Na moje szczęście, te okropne święta minęły. Takich jeszcze nie miałam. Wigilia w trójkę, pierwszy dzień praktycznie dami. No ok, wpadł W. ale późno i na trochę. Mama przyjechała w druhi dzień, dziś pojechała. I na całe szczęście minęło. To pierwsze święta bez Taty. Może dlatego tak były mi obojętne. Nawet nie pojechałam na cmentarz. Cóż, choroba nie wybiera, ale trochę źle mi z tym. I tak naprawdę nie mam z kim się tym wszystkim podzielić. Najlepsza koleżanka w ciąży, zaraz rodzi, druga też. A z miesiąc temu dowiedziałam się o kolejnej- i bardzo cieszę się Jej szczęściem. Mam nadzieję, że będzie dobrze. A my? Liczyłam na poprzedni cykl. @ spóźniona 3 dni ale i tak przyszła a wraz z nią rozczarowanie, brak nadziei, złość i przekonanie nie uda się, jestem do niczego. Co ze mnie za żona, która nie może dać mężowi dziecka? W tym miesiącu odpuszczam. Trudno. Poddaję się. Wiem, że starania to długi czas i nic od razu, ale wierzyłam, że dziecko powinno być teraz i tu. Może miało być namiastką Jego? Skoro Go nie mogę już mieć. Tak się kiedyś mówiło, że umiera jeden ale rodzi się w drugim. To egoizm, wiem. Ale teraz po pół roku od tego dnia jest mi jeszcze gorzej niż wcześniej. C U