Sobota, weekend, cudowna pogoda. Zaraz jadę do biura podróży wybierać wycieczkę. Wieczorkiem pewnie spotkanie ze znajomymi, jutro kościółek, spacerek z mężem. Generalnie - żyć nie umierać. Cudownie. Szkoda tylko, że nic z tych rzeczy mnie nie cieszy. NIC! Chodzę ponura, smutna, ze łzami w oczach. Na wszystkich warczę i wszystkich obwiniam o moje nieszczęście... Owszem, mam świadomość, że to nic nie daje. To, że będę płakać, złościć się nie sprawi, że zajdę w ciążę. Ale nie potrafię inaczej... nie umiem. Nie da się nie myśleć kiedy co dzień trzeba brać po kilka tabletek, wyliczać dni płodne, mierzyć temperaturę, kombinować kiedy tu pójść do gina na monitoring, czy będzie za późno, czy za wcześnie. Nie da się NIE MYŚLEĆ!!!! I jeszcze te wszystkie osoby pytające na każdym kroku kiedy dziecko
- to jest chyba najgorsze
i jeszcze te wszystkie niusy, że ta w ciąży, ten będzie ojcem, ta zaraz rodzi...
Mam wszystko. Mam kasę, mam kochającego męża, rodzinę, piękne mieszkanko... ale tak naprawdę nie mam NIC! Nie ma komu zapełnić tego domu, rodzice nie mają wnuka, mąż nie ma wymarzonego Bąbelka... Przeze mnie nikt nie może spełnić swoich marzeń ;( Jestem beznadziejna...
Nie mozesz tak myslec bo przez takie myslenie nigdy w ciazy nie bedziesz. Stres nerwy to wszystko ma wplyw. Jesli od roku sie staracie tzn ze jest cos nie tak. Co na to lekarze? Badalas hormony? Itp.
Doskonale Cię rozumiem, tez kiedyś zarzekalam się, że nigdy w życiu nie będę mieć dzieci, a teraz wyje na każdym kroku... Kiedyś usłyszałam od kogos: "...uważaj, bo zqrzekajac się ze nie będziesz mieć dzieci, żebyś kiedyś nie żałowała tych słów, bo kiedy naprawdę zapragniesz dziecka, los może się od Ciebie odwrócić." Oczywiście kiedyś to bagatelizowalam, a teraz mam wrażenie ze właśnie to dokładnie się dzieje... Trzymam kciuki i za Ciebie i za siebie, aby się wreszcie udało :)