Ostatnie dwa lata były bardzo ciężkie, nie wiem skąd czerpać siły na dalszą walkę.
Kilka miesięcy temu przeprowadziliśmy się do U.S., niedawno pierwszy raz skorzystaliśmy z porady tutejszego specjalisty. Od razu zalecił nam in-vitro, której z powodów sumienia nie jesteśmy w stanie w pełni zaakceptować. In-vitro wiedzie prym nad innymi metodami które wspierają poczęcie.
W pełni rozumiem pragnienie wszystkich tych którzy borykają się z problemem niepłodności. Ja do końca nie mogę tej metody zaakceptować, mam moralne wątpliwości, których nie umiem przeskoczyć.
Zdecydowaliśmy się w końcu na próby inseminacji. Jestem po pierwszym cyklu stymulacji Clo.
Lekarz zalecił stymulowanie mimo że USG i badania hormonalne, moje temperatury wykazywały występowanie owulacji. Zwiększa to szanse co w moim przypadku jest kluczowe o tyle że mam jeden jajowód i celem jest to aby rozwinęło się więcej pęcherzyków, również po prawej stronie.
Na stymulację zareagowałam dobrze, rozwinęło się 5 ale najbardziej dominujące 23 i 24 mm w lewym jajniku. Nie było sensu podchodzić do inseminacji zdaniem lekarza.
Samopoczucie po Clo jest okropne - zawroty głowy, uderzenia gorąca, zaburzenia snu, od kilku dni również boli mnie brzuch. Staraliśmy się normalnie, przez współżycie ale nie mam wielkich nadziei i oczekuję @ za jakiś tydzień. Znów będę przechodzić przez gehenne, bo niestety okres jest bardzo bolesny. Ból miesiączkowy nie zmniejszył mi się po operacji więc wydaje się że endometrioza nie miała tu wpływu ale od kilku miesięcy boli bardziej niż kiedyś i leki przestały już pomagać. . Nie wiem czy teraz ból w środku cyklu (17dc) to wynik po stymulacji Clo czy powrót endometriozy. Chociaż z drugiej strony przed operacją nie miałam żadnych dolegliwości bólowych, typowych dla tej choroby, nie licząc bolesnego miesiączkowania, z którym wcześniej sobie radziłam bo leki jeszcze pomagały.
Straszne rozterki mną targają... cała mieszanka uczuć.
Nadchodzą święta. Czas nadziei i radości... chciałabym ją wskrzesić u siebie i znów mocno uwierzyć, że w końcu się uda. Boże dodaj mi siły....
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 grudnia 2015, 23:31
Też kiedyś nie mogłam zaakceptować in vitro. Po jednej nieudanej próbie powiedziałam nigdy więcej to nie dla mnie. Tak bardzo byłam przeciwna tej metodzie, ze problem odłożyłam na kilka lat. To była bardzo zła decyzja i tylko do siebie mogę mieć pretensję że teraz nie mam dzieci i tak naprawdę to ostatnia szansa. Nie rób tego co ja bo to najgorsza rzecz jaką można zrobić nie skorzystać z możliwości jaką daje nam in vitro bo mamy takie a nie inne przekonania. To jest droga do posiadania dziecka i w tym kierunku trzeba iść :)
A ja dodam iz znajomi znajomych rowniez mieli problem z poczeciem dziecka. I tez nie dlugo nie mogli sie przekonac do in vitro a kiedy juz podjeli decyzje ze to zrobia ona zaszla w ciaze. Uwielbiam przekazywac takie wiadomosci:-))
Mam sporo wątpliwości moralnych i to moja wewnętrzna walka, pomiędzy wielkim pragnieniem a pytaniami etycznymi. Kibicuję mocno wszystkim którzy próbują in vitro i rozumiem ich w pełni. Nie mówię ostatecznego słowa ale myślę, że jeszcze mogę spróbować innych sposobów na poczęcie, takich jak inseminacja. Podczas laparo prawy jajowód okazał się drożny a mój lekarz twierdził że ładnie udało się usunąć zmiany które spowodowała endometrioza.
Przede wszystkim się nie poddawaj. A in vitro powinnaś traktować jako dar, który poprzez rozwój medycyny daje nam Bóg. Mam również znajomych, którzy wstydzą się przed swoimi rodzicami, że skorzystali z tej metody, ale nie zmieniliby swojej decyzji za nic. Po prostu to była ostateczność - konieczna operacja wycięcia jednego jajnika nie dawała żadnych szans na naturalne poczęcie. Sama wiem, że nie zawahałabym się przed skorzystaniem z tej metody, jeżeli za jej pomocą powstanie dziecko, które będzie tak samo wartościowe jak inne i ktore będzie prawdopodobnie bardziej kochane niż niejedno dziecko poczęte naturalnie. Trzymam kciuki :)