X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Bezpłodność?!?! Przecież mnie to nie może dotknąć
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
Bezpłodność?!?! Przecież mnie to nie może dotknąć
O mnie: Mam 38 lat...
Czas starania się o dziecko: 1 rok
Moja historia:
Moje emocje:

25 sierpnia 2019, 11:16

4 lata temu zaczęłam się spotykać z moim mężem. Półtora roku później zaręczyny i zaplanowany ślub na styczeń 2018 roku. W między czasie w trakcie rutynowych badań wykryto u mnie wirusa HCV (WZW typu C). Informacja mnie dobiła. Jako nastolatka dużo przebywałam w szpitalu i najpewniej wtedy mnie zarażono. Zaraz po ślubie czekała na nas decyzja, czy decydujemy się na dziecko czy najpierw podejmuję leczenie bezinterferonowe i po nim po pół roku nie możemy się starać. Stwierdziliśmy, że skoro mogę natychmiast zacząć leczenie (w Polsce uruchomiony jest duży program lekowy na to), to lepiej najpierw terapia, bo przecież i męża i dziecko mogę zarazić wirusem.

Zawsze miałam bardzo bolące miesiączki i gdzieś tam z tyłu głowy podejrzenie endometriozy, ale moja gin zawsze mówiła, że nie, bo moje objawy to jedynie ból w pierwszy dc. Niemniej jednak po terapii interferonowej zaczęły się dziać ze mną mega cyrki. W trakcie okresu niesamowity ból, wielkie krwawienia, a z czasem torbiele. U gin była co 2-3 miesiące. Na szczęście wszelkie USG pokazywało wszystko ok. We wrześniu zeszłego roku zaczęliśmy starania. 1 miesiąc, drugi miesiąc, trzeci i nic. W styczniu przez dwa tygodnie bolał mnie brzuch i okres spóźniał się już 5 dni. Byłam pewna, że ciąża, ale beta ujemna. Już się miałam do mojej gin umawiać, ale przyszedł okres, więc ustaliłam termin na tydzień później. Niestety, kilka dni wcześniej w nocy tak mnie zaczął boleć brzuch, ze mąż musiał wezwać karetkę. Zabrali mnie do szpitala, gdzie doktorka badając mnie oznajmiła, że mam jakiś przewlekły stan zapalny. Jajowody mam obok siebie (prawdopodobnie w zrostach) i jeśli staramy się o dziecko, to bez szans... Tak jak leżałam, tak zaczęłam ryczeć do rana...

Moja gin parę dni później wszystko potwierdziła. W dodatku zauważyła zmiany endometrialne. Nagle wszystko zaczęło się sypać. Przepisała na 3 miesiące visanne, żeby wyciszyć endo, ale powiedziała wprost, że zostaje nam tylko in vitro.

Od czerwca jesteśmy pod opieką Novum w Warszawie. Przeszliśmy już trochę badań, bo przy okazji okazało się, że z nasieniem męża szału też nie ma. Wszystko w dolnej granicy. W tym tygodniu czeka nas wizyta startowa do in vitro. Z jednej strony cieszę się, że zaczynamy już coś konkretnie robić, ale z drugiej strony mam obawy przed optymizmem. Wiem, że trzeba być pozytywnie nastawionym, bo psychika też ma znaczenie, ale boję się rozczarowania niepowodzeniem. Boję się zaangażować... Mój mąż jest bardzo dużym wsparciem, ale ja nie potrafię tak ślepo wierzyć jak on, że na pewno się uda...

Wiadomość wyedytowana przez autora 26 sierpnia 2019, 14:04

26 sierpnia 2019, 14:03

Tyle pracy mam w biurze, a ja siedzę i czytam fora na ovu... Czy to już paranoja??

Dziś poszłam do mojego szefa na rozmowę, że potrzebuję dzień urlopu w tym tygodniu (wizyta startową ivf, no ale tego mu nie powiedziałam) i że w najbliższym czasie może mnie być mniej w pracy. Pojedyncze dni urlopu + ew. L4. Przyjął to naprawdę w porządku. On się domyśla pewnie, że mamy z mężem problem, ale na szczęście jest dyskretny...

W każdym razie żyję już wizytą startową... Mam całą listę pytań do naszej lekarki, ale też już wiem, że każdy przypadek jest inny i różnie to wszystko może wygadać.

1 września 2019, 19:45

Za nami bardzo nerwowy tydzień, ale ostatecznie się udało i od piątku zaczęłam wstrzykiwać siebie Gonapeptyl w długim protokole.

Sama wizyta startową w klinice trwała długo, bo ok. 2,5 godziny.

Jestem przeszczęśliwa, że w końcu zaczęliśmy procedurę. Na którymś forum tu przeczytałam, że starania przy niepłodności oznaczają wieczne czekanie. I tak rzeczywiście jest. My cały czas na coś czekamy. Dla mnie to trudna do zniesienia sytuacja, ale pomału się odnajduję. Ja jestem człowiekiem czynu. Jak jest problem, to nie biadole i gadam bez sensu, ale działam. O niektóre koleżanki mają ze mną problem, bo przy mnie nie da się po prostu narzekać. Ja od razu szukam rozwiązania problemu.

Na szczęście jesteśmy na takim etapie starań, że jeszcze trochę czekania przed nami, ale już działamy i mega się z tego cieszę. Odzyskałam trochę kontroli nad swoim życiem i jest plan na kolejne tygodnie.

3 września 2019, 14:49

Moje Drogie, piąty dzień wstrzykuję sobie Gonapeptyl w długim protokole i jest super. Moja doktor ostrzegała mnie przed obniżonym samopoczuciem, czy wręcz stanami depresyjnymi, a tymczasem ja się czuję tak dobrze, jak już dawno się nie czułam.

A z drugiej strony boję się wpadać w hurra optymizm, żeby później nie było rozczarowania zbyt dużego.

A jak u Was było z Gonapeptylem?

6 września 2019, 13:17

Ech, już myślałam, że jesteśmy na dobrej drodze, ale coś się musiało wysypać.

W zeszłym tygodniu przy okazji wizyty startowej mąż zrobił posiew nasienia i w wyniku mamy "wydodowano pojedyncze kolonie staphylococcus epidermidis"... Prawdopodobnie materiał został "zabrudzony", ale tak czy owak muszę się skontaktować z klinką. Za tydzień mam wizytę stymulacyjną, na którą chciałam jechać sama, ale może się okazać, że będą chcieli ponowić badania. Na forum jedna z dziewczyn poradziła
zrobić wymaz z cewki moczowej. W poniedziałek muszę się dodzwonić do kliniki i zapytać, czy wynik takiego wymazu wystarczy. Jakoś nie wierzę, żeby tam faktycznie coś było. Miesiąc wcześniej robił mąż posiew i wszystko było ok. Akurat przed oddaniem nasienia na posiew, oddawał jeszcze krew i mocz. Może nie domył rąk...

No nic! W poniedziałek się wszystkiego dowiem. Mam nadzieję, że ten wynik w żaden sposób nie pokrzyżuje naszych planów. W końcu już od tygodnia się kłuję 😭😭😭

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 września 2019, 13:17

9 września 2019, 20:25

Jak ulga! Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak się tematem posiewu męża denerwowałam. W każdym razie jest dobrze. Wg mojej doktor (nie pytajcie, ile czasu mi zajęła próba dodzwonienia się wcześniej do konsultanta) taki wynik świadczy o zabrudzeniu materiału i mamy się tym nie przejmować. Łatwo powiedzieć. Człowiek po tych wszystkich badaniach i wynikach jest tak przewrażliwiony, że czasami trudno o zdroworozsądkowe podejście

Dziś dodatkowo w końcu dostałam @. Powinna przyjść dwa dni temu, ale pewnie opóźnieniem przez Gonapeptyl. Nawet mniej boli niż zazwyczaj, więc apapem daję radę trochę przygłuszyć ten ból. Normalnie, nie byłoby to możliwe.

Już w najbliższy piątek jadę na wizytę stymulacyjną, podczas której dostanę zalecenia na kolejny etap. A na drugi dzień w sobotę mam dużą imprezę rodzinną. Zgłosiłam się na ochotnika na kierowcę, ale szczerze to ja nie wiem, czy na trzeźwo wytrzymam wystarczająco długo na imprezie, żeby kogokolwiek odwieź 😜 Nie zrozumcie mnie źle. Mam fantastyczną rodzinę, na wsparcie której zawsze mogłam liczyć, ale w temat in vitro wprowadziłam tylko jedną osobę z rodziny. Nie dlatego, że mieliby z tym problem, ale czułabym dodatkową presję, że musi nam się udać z in vitro, bo przecież tyle osób nas wspiera... I jeszcze wiadomo, każdy by był ciekawy szczegółów, a ja nie mam ochoty o tak intymnych sprawach rozmawiać. A jakby tak by nam się nie udało od razu, to też nie chcę słuchać pocieszania i uspokajania, że następnym razem na pewno się uda. Bo przecież skąd ktoś to m wiedzieć? Skąd ta pewność??? Nienawidzę pocieszania!