Dziś 8dc. Owu około 20. Przede mną prawie dwa tygodnie czekania. Jak ja bym chciała mieć krótsze cykle! Nie nastawiam się, że w tym miesiącu się uda - wszak w zeszłym miesiącu owulacja była z lewej strony. Teraz czas na tę niepełną. Ale to może i lepiej. Jeśli uda się za miesiąc może jak moja prababcia urodzę we własne urodziny? Zawsze chciałam być młodą mamą, nie było mi to dane. To chociaż prezent od losu na urodziny?
Właściwie to pierwszy miesiąc prawdziwych starań. Z planem, z P. w końcu całkowicie przekonanym. Więc uznamy go za miesiąc testowy - czy plan będzie się sprawdzał. Będzie czas na modyfikację do tego, mam nadzieję, mojego szczęśliwego.
Dzisiaj wierzę, że w końcu się uda. Ale jak często dopada zwątpienie?
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 września 2020, 20:21
Ile już razy płakałam w łazience gdy zalała mnie krew? Ile razy jeszcze będę płakać zanim przyjdą łzy szczęścia? Dziś 24dc. Test owu wczoraj w końcu pokazał 2 wyraźne kreski. Niby wiem, że miesiąc stracony, ale i tak chcę spróbować. Przecież ból z prawej strony nie oznacza, że to będzie ta strona. Przecież wmówiłam sobie, że z lewej też czułam kłucie. Przecież tak bardzo chcę, że musi się udać! Już dosyć się naczekałam. Czemu wszystkim wkoło przychodzi to tak łatwo, a ja wciąż nic? Dziś dowiedziałam się o kolejnej ciąży w swoim otoczeniu - kobieta po 40, trójka dzieci już na świecie - dziewczyna 19l i parka 13. A mimo to będzie kolejne. A kiedy ja się doczekam swojego pierwszego? Jestem zazdrosna. Nie potrafię się cieszyć gdy docierają do mnie takie informacje. Pozytywne nastawienie, że niedługo się uda odpłynęło. Brak współpracy P. nie pomaga ani trochę...
Dziś ścięłam się z Matką. Powiedziała tyle bolesnych słów, których nigdy matka nie powinna powiedzieć do swojego dziecka. Od kilku lat każdą decyzję podejmuję myśląc jak wpłynie na nią. Mieszkam w rodzinnym mieście, bo nie stać mnie by wynajmować mieszkanie i jednocześnie spłacać jej kredyty, a wyjazd za granicę odrzucam, bo "jakby potrzebowała pomocy na miejscu". Święta obchodzę, mimo, że ich nienawidzę, by nie była w nie sama. Przy pierwszej fali covida latałam jej na zakupy, bo ma nadciśnienie. I wiele innych. Co dostaję w zamian? Słowa, że mam ją w dupie, że jestem taka sama jak moja siostra. Szarpanie, bo nie chciałam kontynuować tej awantury, tylko wyjść. Mam zostać bo ona tak chce. Ona nie skończyła mnie ranić. Powinnam ją odepchnąć i wyjść. Ale to moja matka. Nie potrafiłam użyć nawet tej odrobiny siły na odepchnięcie. A jak krzyknęłam, żeby mnie puściła usłyszałam "może jeszcze mnie uderzysz?" no kurwa jak tak można? Dzisiaj test negatywny, 13dpo. Ale nadzieja wciąż jest, nie powinnam się denerwować. Ale jak zachować spokój w takiej sytuacji? A poszło o to, że chcę sprzedać mieszkanie, które dostałam po dziadku... Nie ważne, że tracimy oboje z P. 2h dziennie i 500zł miesięcznie na dojazdy do pracy. Nie ważne, że P. nie lubi tego mieszkania. Mamy się w nim męczyć, bo "ona myślała" to przecież kurwa chore!
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 grudnia 2020, 18:16