Czemu ja...?
Wracając do tygodnia... wczoraj dostałam szanse na poprawienie budżetu... dodatkową praca na weekendy dla mnie i męża... trzymajcie kciuki w czwartek rozmowa, a jak dobrze pójdzie to w sobotę zaczynamy... obawiam się trochę, że jednak poziom mojego języka nie jest na tyle dobry, żeby się udało... będzie to trochę trudne do pogodzenia, ale czego się nie robi dla swojego wymarzonego mieszkania? W czwartek też mąż ma mieć zakładany holter i to również mnie stresuje... mam tylko nadzieję że piątek będzie wolny w pracy i nic mnie nie zaskoczy... Trzymajcie kciuki...
Czuję się jakbym przegrała całe życie... dzisiaj zostałam zmuszona do zaszczepienia na sami wiecie co.. do tej pory udawało mi się, ale teraz mam za dużo do stracenia... na szali postawili mi z jednej strony dotychczasowe życie, gdzie nie brakuje mi niczego, ale i tak jest ciężko. Kredyt i przyszłość, z drugiej strony zdrowie, może i życie ( egzystencję) oraz myśl, czy to nie spowoduje nieodwracalnych zmian w organizmie... czy uda mi się zajść w ciążę....
Boję się, cholernie się boję...
Wyrok w piątek...
Dzisiaj byliśmy pierwszy dzień w nowej dodatkowej pracy... było ciężko, ale jestem zadowolona... pracujemy z dwoma młodymi chłopakami (niemiec i włoch) są bardzo mili i pomocni... szef dzisiaj też przyjechał i przywiózł nam wszystkim śniadanie mysle, ze jak się przyzwyczaimy i wpadniemy w rytm, będzie super fajna praca...
Co do starań, w tym miesiącu nie wspominam nic mężowi... zobaczymy, czy zacznie działać sam z siebie... mam nadzieję, że jutro, chociaż ciężki dzień, odpali mi się mężczyzna :-p
Trzymajcie kciuki :-*
Żegnajcie marzenia również....
Zaczynając od początku, ostatnio w nerwach i po alkoholu usłyszałam słowa, które zapadły w pamięć tak, że raczej stamtąd nie ulecą... moje marzenie bycia mamą, okazało się tylko moje...
Po kilku głębszych mąż powiedział, że on nigdy nie chciał dziecka i nagiął się dla mnie, że może gdyby to była córka, to po urodzeniu by ją pokochał... Syna nie zaakceptuje... dodatkowo, były wywody, że to z nim coś jest nie tak... może młodzieńcze wybryki...
Dodatkowo kilka dni wcześniej oglądaliśmy mimochodem jakiś paradokument w TV o ciąży i urodzeniu chorego dziecka i zdziwiło mnie podejście męża, że skoro wiadomo, że chore to usunąć albo oddać do adopcji... nie wiem o czym to świadczy... Niedojrzałość? Dziwne priorytety? Przestałam rozmawiać na te tematy... wszystkie kwasy foliowe, witaminy i testy ciążowe schowałam głęboko w szafce. Zastanawiałam się przez moment, czy ich nie wyrzucić, jednak pomyślałam, że szkoda pieniędzy... może łudziłam się że zmieni zdanie? Może... od ostatniego stosunku minęło już dwa miesiące... nie zabiegam, wręcz przeciwnie, łapę się na tym, że nie chce aby mnie dotykał... płacze po kontach i ciągle w głowie mam wypowiedziane słowa...
Ostatnie co chciałabym Wam powiedzieć to, że gdy oboje chcecie - walczcie... każdej z was się uda. Jednej wcześniej innej później ale się uda! U mnie nie ma już nadziei.
Zastanawiam się nad przyszłością... czy warto w to brnąć dalej?
W moim życiu nic się nie zmieniło.... Jestem zawieszona, z ogromnym smutkiem w sobie... od tamtej feralnej rozmowy, nie rozmawiam z mężem na żadne tematy, oprócz tego co na obiad i co kupic...( normalne codzienne sprawy). Jedyne co mnie dziwi, to że ten człowiek staje się dla mnie coraz bardziej obcy a dalej nie orientuje się, że coś jest nie tak... Zaniedbałam się i jest mi z tym jeszcze bardziej źle...przytyłam, co w moim życiu jest kolejną tragedią i porażką... W życiu zawodowym też już czuję, że wystarczy jeden zapalnik a jestem skłonna złożyć wypowiedzenie... I to nie tylko w pracy dodatkowej ale i w tej głównej... od tygodnia przyjęłam zasadę wejście na stanowisko, słuchawki w uszy i jakoś odbębnić te 8h i wyjść... nie rozmawiam z nikim, nie chce wiedzieć żadnych wiadomości... weekendy uciekam w swoje miejsca i staram się również spędzić czas w samotności. Na początku maja kupiłam rower i zaczynam wycieczki po okolicy w miarę możliwości... pierwszy wyjazd od 20 lat i pokonałam 20km... miałam dzisiaj też wyjechać, ale pogoda nie dopisała
Powodzenia dziewczyny i wiedzcie, że cały czas trzymam kciuki za was. Powodzenia!!
Pierwsze porażki są dość ciężkie za równo dla Ciebie jak i męża. Przechodziłam przez to. Na początku miałam wrażenie ze tylko ja się staram. Kiedy miałam dni płodne on nie miał ochoty na sex, ja się denerwowałam, kłóciliśmy się…Daj mu trochę czasu. U nas teraz mąż sam przychodzi bo wie już, że jesteśmy w tym razem i musimy się razem starać. U nas w ciągu dwóch lat kiedy staramy się tez były różne momenty życiowe. A to ciężko w pracy a to coś. Wiem że Cię denerwuje że Ty niezależnie od humoru/ochoty mogłabyś się starać, faceci mają chyba inaczej. Polecam Ci posłuchać dziewczyn z Akademii Płodności, są na youtubie - pomagają wiele zrozumieć 😉 trzymam mocno kciuki za Was 🍀