Rozpoczynam swoją terapię. Muszę skanalizować emocje. Moje życie to czekanie i niepokój. Nadzieja i rozczarowanie. Ból, gdy patrzę na zawiedzioną twarz mojego M. Wiem, że znajdę tu osoby, które czują dokładnie tak jak ja. Walczą, upadają, otrzepują kolana i powstają. Który to już raz?
Dziś 6 dc. Miałam podchodzić do crio, ale z dwóch powodów to się odwlecze. Po pierwsze majówka. Mój cykl idealnie zsynchronizował się z dniami wolnymi. Poza tym jeszcze te wyniki badań, które lekarz zlecił, abym uspokoiła głowę. No i wyszła mi mutacja w genie MTHFR (129 BA-C, układ heterozygotyczny). Zobaczymy co na to powie.
Szczerze, to cieszę się, że ten emocjonalny rollercoaster związany z crio trochę się przesunie. Znacie to - równie mocno czegoś pragnąć co bać się efektów? Gdy odebrałam betę po pierwszym crio pomyślałam - o Boże, czy dam radę wrócić po wszystkie zarodki skoro pierwszy raz się powiódł? Los znów pokazał mi środkowy palec. Teraz boję się, że wśród tych dwóch pozostałym blastocyst nie ma mojego malucha. Co będzie potem? Czy znajdziemy siłę i kasę na kolejne podejście?
Crio zaplanowane na przyszły cykl. Za kilka dni scratching endometrium. Lekarz uznał, że skoro pierwszy transfer zakończył się ciążą biochemiczną, a cykl wcześniej miałam usuwanego polipa i doktor "zadrapał" macicę, to może tym razem to jakoś pomoże. Lekarz uspokaja (taka jego rola), że trzeba czekać na właściwy zarodek. Mam jeszcze dwie szanse. Dużo i niedużo.
Został jeden zarodek. Doktor radzi intralipid, rysę i - pierwszy raz - cykl sztuczny mimo moich pięknych owulacji. Sugeruje też badania - u mnie KIRy, haplotyp HLA-C u męża. Postanowiłam zrobić przerwę, aby odzyskać równowagę. Uznałam, że nie ma się co spieszyć, ale za chwilę właśnie minie rok od punkcji - za mną już trzy transfery. Wcale nie jestem przekonana, czy ta przerwa w staraniach wyjdzie mi na zdrowie...
Naiwnie zapytałam ostatnio lekarza, czy to już moment, że powinnam się martwić... On na to - nie mamy powodów do dużego optymizmu. Chyba załamały mnie te słowa...
Czytam historie dziewczyn na forum. Pierwsza, druga próba udana. A ja wyglądam szczęśliwych zakończeń u "weteranek". Jestem tak jak one - zmęczona porażkami, ale ciągle jeszcze nie chcę odpuszczać. To takie destrukcyjne.
Nie mogę uciec w pracę, bo tę obecną bardzo chcę już zmienić. Znacie to, prawda? Jest mi źle, ale czy mogę porzucić wygodny etat skoro może za chwilę będę w ciąży? Taaa...
Tak wiele rzeczy mnie przeraża - badania, których jeszcze nie zrobiłam (kariotypy...), te przez nikogo nie zlecone (widzę, jak wiele z dziewczyn robi coś na własną rękę). Może problemem wcale nie są moje niedrożne jajowody i obniżone parametry nasienia u męża?
Chcę znów poczuć radość życia. Nie na krótki moment na jakimś wyjeździe czy po wyjściu z teatru z dobrej sztuki. Chcę go czuć na co dzień. Dam każde pieniądze temu, kto odpowie mi na pytanie: jak to zrobić?
Informacja o mutacji to już bardzo wiele. Być może tłumaczy ciążę biochemiczną i Waszą stratę. Przejdź na metylowany kwas foliowy - jeżeli jeszcze tego nie zrobiłaś - i bądź dobrej myśli.
Kajka81 - w następnym tygodniu mam wizytę u lekarza. Mam nadzieję, że zaleci mi tę inną postać kwasu foliowego. Oby tu tkwił problem. Ciekawe, ile miesięcy powinnam suplementować kwas, aby podejść do kolejnego crio... O dobre myśli chyba najtrudniej - mijają kolejne miesiące/lata, wychodzą kolejne problemy... Ciągle pod górkę.