Przed tabletkami antykoncepcyjnymi obserwowałam zarówno temp., szyjkę i śluz by odłożyć poczęcie Maleństwa w czasie. Cykle miałam piękne (jeśli tak można powiedzieć o cyklach mega nieregularnych średnio od 30 do 40 - mój rekordowy trwał 90 dni) - była w nich wyraźna faza niskich temperatur, później skok temperatury (przed nim wyraźne zmiany w szyjce oraz różnica w jakości śluzu) i faza wyższych temp., aż do ostatniego dnia cyklu kiedy to gwałtownie spadała i na drugi dzień przychodziła @.
Teraz po odstawieniu tabletek. Wiem, że nic nie wiem.
Mój pierwszy cykl to w ogóle jakaś porażka - ale tłumacze go sobie moimi częstymi wyjazdami (najpierw Włochy, potem po 2 dniach wyjazd służbowy nad morze - no i wiadomo jak to na wyjazdach służbowych/integracyjnych człowiek prawie nie śpi) - więc, to że miałam długą fazę niskich temp. mogło być zakłócone, krótkim snem (ok. 2-3h), śluzu natomiast prawie w ogóle nie zauważałam. Ovu wyznaczyło mi owulacje na 5 dni przed @. Zaskoczona mega szybkim pojawieniem się @ (zazwyczaj faza wyższych temp. trwała u mnie 14 dni) i skróceniem cykli do 28 dni (co okazało się miłą niespodzianką - niech tak zostanie).
Zaczęliśmy z pełnym optymizmem cykl 2. No przecież teraz to na pewno się uda
I co - no jakby inaczej zawszę pod górkę.
Wszystko łanie szło, aż tu nagle trach ciach przypełzło jakieś choróbkso (nawet znam jego nazwę mianowicie zapalenie zatok ) i dostaliśmy ładny zestaw leków od pana lekarza - antybiotyk + sinupret na 10 dni, więc grzecznie zaciskamy ząbki i wcinamy, bo bez tabletek głowę nam rozsadzało, a możliwość jakiegokolwiek myślenia i zapamiętywania danych nam obecnie bardzo potrzebne, bo w poniedziałek czyli już tuż, tuż czai się egzamin.
Ale skutkiem tego wszystkiego jest fakt, że nasza temperatura zamiast ładnie poszybować w górę spadła w dół.
Szyjka twardnieje i się zamyka, śluzu nie ma. Czyżby owulacja nie chciała przyjść.
A może (tak, tak tli się we mnie nadzieja) to antybiotyk obniżył moją temperaturę, a owu jednak była.
I tak zamiast się uczyć - to siedzę i rozmyślam nad tym moim nieszczęsnym wykresem. By zrozumieć, cóż tu się dzieje ze mną i moim ciałem.
Co prawda na teście owulacyjnym ale zawsze
Jeszcze nie jest ta krecha identyczna jak kreska testowa ale dużo jej nie brakuje (wcześniej jak robiłam to był tylko lekki cień kreski), jestem mega podekscytowana
Nadzieja na nowo się we mnie obudziła - może jednak się uda, może moje cykle wróciły do długości 35 dni i z stąd to opóźnienie (albo faktycznie choroba je opóźniła).
Od rana boli mnie brzuch tak bardziej z lewej strony - może to lewy jajnik daje o sobie znać?
Tak bardzo bym chciała by się udało...
mam nadzieje, że nie jest to kolejny fałszywy alarm...
Objawowo zero - nic co by przepowiadało @, nic (po za testami) co by przepowiadało ovu.
Po prostu nic...
A może ja źle odczytuje te testy. Możecie mi pomóc?
Zdjęcie testów poniżej (wszystkie testy wykonywane rano z drugiej porcji moczu) po za testem z 20 z literką W (wykonany wieczorem z zachowaniem 2 godzin bez picia).