X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Ciąża jako abstrakcja
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
Ciąża jako abstrakcja
O mnie: Mam 31 lat, zdrowa, niezbyt obciążona AMH 1,43 ng/ml On: Fatalne wyniki nasienia
Czas starania się o dziecko: Starania od 2018
Moja historia: Odkąd pamiętam zawsze chciałam mieć dzieci. Nie przypominam sobie nawet momentu bym myślała inaczej. Swoje starania zaczęliśmy od badań. Ja dentysta, ginekolog + badania piersi. Wtedy też zakończyliśmy na około pół roku, gdyż w lewej piersi wykryto u mnie dużego guzka także dzięki karcie Dilo procedura ruszyła. Zmiana okazała się łagodna i do obserwacji a nie usunięcia, gdyż takich zmian w piersiach mam dużo i jak to określił mój onkolog : "Po usunięciu guzków pierś wyglądałby jak ser szwajcarski" :D. Dobre poczucie humoru to podstawa... zwłaszcza u lekarzy. W tym czasie mój Miły postanowił się przebadać, że skoro czekamy na moje wyniki badań onkologicznych to jakby u niego coś wyszło to już też zacznie się leczyć. I tak oto zrobił swoje pierwsze badanie nasienia. Wyniki wyszły bardzo złe. Androlog stwierdził, że powodem może być wodniak jądra, więc zalecił zabieg. Niestety po zabiegu wyniki wcale się nie poprawiły, a stan psychiczny i poczucie winy w moim Małżonku zaczęło narastać, że zaczął mnie przepraszać. Gdy wyszłam z lekkiego zaskoczenia zdałam sobie sprawę, że ani razu nie przeszło mi przez myśl, że to jego wina. Wiem, że gdybym to ja miała problem on stałby za mną murem. To w związku najważniejsze i całym serduchem cieszę się, że trafiłam właśnie na takiego człowieka. Przyznaje też, że powoli w duchu zaczęłam godzić się z myślą, że zostaniemy w dwójkę plus stadko psów. Zapisaliśmy się do poradni leczenia niepłodności i po wielu badaniach dowiedzieliśmy, że bez pomocy medycznej jest minimalna szansa na zapłodnienie i zalecana jest procedura InVitro. Tutaj pojawiły się u mnie mieszane uczucia. Nigdy nie byłam przeciwnikiem i to podkreślam, ale odkąd pojawiłam się w światku medycznym wpajano mi, że dzieci te obarczone są większym ryzykiem wad serca itd. Przyznaję, sama niewiele doszukiwałam się badań medycznych na ten temat, ale jeśli słyszysz to od jednego, a potem drugiego lekarza to zaczynasz sobie to powoli wpajać. Zwłaszcza, że nie spodziewałam się, że temat będzie dotyczyć w przyszłości mnie. I tak oto, dochodzimy do momentu gdy rusza procedura InVitro. W sierpniu 2021 zabieg pobrania moich komórek: 12 z czego 6 prawidłowych, a 4 udało się zapłodnić. Finalnie zostały jednak tylko 2, z czego 1 w formie blastocysty postanowiliśmy zamrozić. Po kilku dniach - zarodek w formie moruli (procedura IMSI + Embrioglue +Atosiban) został podany. I w sumie od tego momentu było mi najtrudniej. Czas oczekiwania to duży stres. Czytasz o betach, kiedy, jaka powinna być i liczysz, że to Tobie akurat się uda. I to dobrze, bo czemu mamy odbierać sobie nadzieje? Po około 2 tyg. usłyszeliśmy, że oto jest. Nasza radość trwała tydzień, bo następnie usłyszeliśmy, że zarodek wydaje się niefizjologiczny i jest obrzęknięty. Oczywiście byliśmy później na kolejnym badaniu i znów usłyszeliśmy to samo. Ginekolog zaleciła odstawienie wszystkich leków i czekanie na samoistne poronienie. Strach był bardzo duży, bo nie wiedziałam czego mam się spodziewać. To dziewczyny na tym forum opisały i podpowiedziały mi co i jak, co mnie uspokoiło i za co dziękuję. Jakież było moje zdziwienie kiedy z dnia na dzień pojawiły się u mnie nudności. Wszystkiemu towarzyszył straszny lęk, zero radości, bo skoro zarodek był obrzęknięty to zakłam że i chory. Skontaktowałam się ze swoim lekarzem prowadzącym, który zlecił mi badania prenatalne. Pech chciał, że mój lekarz akurat na urlopie. Poszliśmy na kolejne badania, usłyszeliśmy że faktycznie jest obrzęknięty, ale uwaga... jest serduszko. I wiecie co? Ja zamarłam i trwam w tym do teraz. Traktuje ciąże jako abstrakcję, jakby mnie to nie dotyczyło. Inna kobieta by się ucieszyła. Słyszałam w końcu bicie serca, ale jedyne co we mnie było/jest to paniczny lęk. Płakałam nie raz, a w sumie płakaliśmy. Skoro od początku słyszę, za szybki przyrost bety może wskazywań na wady; ma cechy dysmorfii - mogą to być wszelkie wady genetyczne. To szczerze, nie łudzę się. Taki mam charakter. Powoli zaczęłam godzić się z tym, że w przyszłym roku spróbujemy ponownie. Że ta ciąża pewnie zaraz się zakończy. Uwaga i tutaj następuje zwrot akcji, gdyż że to ciąża żywa pojechałam na kolejne badania i słyszę od lekarki: "że gdyby nie widziała wcześniej zarodka to obecnie uznałaby, że nie widzi nic niepokojącego u maluszka". Jak się z tym czuję? Jakbym dostała obuchem w łeb. Nie umiem uwierzyć w happy end, czekam że zaraz pewnie stanie się coś złego, bo pewnie jest chore. Oczywiście zalecono nam badania genetyczne. Z racji swojej paranoi - uważam uzasadnionej robimy jutro dwa badania Nifty oraz Veracity. Jestem obecnie w 10 tygodniu ciąży, nie czuje tego. Jak lekarska użyła słowa maluszek to przeszły mnie ciarki i w ogóle wydawało mi się to nie na miejscu. Wiem, że to straszne. Moją ciążę traktuje jak abstrakcję. Wykonuje zalecenia, stawiam się na badania, ale nadal nie umiejąc zaakceptować, że to dotyczy mnie. Na pewno napiszę gdy uzyskamy wyniki badań.
Moje emocje: lęk, strach, odrealnienie