X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Aniołkowa mama- nie poddam sie!
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
Aniołkowa mama- nie poddam sie!
O mnie:
Czas starania się o dziecko:
Moja historia: Mam na imię Ania -29 lat, mam niedoczynność tarczycy oraz PCOS i niestety dwie bolesne straty za sobą. Aniołek 7tc (*) 17.10.2011 Aniołek 9tc (*) 31.03.2016
Moje emocje: Jedyny sposób by trwać dalej, to planować.... Bez planów co robić dalej, wszystko się rozsypie..

9 kwietnia 2016, 15:48

Mam 29 lat, niedoczynność tarczycy oraz PCOS i niestety dwie bolesne straty za sobą.

Pierwszą 10.2011- w 7 tygodniu (w 6t+4 trafiłam do szpitala z plamieniami-bicie serduszka i wszystko niby ok, pobyt profilaktyczny- żeby sprawdzić grupy krwi-czy nie ma czasem konfliktu, niestety równo w 7 tygodniu poronienie w toku, zakończone łyżeczkowaniem)... W ciąże zaszłam w zasadzie "cudem", nie starając się o nią wtedy, jednak przez trzy krótkie tygodnie gdy o niej wiedziałam była największym szczęściem (po prostu uwielbiam dzieci)... Podejrzewam w zasadzie, że do ciąży doszło w ogóle tylko i wyłącznie dzięki stosowaniu przez kilka tygodniu Sioforu- który po otrzymaniu pozytywnego testu ciążowego endo kazał odstawić... kto wie, może właśnie to był błąd... w Stanach w PCOS (choć nie mam stwierdzonej insulinoodporności) kontynuuje się przyjmowanie do 12-16 tygodnia ciąży, u mnie kazano odstawić od razu.. i po 3 tygodniach usłyszałam najgorsze... Pobyt w szpitalu, wydarzenie w trakcie, krwawienie, a nawet zabieg- wspominam z dreszczami na plecach- najgorszemu wrogowi tego nie życzę.. Starałam się trzymać jedynie myśli usłyszanej od jedynej przyjaznej położnej- "Tak się zdarza.. Nie oznacza, że będzie źle - po prostu geny mogły się tym razem źle podzielić, więc lepiej, że jest tak niż miałabyś urodzić bardzo chore dziecko". Kontrola u gina- wszystko w porządku, tak się zdarza, następnym razem na pewno będzie ok.

5 lat później- skończyłam późne studia, czekamy na wybudowanie domu z narzeczonym (od 6 lat jesteśmy razem), właśnie zrezygnowałam z beznadziejnej pracy i czekałam na fizjoterapie na kolano po górskich wojażach.. 29 luty- myślę, ach zrobię test, dzisiaj wieczorem zaczynam fizjo-a w ciąży wtedy nie można być- tak dla pewności.. Myślę sobie na pewno w ciąży nie jestem, przecież w styczniu apo napro brałam na kolano (w ulotce wspomniano, że obniża płodność)- więc nie ma szans bym była w ciąży myślę...Tym bardziej nie w cyklach o mojej długości... Test pierwszy- już po chwili lekka druga kreska widoczna- myślę -nie, nie możliwe. Milion myśli.. biegnę po do apteki po drugi test- ledwo widzę na oczy- drugi test- mocne różowe krechy... Miliard myśli- boję się cieszyć.. dzwonię do gina- niech pani za godzinę u mnie będzie... Ostatni okres 14.12- ale z moimi cyklami po 40-60 dni to nic nie wiadomo)... Badanie- 5tc.. Wszystko w najlepszym porządku..Luteina 2x100 dla mojego spokoju ducha, kontrola ze względu na urlop gina wypadła za 3 tygodnie.... Kontrola- 8tc (juz pierwszy strach, już schiza) i- dzidzia urosła książkowo, ale...ale nie widać bicia serduszka... Strach- lekarz twierdzi, że czasami tak jest, że nie ma jeszcze powodu do paniki- bo dzidzia mogła źle się ułożyć, ale do kontroli mam przyjść za tydzień- po świętach wielkanocnych... Strach, strach, strach- i jak tu by spokojnym.. Niepewność najgorsza.. czuję, że coś jest nie tak.. bolące całą ciąże piersi- przestają boleć( myślę, to twoja psychika- na pewno jest ok)... 2 dni przed wizytą wiara, że będzie ok powraca...Wizyta oficjalnie 9tc- niestety, bardzo mi przykro- ale nie ma akcji serca u Pani dziecka...I niestety dzidzia już nie rośnie- w tej chwili to nie 16 mm, a 14mm.. szok, załamanie.. Ale jak??? Na pewno??? Nic już nie mogę?!!!......
Skierowanie do szpitala na kolejny dzień, seria badań, i niestety najgorsze się potwierdziło.... tego samego dnia zabieg- i wieczorem w domu. Straciłam moje dziecko 31.03...

Dochodzę do siebie fizycznie... Psychicznie- wiem, że jedynie planowanie przyszłości, pomoże mi się podnieść jakoś...

Nie mogę nawet myśleć, że straciłam dwójkę dzieci- wtedy... wtedy nie dałabym rady chyba trwać... Muszę planować dalej, to chyba jedyny sposób by jakoś racjonalnie przetrwać...
Kontrola w środę- wszystko po zabiegu w porządku- zrobi pani badania (przede wszystkim zespół antyfos) i za 3 miesiące zaczyna pani starania...staram się wierzyć... że się musi udać.. nie wiem jak.... ale musi..

Historie dziewczyn na ovufriend pozwalają mi wierzyć, że będzie dobrze.. że uda się... i dlatego postanowiłam, że zacznę prowadzić pamiętnik... może kiedyś komuś moja historia pomoże... strach nigdy nie zniknie,poczucie straty, pustki na zawsze zostaną... ale muszę patrzeć na przód- to jedyny sposób..

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 kwietnia 2016, 12:07

16 kwietnia 2016, 12:12

16 dni po zabiegu..

A świat dalej się kręci... Ja co prawda czuję się dziwnie.. Jakby te tygodnie w ciąży były snem, kończącym się jak koszmar..

Czuję się też zawieszona w próżni- na badania za wcześnie, na starania za wcześnie - ehh nawet na serduszkowanie za wcześnie..

Musiałabym zacząć szukać pracę (wreszcie), ale nie czuję się nawet psychicznie gotowa na odpowiedzi na pytania typu, co robiła pani ostatnie tygodnie (przecież nie pracowała), albo jakie ma pani plany na przyszłość... Z drugiej strony pracować przecież trzeba.

I do tego jeszcze M. (narzeczony)- widzę, że jemu nadal jest ciężko tak jak mnie, ale jakoś nie mogę go nakłonić do rozmowy (może nie chce mnie dodatkowo stresować???), do tego dobija go brak serduszkowania, a mnie brak z jego strony znaku, że na pewno, że w stu procentach jest gotowy na to by ponownie od lipca się starać o dzidzie- jeśli lekarz da zielone światło... Wiem, że przeszedł to strasznie (tak jak ja), wiem że on wie- że ja dla mojej psychiki potrzebuje się starać już, bo im dłużej będziemy czekać tym bardziej będziemy się bać... Wiem, że ciąża go ucieszy (poprzednie dwie nieplanowane tak zrobiły).. a jednak nie zmuszę go :( Mogę tylko tłumaczyć, że dłuższe oczekiwanie, ani z punktu zdrowia, ani dla naszej psychiki nie będzie dobre..

W takich chwilach dobija mnie, że nie jesteśmy jeszcze małżeństwem... 6 lat razem, wiem że mnie kocha, a jednak maniakalnie czeka jak wybuduje się dom- by wziąć ślub... A my mamy problemy z którymi w większości małżeństwa się spotykają :(

Czasami nie ogarniam umysłem tego wszystkiego :( Staram się myśleć pozytywnie, ale czasami to bardzo bardzo trudne..

Zazdroszczę wszystkim zdrowych, bezproblemowych ciąż... Nie wiem czemu mnie dotyka zupełnie inna droga...

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 kwietnia 2016, 12:09