziecka… jak można być takim ślepokiem całe życie (30+)??? No więc znalazłam, piosnkę, czytam słowa i nagle krokodyle łzy… taki ryk, że zaczęłam się zanosić płaczem. Na to mój małż: co jest? No i małż też skończył z mokrym okiem. Tak sobie razem radośnie popłakaliśmy.
W ogóle to muszę te moje emocje jakoś w ryzach trzymać. Wczoraj ryk, ale czasem taka złość mnie ogarnia (parz: wczorajszy nerw na autostradzie)… nie wiem skąd nawet. No a Fasolek to przecież czuje i też się denerwuje, czy nie? Więc obiecuję sobie muzykę relaksacyjną, albo chociaż klasyczną, posiedzenia w słońcu i spacery. Zobaczymy jak to będzie. Nerwa goń!
W piątki nie uczę, więc cały dzień przede mną… po krwiodawstwie będę się relaksować w słońcu.
(8:00 czasu kalifornijskiego)
Miesiąc: 3
Trymestr: 1
(9:55 czasu kalifornijskiego)
Dzisiaj będzie odzieżowo!
Co prawda jeszcze się w moje zwyczajne ciuchy mieszczę, ale moim trzecim okiem już widzę szybko rosnący brzuch… W tej chwili problem jest nie ze spodniami, a z wysoką górą, szczególnie w takich sukienkach biurowych „blisko ciała”, w których to zaczęłam wyglądać jak ciotka z przerośniętym cycem. Biustonosze zawsze kupowałam optymistycznie, z lekkim luzem w misce, a teraz niestety wylewają się z nich takie dwie ciastowate… Mąż mój wczoraj zauważył: „Ojej, ale Ty masz wielki biust”… nie, no dziękuję Mężu, taki stan utrzymuje się już od kilku tygodni…
Ponieważ podobno planować warto, żeby nie dać się zaskoczyć, to ja sobie roztropnie sprawiłam porcję ubrań z działu „maternity”. No i tu pierwszy problem. Bo widzicie moje współciężarne czytelniczki, w Ameryce pojęcie sukienki na lato sprowadza się do takiego kusego wdzianka z gołym udem, a jak wiatr zawieje to i z pupą na wystawioną na ocenę ogółu. Nieważne, że spora część lokalnej żeńskiej populacji cierpi na chroniczny przerost tkanki tłuszczowej… świecenie udem musi być! A ja bidulka urosłam sobie taka wysoka i na mnie to wszystko jest dodatkowo przykrótkawe… No więc po długich poszukiwaniach w realu zwróciłam się do pana Google i znalazłam firmę (zresztą europejską), która robi sukienki, spódniczki i ciuszki w długości dla mnie komfortowej. Wczoraj przybyły i jestem raczej zadowolona, o proszę:
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/3d5ec2f1352f.jpg
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/429fed5424a7.jpg
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/6b28b7a8c4e5.jpg
Minusem tej paczki odzieżowej jest to, że większości tych ubrań nie mogę nosić w najbliższych tygodniach bo mój brzuch jest jeszcze za mały, ale już przewiduję rychłe problemy z guzikowaniem spodni. Wobec czego zamówiłam też takie cóś, o przyjaznej nazwie BellaBand (na zdjęciu nie ja :o). Podobnoż można z tym wynalazkiem śmigać w ukochanych spodenkach z rosnącym brzuchem i rozpiętym rozporkiem! Ha ha:) Taki numer!
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/c4118d5db4f6.jpg
Opinie użytkowniczek są takie, że niektóre przechodzą z takim BellaBand niemal całą ciąże w zwyczajnych spodniach. Oczywiście taki optymizm zakłada niezmieniający się obwód części pupnej… No i być może to płonne nadzieje, ale kurczowo trzymam się myśli, że ja będę rosnąć częścią przednią, a nie tylną… Zresztą górna cześć już urosła wystarczająco i ja paniom na razie podziękuję, stołówka dla małego ludzia jest wystarczająco przestronna, a mamusi troszkę ciężko w nocy spać. Hotel dla Fasolka oczywiście musi być, tutaj negocjować nie będę, zatem w części brzusznej oczekuję przyrostów poważnego kalibru. No ale bardzo proszę nie wtrącać się w część tylną… naprawdę Fasolku, przecież Ty nic na tym nie skorzystasz, a tatuś będzie chodził smutny;)
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 lutego 2016, 07:30
Miesiąc: 3
Trymestr: 1
Sobota wieczór, za oknem ciemno, cicho, spokojnie… Małż klepie w komputer. Ciężarna leży na kanapie i szpera w Internecie… W głowie ciężarnej się czai…
godzina 18:30: [monolog wewnętrzny] „Może bym tak zjadła sałatki jarzynowej?… taaak, sałatki, może bym zjadła”.
18:35: „Sałatka jarzynowa to tyle roboty, może chociaż majonezu? Ale ja nienawidzę majonezu… No ale mam chęć na majonez!...”
18:40: „A plasterek kiełbasy z majonezem?” Zjada Krakowskiej Suchej made in Chicago z łychą majonezu Hellman’s…. „Ech, to nie to samo co sałatka.”
18:45: „W takim razie może sałaty zielonej z majonezem?”
18:46: Stoi boso w kuchni i je liście sałaty maczane w majonezie…
18:55: „JA CHCĘ SAŁATKI JARZYNOWEJ!!!”
19:00: Wygrzebuje ziemniaki, marchew, jajka, cebulę, kiszone ogórki… „Hmmm, brakuje mi składników… JA CHCĘ SAŁATKI JARZYNOWEEEEJ!!!!!!!”
21:00: Niedomagająca składnikowo sałatka gotowa.
21:10: „Jezu, jestem w niebie gastronomicznym!”
23:00: Nie może spać, ma wzdęcie i zapchany żołądek… Nadal marzy się jej sałatka jarzynowa... Jutro też jest dzień
Tak oto, moje drogie czytelniczki, zakończyła się historia mojej pierwszej ciążowej zachcianki jedzeniowej…
A to ilustracja przybliżająca w sensie czysto medycznym wyżej opowiedzianą historię:
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/105a48cdbd70.png
(8:10 czasu kalifornijskiego)
Miesiąc: 3
Trymestr: 1
Marzec już, bez Belly ani rusz!
Dzisiejszy temat:
Internetowy trolling ciążowy
Ciąża to czas, kiedy wszystkim dookoła równo odbija… a może to tylko moje skrzywione hormonalnie postrzeganie świata? Nie dość, że moje ciężarne emocje są: radosne, płaczliwe, wkurzone, wzruszone i niepohamowanie kochające męża (biedny mąż), to jeszcze włącza mi się tryb „forumowy detektyw” i podejrzewam biedne, niewinne współforumowiczki o psychopatyczne ciąże urojone… Ale może najpierw kilka słów wstępu:
Od szóstego tygodnia ciąży jestem na Bellybestfriend. I tak sobie myślę, że to dobre miejsce, na którym można podzielić się obawami i radościami dziewięciu miesięcy, znaleźć zrozumienie, zapytać: „czy to co mi się dzieje, to normalne?”, „też tak macie?”, „czy komuś jeszcze zaczęły rosnąć kręcone włosy pod pępkiem?” Mam tu już kilka dobrych internetowych koleżanek, których zapewne nigdy nie spotkam w realu, chociażby ze względu na moje miejsce zamieszkania, ale na pewno będę trzymać kciuki za ich bobasy przed i po porodzie.
Amerykańskie fora internetowe mi nie przypasowały, być może dlatego, że wątki są tam rozczłonkowane, nieciągłe i każda z nas jest taka odosobniona. Poza tym, przez pierwsze tygodnie ciąży pisano głównie o stratach, komplikacjach i rzeczach strasznych, a do dzisiaj kobiety nagminnie domagają się, aby inne forumowiczki odgadły płeć ich dziecka na podstawie położenia łożyska… Kiedy przeczytałam, że „majonez może powodować semolinę”, to już na te fora nie wróciłam.
No i tak sobie radośnie forumowałam po polsku, aż tu nagle okazało się, że niejaka Blair, przemiła założycielka mojego wątku, mama ciąży bliźniaczej, z wymarzonym życiem, kupą forsy i mężem dyrektorem, co to nigdy nie musiał pracować, okazała się być zupełnie sfalsyfikowaną osobowością, nie tylko bardzo nie w ciąży, ale i bardzo niezdrową psychicznie… I ten epizod zrobił ze mnie podejrzliwucha… Teraz okazuje się, że takich forumowych ciąż urojonych jest cała mnogość, że to nie był odosobniony przypadek. I tak naprawdę trudno już zaufać nowym dziewczynom, tym bardziej, że często piszą, jak to podczytują od kilku miesięcy, ale dopiero teraz zdecydowały się napisać. Komu chce się „podczytywać?” To jakiś taki ciążowy voyeryzm? W mojej prywatnej klasyfikacji, ciężarówka urojona to typ pierwszy trolla ciążowego.
Drugi typ trolla, to taka osoba, która na wszystkim się zna, od zapłodnienia in vitro począwszy, przez wysypki, amniopunkcje i poranne mdłości, a na hodowli kurek zielononóżek skończywszy. Ale jak ją podpytasz co i jak, to jej ciąża okazuje się być bezproblemowa. Ona zaszła w ciąże od razu, badania wychodzą super i ma całkowity brak ciążowych objawów. Wyłączając ginekologów i studentów medycyny NIE WIERZĘ, żeby przypadkowa osoba miała wiedzę na każdy ten temat. To raczej nie forumowy geniusz, a ciężary troll narcystyczny. Dodatkowo, troll narcystyczny do każdego mówi z pulpitu, z pozycji eksperta, rugając, karcąc i podkreślając swoją wyższość… Kobieto!, weź głęboki oddech… to tylko Internet i nikt Ci tu doktoratu nie przyzna.
Trzecim typem trolla jest pospolity nienormalnik złośliwy. Niestety, nienormalnik nie potrzebuje anonimowości Internetu, żeby rozwinąć swoje macki… Można ich powszechnie spotkać w realu, w postaci przyjaznych „ciotek dobra rada”, bezdzietnych koleżanek, które „przeczytały”, więc „wiedzą lepiej”, albo wielodzietnych matek, które „nie miały tak jak Ty”, więc pewno Ty masz coś nie tak… W Belly nie napotkałam zbyt wielu nienormalników, a jeśli były, to zostały solidarnie zignorowane przez inne forumowiczki i po prostu zniknęły. Na forach amerykańskich, pospolite nienormalniki złośliwe są niestety częstym zjawiskiem…
Co Wy myślicie? Odbija mi już dokumentnie? A jeśli doświadczyłyście trolla, to co według was powoduje takimi osobami?
(12:00 czasu kalifornijskiego)
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 marca 2016, 21:10
JA: Kochanie… jak nazwiemy naszego bobaska?
M: Jeszcze nie wiem.
JA: A jak Ci się podoba Antoni?
M: Antoni K.? Tak się nazywał mój promotor...
JA: Ale Antoni to Antek, Antoś… fajnie tak…
M: Nawet jeszcze nie wiemy co tam się czai. Na razie to jest Alien.
Miesiąc: 3
Trymestr: 1
Jutro badanie USG z oceną przezierności… Boziu kochana spraw, żeby wszystko wyszło dobrze… Małż mnie uspokaja, ze swoim stoicyzmem statystycznym, że prawdopodobieństwo problemów jest mniejsze niż 0.3%. W zasadzie, to jutrzejsze badanie powinno być wydarzeniem radosnym, jak każde poprzednie, przecież podejrzymy naszego Fasolka w jego domku:)… Okaże się, czy amerykańskie źródła mają rację, że Fasolek jest już Śliwkiem!
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/b2ff74a722b0.png
O 20:30 Śliwek jest znowu głodny, a ja mam nie jeść gazorobnych pokarmów, co by gazy nie psuły obrazu podczas jutrzejszego badania… Siedzę teraz, dwie godziny po kolacji, i marzy mi się kiszona kapusta... albo kapuśniaczek na żeberkach... albo taki bigosik cieplutki... Jejku, ja chyba zwariuję!
Poproszę o kciuk za jutrzejsze badanie!
(20:35 czasu kalifornijskiego)
Miesiąc: 3
Trymestr: 1
Zdrowy mój dzieć! 5.7 cm CRL, przezierność 1.6 mm, kinolek całkiem całkiem, jak u tatusia:) Badania z krwi też dobre, wiec 70% problemów wyeliminowanych
Rączki dwie, nóżki dwie, machają wesoło, widzieliśmy pięć paluszków u prawej rączki, serduszko pyka 161/min, mózg zdrowy, stópki malutkie są, jedna nawet zmierzona - 8,7 mm.... Stópki po mamusi, całkiem całkiem
Maluszek troszkę wierzgał, ale bez wariactw, więc wszystko dało się spokojnie pomierzyć. Hurra!
Co do płci... Mierzyliśmy trzy razy. Najpierw wyszła Fasolinka (hura!), potem wyszedł Fasolek (że co?), za trzecim razem też Fasolek (hurra!). Ale pani sonograf powiedziała, że jak wyglądało to to na dziewczynkę, to bardzo książkowo, a kąt siurka był podejrzany, więc nic nie wiadomo!!!!
A to nasza pociecha:
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/3e584ab83f55.jpg
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/a3c63f2bae97.jpg
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/19cc0ec3c114.jpg
Sonografka powiedziała jeszcze, że na tym etapie wszystkie części ciała są "testowane". Więc jak chłopczyk ma erekcję (że co??) to wygląda na dziewczynkę, a jak dziewczynka ma erekcję, to wygląda na chłopczyka... I masz Ci babo placek!
Najważniejsze, że zdrowy mój dzieć!!!!
(13:10 czasu kalifornijskiego)
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 marca 2016, 04:34
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/66462145f563.jpg
Nieszczęsna torbiel urosła ponad 2 cm w ciągu miesiąca. We wtorek widzę się z lekarzem, więc dowiem się więcej. Jak na razie mam się nie przejmować, bo podobnoż w ciąży nie jest to bardzo niezwykłe
Z innej beczki – płeć maluszka nas bardzo zastanawia, więc zrobiliśmy bardzo „naukowe” symulacje. Zasada w ultrasonografii jest taka, że jeśli kąt między sterczydełkiem a kręgosłupem jest większy niż 30° to mamy chłopczyka, a jeśli jest mniejszy, to mamy dziewczynkę. Zrobiłam mojemu Fasolakowi takie tam "symulacje", gdzie kolor czerwony to kąt u mego dziecia, a zielony to odnośnik, 30°, i wychodzi mi tak:
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/99e428ec2466.jpg
Czyli co? … „naukowo” chyba wychodzi, że Fasolek to Fasolinka!?
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 marca 2016, 04:37
Miesiąc: 3
Trymestr: 1
Na Dzień Kobiet dostałam kwiatka z rabatki przed domem:) Ale przecież liczy się pamięć, a poza tym, ważne, że to nie kwiatek z nowych nasadzeń. Dodatkowo dowiedziałam się, że książka mojego męża została przyjęta do druku. Dumna ja! Kochany autor zdradził, że dedykacja ma być dla mnie i dla Fasolki tyle, że głupio tak napisać "Fasolka", chociaż małż powiedział, że najwyżej napisze "Basi i Epsilonikowi", taki jest!
Mam nadzieje, że za trzy tygodnie będzie już jasne co i jak między nóżkami. I tak wyszła kwestia imion. Mężowi się podoba Kuba dla chłopca (miał być Mikołaj, ale nie może być "ł"...). Z mojej listy dla dziewczynki wpadło mu w ucho Maja, ale mnie Maja się widzi tak średnio, bo po pierwsze to nie takie tradycyjnie polskie imię, a po drugie jeśli Maja, to będzie całe życie słyszała "Mejdża" albo "Madża", a na Maya to ja się nie zgadzam. Ewentualnie jeszcze jest Hania:)
Tak czy siak, na razie mamy Kubę lub Majo-Hanię.
(18:30 czasu kalifornijskiego)
Miesiąc: 4
Trymestr: 2
Ha ha! Drugi trymestr już mamy, nie tacy jesteśmy młodzi:)
Zostałam na weekend sama, małż na drugim końcu kontynentu się konferentrzy, więc weekend był smutny, choć spokojny, bo bez telewizora, z pustym zlewem i brakiem okruszków na stole w dużym pokoju. Dziś wszystko wraca do normy, małż mój przylatuje! Hurra hurra! Będzie wesoło, głośno, śmieciaśnie i kolorowo:)
Z wrażenia chyba, dzisiaj w nocy po raz pierwszy śnił mi się mój dzieć. Słuchajcie, albo sen z wariatkowa, albo ja oczekuję małego geniusza, po tatusiu chyba;)
Więc w moim śnie, nasz dzieć, chłopiec, od razu ssie pięknie cycka. Taki super zdolny niemowlaczek. A potem pierwszą noc w domu przesypia w osobnym pokoju w swoim łóżeczku. Rano budzę się, przerażona, że dziecko w nocy mnie nie obudziło. Co się dzieje, czy żyje? Lecę do malucha, a maluch głodny przeogromnie, hop z łóżeczka, pędzi do cycka, siada na mnie okrakiem i ssie :o! No i po tej sesji ja mu mówię, że następnym razem to niech płacze, wtedy przyjdę w nocy i go nakarmię. Na to dzieć (telepatycznie chyba), że on nie z tych płaczących i już. Więc ja mu mówię, "to krzycz chociaż JEŚĆ!" i ten dzieć nowonarodzony, powtarza za mną cieniutkim głosem: "jeść"... i się wtedy obudziłam...
(12:00 czasu kalifornijskiego)
M: Dlaczego kobiety puszcza się przodem?
JA: Z grzeczności?
M: NIE! Żeby móc je klepać po pupie!
Klepie ciężarną po pupie całą drogę z salonu do kuchni
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 marca 2016, 04:47
13t+5d
Miesiąc: 4
Trymestr: 2
Ciąża to wspaniały czas:) Wystarczy pomyśleć o radości, którą czuje matka, kiedy test ciążowy pokazuje dwie kreseczki, później radość w oczach męża, miłość, którą ofiarowują nam bliscy, kiedy mówimy im o naszym szczęściu. Pierwsze USG, bicie malutkiego serduszka…
Przez cały pierwszy trymestr chowałam moją ciążę przed światem zewnętrznym. Wiedziała garstka najbliższych mi osób. Kiedy otrzymałam wyniki badań prenatalnych, poinformowałam kierowniczkę katedry (czyli moje krzesło, z ang.” chair") , a z kolei ona powiedziała naszej dziekan. Kochana dziekan, widząc mnie w poniedziałek, zawołała: „Hello mama!” No i już widziałam lawinę plotek, podszeptywań i przyjaznych spekulacji. Rzecz w tym, że ja nie lubię być przedmiotem spekulacji… Z tej okazji postanowiłam zorganizować oficjalne powiadomienie. No i zrobiłam to tak:
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/bdf41eed1ec2.jpg
W sumie mam na sumieniu 36 pączków, które zjedli moi studenci i współpracownicy! W/w zdjęcie to z "pokoju nauczyciela"; studenci dostali większe pudło, ale rozeszło się zanim zrobiłam zdjęcie
Usłyszałam niezliczone “Congratulations” i widziałam same szczere, radosne uśmiechy:) Jedna koleżanka zaczęła piszczeć, co usłyszałam będąc już w mojej klasie! No i pewna studentka się rozpłakała, a więc ja z nią . Dzień był wspaniały… tylko zajęcia mi co chwilę przerywano... Mam dzisiaj świetny humor.
Pączkowe ogłaszanie ciąży polecam każdemu.
(20:40 PST)
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 marca 2016, 04:37
14t+1d
Miesiąc: 4
Trymestr: 2
Uwaga, uwaga! Wczoraj, w pierwszy dzień piętnastego tygodnia… chyba poczułam mojego Fasoleczka! A było to tak…
W środę Agnieszka Radwańska zakwalifikowała się do półfinału turnieju tenisowego w Indian Wells. Ponieważ mieścina ta położona jest około dwóch godzin jazdy na południowy wschód od naszego domku, M. wymyślił, że trzeba koniecznie pojechać na ów półfinał i kibicować. Tak więc w czwartek po pracy pojechaliśmy sobie na wycieczkę. Zatrzymaliśmy się w hotelu, spędziliśmy bardzo miły wieczór, zjedliśmy świetną kolację, był wygodny pokoik, cud, miód i luksusik:) Turniejowe bilety pozwalały nam wejść do Tennis Park w piątek o 16:30, zatem po śniadaniu mieliśmy niemal cały dzień na pustyni do zabicia…
I tak pojechaliśmy do pustynnych outletów sklepowych. Moje ciężarne oko wypatrzyło natychmiast Carter’s Kids… Weszliśmy (M. pół kroku za mną), stanęliśmy otoczeni tysiącami kolorowych, mikroskopijnych ciuszków, wdzianek, sukieneczek i bucików… mnie ścisnęło w gardle, łzy naszły do oczu, patrzę na małża, a on zmienionym nieco głosem powiada: „Wiesz, mamy tyle czasu na takie zakupy, może trochę za wcześnie jeszcze?” No i tak dwa wzruszaki nic dla Fasolka nie kupiły i ze sklepu uciekły zanim się rozpłakały;)
Podążyliśmy dalej do kortów tenisowych pełni ekscytacji i oczekując zwycięstwa naszej tenisistki. I kiedy tak siedziałam w samochodzie, nagle coś zaczęło mnie myziać w podbrzuszu… Co to? Kto to? Na pewno nie jelita, bo jelita mam gdzie indziej, żołądek i reszta wyżej… Czyżby człowieczek? Tak pod skórą, w pół drogi do pępka… ni to bąbelki, ni to łaskotki… wiem! Rybka gupik złapana w dłoń tak myzia. Tak oto mi się przedstawił mój Fasolek
…oczywiście istnieje szansa, że to był nerwoból jakiś, no ale nigdy jeszcze nie miałam nerwobólu w podbrzuszu, to dlaczego teraz? No i co Wy na to? Możliwe to, żeby w piętnastym tygodniu czuć człowieka? Ma w końcu już chyba z 9-10 cm, z nóżkami to pewnie nawet 13, to taki robaczek może chyba pomyziać mamusię?
Wracając do tenisa – Radwańska nie wygrała, walczyła z Hulkiem (czyli Serenem WIlliamsem) bardzo dzielnie, ale niestety Hulk uderza piłkę jak prawdziwa mężczyzna, muskuły wytęża i słynny spryt naszej tenisistki chyba trochę nie wystarcza, żeby taką masę mięśni pokonać. Zakończenie było trochę niesatysfakcjonujące, ale muszę bić brawa naszym polskim kibicom, którzy, choć mało ich było, kibicowali dzielnie i z klasą.
A to ja jeszcze przed meczem:)
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/a1226157d967.jpg
(12:30 PST)
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 marca 2016, 20:59
FASOLEK CZY FASOLINKA?
Wiemy co mamy! A więc….
Mamy synka! Moja intuicja: 1, moje wykresy kątowo-naukowe: 0. Nie ma jak kobieca intuicja. Ja to wiedziałam od samiuteńkiego początku. No ewidentnie męska duszyczka się przykleiła i wysyłała chłopaczorskie fluidy:) Chłopczyk. Malutki siuraczek
Dowiedzieliśmy się w czwartek. Poza tym wszystko gra i buczy, dziecię zdrowe, waży 106g, wszystko na miejscu, co ma pracować pracuje, połyka wody płodowe i siusia… mamusi do brzuszka??! To ja już wiem dlaczego latam co chwilę do toalety…
No i teraz teraz jest nowa zagwozdka w postaci imienia. Wydrukowałam dwa egzemplarze imion nadawanych w Warszawie w 2015 r (w ten sposób mieliśmy tylko 160 do wyboru, a nie ponad tysiąc Bożydarów i Gniewomirów…). Ja zaznaczyłam swoich piętnaście, M. zaznaczył swoje… dwa i dokonaliśmy porównania. Padło na Kubusia (hurra!) albo Roberta (hmmmm….). No i co to będzie? Robert czy Jakub? Bercik czy Kuba? Aha, no właśnie! Robert brzmi dumnie, ale Bercik brzmi dziwnie… a Robbie, Bobbie, Bob? Przecie ja w Hameryce mieszkam, zrobią mi z dziecięcia Bobbiego i co ja na to poradzę?
Chlip, chlip. Rodzica moja się zdecydowanie opowiedziała za Robertem, Kubę zdecydowanie odrzuciła. M. wzrusza ramionami. On też chyba woli Roberta. A co z moim Kubusiem?
No nic. Na razie mamy wersję roboczą… Ja tam wierzę w kompromisy. Jak wam się podoba Robokuba?!
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/719b02fbd6a6.jpg
(9:00 PST)
Najweselszych, najszczęśliwszych, kurczaczkowo-zajączkowych, smacznych i zdrowych Świąt Wielkanocnych, życzymy my: ja i Robokuba… A może Stefan? Stefcio? Stefek? Burczymucha?
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/5705fb212ead.png
Wielka Sobota; 20:00 PST
W ciąży 16 tygodni i 2 dni
Miesiąc: 4
Trymestr: 2
Święta już skończone, więc się na pocieszenie wybraliśmy się na wycieczkę! W Stanach takie wycieczki w ciąży nazywane są "babymoon", czyli "ostatni wypad mamy i taty". Brzmi katastroficznie, ale my zamierzamy nasze potomstwo przyzwyczajać do podróży od wczesnych lat. Tak czy siak, oto nasz Babymoon nr 1:
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/e63afba17069.jpg
Po wylądowaniu w Salt Lake City, standardowo, wypożyczyliśmy auto i od razu wyruszyliśmy się w drogę. Pierwszy postój to taka mała podrdzewiała mieścina Green River w Utah, tak mała, że ledwo mrugniesz i już ją przejechałeś. To nasza baza wypadowa do parku stanowego Goblin Valley.
W Goblin Valley byliśmy wczoraj. Oto on:
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/8477cd749807.jpg
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/c801bcf8f118.jpg
Powyższe zdjęcia zrobiliśmy w rejonie Valley 1. Formacje w parku powstały z depozytów skalnych zostawionych 170 milionów lat temu przez ogromne morze. Siły erozji, czyli wiatr i woda, wyżłobiły takie właśnie śmieszne gobliny, gnomy i grzybki. To co widzimy, to warstwy piaskowca, pyłowców i łupków ilastych. Takie poprzeplatanie osadów połączone w aktywnością morską a następnie procesami wietrzenia utworzyło różniste grzybki i stworki. Momentami mieliśmy wrażenie, że otacza nas armia skalnych żołnierzy!
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/24077d8c2608.jpg
Sama Goblin Valley jest dość niewielka, a w parku spędziliśmy tylko dwie godziny. Poza doliną skupiającą skalne gobliny, park skrywa bardzo ciekawe kaniony szczelinowe (slot canyons), zwykle rarytas w oczach M. i moich, ale tym razem odpuściliśmy sobie wdrapywanie się po ścianach, przeskoki i potencjalne upadki. Wrócimy tu pewnie jeszcze z Adasiem (już nie Robokubą!), kiedy troszkę podrośnie. Tymczasem niech się zdrowo hoduje w brzuszku mamusi.
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/d527671a981e.jpg
Dzisiaj ruszamy do Moab. Najpierw będziemy zwiedzać nowoczesny park dinozaurów założony przez... polskich geologów! A od jutra rozpoczynamy nasz program fotograficzny. Brrr... pewnie będą pobudki przed świtem. Ale nic to, damy radę! Podbój pustyni czas zacząć!
(8:30 Mountain Daylight Time)
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 kwietnia 2016, 17:41
W ciąży 19 tygodni i 2 dni
Miesiąc: 5
Trymestr: 2
I oto wracam po trzech tygodniach ciszy. Zaraz się wytłumaczę. Oczywiście, wszystkiemu winna ta nasza foto przygoda. Okazało się, że już pierwszego dnia muszę wstawać o 4:50 rano... zważywszy na godzinę różnicy od strefy kalifornijskiej, to była tak naprawdę 3:50 rano mojego ciążowego czasu „biologicznego”. Zdjęcia pstrykaliśmy o wschodzie słońca i ponownie w świetle późnego popołudnia aż do zmierzchu... Zostawiało to ledwo wyciśnięte 6-7 godzin snu w nocy z nadzieja na drzemkę w drodze w plener, albo wczesnym popołudniem w pokoju hotelowym. Oczywiście wtedy były warsztaty, których nie chciałam odpuścić, wiec w zasadzie spałam przez piec dni bardzo, bardzo mało. Tak, tak... niemądrze tak w ciąży. Tak więc kolejny tydzień był na odpoczynek po tych „wakacjach”, a potem też się czułam tak sobie, nawet wzięłam dwa dni wolnego... No i musiałam opracować te zdjęcia!
Ale może choć troszkę warto?
Pierwsze poranne wstawanie (3go kwietnia) zabrało nas do parku narodowego Arches. Oglądaliśmy wschód słońca nad jeszcze trochę śnieżnym pasmem La Sal Mountains:
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/bb2548eef167.jpg
A kiedy słońce troszkę się podniosło, za naszymi plecami ukazał się taki widok Courthouse Towers:
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/9da62d4b53b2.jpg
Późnym porankiem wybraliśmy się na wędrówkę do Landscape Arch – jednego z największych łuków skalnych w Arches i jednocześnie takiego, któremu lada moment grozi zawalenie (tak już of kilkudziesięciu lat).
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/d714b0bd9a91.jpg
Do Arches wracaliśmy jeszcze kilkakrotnie podczas naszej wycieczki. Mam całe mnóstwo zdjęć, ale podzielę się jeszcze tylko jednym, z 4 kwietnia. To tzw. Balanced Rock – wielgachny głaz, który sprawia wrażenie jakby miał lada chwilę runąć na ziemię.
Poniżej widok na Balanced Rock i La Sal Mountains o zachodzie słońca.
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/240217b96701.jpg
Następnego dnia wstaliśmy o niemiłosiernie wczesnej porze aby oglądać wschód słońca w Dead Horse State Park. Do samego parku dotarliśmy już po świcie – jest on nieco oddalony of Moabu, więc prowadzący zlitowali się i oszczędzili nam wstawanie o 3:50! Takie było moje pierwsze wrażenie:
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/b0547261a9ec.jpg
Słońce było już nad horyzontem, ale akurat schowało się za chmurą. Wykorzystałam to, ryzykując niemiłe efekty w obiektywie, ale efekt mnie zupełnie zaskoczył. Czasem fotograf nie do końca może przewidzieć jakiego figla zrobi mu optyka, no i tym razem ciepłe, czerwone skały Utah zapurpurowiły się. Zbiorniki wody w oddali to baseny odparowujące wodę w kopalni węglanu potasu.
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/34039d384791.jpg
Dead Horse Point SP to bardzo ciekawe i rzadko odwiedzane miejsce, mieszczące się w pobliżu parku Canyonlands. Legenda tłumaczy nazwę tym, że dziewiętnastowieczni kowboje łapali w tej okolicy dzikie mustangi. Po wybraniu najlepszych koni ze stada, kowboje pozostawili resztę koni w zagrodzie i te zmarły z pragnienia. Łagodniejsza wersja historii mówi, że kowboje pozostawili otwarte bramy, ale konie nie wyszły z zagrody z niewyjaśnionych przyczyn. Najprawdopodobniej jednak, zdobywcy dzikiego zachodu chcieli wrócić po łup nieco później, ale spóźnili się i biedne zwierzęta zdechły z pragnienia mając w dole widok na rzekę Kolorado…
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/b8da8b1cc2cd.jpg
5 marca wstaliśmy naprawdę wcześnie… Nie zjedliśmy śniadania i szybciutko pojechaliśmy do parku narodowego Canyonlands. To jeden z najrzadziej odwiedzanych parków narodowych w USA. Nie dlatego, że jest nieciekawy, wręcz przeciwnie! Jest natomiast bardzo niedostępny. Znacie historię Arona Ralstona? To ten człowiek, który utknął w kanionie i po pięciu dniach, w desperacji, odjął sobie rękę i wyczłapał na powierzchnię. To wszystko działo się właśnie w tej okolicy… Island in the Sky, nasz cel tego dnia, to najbardziej popularna część Canyonlands.
Właśnie to miejsce jest lokalną mekką fotografów. Późnonocne pielgrzymki ciągną do miejsca zwanego Mesa Arch. To fenomenalna formacja skalna, która pozwala na obserwowanie wschodu słońca nad Canyonlands poprzez skalne okno. Zdjęcia poniżej zrobione były w kilkuminutowych odstępach:
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/8c2215bed52a.jpg
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/51cdfadc5138.jpg
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/bee7b78b994a.jpg
Czyżby skalny raj na ziemi? Cicha ostoja w odosobnieniu od zgiełku i pośpiechu? Guzik i figa z makiem!
Oto jak wschód słońca przy Mesa Arch wygląda naprawdę:
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/0535520d1908.jpg
Nie ma gdzie obiektywu wsunąć, każdy centymetr kadru jest na wagę złota. Ha ha:) Takie efekty rewolucji internetowej, GPSu i cyfrowej fotografii. Każdy jest artystą fotografem i tajemnicze miejsca są zadeptywane przez pstrykaczy… takich jak ja. Zdjęcie powyżej zrobił M. Mnie widać w jasnoszarej kurteczce blisko centrum.
A Canyonlands? Fenomenalne! Tyle możliwości fotograficznych, miejsc do łazikowania, wspinania się po skałach…
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/c63147dbfea5.jpg
Robiąc powyższe zdjęcie co chwilę słyszałam zaniepokojony głos M. i ostrzeżenia, że ciężarnej nie wolno i że ma się natychmiast ewakuować. Dlaczego pytacie? Bo postanowiłam wdrapać się na skałę wiszącą nad gigantyczną przepaścią…
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/37af2c6488c8.jpg
Tak jak widać… metr do przodu i lecę! Dopiero jak zobaczyłam to zdjęcie, w wykonaniu M. zrozumiałam jego strach. No ale tak naprawdę, na tym głazie było dużo miejsca… cztery osoby przecież wlazły (plus Adaś w brzuszku)!
Taka piękna... pustynia:
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/178435dbd228.jpg
Mam jeszcze górę zdjęć do pokazania… Łuki, skały, widoki, kaktusy, dzikie kwiaty… Ale chyba wystarczy, prawda?
Jutro zrobię już update ciążowy:)
20:10 PST
Zazdroszczę Ci tego słoneczka!!! Bardzo, ale to bardzo chciałabym, żeby u nas było już cieplutko!! ;) No i oczywiście zdrówka dla Fasolka, żeby zdrowo rósł. :) W końcu to ludź nie byle jaki!
Świetnie się to czyta! :) Mam nadzieję, że będziesz pisać dużo a ja będę miała komu kibicować! Słonka zazdroszczę, japońskiego jaśminu również :) Kciuki za małego ludzia ;)
Ale fajnie sie czyta twoj pamietnik ;) bede zagladala tu częściej, i ja zazdroszcze tego sloneczka...ja juz marze o wiosnie a tu nadal zimno i snieg pada. U mnie 8tyg i 5 dni wiec idziemy podobnie;) a co do zmeczenia to powinno minąć niedlugo a powroci na koncowce ciąży ...przynajmniej ja tak mialam w poerwszej ciazy ;)
O, jak miło:) Budzę się, w tu trzy przyjazne duszyczki. Dziękuję za doping, w takim razie będę pisać dalej. Tak, słonce znowu dzisiaj jest, ale dla pocieszenia, powiem Wam, że pomimo jaśminów i słoneczka, ja tęsknie za Polską okrutnie... Wybieram Polseczkę! Tam jest mama i tort bezowy!
Ja również nie mieszkam w Pl, ale ja się kłaniam z kraju Vikingów! :) I brakuje mi twarogu i ogórków kiszonych! :) i słońca ;)
Ojoj, Pianistka, w Skandynawii tak pięknie :) Bardzo lubimy norweskie fjordy w szczegolnosci! Ja w ogóle w nastoletnich czasach czytałam taką norweską sagę i zakochałam sie po uszy. A my akurat mieliśmy szczęscie i dla nas Skandynawia zawsze była słoneczna :) Tylko raz zawinęliśmy do Bergen, a tam deszcz :( No przynajmniej trochę pogodowego realizmu. A gdzie dokładnie (albo mniej więcej) Ty urzędujesz?
Hah! Bergen, no tak, tam wiecznie deszcz ;) Ja urzęduję w Stavanger, ciut niżej, ale pogoda równie deszczowa i kapryśna jak w Bergen właśnie ;) Od lat jestem zakochana w Norwegii i Skandynawii w ogóle ;)
Byliśmy w lipcu 2013 w Stavanger i też świeciło słońce :) Piękne miasteczko. Super ładne te malutkie białe domki i takie większe, kolorowe, po drugiej stronie :) Kupiliśmy strasznie drogie truskawki pod kościołem i słuchaliśmy jak uliczny artysta gra na butelkach. Bardzo fajne miejsce. Super masz!
lubię to miasto :) ma swój klimat :)
piękne zdjęcia :) i świetny pamietnik :) dodaje do ulubionych!!! milego wieczoru, bo u was jeszcze niedziela! buziaki!
piękne zdjęcia :) i świetny pamietnik :) dodaje do ulubionych!!! milego wieczoru, bo u was jeszcze niedziela! buziaki!
I ja zazdroszczę Słońca i ciepłego klimatu (u nas w Luksemburgu raczej jeszcze gorzej niż w Polsce...) , ale nie zazdroszczę życia na obczyźnie, bo znam tego plusy i minusy ;) Trzymam kciuki za bezproblemową ciążę i będę podczytywać :) P.S. Podziwiam, że tubylców uczysz języka. Mój angielski, mimo że szlifowany całe życie, mimo zdanych certyfikatów, używania go w pracy i w domu... mimo wszystko często mnie zawodzi :)