31+0
Gdyby nie ruchy małej i coraz większy brzuch, to mój stan mogłabym nazywać abstrakcją.
Jeszcze rok temu wierzyłam, że na tamtym urlopie się uda. Jeszcze rok temu ,po kolejnym plaskaczu po twarzy od @, po powrocie z wakacji wierzyłam, że kolejny cykl to będzie TEN cykl. Stymulacja, zastrzyk...i potem kolejny policzek...
A dziś, a teraz... moje wymarzone, wywalczone dziecko każdym kopniakiem daje mi o sobie znać...
Dziś miałam 3 prenatalne. Mała waży 1660g. Rośnie prawidłowo, narządy już ma ukształtowane.
Dziś chyba pierwszy raz na usg 3d mogłam zobaczyć dokładnie buzię. Aż niesamowite, że jest tak podobna do taty ❤️.
Chcę wierzyć, że dotrzemy do szczęśliwego finału tej wyboistej drogi.
Profesor, który dziś robił prenatalne, na sam koniec wizyty, wręczając nam opis i zdjęcia małej,powiedział: Spokojnie, ona już jest wasza.
Jesteś nasza...na zawsze.
Gdyby nie ruchy małej i coraz większy brzuch, to mój stan mogłabym nazywać abstrakcją.
Jeszcze rok temu wierzyłam, że na tamtym urlopie się uda. Jeszcze rok temu ,po kolejnym plaskaczu po twarzy od @, po powrocie z wakacji wierzyłam, że kolejny cykl to będzie TEN cykl. Stymulacja, zastrzyk...i potem kolejny policzek...
A dziś, a teraz... moje wymarzone, wywalczone dziecko każdym kopniakiem daje mi o sobie znać...
Dziś miałam 3 prenatalne. Mała waży 1660g. Rośnie prawidłowo, narządy już ma ukształtowane.
Dziś chyba pierwszy raz na usg 3d mogłam zobaczyć dokładnie buzię. Aż niesamowite, że jest tak podobna do taty ❤️.
Chcę wierzyć, że dotrzemy do szczęśliwego finału tej wyboistej drogi.
Profesor, który dziś robił prenatalne, na sam koniec wizyty, wręczając nam opis i zdjęcia małej,powiedział: Spokojnie, ona już jest wasza.
Jesteś nasza...na zawsze.
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 lipca 2022, 23:34
Przez to półtora miesiąca dużo się działo.
Zaczynając od tego, że lekarz od 33 tygodnia zaczął stanowczo mówić, że mała bardzo chce już wyjść i mam zarzucić tryb oszczędzania. Kilka dni po wizycie, czyli już po ukończeniu 34 tygodnia zaczął odchodzić czop. I dochodziły okropne skurcze. I znów kolejna szybka wizyta u lekarza. I znów trzask. Dostałam krwawienia na fotelu, tak dużego, że lekarz przestraszył się, że to krwawienie z macicy. Na szczęście nie, ale miałam nakaz, że jak krwawienie nie ustanie albo mała nie będzie się ruszać, to na wieczór szpital albo z samego rana. Trochę było lepiej, ale bez szału. Natomiast mała była bardzo aktywna, dlatego nie panikowałam. Po dwóch dniach kazał mi zgłosić się na ktg i jednocześnie na szybki podgląd. Ktg ok i podczas badania też ok, bo już wtedy kończyło się plamienie. Potwierdził, że czop odchodzi.
Na ostatniej wizycie, czyli 37+3 mała ważyła 2800 i co najważniejsze, ciąża jest donoszona ✊.Jestem o nią spokojniejsza w jakimś stopniu. Szyjka nie była mierzona, bo jak lekarz stwierdził: ,, Tutaj już nie ma czego mierzyć ". Już było rozwarcie na 1 cm.
Dziś 38+3 , a ja od 4 tygodni chodzę z odchodzącym czopem. Skurcze i bóle krzyżowe się nasilają i wyciszają. Zaczyna mnie przerażać poród SN. Czy sobie poradzę - poradzimy. Czy moja nerwica nie zdominuje mojego myślenia i jednocześnie mojego ciała?
Ostatnio dużo pytań i rozmyśleń w mojej głowie się tworzy...i strachu.
Chciałabym być najlepszą mamą dla małej, ale...jak się nie uda? I będę sfrustrowana matka wariatka?
Tak bardzo bym chciała, aby już była z nami po tej drugiej stronie brzucha, ale ten lęk i strach czy ogarniemy życie z taką kruszynką też jest duży.
Momentami czuję się tak potwornie winna, że mam takie strachliwe myśli. Prawie 6 lat walki, a ja narzekam i tchórzę? To czego Ty chcesz, dziewczyno?
Chcę uwierzyć, że ta walka zakończy się happy endem i staniemy się jeszcze silniejszy i że damy radę. Chcę tej pewności i poczucia bezpieczeństwa.
Zaczynając od tego, że lekarz od 33 tygodnia zaczął stanowczo mówić, że mała bardzo chce już wyjść i mam zarzucić tryb oszczędzania. Kilka dni po wizycie, czyli już po ukończeniu 34 tygodnia zaczął odchodzić czop. I dochodziły okropne skurcze. I znów kolejna szybka wizyta u lekarza. I znów trzask. Dostałam krwawienia na fotelu, tak dużego, że lekarz przestraszył się, że to krwawienie z macicy. Na szczęście nie, ale miałam nakaz, że jak krwawienie nie ustanie albo mała nie będzie się ruszać, to na wieczór szpital albo z samego rana. Trochę było lepiej, ale bez szału. Natomiast mała była bardzo aktywna, dlatego nie panikowałam. Po dwóch dniach kazał mi zgłosić się na ktg i jednocześnie na szybki podgląd. Ktg ok i podczas badania też ok, bo już wtedy kończyło się plamienie. Potwierdził, że czop odchodzi.
Na ostatniej wizycie, czyli 37+3 mała ważyła 2800 i co najważniejsze, ciąża jest donoszona ✊.Jestem o nią spokojniejsza w jakimś stopniu. Szyjka nie była mierzona, bo jak lekarz stwierdził: ,, Tutaj już nie ma czego mierzyć ". Już było rozwarcie na 1 cm.
Dziś 38+3 , a ja od 4 tygodni chodzę z odchodzącym czopem. Skurcze i bóle krzyżowe się nasilają i wyciszają. Zaczyna mnie przerażać poród SN. Czy sobie poradzę - poradzimy. Czy moja nerwica nie zdominuje mojego myślenia i jednocześnie mojego ciała?
Ostatnio dużo pytań i rozmyśleń w mojej głowie się tworzy...i strachu.
Chciałabym być najlepszą mamą dla małej, ale...jak się nie uda? I będę sfrustrowana matka wariatka?
Tak bardzo bym chciała, aby już była z nami po tej drugiej stronie brzucha, ale ten lęk i strach czy ogarniemy życie z taką kruszynką też jest duży.
Momentami czuję się tak potwornie winna, że mam takie strachliwe myśli. Prawie 6 lat walki, a ja narzekam i tchórzę? To czego Ty chcesz, dziewczyno?
Chcę uwierzyć, że ta walka zakończy się happy endem i staniemy się jeszcze silniejszy i że damy radę. Chcę tej pewności i poczucia bezpieczeństwa.
Alusiu, jak Pan Bóg da, jutro się w końcu zobaczymy.
I nasze życie zmieni się o 180 stopni już na zawsze...
6 lat czekania na Ciebie i teraz jutro w końcu Cię zobaczę i dotknę...
Jest cholerny strach czy dam radę, czy nie zawalę.
Ale będę walczyła do samego końca dla Ciebie i dla Twojego Taty.
Panie Boże, Ty się tym zajmij. Nami się zajmij ❤️
I nasze życie zmieni się o 180 stopni już na zawsze...
6 lat czekania na Ciebie i teraz jutro w końcu Cię zobaczę i dotknę...
Jest cholerny strach czy dam radę, czy nie zawalę.
Ale będę walczyła do samego końca dla Ciebie i dla Twojego Taty.
Panie Boże, Ty się tym zajmij. Nami się zajmij ❤️
Stawiłam się 07.09. do szpitala na oddział. Zostałam przyjęta na patologię ciąży. Po badaniach okazało się, że rozwarcie jest na 3 cm, ale akcja skurczowa zanikła. Decyzja zapadła, że czekamy na kolejny dzień, miałam dać szansę organizmowi, bo do terminu porodu zostały dwa dni. No ok.
W czwartek zmieniło się tylko tyle, że rozwarcie powiększyło się do 4 cm. Na ktg cisza, choć ja czułam skurcze. W piątek, w dniu terminu porodu, prawie nikt się mną nie zajął, bo ,,skoro prowadzący lekarz ma dyżur to się panią zajmie od A do Z".
Sobota, 10.09.2022r.
Na obchodzie stawia się mój lekarz i po obchodzie idę na szybkie badanie, gdzie bada mnie inny lekarz w obecności mojego prowadzącego. Lekarz mówi, że nie ma na co czekać. Brak akcji skurczowej, a rozwarcie na 4cm jest.
Koło 9 przechodzę na porodówkę. Papierologia, lewatywa.
Dalej nic się nie zapisuje na ktg. Lekarz około 10 przychodzi i przebija wody płodowe. Po jakimś czasie czuję mocniejsze skurcze, ale dalej nic się nie zapisuje na ktg. Po 30-40 minutach od przebicia wód zapada decyzja o oksytocynie. Zaczynają się silne bóle krzyżowe. Położna , aby mi ułatwić podpina mi taśmy do lędźwi, które mają działać jak elektrostymulacja. Pomaga na chwilę. Pytam o zzo. Nie ma opcji, bo anestezjolog jest na urlopie. Skurcze się nasilają, bóle krzyżowe coraz bardziej bolesne.
W końcu około 11:30-11:40 krzyczę z bólu i że nie dam rady. Nerwica i lękliwość ma teraz pole do popisu. Położna bada rozwarcie. Jej zdumienie, zaskoczenie i niedowierzanie mówią wszystko. Pełne rozwarcie. Szybki telefon do męża ( miałyśmy dzwonić przy rozwarciu 7 cm) o 11:55 ( sprawdzałam potem połączenie
). Nerwy biorą w górę, ale tu ukłon w kierunku mojej położnej i dwóch położnych, które zostały z nami. Wszystkie trzy próbują mnie wesprzeć, a moja główna położna jest konkretna, ale i wyrozumiała. Zaczynam współpracować , z chwiejnymi momentami, ale skupiam się na tym co mówi.
Zaczynają się skurcze parte.
I o 12:20 położyli mi moją dziewczynkę na brzuchu.
Pamiętam tylko tyle, że bardzo krzyczałam: Mam moje dziecko! Moje dziecko! Jest, mam dziecko!- chyba długo to krzyczałam, bo kilka osób się zbiegło na salę i patrzyło na nas.
Poród trwał 3 godziny. Bolesny, ale widok córeczki i ten czas porodu wszystko mi wynagrodził.
Mój bezbarwny świat, po niecałych 6 latach walki , nabrał koloru, nadziei i nowej miłości- miłości MATKI❤️
Warto było o Ciebie walczyć, Córeczko ❤️
W czwartek zmieniło się tylko tyle, że rozwarcie powiększyło się do 4 cm. Na ktg cisza, choć ja czułam skurcze. W piątek, w dniu terminu porodu, prawie nikt się mną nie zajął, bo ,,skoro prowadzący lekarz ma dyżur to się panią zajmie od A do Z".
Sobota, 10.09.2022r.
Na obchodzie stawia się mój lekarz i po obchodzie idę na szybkie badanie, gdzie bada mnie inny lekarz w obecności mojego prowadzącego. Lekarz mówi, że nie ma na co czekać. Brak akcji skurczowej, a rozwarcie na 4cm jest.
Koło 9 przechodzę na porodówkę. Papierologia, lewatywa.
Dalej nic się nie zapisuje na ktg. Lekarz około 10 przychodzi i przebija wody płodowe. Po jakimś czasie czuję mocniejsze skurcze, ale dalej nic się nie zapisuje na ktg. Po 30-40 minutach od przebicia wód zapada decyzja o oksytocynie. Zaczynają się silne bóle krzyżowe. Położna , aby mi ułatwić podpina mi taśmy do lędźwi, które mają działać jak elektrostymulacja. Pomaga na chwilę. Pytam o zzo. Nie ma opcji, bo anestezjolog jest na urlopie. Skurcze się nasilają, bóle krzyżowe coraz bardziej bolesne.
W końcu około 11:30-11:40 krzyczę z bólu i że nie dam rady. Nerwica i lękliwość ma teraz pole do popisu. Położna bada rozwarcie. Jej zdumienie, zaskoczenie i niedowierzanie mówią wszystko. Pełne rozwarcie. Szybki telefon do męża ( miałyśmy dzwonić przy rozwarciu 7 cm) o 11:55 ( sprawdzałam potem połączenie

Zaczynają się skurcze parte.
I o 12:20 położyli mi moją dziewczynkę na brzuchu.
Pamiętam tylko tyle, że bardzo krzyczałam: Mam moje dziecko! Moje dziecko! Jest, mam dziecko!- chyba długo to krzyczałam, bo kilka osób się zbiegło na salę i patrzyło na nas.
Poród trwał 3 godziny. Bolesny, ale widok córeczki i ten czas porodu wszystko mi wynagrodził.
Mój bezbarwny świat, po niecałych 6 latach walki , nabrał koloru, nadziei i nowej miłości- miłości MATKI❤️
Warto było o Ciebie walczyć, Córeczko ❤️
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 września 2022, 13:37
Dziś są moje urodziny.
Od 5 lat moim marzeniem nad tortem urodzinowym było dar dziecka. Teraz , w 6 roku, z moim marzeniem i darem stanę nad tym tortem i spełniona zdmuchnę świeczkę.
Dziś rano się zastanowiłam, czego mogę sobie życzyć, skoro Ala jest już tutaj?
Może czas pomyśleć o zwykłych, prostych rzeczach? Może czas pomyśleć o swoich ukrytych marzeniach, które zostały przykryte przez walką z niepłodnością?
Codziennie dziękuję Bogu za dar życia Alicji. Nigdy nie sądziłam, że uczucie zakochiwania się każdego dnia może być tak realne. Bo tak jest, codziennie czuję przypływ miłości do mojego dziecka.
Wiadomo, że są lepsze i gorsze dni, ale nigdy bym nie chciała wrócić do swojego dawnego życia.
Z każdym tygodniem widzę jak bardzo się zmienia. Jak coraz mądrzej i radośniej patrzy oczkami na świat. Moje serce skacze z radości, kiedy uśmiecha się do mnie.
Dziś jest paskudnie za oknem, a ja, patrząc na Alę i czując jej zapach, odczuwam, że to piękny i słoneczny dzień.
Od 5 lat moim marzeniem nad tortem urodzinowym było dar dziecka. Teraz , w 6 roku, z moim marzeniem i darem stanę nad tym tortem i spełniona zdmuchnę świeczkę.
Dziś rano się zastanowiłam, czego mogę sobie życzyć, skoro Ala jest już tutaj?
Może czas pomyśleć o zwykłych, prostych rzeczach? Może czas pomyśleć o swoich ukrytych marzeniach, które zostały przykryte przez walką z niepłodnością?
Codziennie dziękuję Bogu za dar życia Alicji. Nigdy nie sądziłam, że uczucie zakochiwania się każdego dnia może być tak realne. Bo tak jest, codziennie czuję przypływ miłości do mojego dziecka.
Wiadomo, że są lepsze i gorsze dni, ale nigdy bym nie chciała wrócić do swojego dawnego życia.
Z każdym tygodniem widzę jak bardzo się zmienia. Jak coraz mądrzej i radośniej patrzy oczkami na świat. Moje serce skacze z radości, kiedy uśmiecha się do mnie.
Dziś jest paskudnie za oknem, a ja, patrząc na Alę i czując jej zapach, odczuwam, że to piękny i słoneczny dzień.
Rok temu mój świat zawirował. Rok temu moja beta pierwszy raz od 5,5 roku była pozytywna. Rok temu drżałam ze strachu i skakałam z radości.
A teraz...moja Alutka śpi obok mnie. Otwiera oczka, patrzy na mnie, uśmiecha się i zasypia.
To cudowne chwile.
Jak myślę o tym roku, to uwierzyć nie mogę jaką drogę przeszliśmy, aby Ala była z nami.
Nie mówię, że jest kolorowo. Są lepsze, gorsze, łatwiejsze i trudniejsze dni. Ale za nic bym nie chciała powrócić do tego życia ,, sprzed Ali".
Nie mówię też, że nie tęsknię za swobodą, która miałam. Wychodziłam kiedy chciałam i robiłam co chciałam. Tęsknię trochę za wyjściami na zdjęcia, ot tak. Bo to pasja, którą pokochałam siedząc w niepłodności i która do tej pory mnie uskrzydla.
Wierzę w to, że za jakiś czas tak to poukładamy, że znajdę tą godzinkę, półtorej na wypad z aparatem.
Od listopada też trochę przeszliśmy. Wylądowałam z małą w szpitalu z rsv i norawirusem. To było okropne patrzeć na własne dziecko, które jest podpięte pod różne aparatury, żeby mogło oddychać. Wtedy czułam, że zawaliłam jako matka. Emocjonalnie wyszłam stamtąd wypruta, ale szczęśliwa, że pomogli mojemu dziecku. I że wraca do zdrowia. Ala bardzo długo odreagowywała szpital. Przestała sypiać w ciągu dnia. Budziła się w nocy z piskiem i płaczem. Była bardzo nerwowa. Dopiero tydzień przed świętami zaczęła robić sobie drzemki w ciągu dnia i teraz już normalnie sypia. Mały człowieczek, ale przeżyła swoje. Jedyne pocieszenie, że nie będzie tego pamiętać.
A co do świąt...
Te święta były w końcu inne. Mimo tego, że byłam zabiegana, zaaferowana ,to w końcu ten pusty talerz przy stole wigilijnym nie był pusty. Był zapełniony miłością do Ali.
Uwielbiam patrzeć jak nabywa nowe umiejętności, jak uśmiecha się albo śmieje się. Serce mi się kraje jak patrzę na jej płacz i gdy ją coś boli. Wściekam się na siebie, że nie potrafię rozszyfrować o co może jej chodzić w danej chwili. Wiem, że dużo nauki przede mną, przed nami.
Czasami boję się, że nie dam rady i nie poradzę sobie z macierzyństwem. Ale teraz staram sobie powtarzać, że zrobię wszystko co mogę, aby miała udane dzieciństwo. Mam nadzieję, że będzie szczęśliwym dzieckiem. Bo jak ona będzie szczęśliwa, to ja również.
Dziewczynki , życzę Wam, aby ten rok przyniósł nadzieję i aby nadzieja przerodziła się w Wasze upragnione szczęście. Wszystkiego najpiękniejszego dla Was ❤️
A teraz...moja Alutka śpi obok mnie. Otwiera oczka, patrzy na mnie, uśmiecha się i zasypia.
To cudowne chwile.
Jak myślę o tym roku, to uwierzyć nie mogę jaką drogę przeszliśmy, aby Ala była z nami.
Nie mówię, że jest kolorowo. Są lepsze, gorsze, łatwiejsze i trudniejsze dni. Ale za nic bym nie chciała powrócić do tego życia ,, sprzed Ali".
Nie mówię też, że nie tęsknię za swobodą, która miałam. Wychodziłam kiedy chciałam i robiłam co chciałam. Tęsknię trochę za wyjściami na zdjęcia, ot tak. Bo to pasja, którą pokochałam siedząc w niepłodności i która do tej pory mnie uskrzydla.
Wierzę w to, że za jakiś czas tak to poukładamy, że znajdę tą godzinkę, półtorej na wypad z aparatem.
Od listopada też trochę przeszliśmy. Wylądowałam z małą w szpitalu z rsv i norawirusem. To było okropne patrzeć na własne dziecko, które jest podpięte pod różne aparatury, żeby mogło oddychać. Wtedy czułam, że zawaliłam jako matka. Emocjonalnie wyszłam stamtąd wypruta, ale szczęśliwa, że pomogli mojemu dziecku. I że wraca do zdrowia. Ala bardzo długo odreagowywała szpital. Przestała sypiać w ciągu dnia. Budziła się w nocy z piskiem i płaczem. Była bardzo nerwowa. Dopiero tydzień przed świętami zaczęła robić sobie drzemki w ciągu dnia i teraz już normalnie sypia. Mały człowieczek, ale przeżyła swoje. Jedyne pocieszenie, że nie będzie tego pamiętać.
A co do świąt...
Te święta były w końcu inne. Mimo tego, że byłam zabiegana, zaaferowana ,to w końcu ten pusty talerz przy stole wigilijnym nie był pusty. Był zapełniony miłością do Ali.
Uwielbiam patrzeć jak nabywa nowe umiejętności, jak uśmiecha się albo śmieje się. Serce mi się kraje jak patrzę na jej płacz i gdy ją coś boli. Wściekam się na siebie, że nie potrafię rozszyfrować o co może jej chodzić w danej chwili. Wiem, że dużo nauki przede mną, przed nami.
Czasami boję się, że nie dam rady i nie poradzę sobie z macierzyństwem. Ale teraz staram sobie powtarzać, że zrobię wszystko co mogę, aby miała udane dzieciństwo. Mam nadzieję, że będzie szczęśliwym dzieckiem. Bo jak ona będzie szczęśliwa, to ja również.
Dziewczynki , życzę Wam, aby ten rok przyniósł nadzieję i aby nadzieja przerodziła się w Wasze upragnione szczęście. Wszystkiego najpiękniejszego dla Was ❤️
Ala ma już ponad 8 miesięcy.
Niesamowite jak ten czas płynie.
Rok temu pomału zaczynałam szykować ubranka, wyprawkę.
Już wtedy wiedziałam, że Dzień Mamy nie jest tylko dniem Mojej, cudownej, Mamy, ale i mój.
Dziś, jest nasz Pierwszy Dzień Mamy po drugiej stronie brzuszka.
Fantastycznie, że mogą ją dotknąć, pocałować i przytulić. Fantastycznie, że mogę odwzajemnić jej uśmiech, a ona mój. Fantastycznie, że napełnia mój świat codziennie od nowa swoim pięknem.
A dziś... Ala pierwszy raz złożyła dwie sylaby w jedną całość: ma-ma. ❤️
Niczego dziś więcej mi nie trzeba ❤️
Niesamowite jak ten czas płynie.
Rok temu pomału zaczynałam szykować ubranka, wyprawkę.
Już wtedy wiedziałam, że Dzień Mamy nie jest tylko dniem Mojej, cudownej, Mamy, ale i mój.
Dziś, jest nasz Pierwszy Dzień Mamy po drugiej stronie brzuszka.
Fantastycznie, że mogą ją dotknąć, pocałować i przytulić. Fantastycznie, że mogę odwzajemnić jej uśmiech, a ona mój. Fantastycznie, że napełnia mój świat codziennie od nowa swoim pięknem.
A dziś... Ala pierwszy raz złożyła dwie sylaby w jedną całość: ma-ma. ❤️
Niczego dziś więcej mi nie trzeba ❤️
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 maja, 18:32
Jeszcze chwilka i będziecie razem 🥰 Piękne, ze los tak się odwrócił i dziś jesteście o krok 🤞🏻🤞🏻🤞🏻
ja też sie potrafię obudzić i się zastanawiam czy mój brzuch to nie sen... i pierwsze co robię po otwarciu oczu to czekam na kopniaczki od malutkiej <3