w przyszły poniedziałek w 12 dc znowu monitoring, no i pewnie koło środy inseminacja. Dostałam też receptę na zastrzyk Ovitrelle i jakby co zrobie go 24 h - 48 h przed inseminacją. Niesamowite emocje! z jednej strony się cieszę, bo może akurat będe w procencie, którym się udało za pierwszym razem, a z drugiej strony boje sie cholernie kolejnej porażki!!!!! OMG! no nic, co będzie to będzie - trzeba wyluzować, bo inaczej człowiek zwariuje...
Właśnie oglądam Wiadomości - Kate Middleton jest w ciąży. Przynajmniej ona! szczęsciara. Gratuluję im:-) będzie piękny książę lub księzniczka;-)
Pisałam o tym kilka postów wyżej - zabieg się nie powiódl. W 2013 zmieniłam lekarza (nazwijmy go lekarzem nr 2), która wykonała dodatkowe badania, zlecała co miesiąc monitoring i orzekla nieplodnosc idiopatyczną. W tym gabinecie wykonałam też badanie drożności jajowodow (nowoczesną metodą HyFoSy), dzięki czemu wiedziałam ze oba jajowody są drożne - a dziecka jak nie bylo, tak nie ma. Rozpoczął się 2014 rok i na chwilę postanowiłam zarzucić starania, które i tak nie wychodziły a skupiłam się na poszukiwaniu nowej pracy. Udało się i w listopadzie, po prawie 6 latach w jednej korpo, zmieniłam firmę. Dla mnie była to cudowna odskocznia, przede wszystkim dla głowy, ktora na chwilę odcieła sie od staran i ciaglego stresu i liczenia dni. Dodatkowo, był to ciekawy krok w mojej karierze na stanowisko zarządzajace - teraz z perspektywy czasu, cieszę się ze to sie tak poukladało. Gdy minął mi w pracy okres próbny, postanowiłam powrocic do staran, wiedząc ze i tak na pewno zejdzie mi z tym mnostwo czasu. Ale od razu tez wrocilam do lekarza nr 2 na zabieg inseminacji, który ponownie (dwukrotnie) się nie udal...
((( I tak rozpoczely sie wakacje 2015. Znowu postanowilam zrobic sobie przerwę, skupić sie na czyms przyjemnym, biegać, cwiczyć itp. W lipcu 2015 (5 lat po ślubie i ciaglych staraniach z malymi przerwami na zmiane pracy lub jakąś mini chorobę) wychodzi mi dodatni test!!!! Szok i niedowierzanie!!!!!!!!!! JAK TO? 3 inseminacje sie nie udaly, a tu nagle na naturalnym cyklu bez monitoringow i innych bajerow, wyszlo???? Byl to dluzszy cykl, wiec w dniu w ktorym mialo juz byc widoczne serce wg kalendarza, lekarz nic nie zobaczyl. Szpital, podejrzenie ciązy pozamacicznej, stres na maxa, beta rosnaca prawidlowo i wreszcie kilka dni po - jest pecherzyk!!!!! Jednak szczescie nie trwalo dlugo - po okolo tygodniu, rano w toalecie swieża krew, ponownie szpital, beta spadająca i poronienie w trakcie.... Chyba nie musze pisać jak tragicznie sie wtedy czulam (nawet teraz lzy cisną mi sie do oczu) - po tylu latach, jak juz sie udalo, Maluszek postanowil nas opuścic.... Na szczęscie obeszlo sie bez zabiegu lyzeczkowania, organizm sam sie oczyscil, ale bole, które wtedy przezylam (rowniez te fizyczne, lącznie z dresztami i wizyta karetki) będę pamietać do konca zycia. A więc sierpień 2015 nie należal do udanych. Pomimo uczucia, ze fajnie ze wreszcie się udalo i być moze kiedys będę mamą, teraz z perspektywy czasu, wiem, ze dopadła mnie mini depresja - potrafiłam jeszcze przez kilka kolejnych miesięcy płakać na mysl o ciazy. Do tego w pracy zaczal sie nerwowy czas, bardzo duzo pracy i stres mocno skumulowal sie w moim zyciu.W listopadzie 2015, postanawiamy zacząc leczyc sie w kliniece nieplodnosci (miałam wtedy 31 lat). Przy rejestracji polecono mi lekarza (nie mialam swojego typu, bralam co jest), ktory podczas pierwszej wizyty, uslyszeniu historii , przejrzeniu badan, stwierdzil, ze w naszym wypadku to juz najlepiej podejsc do in vitro. Bylam juz pogodzona z tym faktem, bo innego scenariusza raczej nie zakladalam. W miedzyczasie spotkalam sie z kolezanka (pediatrą), ktora sama dosc dlugo sie starala z pomoca tej samej kliniki i doradzila mi zebym jednak zmienila lekarza w klinice. Tak tez w styczniu 2016 trafiam do NAJCUDOWNIEJSZEGO lekarza, z jakim przyszlo mi sie spotykac - nazwijmy go lekarzem nr 3 - dla zainteresowanych osob z Krakowa, chetnie podam nazwisko:-) Lekarz nr 3 juz podczas pierwszej wizyty zebral wywiad, zobaczyl wyniki badan i stanowczym tonem z nuta poczucia humoru, powiedzial: Bedziecie miec tego dzieciaczka!!! to bylo jak dodanie skrzydel. Do tego zlecil nowe badania, ktorych jeszcze nikt nie zlecil, a mnie patrzac na moja prolaktyne (wyzsza tylko po obciazeniu), przepisal Bromergon, bo powiedzial, ze nie da sie ''robic dzieci na zaciagnietym hamulcu''
Rowniez umowil monitoring i stylumacje: ostatecznie bralam Euthyrox, Bromergon, Lamette na pecherzyki i Ovitrelle na pekniecie. Po 2 takich cyklach bylam w ciązy!!!!!!!! Ale tu znowu szczescie nie trwalo dlugo - beta wykonana jednego dnia, po 3 dniach juz spadala. Jednak to poronienie bylo zupelnie inne - spokojne, jakby tylko mocniejszy okres, bez widocznego zarodka. Jak szybko przyszlo, tak szybko sie skonczylo... Lekarz nr 3 stwierdzil, ze raczej mogla to byc wada zarodka, a nie matczyna przyczyna...Z tego poronienia, podnioslam sie do walki zdecydowanie szybciej - juz w kolejnym cyklu wdrozylismy znowu stymulacje i w maju 2016 rozpoczela sie moja ciąza. Tym razem zdrowa, bezproblemowa, zakonczona w lutym 2017, kiedy to na swiecie powitalam najcudowniejsza istotke na tej ziemi - mojego synka:-)))) po kilku latach walki, nie wierzylam ze bedzie mi dane byc kiedys mamą. Rowniez nie wierzylam, ze po tylu problemach, moge tak swietnie znosic i czuc sie w ciazy - chyba jednak jest jakis balans w przyrodzie;-)
A teraz? teraz jestem w 31 tygodniu drugiej ciązy - w marcu nasza rodzina powiekszy sie o kolejnego Szkraba:-) Tu historia zaplodnienia wygladala podobnie.
W lutym 2020 postanowimy starac sie o rodzenstwo, kilka miesiecy na ustawionym leczeniu, podobnym jak ostatnio - monitoring, euthyrox, tym razem dostinex na prokaktyne, lametta na pecherzyki i ovitrelle i w czerwcu udaje nam się zajść.
Tak więc dziewczyny - nawet w beznadziejnych przypadkach, mozna znalezc swiatelko w tunelu! Tym postem chcialam dodac Wam otuchy oraz odwagi. Warto tez szukac dobrego lekarza, bo to klucz do udanych staran!!!
Trzymam kciuki:)
Trzymam kciuki :) Głowa do góry.
Dzięki, dziewczyny!