Dawno nie pisałam ale normalnie nie mialam siły na to wszystko. 8 lipca pisałam, że operacja będzie w moim szpitalu. Ale tam mnie zdyskwalifikowali! Nie chcieli mnie pokroić bo stwierdzili, że na pewno są zrosty bla bla, kazali mi brać przez pół roku!!! visanne! i dopiero wtedy do nich przyjść. No jasne, myślę sobie, tyle czekałam na to i znowu mam czekać ze świadomością, że przez pół roku na bank nie zobaczę dwóch kresek...?! na szczęście otaczają mnie życzliwi ludzi. Koleżanka wysłała mnie do swojego lekarza. Koleś konkret. Umówił się ze mną na termin w swoim szpitalu, dał diphereline na wyciszenie bo stwierdził że visanne to badziew na moją endomendę. Stwierdził, że będzie to już przygotowanie do INVITRO, bo ono mnie nie ominie. Przy okazji nakładł mężowi do głowy, że tak, tak in vitro, a nie jakieś inseminacje bo ja z półtora jajnika i takim AMH to nie mam na co czekać. Całe szczęście że go wziełam do gabinetu, bo tak to tylko myślał, mimo moich zapewnień, że ja sama sobie wymyślam to in vitro, że przecież nie może być aż tak źle, że chcę iść na łatwiznę, a w sumie w każdym gabinecie słyszałam, że to się tak skończy. Więc 15 września miałam laparoskopię w Lubinie. Tak mnie nastraszył, na pierwszej wizycie, że mi wytną jajnik bo ta torbiel jest ogromniasta, ale się postarał, odessali jej zawartość i jajnik jest. Nawet AMH mi nie spadło. W między czasie wyszło, że musimy przeprowadzić się do Poznania bo mąż dostał tu nowy projekt. Ja załatwiłam przeniesienie. Teraz jestem na L4, ale od 1 listopada miałam iść do pracy. No, a wczoraj poszłam na wizytę do dr Żaka którego polecił mi z kolei lekarz, który mnie operował. Ten facet też konkretny, przy okazji śmieszny i sympatyczny. Pokazałam mu całą teczkę wyników, wypisów itd, zbadał mnie. Na prawym jajniku ta torbiel nadal jest taka mała. No i mówię, że ja jestem nastawiona na to in vitro więc co robimy. Mówi, że parę razy mu się tak zdarzyło chociaż rzadko, że przychodzi pacjentka i tak z marszu zaczyna procedurę no ,ale jak robimy to robimy. No i dał mi leki od razu i mam wziąć pierwszy zastrzyk w środę. I w sobotę idę na kontrolę. Pod koniec tyg chyba już będzie punkcja. AAAAaaaaa . Mężowi zanim wczoraj powiedziałam, nalałam sporą szklaneczkę whisky, żeby nie padł z wrażenia. Mam nadzieję że nie zaszkodzi to plemnikom, wiem że nie powienien pić. EEEEeee nie popadaj w panikę. W każdym razie się biedny zszokował... to czekam! Może nie zdarzę wrócić do pracy hihi