



Nie chcę się nastawiać, że będzie zielono, bo później rozczarowanie jest większe;/ oczywiście pierwsze objawy mam na poczekaniu. Mam tak za każdym razem, kiedy łudzę się, że @ nie przyjdzie... Jak to mówią: nadzieja umiera ostatnia






No i się zaczął kolejny cykl... Jestem w szoku, bo dobrze to zniosłam, nie lamentowałam. Myślę, że pomogło mi w tym, to co kiedyś przeczytałam u jednej z Was. Mianowicie, że nawet zdrowa para ma tylko 20% szans na poczęcie. Wcześniej myślałam, że jeśli trafimy na ovu i nic z tego nie będzie tzn, że być może jesteśmy bezpłodni. A propos bardzo proszę o podanie linka, jeśli któraś z Was czytała ten artykuł. Chciałabym wiedzieć, dlaczego są tak małe szanse...
Tak sobie myślę, że może i dobrze się stało. Znam siebie i wiem, co będzie się ze mną działo przed ślubem. Może fasolka nie byłaby na tyle silna, żeby to przetrwać razem ze mną. Może lepiej nie narażać jej i odpuścić na razie. Szczerze się nad tym zastanawiam. Byłam straszną egoistką. Chciałam mieć pewność już przed ślubem, że jesteśmy zdrowi, że nie będziemy mieć problemów, a nie pomyślałam, że może to zaszkodzić fasolce. Nie wiem skąd wzięła się we mnie ta myśl, że będziemy mieć problem z poczęciem. Może dlatego, że tak bardzo kocham dzieci i od zawsze chciałam mieć pełną rodzinę. Jeśli Bóg kiedyś chciałby mnie ukarać, to bezpłodność byłaby dla mnie największą z kar... Nie wyobrażam sobie by móc nie doświadczyć rodzicielstwa. Dlatego wszystko inne może poczekać, bo czym są pieniądze, dom bez dobiegających śmiechów drepcących maluszków?

Tak sobie czytam któryś raz to, co napisałam i faktycznie można to zinterpretować tak jakbym chciała zajść w ciążę tylko po to by się dowiedzieć czy możemy mieć dzieci czy nie. Tak nie jest. Gdybym chciała tylko to wiedzieć to byśmy poszli do lekarza przebadać się pod tym kątem i gdybyśmy już wiedzieli to byśmy zaczęli próbować za rok czy dwa, a my już chcemy dzidzię. Zaczęliśmy się starać przed ślubem, bo po prostu gdyby były jakieś problemy to może się to rozciągnąć w czasie i trzeba już próbować



Wiadomość wyedytowana przez autora 1 września 2013, 20:43


Zajmę się teraz przygotowaniami do ślubu




Moje kochanie dziś wyjechało na 2 tygodnie;/ miałam obliczone, że jak przyjedzie to już będzie musztarda po obiedzie, ale @ tak się przesunęła, że może uda się trafić na ovulkę


Po dniu, w którym nadzieja prysła nie miałam nawet sił by tu wejść i zaznaczyć @ w kalendarzu. Nigdy wcześniej moja tempka nie szybowała tak wysoko, no i nie miałam plamień poowulacyjnych. Byłam już jedną nogą w niebie... Wiedziałam, że to nic pewnego i nie powinnam wybiegać daleko myślami, ale nie potrafiłam nie myśleć o tym, jak fantastycznie będzie powiedzieć bliskim w święta, że będę mamą. Ale marzenia prysły... Właściwie nie miałam komu się wypłakać na ramieniu, komu opowiedzieć o tym, co zaszło. Dziś żałuję, że nie napisałam tego, co czuję tutaj. Na pewno ktoś by to przeczytał i może by mi ulżyło, a tak święta minęły mi bez większego entuzjazmu i radości


Zaczynam nowy cykl i wiem jedno : nie będę już mierzyła tempki, kiedy będę wiedzieć, że jestem już po owulacji. To nie na moje nerwy. Każdego dnia serce waliło mi jak oszalałe, kiedy przychodziło zmierzyć tempkę. Ciągłe myśli w głowie, pójdzię w górę czy nie? Tłumaczyłam sobie, że nic mi to nie da, że jeśli nie mam dzidzi pod serduszkiem, to choćbym nie wiem, co robiła to @ i tak przyjdzie. Nie pomagało... Miałam wręcz wrażenie, że zatrzymuję @. Wiem, że to głupie, ale ja nigdy nie miałam tak, że dostawałam plamień i @ dalej nie było, tylko do 2 godzin potrafiła się rozhulać, a teraz? Odkąd się staramy @ mi się spóźnia, tak jakby pukała, a ja bym jej nie wpuszczała. W końcu wchodzi na siłę oknem



Wiadomość wyedytowana przez autora 27 grudnia 2013, 14:40








Życzę Wam wszystkim, na tym nowym roku spełnienia tego największego, nam wiadomego marzenia

Wiadomość wyedytowana przez autora 2 stycznia 2014, 14:15
Zrobiłam jakieś badanie na CA-125, wynik dobry, ale co to jest ten jakiś marker czy jak ona to nazwała, nie mam pojęcia. Ważne, że z nim wszystko w porządku. Do tego jeszcze mój mężuś musi zrobić badanie nasienia, co przeraża mnie bardziej niż ta moja cysta. Dostałam na nią tabletki antykoncepcyjne. Nie wiedziałam, że tym można leczyć cystę, heh. Jakoś dziwnie się nazywają. Brałam już kiedyś takie tabletki tylko yasmine i yasminelle, ale z tego, co pamiętam to je odstawiałam, żeby @ przyszła a tu mam nie przerywać. Nie rozumiem. Czy ja coś źle zrozumiałam? Spytałam czy w związku z tym nie będę miała miesiączki, a pani ginekolog na to, że będę mieć, ale bardzo skąpą. Jakim cudem? Nie daje mi to spokoju, eh.



Jestem taka szczęśliwa! Aż się popłakałam po tym jak się dowiedziałam, że mój mężuś ma bardzo dobre wyniki a u mnie cysta zniknęła. Możemy znowu się starać







___________________________________________________________________________________________
Teraz potrzebuję trochę czasu, żeby pogodzić się z tym, że właśnie zaczęłam 20 cs. Przez długi czas przyjmowałam to dzielnie, dziś jednak emocje wzięły górę. Najbardziej jest mi żal mojego ukochanego M. Po prostu łzy same cisną mi się do oczu, gdy sobie przypomnę jego smutne, zamyślone oczy. Wiem, że bardzo chce i czeka na fasolkę, a ja się czuję winna, że nie umiem spełnić jego i mojego marzenia

Ale dość już tego dramatyzmu! Muszę się pozbierać do kupy i iść dalej, do przodu, ku marzeniu

Powodzenia! Tym razem na pewno się uda:)
ehh żeby z tym trafieniem było tak prosto.. życzę Ci tego