może tym razem trafimy na owulację
przynajmniej tym razem, nawet jeśli ovulka się przesunie o 1 czy 2 dni, jest tak obstawiona serduszkami, że choćby mały procent szans będzie
oby:))Nie chcę się nastawiać, że będzie zielono, bo później rozczarowanie jest większe;/ oczywiście pierwsze objawy mam na poczekaniu. Mam tak za każdym razem, kiedy łudzę się, że @ nie przyjdzie... Jak to mówią: nadzieja umiera ostatnia
za to piersi mam okrągłe i większe jak przed @, a przecież jeszcze za wcześnie. Chyba, że coś się poprzestawia w tym cyklu. Oby nie nadeszła!
jak jutro nie odbije to pewnie już nie mam na co liczyć...Nie wiem czy brać ją pod uwagę... Mierzyłam 6 razy, co 2 minuty i strasznie skakała, ale zanotowałam jak zwykle pierwszą, która była równocześnie najniższą. Może powinnam była zaznaczyć średnią spośród wszystkich? Wtedy średnia byłaby 36,58, czyli spadek o 1,6. Jak sądzicie?
No ale niestety @ przyszła. Ale był ból. Ryczałam jak najęta, jeszcze to w pracy było. Nie wiedziałam jak mam to ukryć. W końcu jakoś dałam sobie z tym radę. Dlatego nie chcę się nastawiać, ale i też nie chcę całkiem tracić nadziei. Póki @ nie ma to jeszcze widzę światełko w tunelu. Choć nie mam jako tako wielkich objawów. Wiele dziewczyn pisze, że bolą je piersi (moje się tylko znacznie powiększyły, zrobiły okrąglejsze), że ciemnieją im brodawki i pręgę na brzuchu widzą, żyły na piersiach. U mnie nic z tych rzeczy ;( próbuję się dopatrzeć jak mogę, dotykam piersi w nadziei, że wyczuję ból i nic... No ale trudno, nic na siłę. Co ma być to będzie!
sama nie mogłam w to uwierzyć patrząc na termometr, byłam przekonana, że znowu spadnie. Tak się zastanawiam czy robić jutro ten test czy nie? Detektor dziś pokazuje 68% szans na wykrycie ciąży. @ miała dzisiaj przyjść, ale dzięki Bogu nie przyszła, choć od wczoraj ganiam do wc, bo ciągle mi się wydaje, że dostałam:) tak mi mokro i mam wrażenie, że mnie zalewa, ale patrzę i nic. Może jeszcze odwlekę do piątku i jak jutro nie przyjdzie to zrobię? Sama nie wiem, kusi mnie już jutro zrobić. Mam regularne cykle i jak sobie wyliczę, tak @ przychodzi, więc to, że dziś nie przyszła napawa mnie optymizmem (choć jeszcze dzień się nie skończył). Jak myślicie, powinnam zaczekać do piątku czy już testować?
No i się zaczął kolejny cykl... Jestem w szoku, bo dobrze to zniosłam, nie lamentowałam. Myślę, że pomogło mi w tym, to co kiedyś przeczytałam u jednej z Was. Mianowicie, że nawet zdrowa para ma tylko 20% szans na poczęcie. Wcześniej myślałam, że jeśli trafimy na ovu i nic z tego nie będzie tzn, że być może jesteśmy bezpłodni. A propos bardzo proszę o podanie linka, jeśli któraś z Was czytała ten artykuł. Chciałabym wiedzieć, dlaczego są tak małe szanse...
Tak sobie myślę, że może i dobrze się stało. Znam siebie i wiem, co będzie się ze mną działo przed ślubem. Może fasolka nie byłaby na tyle silna, żeby to przetrwać razem ze mną. Może lepiej nie narażać jej i odpuścić na razie. Szczerze się nad tym zastanawiam. Byłam straszną egoistką. Chciałam mieć pewność już przed ślubem, że jesteśmy zdrowi, że nie będziemy mieć problemów, a nie pomyślałam, że może to zaszkodzić fasolce. Nie wiem skąd wzięła się we mnie ta myśl, że będziemy mieć problem z poczęciem. Może dlatego, że tak bardzo kocham dzieci i od zawsze chciałam mieć pełną rodzinę. Jeśli Bóg kiedyś chciałby mnie ukarać, to bezpłodność byłaby dla mnie największą z kar... Nie wyobrażam sobie by móc nie doświadczyć rodzicielstwa. Dlatego wszystko inne może poczekać, bo czym są pieniądze, dom bez dobiegających śmiechów drepcących maluszków?
dla nas niczym...Tak sobie czytam któryś raz to, co napisałam i faktycznie można to zinterpretować tak jakbym chciała zajść w ciążę tylko po to by się dowiedzieć czy możemy mieć dzieci czy nie. Tak nie jest. Gdybym chciała tylko to wiedzieć to byśmy poszli do lekarza przebadać się pod tym kątem i gdybyśmy już wiedzieli to byśmy zaczęli próbować za rok czy dwa, a my już chcemy dzidzię. Zaczęliśmy się starać przed ślubem, bo po prostu gdyby były jakieś problemy to może się to rozciągnąć w czasie i trzeba już próbować
a gdybym była w ciąży to mogłabym przestać ciągle myśleć czy tempka skoczy czy nie tylko poświęciłabym się w 100% przygotowaniom do ślubu
ale nie ma tak łatwo
z drugiej strony też teraz myślę o tym, że ze stresu mogłabym zaszkodzić dzidzi. Moja znajoma tak miała, jej mężowi groziło zwolnienie z pracy i przez te nerwy miała zagrożoną ciążę. Nie pomyślałam o tym wcześniej ;(
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 września 2013, 20:43
no proszę, nawet do rymu 
Zajmę się teraz przygotowaniami do ślubu
nie będę już zadręczać się myślami, czy się uda czy nie. To i tak niczego nie zmieni
kocham mojego M. i bez względu na to czy będziemy mogli mieć dzieci czy też nie będziemy razem
poruszałam już z nim tę kwestię i mamy takie samo zdanie na ten temat
nie powiedział mi tak jak to jeden z mężów tutejszej staraczki, czyli, że mnie zostawi, jeśli to ja będę bezpłodna. To straszne usłyszeć coś takiego od osoby, którą się kocha...Moje kochanie dziś wyjechało na 2 tygodnie;/ miałam obliczone, że jak przyjedzie to już będzie musztarda po obiedzie, ale @ tak się przesunęła, że może uda się trafić na ovulkę
w sumie to już sama nie wiem czy próbować czy odpuścić ten cykl i zacząć starać się po tym wielkim dniu
z drugiej strony nie chcemy czekać z poczęciem, bo może akurat tym razem się uda ;P później mogę żałować tego zaprzepaszczonego cyklu...Po dniu, w którym nadzieja prysła nie miałam nawet sił by tu wejść i zaznaczyć @ w kalendarzu. Nigdy wcześniej moja tempka nie szybowała tak wysoko, no i nie miałam plamień poowulacyjnych. Byłam już jedną nogą w niebie... Wiedziałam, że to nic pewnego i nie powinnam wybiegać daleko myślami, ale nie potrafiłam nie myśleć o tym, jak fantastycznie będzie powiedzieć bliskim w święta, że będę mamą. Ale marzenia prysły... Właściwie nie miałam komu się wypłakać na ramieniu, komu opowiedzieć o tym, co zaszło. Dziś żałuję, że nie napisałam tego, co czuję tutaj. Na pewno ktoś by to przeczytał i może by mi ulżyło, a tak święta minęły mi bez większego entuzjazmu i radości
liczę na to, że gdy teraz wyrzucę to z siebie, to w końcu nabiorę sił i nadziei na to, że w końcu się uda 
Zaczynam nowy cykl i wiem jedno : nie będę już mierzyła tempki, kiedy będę wiedzieć, że jestem już po owulacji. To nie na moje nerwy. Każdego dnia serce waliło mi jak oszalałe, kiedy przychodziło zmierzyć tempkę. Ciągłe myśli w głowie, pójdzię w górę czy nie? Tłumaczyłam sobie, że nic mi to nie da, że jeśli nie mam dzidzi pod serduszkiem, to choćbym nie wiem, co robiła to @ i tak przyjdzie. Nie pomagało... Miałam wręcz wrażenie, że zatrzymuję @. Wiem, że to głupie, ale ja nigdy nie miałam tak, że dostawałam plamień i @ dalej nie było, tylko do 2 godzin potrafiła się rozhulać, a teraz? Odkąd się staramy @ mi się spóźnia, tak jakby pukała, a ja bym jej nie wpuszczała. W końcu wchodzi na siłę oknem
dlatego powiedziałam sobie nie, dość tego. W dniu spodziewanej @ nie mogę nic zrobić, bo gonię do wc tam i z powrotem i z wielkimi nerwami czekam czy z plamienia zrobi się fala czy @ da mi spokój. Bez sensu. Szkoda się narażać na te nerwy. Jak nie mierzę tempki jestem spokojniejsza. Nie potęguję objawów i nie oglądam, co 5 min wykresów innych dziewczyn, żeby sprawdzić czy z takim wykresem mam szansę na ciążę czy nie. Dobrze, że nie obciążam tymi swoimi myślami i objawami mojego męża, bo chyba by zwariował
wystarczy, że sobie robię nadzieję 
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 grudnia 2013, 14:40
piszę w l.mn. bo wierzę, że i wy tak macie
to wielkie szczęście dla maluszków bycie tak oczekiwanym.
chciało mi się tańczyć i śpiewać, bo przecież będzie dobrze :)a nawet jeśli teraz się nie uda, to przecież świat się nie zawali
umówię się wkrótce do ginekologa i dowiem się co jest nie tak. Na razie pełen luz, bo ovu jest tuż tuż
byłam w kościele na zakończenie roku podziękować Bogu za ten mimo wszystko bardzo szczęśliwy rok. Wiem, że moje modlitwy w końcu zostaną wysłuchane. Wczoraj po raz pierwszy od dawna zauważyłam u siebie rozciągliwy śluz, jupi
tylko teraz się tak zastanawiam czy nie za późno serduszkowaliśmy, bo wieczorem już tego śluzu nie widziałam ;/ eh nie będę się nakręcać i denerwować, takie małe noworoczne postanowienie
żyję dniem dzisiejszym i wszelkie obawy zostawiam daleko za sobą. Dzidzi chce zamieszkać u mamy mieć szczęśliwej a nie smutnej
)Życzę Wam wszystkim, na tym nowym roku spełnienia tego największego, nam wiadomego marzenia
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 stycznia 2014, 14:15
Zrobiłam jakieś badanie na CA-125, wynik dobry, ale co to jest ten jakiś marker czy jak ona to nazwała, nie mam pojęcia. Ważne, że z nim wszystko w porządku. Do tego jeszcze mój mężuś musi zrobić badanie nasienia, co przeraża mnie bardziej niż ta moja cysta. Dostałam na nią tabletki antykoncepcyjne. Nie wiedziałam, że tym można leczyć cystę, heh. Jakoś dziwnie się nazywają. Brałam już kiedyś takie tabletki tylko yasmine i yasminelle, ale z tego, co pamiętam to je odstawiałam, żeby @ przyszła a tu mam nie przerywać. Nie rozumiem. Czy ja coś źle zrozumiałam? Spytałam czy w związku z tym nie będę miała miesiączki, a pani ginekolog na to, że będę mieć, ale bardzo skąpą. Jakim cudem? Nie daje mi to spokoju, eh.
Mogę spać spokojnie. Nazywają się Naraya Plus i po prostu w przypadku tych tabletek w opakowanie jest 28 pigułek, a nie tak jak w przypadku yasmine 21. Pewnie po to, żeby ie robić przerwy i nie zapomieć o rozpoczęciu kolejnego blistra wraz z pojawieniem się krwawienia. Cóż ja nie miałam z tym problemu he he, no ale niech będzie. Ufff, a już się bałam, że coś źle zrozumiałam. Dobrze, że dopadłam tę ulotkę na necie zanim je kupiłam, bo bym się tylko niepotrzebnie stresowała. Czyli nie będzie to pełny miesiąć bo 28 dni he he, zawsze to ciut bliżej wyczekiwanego dnia

Jestem taka szczęśliwa! Aż się popłakałam po tym jak się dowiedziałam, że mój mężuś ma bardzo dobre wyniki a u mnie cysta zniknęła. Możemy znowu się starać
pani ginekolog dała nam 3 miesiące, a jeśli po tym czasie się nie uda, to muszę wykonać szereg badań. Mam już skierowanie, ale mam nadzieję, że mi się nie przyda
w sumie to muszę dokończyć do końca opakowanie tabletek antykoncepcyjnych i tak mi przeszło przez myśl czy by specjalnie nie wziąć ze 2-3 tabletki. Przecież właśnie tak wiele kobiet wpada
miałam zapytać o to gin., ale stchórzyłam. I teraz nie wiem co zrobić... Może to nie jest całkiem bezpieczne? Inaczej by mi to doradziła, a tak kazała skończyć opakowanie i dopiero zacząć się starać. Żałuję, że nie zapytałam
co myślicie na ten temat? Nie wiem, co zrobić...
___________________________________________________________________________________________
Teraz potrzebuję trochę czasu, żeby pogodzić się z tym, że właśnie zaczęłam 20 cs. Przez długi czas przyjmowałam to dzielnie, dziś jednak emocje wzięły górę. Najbardziej jest mi żal mojego ukochanego M. Po prostu łzy same cisną mi się do oczu, gdy sobie przypomnę jego smutne, zamyślone oczy. Wiem, że bardzo chce i czeka na fasolkę, a ja się czuję winna, że nie umiem spełnić jego i mojego marzenia

Ale dość już tego dramatyzmu! Muszę się pozbierać do kupy i iść dalej, do przodu, ku marzeniu
Powodzenia! Tym razem na pewno się uda:)
ehh żeby z tym trafieniem było tak prosto.. życzę Ci tego