Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Gdzie jest fasolek?
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
Gdzie jest fasolek?
O mnie: Kobieta lat 36 - od 12 lat czekająca na „cud”. Cudu jak nie było,tak nie ma... ale kobieta ma nadzieję , której nie traci.
Czas starania się o dziecko: Długo za długo
Moja historia: 11.2008- Stwierdzona niedoczynnosc tarczycy 02.2019 -Laparoskopia - wykryta Endometrioza
Moje emocje: Wieczna huśtawka Od radości , po łzy rozpaczy.

14 lutego 2019, 01:06

Za ten pierwszy wpis, zbierałam się od moich urodzin ( czyli od połowy grudnia).
Później była Nasza pierwsza rocznica ślubu, urlop,odpoczynek.
Następnie podróż do Polski na kilka dni ( mieszkamy w Niemczech).
Powrót i przygotowywania do Świąt oraz wyjazd Sylwestrowy. Tak mi zeszło. Po drodze egzamin na prawo jazdy zdany za pierwszym razem.
Wiadoma sprawa , że stresu było dużo.A ciąży jak nie było tak nie ma. Nic to. Poczekamy cierpliwie. Chociaż z czekaniem i cierpliwością u mnie na bakier.
Wczoraj tj.13.02. przyszła @ więc wykonałam telefon do szpitala w sprawie terminu na laparoskopię . Za tydzień jest termin. Mam stawić się najpierw na badania ,pobór krwi,i udzielenie wywiadu Anestezjologowi ( ach te szpitalne wywiady) Nawet śniadanie mi kazali zjeść porządne przed poborem krwi .Co bym im nie fiknęła z głodu. Nie to co u Nas w Pl. Ale ja i tak śniadania jem sporadycznie. Więc ujdzie.
Naczytałam się że po laparo szybko można zostać mamą. Dlatego też zdecydowałam się na zabieg. Pomimo strachu, obaw,co będzie dalej.
Postanowiliśmy z mężem ,że spróbujemy wszystkiego co pomoże nam zajść w ciążę.
Razem jesteśmy silniejsi

Wiadomość wyedytowana przez autora 14 lutego 2019, 13:08

14 lutego 2019, 23:07

Mąż przed wyjściem do pracy, zawsze budzi mnie słowami -Schatzi tabletka- Ja jak na hasło budzę się , siadam na brzegu łóżka ,otwieram oko, otwieram pysia i tabletka Euthyroxu ląduje na języku. Podaje mi wodę do przepicia ,daje buzi i wychodzi do pracy.
Dziś rano to samo tylko, że zamiast tabletki w ręce mąż uśmiechnięty od ucha do ucha ,trzyma wielki bukiet czerwonych róż. Przez moment nie byłam pewna ,czy to mi się śni czy nie. Wzruszyłam się. Ucałowałam ślubnego dziękując Mu za ten wspaniały bukiet. Tabletkę podał mi jak zawsze, podał wody,wstawił kwiaty do wazonu i wyszedł do pracy.
Dzień był ciepły,słoneczny. Ogarnęłam salony, trochę prania zrobiłam.
Dwa spacery zaliczone.
Teraz kawa.
Dlaczego tak późno kawę piję ? Dlatego,że opiekujemy się teściową chorą na otępienie starcze. 23-00 budzi się i nie uśnie,dopóki nie zje czegoś i nie napije się ciepłego. Siedzimy w salonie ,oglądamy TV. Mija godzina i teściowa pada jak mucha. My zresztą też. Czasami są dni,że jest cholernie ciężko. Ale trzeba powiedzieć B jak się powiedziało A.
Jutro Mąż ma wolne,więc będzie mi troszkę lżej.
Głodna się zrobiłam,a buszowanie w lodówce po nocy to moja specjalność. Okres mi tak niedoskwiera jak wczoraj. Tylko Titki jeszcze bolą,i są lekko nabrzmiałe.


Wiadomość wyedytowana przez autora 15 lutego 2019, 01:34

16 lutego 2019, 23:33

Wczoraj mnie ogarnął mega dół. Po prysznicu siedzę w łazience,rozmyślam. Wchodzi mąż i pyta co mi jest. Mówię ,że się boję operacji, braku potomstwa , a jeżeli się uda to niewiem jak dam radę z dzieckiem i teściową jednocześnie.
Rozryczałam się na dobre. Mąż mnie przytula i mówi. - Nie zadręczaj się tak. Teraz ważne jest aby operacja się udała i aby moja kochana żona wróciła do zdrowia. Jeżeli będzie nam dane mieć dziecko, to opiekunkę załatwimy do mamy. A jeżeli nie , to kupimy Lulkowi( mojej mamy pieseł) dziewczynę i otworzymy hodowlę. Nie martw się jakoś to będzie. Leżąc w łóżku przypomniała mi się wizyta u ginekologa w moim rodzinnym mieście ,jakieś 15 lat temu. Mój lekarz był akurat na urlopie, więc poszłam do innego. Celem były nieregularne krwawienia.Obadał , zrobił USG , przepisał leki na wywołanie @. Wróciłam po 2 tygodniach już do mojego lekarza. Mówię,że byłam u doktora K. Ten patrzy w kartę , czyta i nagle wręcz krzyczy- Jakim prawem ten idiota, pisze w karcie mojej pacjentki, że jest bezpłodna. Zerwał się z krzesła i z poszedł do gabinetu doktora K.
Wtedy jakoś to do mnie nie dotarło, myślałam że zajdę. Bo skoro to jestem młoda, takie rewelacje po USG raczej nie mogą być prawdą. Bo na jakiej podstawie.
A teraz? Teraz zastanawiam się czy to nie była "poniekąd" prawda. Bo przecież tak długo nie zachodzę.
Dziś stwierdziłam ,przy rozmowie z mężem, że "zostawiamy" temat na pół roku. Żyjemy , tu i teraz.
Cieszymy się sobą.
W kwietniu jedziemy na Sylt. Będzie cudownie.
Wczoraj dzwonił do Auto Salonu i Auto już jedzie do De. Po operacji mogę już odebrać . Chociaż tyle .

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 lutego 2019, 23:39

17 lutego 2019, 23:36

Jak nigdy @ skończyła się po 4 dniach. Normalnie jest 5/6. No tak stres przed jutrzejszym badaniem. Już na 12 w szpitalu muszę być. Później może ogarniemy ubezpieczenie auta , i tablice do auto salonu zawieźć. Może. Bo zależy jak będzie z teściową. Za dwa dni pełnia a my jak Zombi. Nie śpimy. Zaraz kolejna kawa. Dziś chyba 10.
Od 3 dni brak mi apetytu, wieczorem nic mi nie smakuje. Oprócz galaretki. Jeszcze zauważyłam dziś podczas kąpieli , że na lewym udzie pokazało się kilka nowych żyylaków. Takie pęknięte naczynka. Pajączki takie. No straszne. Oby do jutrzejszego popołudnia. Spokojnej nocy Nie Wampirkom.

20 lutego 2019, 23:01

Poniedziałek był ok. Pobrali krew, wzięli siuśki ,dali heparynę w zastrzyku do domu, oraz wlew dodupny.
Dziś się przygotowywałam od rana. Nawet wstałam wcześniej. Wszystko było dobrze do czternastej. Teściowej zaczęło się coś przestawiać. Ona idzie do domu. Sama. Zaprowadzenie jej do sikania graniczyło z cudem. Zmiana gaci z jeszcze większym. Bez gaci chciała iść do domu. Kutwa do jakiego domu ? No ale co ja mogę powiedzieć ... nic. Tłumaczenie spokojnym głosem nic nie daje. Ona swoje. Dwie godziny trwało uspokojenie rozszalałej.
Po krótce dlaczego ta laparo. Ano dlatego, że od dwóch lat boli mnie w lewym boku, jakby jajnik.
Miałam rezonans dwa razy robiony i nic nie wykazał, no może oprócz 11 mm mięśniaka na dnie macicy. Ot tyle.
Żadnych problemów nie było. Nigdy. Ale od czasu , jak zaczęłam się zajmować teściową ( podnoszenie, unoszenie, dźwiganie ,etc. ) zaczęło mnie boleć. Dziś po tym teatrze to samo , tylko że z ogromną siłą. Ból trwa około 5-7 minut i znika. Teraz wiem ,że to na tle nerwowym. Tylko i wyłącznie.
Mąż był w pracy krócej. Na tydzień bierze urlop, aby się mną i teściową zająć.
Ugotowałam gar rosołu , abym po powrocie mogła coś lekkiego zjeść. Mąż mówi , że oni też zjedzą chętnie. A ja na to - Dodałam czosnku, więc raczej nie.
Powiedział , że da radę. OK.
Zobaczę jak się będzie mną zajmował.
Jutro o 10:15 do szpitala, a o 11 operacja.
Wieczorem powinnam być w domu, jak nic się nie zmieni.
Trzymajcie kciuki.

Wiadomość wyedytowana przez autora 23 lutego 2019, 20:25

23 lutego 2019, 20:19

Leżę jeszcze w szpitalu.
Co do zabiegu, to ok. Zresztą nic nie wiem bo spałam. Przed wjazdem na blok operacyjny, anestezjolog coś mi po polsku zaczął nawijać ( Niemiec) że nie lubił śniadań, tylko obiady bo łatwiej jest wymówić. Gdzieś tam kiedyś był na jakimś wyjeździe na wymianie międzynarodowej. Chciał mnie pewnie odstresować. Już na bloku, podszedł do mnie lekarz uścisnął mi rękę , pogładził po policzku i mówi , abym się nie martwiła. Bo jak usnę to oni się mną zajmą , a ja mam pomyśleć o czymś miłym przed snem.
- O czym Pani pomyśli ?
- O moim nowym aucie , które właśnie dziś przyjedzie do ( tu nazwa salonu)
- Super, a jaki model i kolor ?
- Polo , czarna perła metalik z naklejką ACDC
W tym momencie wszyscy na bloku zanucili Highway to hell ... urwał mi się film.
Budzę się na sali wybudzeń, ciśnieniomierz napierdziela co 10 minut , więc odwracam głowę w stronę monitora i patrzę . No nie jest źle 99/ 56/ 58
Cholernie mnie trzepie z zimna. Pan od "obiadu" pyta czy mi zimno. Odpowiadam ,ze bardzo.
- Zaraz będzie Pani ciepło.
Wkłada jakąś farelkę pod kołdrę. Faktycznie , z każdą minutą lepiej.
Jak ciśnienie urosło ponad 108 zawieźli mnie na salę.
Jestem sama w pokoju ( prywatny pacjent)
Mąż był przy mnie do wieczora, ale ja byłam na takim haju , że co chwile spałam. Pamiętam tylko, że po operacji odwiedził mnie ordynator, pytając jak się czuję. Po krótce wyjaśnił co zrobili.
(Mięśniaków ponoć kilka , a nie jeden, zrostów od cholery, oraz endometrium, ale chyba początki ,bo nie było dużo ) no i dali to do badania hist.pat. ) jajowody oba DROŻNE !!
Kroplówka na całą noc i całe przedpołudnie następnego dnia.
Na oddziale miałam jakiegoś typa co darł się niemiłosiernie . Co 1,5 godziny się budziłam. Tak do 8:30 kiedy przyszła piguła dać zastrzyk z heparyną, i zdjąć cewnik. Nie bolało, nic a nic. Gorzej było siusiu samej zrobić .
Mam jeszcze drenaż, czyli szybko mnie nie wypuszczą jak zakładali.
Później śniadanie. A po śniadaniu,przyszła pielęgniarka i zaprowadziła mnie do ordynatora na badanie po zabiegu.
Ja blada jak ściana ledwo idę. Piguła mnie pod rękę łapie,co bym nie fikła.
Lekarz pomógł mi się położyć na leżance, popatrzył na moje 3 opatrunki, suche, ale zmienił na mniejsze. Sam. Nawet wkładkę mi zmienił. Następnie zrobił USG jedno, i drugie dopochwowe. Mówi ,że jest ok.
Wydrukował mi zdjęcie na pamiątkę.... ok.
Następnie otwiera moje akta i pokazuje mi zdjęcia ( w kolorze haha) obecnych mięśniaków, zrostów, endometrium.
Omiotłam wzrokiem , ale dość dużo tego było. Właśnie było, już nie ma.
To znaczy jest jeden. Malutki mięśniak, którego zostawili, po co nie wiem. Chyba chcą go obserwować. Tylko po chu...
Jak już byli w środku , to mogli wypierdzielić wszystko. Może chcą abym znów na laparo wróciła.
A niby takie dokładne te Niemcy.
W asyście piguły wróciłam do pokoju, wlazłem do łóżka i przeleżałam resztę popołudnia do obiadu.
Obiad zjadłam, później przyjechał mąż i wyszłam na krótki spacer ... zapalić. Zrobiłam 3 sztachy i koniec. Powrót do pokoju. Wieczorem znów spacer. Do 00:15 oglądałam tv. Usnęłam. Do rana bez sikania ( co mi się nigdy nie zdażyło, szczególnie jak piję wieczorem dużo płynów)
Ból po wpuszczeniu gazu, średni, oraz tylko prawy bark.

Dziś jeszcze lepiej. Poranna toaleta, następnie śniadanie , 2 kawy. Wizyta lekarza na sali. Zmiana opatrunku, drenaż sobie przeciekać zaczął. Chyba za dużo chodzę, a nie mogę przesadzać , tak powiedział. Ale już nie krwawi. Chciałam wyjść w niedzielę, ale nawet nie ma mowy. ( no tak ,jako prywatny pacjent , daję im zarobić , ale mam należytą opiekę). Szwy mam rozpuszczalne , więc nie ciągnie mnie nic nawet jak kaszlę. Więc nie muszę dupy sobie zawracać kolejną wizytą.Dziwnie po jedzeniu , mnie dopada ból lewego boku, ale nie tam gdzie nacięcie , tylko wyżej. Może to kiszki się muszą ułożyć albo co ?
Marzę o powrocie do normalności. Abym mogła już zmyć te żółte odcienie.
Pytałam ,też ordynatora czy był jakiś związek ,pomiędzy mięśniakami i resztą, a niemożnością zajścia w ciążę ?
Odpowiedział ,że nie.
Więc dlaczego nie zaszłam ?
Miało być krótko, wyszedł elaborat :)
Dziękuję wszystkim tym , które trzymały za mnie kciuki.

Wiadomość wyedytowana przez autora 23 lutego 2019, 20:23

7 marca 2019, 21:16

Dziś byłam u gina, na rozmowie po laparoskopowej. Wszystko wygląda świetnie wrecz książkowo.Normalnie nie ma sie do czego przyczepic. Kazał próbowac jak na razie naturalnie.Do jesieni. Zainsynuował badanie nasienia meża. Jak sie nie uda to wtedy stymulacja mnie za pomocą tabletek. Mąż chyba nie chce , albo sie boi badania. Dziś wieczorem mamy porozmawiac. Walka w pojedynke wydaje sie byc przegrana. Nie wiem co dalej. Dopiero co wylazłam z dołka , a tu przede mną nastepny dół.Tyle obietnic było ... własnie było. Wyjde z siebie stane obok i poobserwuje sytuacje. Tym czasem spokojnego wieczoru.

15 kwietnia 2019, 17:19

Leżę w łóżku, ze zmęczenia. Od kilku dni strasznie mnie bolą piersi. Zaczęłam jeść frytki z majonezem, czego wcześniej nie jadłam. Życie nam się wywraca do góry kołami. Teściowa zrobiła się straszna zołza w swojej chorobie, i ja już nic przy niej nie zrobię. Nie chce ode mnie nic. Picie , jedzenie, leki mogę sama sobie jeść. Ona nie ruszy. Jeszcze w dodatku zaczęła mnie bić i gryźć. Nie zniosę tego dłużej. Co będzie jak będzie dziecko ? Ja już do głowy dostaję a co dopiero...
W sobotę jedziemy na urlop tygodniowy( z teściową) Kurwa cudownie będzie. A S.to tak urokliwe miejsce, tylko że ja nie lubię morza.Wolę góry i tam czuję się zajebiście.
20 niby powinien być okres. Jak dostanę to nawet sauna i basen odpadnie. Kurwa lepiej być nie może.
Windą też nie mogę jeździć bo mam zawroty od pewnego czasu. Wiecznie chodzę wkurwiona. Wczoraj ze złości połamałam łychę drewnianą. Trochę mam tych łyżek więc jest co łamać.
Mąż musi o 12 kończyć prace , aby mamusią się zająć. Ten tydzień jeszcze ok. Ale następny po urlopie już niestety nie.
Poszli na spacer. A w domu taka cudowna cisza.