Wszystko zaczęło się od tego, że w pracy mi się jakoś nie układa. Słaba atmosfera i nacisk ze strony przełożonych skłoniły mnie do zastanawiania się nad zmianą... Oczywiście samą pracę wcale nie tak łatwo zmienić bo mimo,że bezrobocie jest obecnie niskie, to ofert pracy jakoś i tak niewiele. Dla mężczyzn to i owszem, ale kobietom już gorzej. No a poza tym w obecnej pracy trzymała mnie jeszcze umowa lojalnościowa wiec jedynym sensownym wyjściem było zajść w ciążę... No właśnie, tylko minął juz prawie rok a ja nadal w ciąży nie jestem

Po kilku miesiącach zmieniła sie moja sytuacja, ponieważ firma przeszła na męża mojej szefowej i umowa lojalki została rozwiązana, ale marzenia o dziecku pozostały. Czuję sie trochę rozgoryczona, ponieważ o sowich planach opowiedziałam koleżance z pracy ( była mi bliska) i stwierdziła, że to super pomysł... Sama z niego też skorzystała i zaczęły sie jakieś dziwne sytuacje. Co miesiąc pytała się mnie czy już dostałąm okres, jak mówiłam, ze tak, to mi nie wierzyła i twierdziła,że na pewno już w ciąży jestem i ją okłamuje. Wkurzyłam sie kiedys ostro na nią za te wypytywania i niedowierzania. Oczywiście ona jest obecnie w piątym miesiącu a mam nadal sie nie udaje. Kurcze może to głupie ale mam wrażenie jak by ukradła mi marzenie. Wiem, że nie powinnam jej winić za to, ze jej się udało ale zanim jej opowiedziałam o moich planach to w rozmowach o dzieciach zawsze mówiła, że w najbliższej przyszłości nie planuje bo ma traumę po pierwszym porodzie.
No dobra nie o niej miał być ten pamiętnik, wiec zostawiam ja w spokoju niech szczęśliwie doczeka rozwiązania. Kiedyś i mi się uda, prawda?
Jeszcze jedna myśl mnie naszła. Kiedy powinnam zacząć robić coś więcej niż zwykłe starania? Chodzi mi o dodatkowe badania pod kątem płodności, czy wszystko jest ok?
dzisiaj nocka, wczoraj nocka i nie ma kiedy zabrać się za rozmnażanie. Zwłaszcza, że mój trzylatek w dzień nie pozwoli rodzicom na chwilę samotności...Powinnam wziąć się w garść i ogarnąć kilka zaległych spraw. Niestety jesienna aura nie sprzyja mi w ogóle i chyba dopadła mnie chandra. Najchętniej zakopała bym się pod kocem z kubkiem gorącej herbaty, lub kawy i książką w ręku...
W czwartek urodziny mojego pierworodnego, a ja dzisiaj przypomniałam sobie, ze nie kupiliśmy jeszcze prezentu! zamówiłam więc szybko na allegro i mam nadzieje, ze najpóźniej w piątek będzie. W sobotę robimy imprezę więc wolała bym żeby dziecku się nie zrobiło smutno, że tylko od mamy i taty nic nie dostał. Straszny się z niego kłamczuszek zrobił. Wczoraj na przykład powiedział do mnie że nie idzie do przedszkola bo ma gorączkę : Stwierdził: Patrz mamo mam ciepłe czoło, to na pewno gorączka więc zostaję w domu z babcią! Dopiero wizja wizyty u lekarza, której to wizyty nie znosi ostudziła jego zapał zostania w domu.
Na szczęście już prawie po okresie wiec niedługo można zacząć od nowa. Właśnie minął pierwszy rok starań... 12 straconych cykli! Przykre to strasznie. Cieszę sie, ze mam mojego przedszkolaka a namiastkę swojego drugiego bobasa mam w postaci córci mojej siostry ( mała ma obecnie 4 miesiące. Zaczęłam działać.Jakoś tak w sierpniu byłam u ginekologa, zrobić sobiw cytologię i podpytać czy nie warto było by zrobić jakis badań bo już się jakis czas staramy i nic. Zbyła mnie wtedy troszkę i powiedziała, ze do zdrowe pary mogą sie starać nawet do roku i że to normalne. Wiec ten cykl kończył nam już rok starań wiec pora działać. 5.12 mam wizytę i ginki ( innej niż ostatnio). Wybiorę się tym razem prywatnie bo na nfz wizyty są umawiane w moich godzinach pracy a nie chcę, zeby szefowa sie dowiedziała o moich staraniach. Więc piatego grudnia być może dowiem się wstępnie jakie działania powinniśmy podjąć z mężem aby się wreszcie udało.
