Może kiedyś po latach, gdy już będę szczęśliwą matką, wrócę tutaj, by poczytać, że nie było łatwo. W moim idealnym małżeństwie nagle okazało się, że można się w jakimś temacie nie dogadywać, że seks może wydawać się przykrym obowiązkiem, że możemy się tak absolutnie nie rozumieć, że różnica w podejściu kobiety i mężczyzny do macierzyństwa jest tak skrajnie różna, że aż boli.
I że mimo tych wątpliwych uroków starań o dziecko, oboje tak bardzo pragniemy małej kruszynki, że walczymy o nią i wyczekujemy. A nasza miłość jest bezgraniczna i nierozerwalna. Dobrze jest gdy właśnie takie uczucie trzyma przy sobie ludzi I właśnie z takiej miłości powinny rodzić się dzieci
Nie wiem dlaczego, gdy przychodzi ten czas 13, 14dc to budzi się we mnie taki lęk, że tej owulacji nie będzie. Pewnie to przez PCOS, które mi towarzyszy mentalnie od 2 lat, a faktycznie pewnie o wiele dłużej. Z drugiej strony przy niezłym wspomagaczu, którym jest mio-inozytol i paru innych specyfikach (niepokalanek, kwas foliowy, witamina D3, salfazin) chyba powinnam być spokojna. Nawet w zeszłym cyklu rozpoczętym jelitówką, a zakończonym przeziębieniem owulacja jednak wystąpiła
Wiem też, że jestem w lepszej sytuacji niż wiele dziewczyn, które tej owulacji nie mają, a jednak jakoś nie do końca to doceniam. Pewnie dlatego, że staramy się już 8 cykl. Być może właśnie ten będzie szczęśliwy, a moja mama na swoje urodziny dostanie najpiękniejszy prezent w postaci wiadomości, że zostanie babcią
A może wszystkie wątpliwości rozwieją wyniki badań mojego męża? Oczywiście wolałabym, żeby był w pełni zdrowy, albo żeby jego wyniki tylko ciut odbiegały od normy. Im bliżej 18 stycznia (data badania) tym bardziej się stresujemy, że możemy usłyszeć najgorsze i co wtedy? Ja nie wyobrażam sobie nie być nigdy w ciąży...
No ale póki co muszę żyć nadzieją, bo nie ma sensu obciążać sobie psychiki, jeśli nic jeszcze nie jest przesądzone A póki mąż trwa w swoim postanowieniu noworocznym (więcej seksu w tym roku!) to korzystamy z trwających dni płodnych i trzeba mieć nadzieję, że będą owocne!
To już 3 miesiąc walki o poprawę wyników mojego męża. W styczniu zrobiliśmy planowane badanie nasienia i niestety... Androlog zapewnił nas, że już z gorszych wyników rodziły się dzieci. I ja mu wierzę! Ale nie da się ukryć - ruch blisko normy, morfologia 3%, najgorzej z ilością. Ale podobno suplementacją i zmianą trybu życia uda się co nieco naprawić. Czy mojemu mężowi się udało? Tego dowiemy się 10 maja po powtórnym badaniu.
To co mnie pociesza, to mój stan zdrowia. Mimo zdiagnozowanego PCOS mój obraz ginekologiczny jest super. Pęcherzyki dominujące są, owulacja co cykl również. Z badań wynika że testosteron w normie choć kiedyś działały na niego tylko pigułki antykoncepcyjne. I choć nie robiłam ponownych badań insuliny, to jednak widząc piękny wynik testosteronu mam podstawy domniemywać, że i insulinooporność mam w ryzach. A to dlatego, że obniżenie poziomu testosteronu jest zależne od poziomu insuliny. Także w moim przypadku leczenie mio inozytolem przyniosło spektakularny efekt. Oczywiście będę musiała go brać aż do menopauzy, gdy wygasną mi jajniki, ale lepsze to niż faszerować się hormonami
Teraz tylko zadbać o męża i czekamy na Ciebie kruszynko :*
Wiadomość wyedytowana przez autora 21 kwietnia 2017, 17:48
Chyba powinnam wrócić do pisania pamiętnika...
Może będzie mi łatwiej?
Szczerze to jestem zakręcona tak, że już nie wiem, co myśleć. Niby brak ciąży to w związku z gorszymy parametrami nasienia męża. Z drugiej strony parametry poprawiły się 3 miesiące temu. Co prawda dobiły dopiero do norm, ale teraz mąż bierze suplementy już łącznie pół roku, a pod koniec sierpnia robimy kolejne badanie i znów powinno być lepiej. Jednak ciąży jak nie ma tak nie ma, więc może jednak ze mną jest coś nie tak? Pytanie tylko czy jest sens tak rozmyślać, bo każda para mogłaby przecież zrobić przed staraniami wszystkie badania dostępne w laboratorium lub u lekarza, ale po co od razu zakładać, że coś jest nie tak?
Jak idę do ginekologa to słyszę, że wszystko w porządku, owulacja jest, pęcherzyki rosną, wykresy to potwierdzają lub testy owulacyjne, no ale z badania USG nie wyjdzie np. czy mam drożne jajowody. Ale zakładam, że mam drożne, bo niby dlaczego miałabym nie mieć?
Ehh no i właśnie takie to zakręcone. Jak coś wyjdzie, to potem sobie człowiek pluje w brodę, że wcześniej nie sprawdził. Tak właśnie było z badaniami męża. Już rok wcześniej chciałam go sprawdzić, ale się nie zdecydowaliśmy.
W każdym razie już nie filozofuje Wierzę, że karma będzie nam sprzyjać. Jeden problem nam zupełnie wystarczy
Dziś środek okresu ale humor dopisuje Wczoraj skończyłam odmawiać nowenne pompejańską w intencji poczęcia zdrowego dziecka i wiąże z nią wielkie nadzieje. Myślę przede wszystkim, że Niebo nam sprzyja. Przede wszystkim dlatego, że mnie udało się ogarnać swoje hormony i PCOS, które mam udało się nieco uciszyć. Wyniki się poprawiły, owulacja występuje co cykl, choć ostatnio przychodzi dość wcześnie (11-12dc), a faza lutealna mieści się w normie bo ma 13 dni. Do tego choć pojawił się problem z nasieniem to i tu udało się poprawić co nieco. Cały czas mamy szansę na naturalną ciążę, a niestety wiem, że wiele par takiej szansy nie ma...
Dziś moje urodziny i w pracy odbierając życzenia ciągle słyszałam "... no i dzidziusia!". A kadrowa powiedziała nawet "no przecież my tu wszyscy na to czekamy!". Miło słyszeć takie słowa Przynajmniej wiem, że nie będzie pretensji jak zajdę, bo niestety różnie to w zakładach bywa. Ja na szczęście pracuję w niemieckiej firmie, a oni mają trochę inne podejście. Jakby mniejszy trochę wyzysk. Natomiast mój mąż pracuje w handlu i tam na każdą ciężarną patrzą jak na osobę, która chce naciągnąć firmę... bez komentarza...
Oby u Was drogie staraczki praca sprzyjała Waszej ciąży!