Wczoraj pierwszy raz zrobiłam test owulacyjny. Wyglądało, że już całkiem blisko. Dziś również zrobiłam test i wyszedł dodatni. Niestety, jak na złość - mój Mąż pojechał dziś do pracy. Niby ok, ale jego praca polega na ciągłych wyjazdach. Wróci za kilka dni, a wtedy może być "po ptokach". Dziś rano jeszcze się kochaliśmy, więc mam nadzieję, że to wystarczy. Z resztą zobaczymy, co do powiedzenia będzie miała moja temperaturka. Trzymam kciuki za siebie:)
Smutne, że ponad roku niepisania w pamiętniku nadal za wiele się nie zmieniło. Ale dziś odebraliśmy wyniki męża. Jak je zobaczyłam, to zaczęłam ryczeć - plemniki prawidłowe 4%, nieprawidłowe 96%. Z tego 91% nieprawidłowości dotyczy wady główki. Pomyślałam, że już nigdy nie będziemy mieli swoich biologicznych dzieci. Ale chwilę później poszliśmy na konsultację i lekarz mówił, że wszystko dobrze; żywotność 79%, ruch postępowy (a+b) 59%, ponadto całkowita ilość w ejakulacie to ponad 81% (koncentracja 68%). Poczułam taką ulgę, że się znowu poryczałam...jeszcze w gabinecie. Trochę mnie martwi te 4%, ale lekarz powiedział, że przecież to są setki plemników zdolnych do zapłodnienia. Cóż...nadal trzymam kciuki za siebie:)
na pewno wystarczy :)