W styczniu zakwalifikowałam się do bezpłatnego in vitro... Poczekaliśmy aż @ przyjdzie w lutym aby zacząć stymulację...
7 Luty pierwszy zastrzyk FSH... pełna nadziei i obaw wracam do domu
15 Luty pęcherzyki ładnie porosły czas przygotować się do punkcji
18 Luty Punkcja... pobrano 10 kumulusów, z czego zostało 6 oocytów
20 dzwonię do kliniki z zapytaniem jak tam dzieciaki rosną?? Dowiaduję się że 3 zapłodniły się (ICSI) i walczą
23 Luty transfer jedynej blastocysty 1BB jaka nam została i na mroziaczki nie mamy co liczyć
W międzyczasie pojawiły się plamienia, wahania nastrojów, czasem śmiech czasem płacz...
Nie wytrzymałam 3 marca poszłam na bete = 5 ni się cieszyć ni płakać
powtórzyłam 6 = 28 ... niby niska ale rośnie
8 marca oficjalne testowanie w klinice wynik 94 niby euforia mnie ogarnia ale też strach bo od 3 dni plamię i jakby troszeńkę krwawię, sama nie wiem jak to nazwać... Lekarka mówi aby na razie wziąć na wstrzymanie...
10 marca powtarzam betę i jest 240. Uśmiech na mej twarzy nie schodził do południa... Zaczełam mieć delikatne skurcze w okolicy podbrzusza.
11 marzec południe... skurcze nie trwają długo, są raczej napadowe. Ale jak ten drań mnie już dopada to zwijam się w kłębek i czekam aż przejdzie... przechodzi ból i czuję ulgę
12 marca nie mogę czekać bóle z poprzedniego dnia bardzo mnie niepokoiły pojechałam do kliniki na bete aby być spokojną... długo nie byłam bo wynik = 288
Przyrost zbyt słaby, chyba jestem w trakcie poronienia
15 marca powtarzam betę i modlę się aby spadała... a tu jak na złość 300 i zarodka jak nie było widać wcześniej w macicy tam go nie ma i krwi w macicy również brak.
Pierwsze co jesteśmy w stanie zdiagnozować to najprawdopodobniej CIĄŻA POZAMACICZNA .... mega strach w moich oczach, wielka niewiadoma CO TERAZ???
17 marca zgłaszam się na wizytę kontrolną z nastawieniem tego ze dadzą mi skierowanie do szpitala na laparoskopię...
robimy betę...
czekamy...
spada jest 212
Lekarze mnie badają, nigdzie nic nie widać, krwi w jamie brzusznej nie ma....
Jest szansa że malutki zarodek zagnieździł się nie tam gdzie trzeba ale może się wchłonie...
To jest dla mnie wielka nadzieja i szansa aby mój organizm poradził sobie ze wszystkim sam...
Cały ten czas od stymulacji, przez punkcję, transfer i oczekiwanie na testowanie siedziałam w domu, jak nie na urlopie to na L4.
w piątek mam wizytę kontrolną w klinice a już w sobotę wracam do pracy.
Do nie normalnej normalności. Już mam dosyć siedzenia w domu i myślenia o tym wszystkim
Był to nasz 30 cykl starań ... pokładałam w nim największe nadzieje
Ale był też motywacją do tego aby się nie poddawać
To jest najczęstsze pytanie, które sobie zadajemy. A odpowiedzi nadal brak. Tyle się słyszy o patologiach, które albo zabijają, albo katują swoje dzieciaczki a rozmnażają się jak króliki... a my na to wszytko patrzymy ze złością, czasem z zazdrością, że rzeczy o których marzymy przychodzą innym bez żadnych starań a oni tego nie doceniają.
Kolejne pytanie nasuwające się osobom wierzącym... gdzie jest Bóg??? Czy jego plan był na tyle mizerny i sam się pozmieniał... Dlaczego ludzie dobrzy cierpią a szuje idą przez życie bez skazy ???
Wczoraj czytałam do późna pamiętniki na ovu i przy jednym wyłam jak bóbr, jakby mąż zobaczył powiedziałby ze jakaś nienormalna jestem.
No nic koniec głębokich rozmyślań czas wracać na ziemię. Dzisiaj ostatni spokojny dzień w domu. Ja znowu myślę co tu na obiad zrobić, jakieś pranie.. oby tylko nie myśleć o tej cholernej becie. Tak samo jak pragnęłam przyrostu ... tak samo teraz pragnę aby spadała... spadała ku zeru. Nie była duża więc ma łatwiej niż u kobiet u których sięgała nastu tysięcy.
Moja wizyta w Kriobanku była pełna obaw, do ostatniej chwili myślałam ze jakaś klapa będzie... A tu miłe zaskoczenie BETA SPADA i jest tylko 40... Także czekamy do przyszłego tygodnia i kończymy ten etap badania. Myślę że beta już powinna być zerowa... Jak się ciesze dziewczyny, że obeszło się bez ingerencji chirurgicznej. Że mój organizm był na tyle silny aby móc z tym wszystkim samemu sobie poradzić.
Po wizycie poszłam z siostrą i jej roczną córeczką na 3-godzinny spacer i obiad na mieście. Po powrocie do domu, mąż orzekł że zabiera mnie do kina... I takim oto sposobem spędziłam niesamowity pełen wrażeń i dobrych wiadomości dzień.
Kolejną dobrą wiadomością było to że moje jajniki i cała reszta tam na dole sa w super stanie i możemy teraz dać upust swojej wyobraźni bez ograniczeń. Bo ponoć cykle po stymulacji są MEGA PŁODNE. A ewentualnie majowy cykl też będzie pod nazwą in vitro.
Także dziewczynki zawsze trzeba trzymać głowę do góry!!!
kochana mocno wspieram :) jestem z Toba od poczatku :) zobaczysz w koncu doczekasz sie maluszka, najwazniejsze zeby teraz wszystko sie oczysciło :)