Na umówioną wizytę czekałam z obawą i niecierpliwością. Miałam nadzieję, że coś się w końcu wyjaśni ale zamiast się wyjaśnić jeszcze bardziej się skomplikowało. Pominę już fakt, że pani doktor miała "małe" opóźnienie bo rejestruje pacjentki co 10 minut, wyznając chyba zasadę ilość kosztem jakości. Gdy się w końcu doczekałam okazało się że oprócz pani doktor w gabinecie jest też pani położna. Nie znam się na tym i nie spotkałam się wcześniej z taką sytuacją, zawsze była tylko pani doktor, w sumie to nie wiem po co ta pani położna ale pomyślałam, że co dwie głowy to nie jedna więc powinnam się w końcu dowiedzieć co z moim stanem zdrowia. Gdy już opowiedziałam co mnie skłoniło do przyjścia, okazało się, że moja dotychczasowa dokumentacja nie bardzo ją interesowała, pobieżnie tylko spojrzała na kartę wypisu ze szpitala i wynik badania hist. Nawet nie chciała obejrzeć zdjęcia usg z 5 tyg. ciąży zapytała tylko czy był zarodek i to jej wystarczyło. A na moje wydrukowane wykresy z ovu spojrzała jednym okiem i skomentowała jedynie, że jedyne co z nich wiadomo to to że jest "bałagan". Nie zwróciła uwagi na krótką fl ani na długi na 45 dni cykl, żadne szczegóły ją nie interesowały. Przed badaniem stwierdziła, że nie będzie mi w stanie dużo powiedzieć bo powinnam przyjść w późniejszej fazie cyklu na ale że zobaczymy "co tam się dzieje". Przy badaniu usg stwierdziła, że zapomniałam zrobić siusiu i pęcherz zasłania macicę. Przerwała je twierdząc że mam iść zrobić pomimo moich zapewnień, że mi się nie chce bo dopiero co robiłam. Oczywiście pomimo 10 minutowego posiedzenia i maksymalnego skupienia nie zrobiłam , no bo niby z czego jak nic od ostatniego zrobienia nie piłam. Co oczywiście po wznowieniu badania nie umknęło pani doktor ale zdecydowała się jednak mnie zbadać do końca. I tak jajniki ok bez żadnych torbieli itp ale endometrium wielkości 1 mm !!!! że co? Według pani doktor od obfitej miesiączki i dlatego, że od zabiegu nie minęły jeszcze trzy pełne cykle więc może się jeszcze śluzówka nie odbudowała. Na koniec stwierdziła, że powinnam przyjść za ok 1,5 tygodnia gdy coś się ruszy ale, że jej nie ma bo wyjeżdża na ferie, dała mi ulotkę z ziołowym lekiem na wyregulowanie hormonów i kazała przyjść w następnym cyklu ok 15-17 dnia. Może nawet bym jednak po tym wszystkim poszła do niej ale nazwanie przez lekarza zabiegu łyżeczkowania po poronieniu skrobanką wbiło mnie w fotel i przekonało, że moja noga u niej już nie postanie. Tak więc po tej uroczej i kosztownej wizycie wiem jeszcze mniej niż wiedziałam. Teraz oprócz zrostów, które cały czas krążą mi po głowie doszło cienkie o ile w ogóle istniejące endo i co?? pęcherz moczowy spychający macicę na dół. Masakra jakaś
Do owej pani doktor poszłam z polecenia koleżanki, że niby taki fachowiec ale teraz wiem, że muszę wrócić do tej u której byłam po poronieniu. I tak też zrobię. Umówię się na wizytę w tych dniach co ovu wyznaczyło na płodne i pójdę ... jak do tego czasu nie oszaleje od tego ciągłego myślenia co oznacza to dziwne badanie u tego lekarza. Następnego dnia okazało się jeszcze, że ten cudowny lek to dwa razy droższa wersja Castagnusa ale dzięki wiedzy z ovu kupiłam lek za 21 zł a nie taki sam tylko za 44 zł.
BĘDZIE DOBRZE!!!
Witaj!
Witaj!
trzymam kciuki :)
Witamy ps. taki sam tytuł miałam pamiętnika jak poroniłam
To zawsze było moje motto, ale to co się stało mocno je zweryfikowało bo jakoś nie czuje się mocniejsza a wręcz przeciwnie