Mąż wyjechał w delegację 3miesięczną, ja w tym czasie staram się opanować swoje emocje. W tym cyklu zaczęłam leczenie estrofemem mite. Jest mimimalny postęp, endo ma 5,5 mm ( było ok 4mm do tej pory ). Pęcherzyka dominującego brak..we wtorek mam ponowne badanie progesteronu, aż jestem ciekawa czy jest postęp, do tego jestem w tym cyklu bez luteiny - okres zaskoczy i przyjdzie punktualnie? Wątpię...
Nie mam czasu na szukanie "pierdół" płodnościowych, nie mam czasu na analizowanie, nie mam czasu na myślenie, ogólnie nie mam czasu na NIC , nawet dla siebie, ale może to i lepiej. Mimo wieczornego zmęczenia uwielbiam zajęte do maximum dni. Jutro jak córcię zaprowadzę do szkoły czeka mnie jazda na badania, oby ino kolejki nie było - nienawidzę czekać.
Wprawdzie nie widziałam małej na żywo, ale mam nadzieje, że teraz będzie tylko lepiej. W myślach układam sobie scenariusze z zaletami posiadania odchowanej jedynaczki
całkiem dobrze mi to wychodzi, nawet seks zaczyna być z powrotem cudowny i bezinteresowny, nie nastawiony tylko na jedno. Mam nadzieje, że odpuszczę wreszcie - tzn. uspokoje myśli i będę cieszyć się tym co mam zgodnie z zaleceniami lekarza. Bynajmniej do grudnia, bo wtedy znów będę mieć wizytę i lekarz liczy na spektakularne efekty brania estrofemu, Mąż wróci do kraju, więc i myśli znów uciekną w kierunku starań..
