Zgodnie z hasłem "nowy - rok, nowa - ja", postanowiłam nadać moim staraniom o stworzenie fasolki bardziej profesjonalnego charakteru. Dotychczas wydawało mi się, że wystarczy po prostu uprawiać seks bez zabezpieczeń i niczym nastolatka po imprezie, niebawem będę przerzucać w sklepach półki w poszukiwaniu największych rozmiarów.
I tak oto minęły dwa cudowne lata z Mr BTL (big true love), które udowodniły nam, że radosne kopulacje zakochanych, wcale nie muszą wspierać naszych planów prokreacyjnych i natura sama z siebie niczego nie załatwi.
I tak oto zaczęły się studia fasolkologii stosowanej.
Cały grudzień czytałam i dokształcam się w kwestii trudnej sztuki zostania mamą. Okazuje się jednak, iż mimo lat studiów i wielu sukcesów zawodowych, w tej dyscyplinie jestem w grupie totalnych amatorów.
Zatem najpierw startuję z samodzielną próbą odkrycia terminów mojej owulacji i poznania dogłębnie swojego cyklu. Na razie zawsze wiedziałam tylko, kiedy się kończy i zaczyna.
Przeraża mnie tylko to poranne mierzenie temperatury! Niestety nie należę do rannych ptaszków i zawsze ogarniam się w 3o minut przed pracą, jednakże z pomocą ma przychodzić Mr BTL, który od kilku dni regularnie zamiast pocałunkiem, budzi mnie chłodem termometru.
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 lutego 2018, 23:52
Okazało się, że poranne mierzenie temperatury nie jest tak uciążliwe, jak wydawało mi się na początku. Co więcej, w tym cyklu wyposażyłam się już w termometr owulacyjny i Mr BTL nie drży już każdego poranka, że zasnę w czasie mierzenia tempki i nałykam się rtęci.
Pierwszy kontrolowany cykl przyniósł też sporo nowych informacji o moim ciele! Przede wszystkim okazało się, że program jednak wyznaczył mi owulację (na podstawie testów ovu., skoku temperatury i śluzu), a to było moją największą obawą! Strasznie bałam się, że ani testy, ani inne oznaki nie będą choćby w najmniejszym stopniu wskazywały, że owulację posiadam. Jedyne czego zupełnie nie pojmuję, to badanie szyjki macicy, podczas którego czułam się, jak anatomiczna kretynka i zupełnie nie potrafię określić czy jest wysoko, nisko, otwarta, zamknięta czy się zastanawia.
Innym odkryciem było, że w kwestiach starań o Bąbelka jestem strasznie niecierpliwa. Zaraz po owulacji, z uporem maniaka, testowałam ile wlezie, choć doskonale wiedziałam, że za wcześnie, że pora dnia nie taka... W tym cyklu postaram się opanować i nie zbankrutować na testy ciążowe.
Za dwa dni znów wylatuję służbowo. Dzięki mojej pracy zwiedziłam już kawał świata i zawsze cieszyły mnie te wyjazdy. Jednakże, po nadejściu @, byłam tak załamana, że nie potrafiłam wykrzesać z siebie choć odrobiny entuzjazmu. Po woli jednak radość wraca... W końcu może to będzie ten cykl.
PS. Bardzo dziękuję, za komentarze pod poprzednim postem!!! Nawet nie potrafię wyrazić jak miło mnie one zaskoczyły
Dzień spodziewanej miesiączki. I tylko jedno pytanie, czy dziś marzenia legną w gruzach, czy jednak pozwoli się tlić nadziei. To dopiero drugi miesiąc starań i naprawdę chylę czoła przed wszystkimi, które na swój cud czekają od dawna. Ta niepewność, połączona z widmem rozczarowania zatruwa umysł. Szkoda, że jedynym lekiem na ten stan jest czas.
Zatem płyn czasie, jak najszybciej!
I ta małpa @ nie przyszła! Ale sobie dziś ze mną pogrywa, bo od czasu do czasu mam lekki ból menstruacyjny! Test w 12dpo negatywny! Żadnego cienia cienia .... Ani chuchanie ani podświetlanie czy nawet rozebranie testu na elementy pierwsze nie pomogło!
Jedna krecha i koniec!
Cykle zazwyczaj miewam do 30 dni. Jednak w tym zmieniałam strefy czasowe i może z tego względu coś się wydłużyło. W każdym razie czekam, bo złudzeń już nie mam.
A tak sobie po cichu wyobrażałam, jak powiem w pracy, że w kwietniu nigdzie nie jadę. Na następny cykl mam zaplanowane wizyty w 4 krajach. I jeśli nie wpadnę na pomysł, jak bezpiecznie szmuglować sperme przez granicę, to w kwietniu szans nie ma na zieloność.
Jedyne co mnie zastanawia, to ilość wodnistego śluzu. Dziś latałam do łazienki co 3o min., bo już myślałam, że to @... A tu nic poza wodnistą, bezwonna wydzieliną!
Poza tym podczas samoobserwacji zdiagnozowałam u siebie dwa dziwactwa:
1. Przyklejam się do termometru! Serio, w drugiej fazie bezsensownie mierzę temperaturę ile i gdzie się da! Nie tylko odprawiam poranny rytuał z wpisem do Ovu, ale kompulsywne przez cały dzień wtykam sobie termometr, gdzie tylko mogę. W ten sposób min. mam wykres mierzenia oralnego i popochwowego! Bogu dziękować, że nie mamy więcej dziur (odbyt wykluczam) i termometrów.
2. Też z fazy II. Mam chyba tendencję do ciąży urojonej - Przynajmniej w zakresie smakowym - lub fatalny gust kulinarny! Wczorajsza kolacja, 2 pomarancza, tatar i pączek (w kolejności konsumpcji). Zatem nim potencjalnie znajdę, będę smakowym degeneratem!
Ale tak to już jest, gdy hipochondryczka stara się o dziecko.
Dobrej noc!
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 marca 2018, 23:15
Teraz już naprawdę jestem podirytowana i zmartwiona. Miesiączki nadal brak, a testy negatywne. Choć po raz pierwszy, a trochę już testowałam, II kreska pojawiła się po kilku godzinach. Oczywiście nie robię sobie absolutnie żadnych nadziei, bo takie wyniki są fałszywe... Ale na chwilę wyobraziłam sobie, jak by to było gdyby coś takiego pojawiło się po chwili od testowania.
Temperatura nadal mi się utrzymuje, szyjka dość wysoko i czasem bardzo lekki ból menstruacyjny. Testy majtkowe co kilka minut, bo nadal wycieka że mnie bezwonny, wodnisty śluz.
Ech, męczący jest ten cykl i do tego dziwnie długi. A do tego absolutny brak ochoty na serduszkowanie.
Stan emocjonalny na dziś: zniecierpliwiona, zestresowana i rozczarowana!
Do tego wszystkiego w pracy miałam nerwowy dzień. Jutro niespodziewanie wysyłają mnie na drugi koniec Polski. Wróciłam zatem podwójnie zdołowana i smutna.
Jako nowicjuszka, nie mam jeszcze żadnego pomysłu, jak radzić sobie z rozczarowaniem. Choć nie sądzę, by jakiś w ogóle mógł być.
Witam :) I życzę bardzo krótkiego pamiętnika!
Cześć :) Co do mierzenia temperatury to są różne teorie... Zgaduję, że @ masz regularne. Mi ginekolog pow., że dla mnie (tak, mam regularne cykle) nie ma sensu mierzyć temperatury, bo nie dość, że tylko myślę o jednym to tak naprawdę ta metoda jest dla osób, które nie chcą dzidzi. Wierzę, że nie popadniesz w żadną paranoję. Ja staram się od półtora roku. Przetestowałam poranki z termometrem jak i bez niego ;) Życzę powodzenia i szybkiego zafasolkowania! ;)
Ja ogolnie tez odradzam termometr. Jesli spolkujecie w miare regularnie to wystarczy sluz. Po kilku cyklach bedziesz intuicyjnie poznawac dni 'korzystne". Mnie mierzenie tempki tak schizowalo, ze po nocach nie spalam. Ale... kazdy musi odnaleźć wlasna droge. Wiekiem sie nie przejmuj (mam tyle co Ty i jestem w pierwszej ciąży). Szczerze, to mnie bardziej dziwia 29sto latki starajace sie :-) nie ma w tym nic zlego oczywista ale ja w ich wieku o czyms innym myslalam :-P
Tfu, miało byc "20stolatki starające się"
Witam! Ja mam 34 i "staram się" dopiero 1 cykl o drugie, też jestem zielona z obserwacją siebie bo z pierwszym się nie "starałam", to było zaskoczenie. :)