Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Kiedy się uda? Warto było - Udało się po około 5 latach!
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
Kiedy się uda? Warto było - Udało się po około 5 latach!
O mnie: Mam 28 lat, cudownego męża i dobrą prace. Do pełni szczęścia brakuje tylko Maleństwa...Razem jesteśmy od ponad 6 lat, małżeństwem od 2 lat i 3 miesięcy.
Czas starania się o dziecko: Czas starań - od roku na maxa, z badaniami i odliczaniem dni płodnych. Od początku małżeństwa nie stosowaliśmy zabezpieczeń i mieliśmy założenie, że jak wyjdzie to wyjdzie...Jednak do dziś dnia z potomka wciąż nici..EDIT: po dobrych 8 latach przez przypadek trafilam na stronę ponownie. Dzielę sie swoją historia, żeby dotac otuchy dziewczynom, ktore dlugo sie staraja.
Moja historia: Od 4 cykli jestem na CLO, od dwóch lat biore codziennie pół tabletki Bromka - ze względu na podwyższona prolaktyne po obciążeniu. Ogólnie nigdy nie miałam super regularnych cykli - 32-40 dni...Jestem na monitoringu cyklu, owulacja niby występuje, wyniki mężą też sa w porządku, a jednak wciąz ciąży brak. Po owulacji biorę Duphaston. Czuję, że na dniach zacznie się nowy cykl...i nowe nadzieje.. EDIT: w ostatnim poście opiszę w skrócie swoją historie:-)
Moje emocje: Emocje to istny rollercoaster. Od dramatu po przyjściu "nieszczęsnej cioci", morzu wylanych łeż i złości na cały swiat przychodzi czas na nowe nadzieje, radość, że może tym razem sie uda..

15 listopada 2012, 18:40

Dzisiaj nowy cykl...zobaczymy czy tym razem sie uda. We wtorek wizyta u gina i pewnie stymulacja od 5 do 9 dnia...a więc do dzieła!

19 listopada 2012, 18:44

Dziś byłam u mojej Pani Doktor - zaczynam brać przez 5 dni Clostilbegyt, roboczo zwany przez nas "lek na bliźniaki";-) w przyszły poniedziałek w 12 dc znowu monitoring, no i pewnie koło środy inseminacja. Dostałam też receptę na zastrzyk Ovitrelle i jakby co zrobie go 24 h - 48 h przed inseminacją. Niesamowite emocje! z jednej strony się cieszę, bo może akurat będe w procencie, którym się udało za pierwszym razem, a z drugiej strony boje sie cholernie kolejnej porażki!!!!! OMG! no nic, co będzie to będzie - trzeba wyluzować, bo inaczej człowiek zwariuje...

25 listopada 2012, 10:15

Od dawna zastanawiam się jak to jest, że teraz tyle dziewczyn ma problemy z zajściem w ciąże, a np. nasze mamy nie miały...mało jest chyba małżeństw w wieku naszych rodziców, którzy są bezdzietni, a jeśli tak to raczej z wyboru. A teraz podobno co czwarta para boryka się z tym problemem. To jest jakaś masakra! albo mamy po prostu teraz więcej stresów, wdychamy bardziej syfiaste powietrze, albo też z drugiej strony dzisiaj później ludzie myśla o dziecku - najpierw studia, praca, a dopiero później dzieci. Moja mama w moim wieku miała już kilkuletnie dzieciaki.No cóż...cały czas pocieszam się, że jeszcze mam 2 lata do 30stki...

26 listopada 2012, 19:10

Porada
Dziś miałam kolejną wizytę - 12 dc. Jak to powiedziała pani Doktor - są dwa piękne pęcherzyki. Jutro kolo 9 rano mam sobie zrobić zastrzyk z Ovitrelle, a w środe rano idziemy na inseminację.Z jednej strony się boję, a z drugiej wydaje mi się, że i tak wyluzowałam i stało mi się to obojętne. Jest oczywiście dreszczyk emocji, ze względu na to, że musze wyciągnąć do lekarza mojego męża, a on średnio to lubi..no ale cóz - cel wyższy! Ale nie można się spinać. W ogóle też postanowiłam, że jakby nie wyszło (odpukać), to sobie daje kilka mcy przerwy - nie będe biegać do lekarza 3 razy w cyklu, podglądać te moje jajniki, odliczać dni płodne itp. Chcę się na chwilę od tego uwolnić, wyluzować, popagtrzeć na tę cała sytuację z boku...zobaczymy, to takie moje postanowienia Noworoczne:-)

26 listopada 2012, 19:11

Dziś miałam kolejną wizytę - 12 dc. Jak to powiedziała pani Doktor - są dwa piękne pęcherzyki. Jutro kolo 9 rano mam sobie zrobić zastrzyk z Ovitrelle, a w środe rano idziemy na inseminację.Z jednej strony się boję, a z drugiej wydaje mi się, że i tak wyluzowałam i stało mi się to obojętne. Jest oczywiście dreszczyk emocji, ze względu na to, że musze wyciągnąć do lekarza mojego męża, a on średnio to lubi..no ale cóz - cel wyższy! Ale nie można się spinać. W ogóle też postanowiłam, że jakby nie wyszło (odpukać), to sobie daje kilka mcy przerwy - nie będe biegać do lekarza 3 razy w cyklu, podglądać te moje jajniki, odliczać dni płodne itp. Chcę się na chwilę od tego uwolnić, wyluzować, popagtrzeć na tę cała sytuację z boku...zobaczymy, to takie moje postanowienia Noworoczne:-)

28 listopada 2012, 13:15

No i jestem po inseminacji...Pani Doktor powiedziała, że wyniki męża imponujące i jeszcze takich u nich w klinice nie mieli. U mnie też dwa pęcherzyki, więc może się wreszcie...w pon jeszcze monitoring, żeby sprawdzić czy wszystko pękło i jakby co to Duphaston. Będa to najdłuższe dwa tygodnie w moim życiu!

1 grudnia 2012, 11:32

Ale fajnie - wreszcie weekend i trochę wolnego czasu;-) trzeba sobie coś miłego zorganizować i wyskoczyć z Ukochanym na jakąś imprezkę - w końcu Andrzejki! porządki już zrobione, cały dzień do wieczora zaplanowany, tylko po to, aby nie myśleć wiadomo o czym...w poniedziałek idę na wizytę do lekarza na USG i pewnie zacznę łykać duphaston...no i czekanie trwa. Liczę na to,że chociaż jeden pęcherzyk (bo były dwa dominujące) został zapłodniony;-) daj Panie Boże!!!!!!!

3 grudnia 2012, 18:20

No i dupa...byłam na USG i z dwóch "pieknych" pęcherzyków została juz mniej piękna torbiel...Pani Dr mówiła, że trzyma kciuki za jeden, który pękł, ale ja się lekko podłamałam i przypuszczam, że będzie jak co miesiąc. Masakra!!! denerwujące to jest. Teraz mam brać przez 10 dni Duphaston i potem mam zrobić betę.
Właśnie oglądam Wiadomości - Kate Middleton jest w ciąży. Przynajmniej ona! szczęsciara. Gratuluję im:-) będzie piękny książę lub księzniczka;-)

11 grudnia 2012, 19:20

Ale pogoda, nie znoszę zimy. Zawsze w drugiej fazie cyklu łapie doła i wkurzenie na cały świat, do tego nie znosze zimy! dziś 27 dc i czuje ze niedlugo zjawi sie franca i znowu nici...jutro ostatni dzien Duphastonu, zobaczymy.

14 grudnia 2012, 19:22

No to mamy kolejną porażkę...Dziś cały dzień plamienie, więc już wiem, że na pewno okres dostanę na dniach. Do tego ten ból brzucha i jajników. Cholera - nie udało się! oczywiście już się popłakałam, choć obiecałam Kochanemu przed inseminacją, że nie będę płakać jakby nie wyszło. Ale nie da się - to jest silniejsze ode mnie. Łzy same się cisną do oczu. No nic - trzeba walczyć dalej. Ale tak jak pisałam wcześniej, odpuszczam sobie ten cykl jeśli chodzi o medycynę. Chcę sprawdzić jak moj organizm zareaguje na brak Duphastonu w 2 fazie cyklu i ile będzie trwał cykl. Zresztą idą święta, więc też nie będzie jak i kiedy biegać na monitoringi..

21 grudnia 2012, 21:20

Wszystkim "Ovufriendkom" życzę Wesołych Świąt!!!! a najbardziej życxę, tego czego pragniemy najbardziej:-)!!!

19 stycznia 2021, 13:13

Hej Wszystkim! odnalazłam te stronę i przypomnialam sobie, ze przeciez kiedys zapisywalam tutaj swoje mysli i opisywalam swoja historię. Teraz majac wiecej czasu, postanowilam się podzielic z Wami tym, jak wygladaly moje dalsze losy. A więc w 2012, w ktorym zaczelam pisac swoj pamiętnik chodziłam do lekarza (nazwijmy go lekarzem nr 1), który nic nie zdziałal. Jak się pozniej okazało, nie przypisal nawet Euthyroxu na lekką niedoczynność tarczycy, natomiast chętnie wykonał inseminację;-) Pisałam o tym kilka postów wyżej - zabieg się nie powiódl. W 2013 zmieniłam lekarza (nazwijmy go lekarzem nr 2), która wykonała dodatkowe badania, zlecała co miesiąc monitoring i orzekla nieplodnosc idiopatyczną. W tym gabinecie wykonałam też badanie drożności jajowodow (nowoczesną metodą HyFoSy), dzięki czemu wiedziałam ze oba jajowody są drożne - a dziecka jak nie bylo, tak nie ma. Rozpoczął się 2014 rok i na chwilę postanowiłam zarzucić starania, które i tak nie wychodziły a skupiłam się na poszukiwaniu nowej pracy. Udało się i w listopadzie, po prawie 6 latach w jednej korpo, zmieniłam firmę. Dla mnie była to cudowna odskocznia, przede wszystkim dla głowy, ktora na chwilę odcieła sie od staran i ciaglego stresu i liczenia dni. Dodatkowo, był to ciekawy krok w mojej karierze na stanowisko zarządzajace - teraz z perspektywy czasu, cieszę się ze to sie tak poukladało. Gdy minął mi w pracy okres próbny, postanowiłam powrocic do staran, wiedząc ze i tak na pewno zejdzie mi z tym mnostwo czasu. Ale od razu tez wrocilam do lekarza nr 2 na zabieg inseminacji, który ponownie (dwukrotnie) się nie udal...:-(((( I tak rozpoczely sie wakacje 2015. Znowu postanowilam zrobic sobie przerwę, skupić sie na czyms przyjemnym, biegać, cwiczyć itp. W lipcu 2015 (5 lat po ślubie i ciaglych staraniach z malymi przerwami na zmiane pracy lub jakąś mini chorobę) wychodzi mi dodatni test!!!! Szok i niedowierzanie!!!!!!!!!! JAK TO? 3 inseminacje sie nie udaly, a tu nagle na naturalnym cyklu bez monitoringow i innych bajerow, wyszlo???? Byl to dluzszy cykl, wiec w dniu w ktorym mialo juz byc widoczne serce wg kalendarza, lekarz nic nie zobaczyl. Szpital, podejrzenie ciązy pozamacicznej, stres na maxa, beta rosnaca prawidlowo i wreszcie kilka dni po - jest pecherzyk!!!!! Jednak szczescie nie trwalo dlugo - po okolo tygodniu, rano w toalecie swieża krew, ponownie szpital, beta spadająca i poronienie w trakcie.... Chyba nie musze pisać jak tragicznie sie wtedy czulam (nawet teraz lzy cisną mi sie do oczu) - po tylu latach, jak juz sie udalo, Maluszek postanowil nas opuścic.... Na szczęscie obeszlo sie bez zabiegu lyzeczkowania, organizm sam sie oczyscil, ale bole, które wtedy przezylam (rowniez te fizyczne, lącznie z dresztami i wizyta karetki) będę pamietać do konca zycia. A więc sierpień 2015 nie należal do udanych. Pomimo uczucia, ze fajnie ze wreszcie się udalo i być moze kiedys będę mamą, teraz z perspektywy czasu, wiem, ze dopadła mnie mini depresja - potrafiłam jeszcze przez kilka kolejnych miesięcy płakać na mysl o ciazy. Do tego w pracy zaczal sie nerwowy czas, bardzo duzo pracy i stres mocno skumulowal sie w moim zyciu.
W listopadzie 2015, postanawiamy zacząc leczyc sie w kliniece nieplodnosci (miałam wtedy 31 lat). Przy rejestracji polecono mi lekarza (nie mialam swojego typu, bralam co jest), ktory podczas pierwszej wizyty, uslyszeniu historii , przejrzeniu badan, stwierdzil, ze w naszym wypadku to juz najlepiej podejsc do in vitro. Bylam juz pogodzona z tym faktem, bo innego scenariusza raczej nie zakladalam. W miedzyczasie spotkalam sie z kolezanka (pediatrą), ktora sama dosc dlugo sie starala z pomoca tej samej kliniki i doradzila mi zebym jednak zmienila lekarza w klinice. Tak tez w styczniu 2016 trafiam do NAJCUDOWNIEJSZEGO lekarza, z jakim przyszlo mi sie spotykac - nazwijmy go lekarzem nr 3 - dla zainteresowanych osob z Krakowa, chetnie podam nazwisko:-) Lekarz nr 3 juz podczas pierwszej wizyty zebral wywiad, zobaczyl wyniki badan i stanowczym tonem z nuta poczucia humoru, powiedzial: Bedziecie miec tego dzieciaczka!!! to bylo jak dodanie skrzydel. Do tego zlecil nowe badania, ktorych jeszcze nikt nie zlecil, a mnie patrzac na moja prolaktyne (wyzsza tylko po obciazeniu), przepisal Bromergon, bo powiedzial, ze nie da sie ''robic dzieci na zaciagnietym hamulcu'';-) Rowniez umowil monitoring i stylumacje: ostatecznie bralam Euthyrox, Bromergon, Lamette na pecherzyki i Ovitrelle na pekniecie. Po 2 takich cyklach bylam w ciązy!!!!!!!! Ale tu znowu szczescie nie trwalo dlugo - beta wykonana jednego dnia, po 3 dniach juz spadala. Jednak to poronienie bylo zupelnie inne - spokojne, jakby tylko mocniejszy okres, bez widocznego zarodka. Jak szybko przyszlo, tak szybko sie skonczylo... Lekarz nr 3 stwierdzil, ze raczej mogla to byc wada zarodka, a nie matczyna przyczyna...
Z tego poronienia, podnioslam sie do walki zdecydowanie szybciej - juz w kolejnym cyklu wdrozylismy znowu stymulacje i w maju 2016 rozpoczela sie moja ciąza. Tym razem zdrowa, bezproblemowa, zakonczona w lutym 2017, kiedy to na swiecie powitalam najcudowniejsza istotke na tej ziemi - mojego synka:-)))) po kilku latach walki, nie wierzylam ze bedzie mi dane byc kiedys mamą. Rowniez nie wierzylam, ze po tylu problemach, moge tak swietnie znosic i czuc sie w ciazy - chyba jednak jest jakis balans w przyrodzie;-)
A teraz? teraz jestem w 31 tygodniu drugiej ciązy - w marcu nasza rodzina powiekszy sie o kolejnego Szkraba:-) Tu historia zaplodnienia wygladala podobnie.
W lutym 2020 postanowimy starac sie o rodzenstwo, kilka miesiecy na ustawionym leczeniu, podobnym jak ostatnio - monitoring, euthyrox, tym razem dostinex na prokaktyne, lametta na pecherzyki i ovitrelle i w czerwcu udaje nam się zajść.
Tak więc dziewczyny - nawet w beznadziejnych przypadkach, mozna znalezc swiatelko w tunelu! Tym postem chcialam dodac Wam otuchy oraz odwagi. Warto tez szukac dobrego lekarza, bo to klucz do udanych staran!!!