Wyniki histopatologii po torbieli już są do odebrania. Jednak dzisiaj mi się ich nie udało odebrać, a chciałabym już wiedzieć, co w nich napisali. Teraz będę musiała czekać cały weekend. I pan J. z kliniki w Krakowie życzy sobie je koniecznie zobaczyć na kolejnej wizycie. Inaczej z in vitro nie ruszymy. Aaa, jeszcze wymaz i cytologia z 10-20 dc zostały do zrobienia, ech...
Resztę badań z krwi do IVF zrobiłam dzisiaj, a teraz czekam na wyniki. Te też pewnie w pon. będą. Kiła do końca przyszłego tygodnia.
Przykro mi, kiedy co jakiś czas widuję ciężarne na ulicy, a ostatnio jedną nawet w pracy! Co się rozejrzę, to gdzieś jest jakaś kobieta w ciąży. Jak to możliwe, że ich wcześniej nie widziałam??? Może ich tyle wcześniej nie było? Teraz co najmniej kilka dziennie widzę. A ja mogę pomarzyć o ...
Ten monitoring muszę dokończyć, bo chce się przekonać, czy moje jajniki prawidłowo pracują i czy uwalniają się jajeczka czy nie. Jeszcze tą drożność jajowodów i histeroskopię musiałabym powtórzyć, bo konował mnie porobił w kwietniu (nie polecam nikomu pana Najważniejszego w klinice od niepłodności M. w Krakowie!!!!!!!).
Ile trzeba mieć siły, by udźwignąć ten ciężar???
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 czerwca 2018, 22:18
Mogłabym brać leki na wywołanie owulacji, ale Pan M. twierdził, że taka stymulacja przed in vitro odpada, więc z niej nie skorzystałam. Muszę dopytać mojego nowego lekarza, pana J., czy rzeczywiście nie ma takiej opcji.
Jutro idę po wynik histopatologii z wyciętej torbieli i porozmawiać o histeroskopii z dr B. z NZOZ A.
W gabinecie u pani ginekolog była kobieta w ciąży na oko o parę lat ode mnie starsza. Ucieszyłam się, że się jej udało zajść w ciążę. Z drugiej strony przykro mi, że ja najwyraźniej bez "wspomagania" nie mam na to szans. A nawet ze wspomaganiem nie wiadomo, jakie są moje szanse
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 czerwca 2018, 23:34
Dzisiaj zostałam sama w domu, bo Dareczek wyszedł z kumplami na piwo. Siedzę tu sama i strasznie mi źle. Cały czas myślę, co będzie dalej, jak się to dalej potoczy...
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 września 2018, 18:35
Czekam cały czas na wyniki badań kariotypów D. I jeszcze trochę sobie poczekam, bo na dzień dzisiejszy ich jeszcze nie ma.
W ostatnią sobotę wybraliśmy się do kliniki w Krakowie i złożyliśmy wniosek o adopcję zarodka. Pani pielęgniarka stwierdziła, że można czekać miesiąc na telefon, a można czekać też 3 miesiące. Słyszałam nawet, że aż 5 miesięcy. Zawsze jest to jakaś opcja, gdyby KD jednak nie pomogło.
Przykro mi strasznie, że pozostaję bezdzietna, a niepłodność nie pozwala nam na poczęcie własnego dzieciątka. Co chwilę widzę ludzi z dziećmi, mijam ich na ulicach, w sklepie, widuję w autobusach itd., i jakoś mnie te osoby strasznie irytują. Oni nie wiedzą, przez co ja przechodzę, nie mają pojęcia, co czuję, gdy ich widzę. Że serce mnie boli, samoocena siada i dopada mnie przygnębienie, a ja miałabym ochotę już na sam ich widok uciec jak najdalej:(
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 października 2018, 21:33
W I. zrobiliśmy już z kolei badania, które nie mało kosztowały, właśnie procedury z KD, a wyniki są ważne tylko przez określony czas. Potem trzeba je powtórzyć. Do tego wczoraj w nocy przyszła @. I jeszcze zrobiłam dzisiaj badania do AZ i dowiedziałam się, że... wynik będzie za jakieś 12 dni. No i co? Znowu będziemy musieli czekać No chyba że od razu z marszu chcielibyśmy do KD podejść, ale to już musiałabym brać leki, bo dzisiaj jest 1 dc. Z drugiej strony za 2 tyg. będą wyniki badań do AZ. Wtedy można lekami wywołać miesiączkę i startować... albo z jednym... albo z drugim. Bo do AZ wcześniej przez te badania nie podejdę, a do KD... Na razie mieliśmy do tego nie podchodzić, bo zmieniliśmy plany. Zastanowimy się jeszcze z D.
Na Ovu trafiłam dzisiaj na wątek o adopcjach (OA czy jakoś tak). Strasznie żałuję, że nie mamy ślubu, bo już dawno bym zaczęła się starać o adopcję albo przynajmniej o RZ
Jeżeli chodzi o moje samopoczucie... Na co dzień w pracy niby ok, jakoś się trzymam. W weekendy dopada mnie nieraz deprecha, ale D. jej nie toleruje, więc też muszę się jakoś trzymać (chociaż raz jakiś czas temu już nie wytrzymałam i wpadłam w histerię). W niedzielę i w pon. byłam u rodziców no i mnie dopadło... Płakałam przy rodzicach jak głupia, nie mogłam się wręcz uspokoić, a oni biedni nie wiedzieli już, jak mnie pocieszyć Straszne, dom rodzinny, wspomnienia dzieciństwa, dorastania, młodości, lat wspólnie spędzonych z D., zmarnowanych, bo nie staraliśmy się o dziecko. Łzy płynęły same niepowstrzymane. Żal, smutek, złość na siebie, na swoją głupotę, wszystko to mnie ogarnia raz po raz, rozdziera mi serce...
Wydaje mi się, że ta iskierka nadziei, że mi się uda zajść w ciążę, też już powoli gaśnie. Cały czas słyszę, że jeszcze coś może nam przeszkodzić w poczęciu. Wysoka homocysteina, niska Vit. D, upośledzona implantacja zarodka przez immunologię endo, toksyczna endomenda, fragmentacja DNA plemników D., mój wiek (tak, też przy KD/AZ ważny). I jeszcze mutację MTHFR muszę zbadać, bo też jest podejrzana. Na pewno to jeszcze nie wszystkie przeszkody. Więc powoli zaczynam wątpić, zaczynam chyba przestawać wierzyć? Chociaż nadal bardzo bym chciała, wiadomo czego.
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 października 2018, 22:31
Trzeba było jednak zacząć od razu brać leki pod kątem KD. Teraz myślę, że chcę do tego podejść, mimo tej ceny i wcale nie pewnych rezultatów. Ale powinniśmy spróbować. Teraz byłabym już prawie w połowie przygotowań do transferu, a tak... Czekam na kolejną @ Chciałabym, żeby ten cykl się przynajmniej szybciej skończył. Może za tydzień i trochę będzie owu, zacznę brać duphaston przez kilka dni. @ powinna przyjść niedługo po odstawieniu dupka. Nienawidzę tego ciągłego oczekiwania
Wiadomość wyedytowana przez autora 21 października 2018, 22:24