Pierwsza, podwójna strata była "strzałem" prosto w serce. W jednej chwili runęło wszystko. Moja pewność siebie, moje marzenia, moja radość, ekscytacja. Podniosłam się, mimo, że miałam straszny żal do Boga, że to właśnie mnie / Nas tak doświadczył. Sądziłam, że po chmurach zawsze przychodzi słońce i teraz już będzie tylko dobrze...
Znowu byłam naiwna...
Tak samo, jak za pierwszym razem szybko zaszłam w ciążę. Miesiąc starań i ujrzałam dwie kreski. Chociaż szczęście trwało tylko tydzień, cierpienie będzie trwało o wiele dłużej.
Znowu od wczoraj marzenie miesza się z płaczem i niedowierzaniem... I pytaniem, na które nie ma odpowiedzi - "DLACZEGO?"
Wczoraj siedziałam pół dnia robiąc bransoletkę z koralików na szydełku. Już od dłuższego czasu próbowałam się tego nauczyć, ale wychodziły jakieś bezkształtne rzeczy. Wczoraj usiadłam i zrobiłam tą nieszczęsną bransoletkę... Musiałam sobie udowodnić, że wcale nie jestem taka beznadziejna.
Boję się jutra. Wizyta na grobach. Modlitwa o wymarzony cud. Zapalę świeczkę za nasze dzieci i najbardziej boję się, że nie będę mogła powstrzymać łez. Że rozpłaczę się i nie będę mogła przestać.
Dalej nie wiem dlaczego? Dlaczego tak łatwo zachodzę w ciążę? Dlaczego nie mogę ich utrzymać? Czy mój organizm jest za słaby? A może to czas na zrobienie badań nasienia?
Wiadomość wyedytowana przez autora 31 października 2014, 10:55
Przy łóżku szpitalnym szukając pomocy.
Z kolan bym podniosła po każdym upadku.
Gdybym tylko mogła mój maleńki Skarbku.
Nosek bym wytarła, łezki osuszyła.
Być dobrym człowiekiem też bym nauczyła.
Odwrócone role na ziemskim padole.
Nie JA Twą opiekunką lecz TY moim Aniołem....[*][*][*]..."
Wpis Czarnej_88. Dziś będzie ciężki dzień....
Tej nocy miałam dziwny sen. Śniło mi się, że mój ma romans z Naszą wspólną znajomą. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ich "amory" trwały 2 lata. W zasadzie w tej małej miejscowości, w której mieszkamy, gdzie każdy każdego zna (chociażby z widzenia) z kochanicą czy kochankiem trzeba by było spotykać się chyba w... lesie . Wracając do snu... w sumie nie byłam taka zła na to, że ma inną kobietę, a na to, że straciłam szansę na nasze wspólne dziecko. Mieliśmy się rozwodzić i oczywiście swoje trzy grosze musiała dołożyć teściowa - ależ ją ochrzaniłam. Później ni z gruszki, ni z pietruszki brałam udział w rewolucjach Goka. Chciał mnie ubrać w długą suknię (sceptycznie byłam nastawiona do tego pomysłu). Biorąc udział w jego programie miałam znów długie włosy...
Tydzień po stracie bliźniaków poszłam do fryzjera. I pierwszy raz w życiu (OK, drugi pierwszy był za małolata po komunii) obcięłam włosy. Nie zachowywałam się jak zazwyczaj, gdy patrzyłam na odbicie rąk fryzjera w lustrze i podkreślałam, żeby obciął tylko 1 cm lub tyle ile trzeba.
W środę idę do ginekologa skontrolować czy wszystko samo się oczyściło. Jeśli będzie dobrze nie czekamy, ale zaczynamy starania już w tym cyklu. Ale bez spięcia, że mam dni płodne, więc do łóżka i zero gadania. Ma być przyjemnie, jak za czasów narzeczeństwa
Korci mnie, żeby chociaż na chwilkę, gdzieś się wyrwać. Może do znajomych w Rzeszowie?? Hmmm sama nie wiem, ale taki dłuższy weekend dobrze by Nam zrobił. A może trafi się jakiś tani wyjazd? Wakacji w tym roku niestety nie mieliśmy. W planach była Tunezja lub Egipt, ale ze względu na ciążę zostaliśmy w domu.
Ze staraniami musimy się wstrzymać na około 2 miesiące. Ehhh... znowu kolejne czekanie. Znowu odliczanie dni w kalendarzu, znowu wypatrywanie owulacji.
Zalecenia? Nie za wiele. Brać witaminy czy suplementy dla kobiet starających się o dziecko. Brać Acard. Gdy pojawią się dwie kreski na teście ciążowym włączyć Duphaston dwa razy dziennie.
Zaczynam okres CZEKANIA... i modlenia się. Oby organizm był silny. Oby na świecie pojawiło się moje / Nasze MARZENIE
Wszystkim życzę mile spędzonego weekendu
Boziu jak ładnie brzmi ten wpis... i co z tego. Od wczoraj zamiast się cieszyć znowu się za martwią. Na usg widoczny pęcherzyk z całkiem żółtym. Mały, bo wskazuje na to, że ciąża ma jedynie 4 tygodnie i kilka dni. Jakoś nie chce mi się w to wierzyć
Kolejna wizyta 30 grudnia, wiec chyba będą to najgorsze święta ever! Wszyscy będą się bawić, uśmiechać a ja będę zaciskać zęby i zastanawiać się czy fasol urósł. Czy wszystko z nim dobrze. Czy może po dwóch stratach ten 2014 rok będzie lepszy na kilka godzin przed zakończeniem... czy na sam koniec dostanę trzeciego kopniaka w dupę!!!
Modlę się codziennie tak jak w poprzednich ciązach. Zawsze ta sama intencja: żeby dzidziak rósł duży i zdrowy. I co dostaję w zamian? Ciągle tylko łzy i rozczarowania.
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 grudnia 2014, 21:58
nawet nie jestem w stanie wyrazić jak ogromnie Ci współczuje.. nie chce nawet myśleć co teraz przezywasz.. powiem tylko trzymaj się! i walcz o swoje marzenie !!:) bądź silna! trzymam mocno kciuki!:)
Biedactwo :(