Ale zacznę od początku. Jesteśmy razem ponad 10 lat. ślub wzięliśmy 7,5 roku temu. Na początku nie myśleliśmy o dzieciach, chciałam skończyć studia, dostać stałą umowę w pracy. Decyzję o dziecku podjęliśmy w moje 26 urodziny. Potem wizyta u lekarza i 18 marca 2009 roku zielone światło. Kilka miesięcy nieudanych starań i kolejna wizyta u lekarza. Standardowo duphaston, bromergon, clo i monitoring cyklu, znowu niepowodzenie. Potem wypadek męża, kilka miesięcy w gipsie i zawieszenie starań. Następnie badanie nasienia i wyjaśnił się powód naszych niepowodzeń. 3 mln/ml, kilka wizyt u urologa, hormony i skierowanie do kliniki leczenia niepłodności. Powtórne badanie nasienia - 1mln/ ml i diagnoza lekarza - naturalne poczęcie niemożliwe... Płakałam całą drogę do domu bo na in vitro nie było nas stać. Pozostało nam czekać na cud... i czekaliśmy... Nadzieja obudziła się we mnie dopiero gdy Tusk obiecał refundację in vitro, ale musieliśmy jeszcze długo, długo czekać. Do tego doszły jeszcze moje problemy z miesiączką a raczej jej brakiem... Pojechałam do lekarza właściwie po to, żeby sprawdził co się dzieje, ewentualnie wywołał miesiączkę, a tu na wejściu słyszę, Pani Magdo, będzie dziecko, in vitro jest refundowane!! dr zlecił nam badania, podpisaliśmy umowę i 6 grudnia zostaliśmy zakwalifikowani do programu MZ. Obudziły się we mnie nadzieje. Tym bardziej, że stymulacja poszła świetnie. Dałam sobie nawet radę z zastrzykami, chociaż całe życie panicznie boję się igieł, szpitali i w ogóle mam syndrom białego fartucha. 22.01 punkcja - pobrano ponad 20 pęcherzyków z czego 12 komórek było dojrzałych. Z 6 zapłodnionych powstały 3 blastocysty, jedną podali 28.01, dwie zamrozili, niestety nasza kropeczka nie ostała z nami. 11,02 pojawiła się miesiączka. 12.02 wizyta u lekarza. Nie ma torbieli, zielone światło - możemy podejść do crio, dostałam estrofem, kolejna wizyta 21.02. Dr mówi że z tych blastusiów musi być ciąża i ja mu wierzę.. znowu obudziły się nadzieje...Pewnie Was zanudzam więc skończę na dziś...
Ach, ja tez do dziś dziękuję Tuskowi za tę jedną małą wielką rzecz. Będzie dobrze, jak nie teraz to później. Powodzenia :)