Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Człowiek planuje, Pan Bóg krzyżuje
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
Człowiek planuje, Pan Bóg krzyżuje
O mnie: Hej. Mam 30 lat, kochającego męża i coraz bardziej bolesny brak dziecka. Jestem nauczycielką, więc tym bardziej jest mi ciężko patrząc na maluchy rzucające się na szyję swoim mamom.
Czas starania się o dziecko: Rok i jeden miesiąc staramy się o potomka. 20 czerwca poszliśmy razem do kliniki, bo każda pewność jest lepsza niż niepewność, a comiesięczne czekanie na brak okresu dobijało coraz bardziej. Mąż sprawny, ja po laparaskopowym badaniu drożności (22 lipca) - oba drożne. Co będzie dalej? Zobaczymy.
Moja historia: 13 czerwca mąż przed pierwszą wizytą zrobił badania. Plemniki wyszły mu jak ta lala - 83% sprawności i ruchomości. Pierwsza myśl - to dobrze, bo nie wiem, czy bym go nie gnębiła jakby to u niego był problem, druga myśl - Kurde, czyli tak, jak się spodziewałam - problem tkwi we mnie! Pierwsza wizyta i spojrzenie lekarki w kartę ze szpitala - "No tak, u Pani jest problem z chorobami autoimmunologicznymi, które mogą wpłynąć na płodność". Plan działania - badania posiewów, laparoskopowe badanie drożności, inseminacja, In vitro... Jestem po tym drugim. Reumatolog (NFZ), u którego się leczę twierdzi, że nie powinno być problemu. Jak poszłam prywatnie do znanej reumatolog to stwierdziła, że wg niej to w ogóle nie mam tych chorób, które niby mam (twardziny układowej) i że trzeba dobrze określić na co ja choruję, więc czekają mnie jeszcze inne badania (koszt 420zł!). Ale potwierdziła, że jednak może być problem z zajściem. Trzeba jeszcze wykluczyć zespół antyfosfolipinowy, który dodatkowo wiąże się z poronieniami. I tak można powiedzieć, że jestem w ciemnej d... Bo ani nie wiem, na co choruję, ani nie wiem dlaczego nie mam dzieci! i tak nasze plany kończą się tak, że zamiast bawić dzidziusia (miałby pewnie już trzy, albo dwa miesiące) to musimy lecieć na wakacje do Egiptu. No, bo człowiek planuje, a Pan Bóg krzyżuje. No nic. Za rok albo dzidziuś, albo wakacje w klinice i in vitro, albo Rodos. Modlę się o opcję nr jeden. Zobaczymy!
Moje emocje: Przed jajeczkowaniem - nadzieja, po jajeczkowaniu - smutek, zwątpienie, złość, bezsilność, okres - teraz już lepiej, bo się nie nastawiam na jego brak, przedtem - depresja!

28 kwietnia 2015, 08:33

Kochane staraczki z Rzeszowa i okolic!
Na razie znam osobiście tylko 6, ale każda z nas może powiedzieć coś o swojej walce i długiej drodze do dziecka. Niektórym się już udało, niektóre czekają i walczą dalej.
Chcę Wam powiedzieć, że NA PODKARPACIU NIE JESTEŚCIE SAME!!!
Dlatego zapraszam na pierwsze, organizacyjne spotkanie GRUPY WSPARCIA, które odbędzie się 08.05. 2015 (piątek) o godzinie 18.00 na rzeszowskim rynku, przy studni. Ja i moja druga koleżanka będziemy czekać na Was trzymając czasopismo "Chcemy być rodzicami".
A po co tworzymy coś takiego, wyjaśniam cytując z nr 7 tej gazety:
"Grupę wsparcia mogą tworzyć rodzice, samotne matki, wszyscy, którzy potrzebują pomocy w swoich zmaganiach z codziennymi trudnościami. Jej główną funkcją jest danie każdemu z uczestników możliwości podzielenia się swoimi uczuciami, doświadczeniami, problemami. Główną i największą wartością grupy są sami uczestnicy. Dzięki rozmowie mogą oni czerpać z siebie nawzajem, pokazując sobie na co w życiu mają wpływ i co mogą zmienić oraz od kogo to zależy. U podstawy tej formy pomagania leży założenie, że człowiekowi najlepiej mogą pomóc ludzie znajdujący się w podobnej sytuacji".

Jeśli ktoś jest zainteresowany takim spotkaniem, to może napisać też do mnie. Podam więcej szczegółów i pomysłów związanych z grupą!!!

Pozdrawiam!!

30 kwietnia 2015, 20:27

Dziś w nocy tak bardzo bolały mnie jajniki. Bolały tak, że czułam się jakbym miała znieść jajo, jak jakaś kura. Bolały aż tak, że leżałam i myślałam o tym, że zaraz wstanę wezmę Nospę i może przejdzie. Ale jajo chyba zostało zniesione, bo ból przeszedł.
Rano powiedziałam mojemu mężowie, że wiesz pasowałoby chyba żebyś się mną zajął, bo jajeczkowanie, ból jajników, niespanie w nocy i śluz, temperatura i takie tam. Choć już bez przekonania - przed 6 to śpię ja i moja wagina, a dodatkowo wiem, że i tak nic z tego nie będzie. Wiem, że po trzech latach mamy tylko 2% szans na naturalne poczęcie. Ale cóż - podchodzisz do tego seksu z założeniem, że trzeba, bo potem będziesz myśleć, że może by coś jednak zaskoczyło, a my nie próbowaliśmy.
I seks rano był...
Niestety doprawiony nutką rozpaczy i smutku, nie tylko z mojej strony. Wiem, czego mąż zadziałał, ale wiem też, że zrobił to tylko z tego samego powodu, o którym pisałam wyżej. I go rozumiem, bo on musi potem patrzeć na te 14 dni głupiej nadziei, zaglądania w majtki i wyszukiwania symptomów ciąży, której nie ma! Wiem, że tak czuł, bo na moje stwierdzenie - "kochanie, dziś rano kochaliśmy się, ale wiem, że ty już też nie wierzysz, że będzie coś z tego" - On tylko spuścił głowę.
Seks w dni płodne jest u nas zupełnie inny niż w dni niepłodne - pełen smutku, rozpaczy, lęku i zrezygnowania.
I ta myśl oraz reakcja mojego męża mnie poraziła.
Dlatego musiałam o tym napisać!